W Tramwaju z tatą – uważność

0
1019
fot. arch. Spot
- reklama -

Chyba każdy z Was spotkał się z opinią, że „życie” jest teraz coraz szybsze albo, że kiedyś to było jakoś lepiej, spokojniej. Coś w tym jest. Wynika to z wielu czynników i jednym z nich jest niewątpliwy skok, postęp o charakterze rewolucyjnym w kwestii transportu, wymiany informacji i finalnie dostępu do nich z każdego niemal miejsca na świecie za pomocą małego metalowo-plastikowego urządzenia zwanego potocznie – komórką lub jak kto woli, smartfonem.

UWAŻNOŚĆ

W rozmowach z rodzicami czy dziadkami nieraz pojawiają się barwne opisy tego, jak kiedyś moja prababcia wiodła powolne życie na wsi, w górach w niedalekim Szczyrku. Mieszkała na stoku góry i parę razy w miesiącu udawała się pieszo do Bielska-Białej po sprawunki. Sprzedawała jajka, warzywa, miód, a kupowała kawę, ubrania, narzędzia i parę cukierków dla mojej babci a swojej córki. Taka wyprawa trwała cały dzień od wczesnych godzin porannych do późnego wieczora czy wręcz nocy.
Nie było w tym nic dziwnego, że przy okazji nie mogła załatwić dziesięciu innych spraw. Nikt tego nie oczekiwał, gdyż wiele czynności wymagało dużo więcej czasu, niż te same zadania wykonywane dziś. Moim zdaniem, było w tym coś magicznego. Człowiek skupiał się na swoim zadaniu, bo nie miał pod ręką masy rozpraszaczy. Nie oznacza to, że ludzie nie mieli swoich problemów i żyło im się lepiej. Każde czasy mają swoje trudności i każdy niezależnie kiedy i gdzie żyje – ma swoje zadania do wykonania.
Obiecałem tekst o Uważności. W całym zgiełku i na każdym zakręcie nie zapominajmy, by nie przegapić tych magicznych momentów, które uchwycone w odpowiednim czasie, budują barwną mozaikę naszej duszy. Temat Uważności i priorytetów będę również kontynuował w kolejnym numerze Tramwaju. Zapraszam do lektury.
Chyba każdemu rodzice powtarzali, by uważać podczas przechodzenia przez ulicę. Podczas zdawania egzaminów na prawo jazdy w wielu pytaniach testowych pojawia się opcja, którą trzeba zawsze wybrać, by zadanie zostało zaliczone poprawnie – „podczas manewru zachowaj szczególną ostrożność”. Zachowujemy należytą uwagę – przynajmniej większość z nas, mam nadzieję – podczas czynności kluczowych dla naszego przeżycia każdego dnia.
Nie będziesz golił się maszynką elektryczną podłączoną do gniazdka pod prysznicem. Nie ubierzesz dziurawych spodni dresowych na spotkanie z kluczowym klientem – no chyba, że jesteś odjechanym artystą lub programistą negocjującym kontrakt na stworzenie aplikacji, umożliwiającej rejestrowanie Twojej uwagi, jaką poświęcasz dzieciom. Nie podasz na niedzielny obiad krwistego steku, wiedząc że honorowymi gośćmi są Twoi przyszli teściowie – weganie.
Większość z nas – jak pisałem wcześniej, na co mam nadzieję – nie popełnia karygodnych błędów z pełną świadomością. To dlaczego, gdy mamy szansę być lepszymi „tatami” wolimy patrzeć w monitor telefonu. Dlaczego jakiś sms, mail czy błaha sprawa załatwienia umowy na wywóz śmieci staje się najważniejsza i odsuwamy od siebie spragnione uwagi oczy dziecka, na rzec takich oto przyziemnych spraw?
Nie chodzi mi o to, by wszystko co robimy odsunąć na bok i zawsze za każdym razem, i w każdej formie na pierwszym miejscu stawiać bliskich. Tak się nie da. Czasem trzeba coś załatwić, zamknąć jakiś temat. Naszym zadaniem jest nie wychodzenie ze swej roli Ojca. W czym rzecz? Zamiast krótkiego warknięcia na dziecko, by dało nam spokój, czy komentarza – nie mam teraz czasu – może warto na tą sekundę się zatrzymać…
Mały Kubuś usłyszał fragment rozmowy rodziców i do jego uszu dotarła ważna przed Dniem Ojca wiadomość – tata bardzo chciał dostać, jak to mówił? Awans, tak to o to chodziło. Kuba nie wiedział, czym był awans dla dorosłych, ale w rozmowie z mamą tata wypowiadał takie słowa jak – podwyżka, prestiż, nagroda i wyróżnienie. Kuba usłyszał kiedyś słowo wyróżnienie na przedszkolnej akademii i pamiętał, że wtedy taki wysoki chłopak dostał metalowy medal na niebieskiej wstążce od Pani dyrektor. Kuba połączył fakty i w swojej dziecięcej głowie powstał zarys planu, jaki zamierzał zrealizować.
Przez trzy tygodnie z okładem pracował nad swoim zadaniem. Wyczekiwał dnia, gdy tata wróci z pracy, a on jego mały rycerz, podbiegnie do niego z…MEDALEM.
Tak też się stało. Kubuś podbiegł to taty trzymając w dłoniach własnoręcznie wykonany metalowy medal. Był to kapsel po napoju gazowanym, który Kuba ścierał o chodnik za szkołą codziennie przez kilka minut, by mama go nie zobaczyła. Gdy udało mu się zetrzeć czerwoną farbę, nałożył swoją – zieloną, w barwach firmy, w której tata pracował. Nie wiedział jak przyczepia się do medali sznurek, by zawiesić go na szyi. Postanowił użyć kleju z kuchennej szuflady. Mama zawsze, gdy coś musiała naprawić lub przymocować, sięgała po tą tubkę i parę kropli załatwiało sprawę. Co prawda nie pozwalała Kubie bawić się tym klejem, ale musiał podjąć to ryzyko, by doprowadzić sprawę do końca. Nawet skleił sobie dwa palce i przez dwa dni nie pokazywał mamie lewej ręki.
Jednak nie było tak, jak Kuba sobie wymarzył. Tata już od progu wisiał na telefonie i nerwowo gestykulując mówił podniesionym głosem do jakiegoś – Bartka.
Kuba zwolnił kroku, ale w końcu stanął przed tatą i podniósł małe rączki do góry. Trzymał w nich MEDAL dla swojego taty. Ten go jednak minął, idąc do salonu, po czym rzucił torbę na kanapę.
Kuba odwrócił się do niego i powiedział wysokim łamiącym się głosem:
– Tatusiu, patrz, co dla Ciebie zrobiłem.
W odpowiedzi usłyszał nerwowe:
– później synku.
Mały nie poddawał się i podszedł bliżej do taty, by ten mógł lepiej zobaczyć prezent.
– patrz tatuś, mam dla Ciebie coś – powiedział chłopiec czując pierwsze ściski w gardle.
– nie teraz – odparł tata.
Kuba spuścił głowę, odwrócił się i powoli wyszedł z salonu. Na stoliku kawowym zostawił tylko swój prezent dla taty – zielony kapsel z namalowanym złotymi literami małym napisikiem – AWANS.

- reklama -