Covidowe porządki – co nam zostanie po wirusie

0
976
depositphotos.com
- reklama -

Parkuję swój samochód na ulicy wzdłuż rzędu szarych kamienic. Nie łatwo zmieścić mojego starego mercedesa między równie wiekową corsą i dużym zielonym dostawczakiem.
Zamykam szyby, upewniam się, że wszystko zabrałem. Odhaczam poszczególne rzeczy na niewidzialnej liście, w mojej głowie. Telefon, komórka, torba, notes
z długopisem, ładowarka. Wszystko jest.
Zamykam samochód – centralny nie działa, ale to nic. Zmierzam w kierunku wejścia na szpitalny parking. Brukowana ścieżka zaprowadzi mnie do głównego wejścia, gdzie przejdę kontrolę przed wejściem na umówioną wizytę po moim ostatnim zabiegu.
W połowie drogi zatrzymuję się. Czegoś brakuje. Coś co powinienem mieć przy sobie, a raczej… na sobie.
Maseczka. Została w schowku obok gałki zmiany biegów.

Lista kontrolna
Stoję w kolejce przed białymi drzwiami wejściowymi do szpitala. Mamy piękne lato i mimo wczesnej pory – jest godzina 7.52, jest już 29 stopni Celcjusza.
Szybko się pocę, podobnie jak para starszych osób przede mną. Mąż odprowadza żonę, która za jakieś 5 godzin, zostanie przyjęta na oddział. Oboje też są spoceni i z trudem oddychają w jednorazowych maseczkach.
Gdy już odstałem swoje 20 minut, miła pani – okryta w ochronne ubranie – maseczka, przyłbica, rękawiczki, fartuch i zapas płynu dezynfekującego na stoliku – mierzy mi temperaturę. Na szczęście termometr pokazuje 36,3, mogę wejść.
Jeszcze tylko ankieta. Podaję moje dane osobowe i zaświadczam, że nie jestem chory ani z chorymi nie miałem styczności i mogę iść na pierwsze piętro, by potwierdzić swoją obecność na planowanej wizycie kontrolnej.

To miejsce jest zajęte
Udaję się dobrze znanym korytarzem pod salę nr 2 i jak zwykle nie ma już miejsc siedzących. Każda z dziesięciu osób, która była umówiona na godzinę 8.00 już siedzi na co drugim miejscu na przeciw gabinetu nr 2.
Jak się okaże, część z nich zostanie wezwana do sali nr 3 po kilkunastu minutach i szybko opuszczą szpital.
Inni jak ja…ściskając swój numerek – ja mam ładną czarną dziesiątkę na białym poplamionym kartoniku – poczekają jakieś 2-3 godziny by zgodnie z rozsądnym planowaniem przestrzeni w ciasnym szpitalnym korytarzu, nie stykać się ze sobą bez konieczności.
Moja wizyta z godz. 8.00, przesuwa się na 11.12. Przecież wielu mądrzejszych od nas już dawno temu stwierdziło, że czas jest względny…

Do czterech razy sztuka
Pacjent, 32 lata po wycięciu wyrostka robaczkowego skarży się na bóle w okolicach rany pooperacyjnej. Zalecana kontrola oraz wykonanie USG.
Miesiąc wcześniej, ten sam człowiek zgłosił się na izbę przyjęć z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego. Jednak mimo potwierdzenia jego obaw, musiał czekać 17 godzin w izolacji bez dostępu do sanitariatów – no może poza uroczą plastikową kaczuszką…
Trzeba było sprawdzić czy pacjent nie stanowi zagrożenia dla innych osób, bo wykryto u niego przeciwciała na COVID-19. On sam czuje się dobrze i zapewnia, że jest zdrowy.
Wirusa przebywał niemal bezobjawowo trzy tygodnie wcześniej. Jednak trzeba poczekać na wyniki, bo te które ma… mogą okazać się nieaktualne.
Na szczęście zabieg się udał, pacjent przeżył, wyrostek został przesłany do dalszych badań.

- reklama -

Ot, happy ending
Niestety coś poszło nie tak i po miesiącu, należy ponownie zgłosić się do szpitala – na szczęście pacjent sam poprosił o wykonanie USG na pierwszej wizycie. Dzięki temu teraz znów stoi w kolejce i ponownie wypełnia kartę informacyjną, poci się przez 20 minut przed wejściem i liczy na to, że tym razem kolejne badania na wirusa szybko potwierdzą jego negatywny stosunek do wirusa.
Niestety po pierwszym badaniu wynik jest niejednoznaczny, trzeba powtórzyć.
Ale przynajmniej pacjent może pojechać do domu – będąc podejrzanym o bycie zarażonym – i wrócić rano, gdy nowe wyniku już przyjadą z porannym transportem.
Jest godzina 11.13, środa, pacjent wypełnia po raz czwarty kartę informacyjną i udaje się znanym sobie korytarzem na pierwsze piętro…

Dokąd zmierzamy?
Pacjent, wiek 32 lat, mężczyzna. Jest bardzo wdzięczny personelowi szpitala. Naprawdę. Widział poświęcenie ludzi, pracujących pod presją.
Widział młodą pielęgniarkę, która „biegała” pomiędzy salami by pomagać pacjentom – była sama, mając pod opieką 15 osób.
Widział lekarza, który chce mu pomóc i tłumaczy konieczność zabiegu.
Widział swój strach, gdy leżał pod dużą białą lampą na sali operacyjnej nr 2. Miła pani anestezjolog, pytała go o jego zawód i uspokajała, widząc przyśpieszające tętno.
Widział zmęczoną pielęgniarkę, gdy o północy na jego prośbę pisała sms do jego żony: Wszytko dobrze, już jestem po, kładę się spać. Nie martw się.
Te osoby robią co mogą, by dalej ratować nasze zdrowie i życie. Marnują masę energii na próbę dopasowania regulacji do naszej sytuacji.
Czy teraz przed wejściem do szpitala, będziemy każdego badać na obecność grypy, zapalenia płuc, choroby weneryczne?
Czy zanim zaczniemy komuś pomagać, poddamy się procedurom, które tę pomoc opóźniają?
Co zostanie z nas, gdy staniemy sami i będziemy potrzebować drugiej osoby, by ta… nawet bez maseczki pochyliła się nad nami?