Nad rzeką, która zawsze łączyła

0
232
- reklama -

Nazwa Olza jest wspaniała, nie jest ani polska, ani czeska. Powrót nazwy Olza na całym terytorialnym jej przebiegu byłby cudownym symbolem tego, że czas propagandowej szarpaniny o region mamy już za sobą – mówi historyk Michael Morys-Twarowski.

Marcin Mońka: Olza bardziej łączy czy dzieli?
Michael Morys-Twarowski: Rzeki ze swojej zasady łączą, a nie dzielą. Większość znanych nam miast powstało nad rzekami. Jeśli jakakolwiek z nich przecina ośrodek miejski, a jednocześnie wyznacza granice, możemy być niemal pewni, że jest to konsekwencją zdecydowanie późniejszych decyzji. Olza zawsze łączyła, a rzeką graniczną Księstwa Cieszyńskiego, ze względu na ruch osadniczy, była Ostrawica. Często zapominamy też o Białce, która również stała się rzeką graniczną w wyniku decyzji politycznych około 1315 roku. Wtedy doszło do podziału ziem Mieszka, pierwszego księcia cieszyńskiego, na Księstwo Cieszyńskie i Księstwo Oświęcimskie. 
 
Skoro wywołałeś rok 1315 – jaką rolę pełniła Olza w średniowieczu?
Olza wypełniała wiele funkcji. Była źródłem wody, w ograniczonym zakresie napędzała młyny wodne, jednak w naszym regionie niemal wszystkie sztuczne kanały zwane młynówkami należą do dorzecza Wisły, a nie Odry. Olza pełniła też rolę transportową, choć ze względu na jej wielkość i długość ta rola była dość mocno ograniczona. Trzeba jednak pamiętać, że w średniowieczu najlepszym transportem był właśnie ten rzeczny, ponieważ lądowy bywał zwykle bardziej czasochłonny – znane są np. przypadki, gdy ktoś drogą lądową ze Skoczowa do Cieszyna jechał z towarem aż dwa dni. 
 
Rzeka to jednak żywioł, więc pewnie w przeszłości niejednokrotnie potrafiła ujawnić swoje mroczniejsze oblicze…
Tak, choć jeszcze nie w średniowieczu. Jednak w XVI wieku, gdy do wcześniej niezagospodarowanych przez człowieka gór wkroczyli Wałasi i rozpoczęli tzw. kolonizację wałaską, nastąpiły poważne zmiany. Wałasi wypasali owce i przy tej okazji niszczyli szatę roślinną, która – mówiąc w największym skrócie – absorbując wodę po deszczach utrzymywała w ryzach naturalny porządek. Woda zaczęła więc spływać w dół, po skałach, i od tej chwili powodzie stały się znacznie częstsze, a każde kolejne pokolenie rolników w regionie żyło już w zagrożeniu. Rolnicy z terenów górskich i tak znosili to lepiej niż mieszkańcy terenów objętych gospodarką stawową, czyli tzw. Żabiego Kraju, gdzie np. mieszkańcy Strumienia z powodziami musieli się zmagać regularnie. Powódź oznaczała przecież słabe zbiory, a w perspektywie kolejnego roku głód dla wielu mieszkańców.
Problem z regulacją Olzy długo pozostawał nierozwiązany. Na przełomie XIX i XX wieku narzekano, że władze Śląska Austriackiego, składającego się z części opawskiej i cieszyńskiej, dyskryminują tę ostatnią. Jednym z przejawów upośledzenia cieszyńskiej części miała być opieszałość związana z regulacją rzek, w tym Olzy.  
 
Zgodzisz się z opinią, że Olza dla mieszkańców regionu była „rzeką świętą”, wpływającą nie tylko na podstawy egzystencji, ale również na krajobraz kulturowy oraz obrzędowy? 
Z punktu widzenia antropologii woda jako źródło życia musiała znajdować się w sferze sacrum u ludzi wszystkich epok, poczynając od Kotynów w starożytności, wczesnośredniowiecznych Gołęszyców, a później Polaków, Czechów, Niemców, słowem – wszystkich mieszkańców Księstwa Cieszyńskiego. 
Myślę, że rolę obrzędową Olza mogła pełnić już w dawnych społecznościach słowiańskich. Zwyczaje świąteczne, które znamy, często czerpią swoje źródła właśnie u nich. Trochę możemy żałować, że nie mamy opisu, porównywalnego do dzieła Oskara Kolberga. Niestety nie zdążył tych wszystkich zwyczajów opisać Bogumił Hoff, zaczął bowiem od Wisły, a nie od Olzy. 
    Wczesnośredniowieczni Słowianie byli ludem „bagnistym”, bardzo dobrze pływali, świetnie się kryli w jeziorach, rzeka musiała więc odgrywać kluczową rolę w ich egzystencji. Wystarczy spojrzeć na chronologię powstawania osad na Śląsku Cieszyńskim. Najstarsze są te powstające nad Olzą, Ostrawicą i Wisłą albo ich dopływami, dopiero później osadnictwo rusza w górę rzek albo na tereny położone między nimi. 
Rzekę uświęcano również później, a ważną rolę odegrał Jan Kubisz i jego wiersz „Płyniesz Olzo po dolinie”. W jego twórczości znajdziemy wiele motywów biblijnych, być może dlatego wątek sakralny jest tak silnie wyczuwalny. Mamy też inne skojarzenia, jak choćby te łączące Olzę i Jordan, co wydaje się o tyle ważne, że Biblia pozostawała nie tylko istotnym odniesieniem religijnym, jak i również kulturowym, zarówno dla społeczności katolickiej, jak i ewangelickiej. Pewnie to skojarzenie nasuwało się wcześniej, jednak dopiero Kubisz tak przekonująco je zwerbalizował. 
     U innego ważnego dla regionu autora, Gustawa Morcinka, znajdziemy fragmenty, gdzie z troską opisuje zanieczyszczenie rzek w Zagłębiu Ostrawsko-Karwińskim w czasie rewolucji przemysłowej, która przecież nie znała terminu ekologia. 
 
Olza – kiedy po raz pierwszy pojawia się ta nazwa?
Pierwsze wzmianki sięgają czasów średniowiecza, badacze wskazują na dokument z 1290 roku, chociaż znany dopiero z późniejszego odpisu. Nazwa Olza ma pochodzenie indoeuropejskie, nie jest więc ani słowiańska, ani germańska. A to oznacza, że w chwili, gdy przyszli tutaj Słowianie, rzeka była już zwana Olzą. 
Przyjęło się w literaturze naukowej, że rzeki na północy obecnej Polski zachowują bardzo stare określenia, natomiast na południu dość często mają nazwy typowo słowiańskie, co może oznaczać, że są „młodymi nazwami”. Innymi słowy, na północy Słowianie we wczesnym średniowieczu zastali stare ludy, które przekazały im informację o nazwach rzek. Z kolei na południu istniał po inwazji Hunów i innych tragicznych wydarzeniach V wieku stan tzw. pustki osadniczej. I tutaj wbrew tej regule pojawia się nazwa Olza, co może wskazywać na ciągłość osadnictwa na terenie nazwanym później Śląskiem Cieszyńskim. A w każdym razie może być argumentem przemawiającym za taką hipotezą.
O ile więc pierwszy dokument z nazwą Olza ma siedem wieków, to sama nazwa może mieć nawet dwa tysiące lat i pochodzić z czasów, kiedy tereny te zamieszkiwał celtycki lud Kotynów.
 
Paradoksalne, że nazwa o tak neutralnym pochodzeniu i długowieczności mogła stać się kością niezgody…
Nazwa Olza w dobie XIX-wiecznych sporów polsko-czeskich padła ofiarą i jednych, i drugich. Czesi wymyślili bowiem nazwę Olše, natomiast Polacy stworzyli nazwę Olsza. Nawet u Sienkiewicza w „Potopie” Kmicic idzie przez Olszę, a nie przez Olzę. Tyle tylko, że polscy językoznawcy pod wpływem Polaków z Księstwa Cieszyńskiego przemyśleli sprawę i stwierdzili, że jednak Olsza jest ahistoryczną polonizacją indoeuropejskiej nazwy. Dlatego po krótkim renesansie nazwy Olsza, zwłaszcza w publikacjach polskich spoza regionu, powrócono do Olzy. Z kolei w czeskich publikacjach pozostała Olše, a nieco później wykorzystano ją już stricte politycznie. 
 
Wątpliwości związane z nazwą Olzy pozostają żywe do dziś…
Nazwa rzeki jest papierkiem lakmusowym, czy część czeskich środowisk chce prowadzić politykę propagandową bez żadnego uzasadnienia merytorycznego i zmieniać nazwy hydrograficzne. Nawet apel Czeskiej Akademii Nauk z początku lat 90. XX wieku, aby zmienić obowiązującą od 1961 roku urzędową nazwę Olše nie przekonał tych środowisk. 
Merytorycznie „Olše” jest wytworem czeskich działaczy z XIX wieku, a na poziomie urzędowym została wprowadzona przez czechosłowackich komunistów. I przez ponad 30 lat czeskie władze nie były w stanie zdobyć się na to, aby Olše znów stała się Olzą. Myślę, że nie jest to kwestia kłopotów administracyjnych związanych  ze zmianą nazwy, bo gdyby tak było, to Gottwaldov  nie stałby się na powrót Zlinem. 
To smutne również z tego powodu, że wraz z upływem lat nazwa Olše będzie się wgryzać coraz mocniej w świadomość mieszkańców, zwłaszcza tych młodszych, a po kolejnych dekadach będzie dominować przekonanie, że Olše to czeska nazwa rzeki, tak jak polską nazwą jest Olza. 
A przecież nazwa Olza jest wspaniała, nie jest ani polska, ani czeska. Powrót nazwy Olza na całym terytorialnym jej przebiegu byłby cudownym symbolem tego, że czas propagandowej szarpaniny o region mamy już za sobą. Czasami można spotkać się z określeniem Nadolzie. Kojarzę je przede wszystkim z tytułu książki historycznej „Nadolzie zrywa okowy”, tak samo nazywa się klub literacki. Nazwa Nadolzie, choć nie odwołuje się bezpośrednio do historii, jak chociażby termin „Księstwo Cieszyńskie”, to jednak ma spory potencjał „jednoczeniowy”. Że rzeka Olza może łączyć – mówiąc frazą Kubisza – „jak przed laty”, a nie dzielić, bo tak postanowili politycy w 1920 roku. 
……………

Michael Morys-Twarowski jest autorem książek „Polskie imperium”, „Narodziny potęgi. Wszystkie podboje Bolesława Chrobrego”, „Przedmurze cywilizacji”, „Wójtowie na Śląsku Cieszyńskim 1864-1918”, „Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich” i „Dzieje Księstwa Cieszyńskiego” oraz wielu publikacji naukowych poświęconych głównie historii Śląska Cieszyńskiego.
 

 
 
 
 
 
- reklama -