Hala Jaworowa ostatni oddech Beskidów…

0
2006
fot. Szymon Krupka
- reklama -

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie należę do żadnej organizacji ekologicznej i nie jestem politykiem. Jedną z moich pasji są góry, które szczerze kocham… Zostałem chyba obdarzony, czymś co nazywa się wrażliwością estetyczną. A może tylko szerzej otwieram oczy? Czasem uważam, że to cholerne przekleństwo!

Do Brennej pierwszy raz przyjechałem 11 lat temu, wcześniej odwiedziłem Wisłę i Ustroń. Jednak od razu urzekła mnie spokojna, wtedy jeszcze taka prawdziwa, beskidzka – Brenna. Dla przyjezdnych, zmęczonych hałasem, niedzielnymi pseudoturystami, była ostatnim miejscem niepowtarzalności, starego, górskiego krajobrazu. Wszystko zmieniło się w ciągu ostatnich 10 lat i mam wrażenie, że nie idzie ku lepszemu. Mowa o nieuporządkowanym, totalnym chaosie w centrum. Możemy tam znaleźć absolutnie wszystko. Plastik, styropian, beton i pastelowe monstra, które zaczynają zasłaniać góry. Co dla miejscowych decydentów oraz niektórych mieszkańców jest zapewne wartością, dla ludzi świadomych z zewnątrz zaczyna być farsą. Mam taką myśl, że z jednej strony unijne pieniądze, może są błogosławieństwem, ale patrząc na przykład Brennej można mieć zgoła odmienne wrażenie. Góry nie są już dzisiaj ważne, bo człowiek stał się wygodny, są gdzieś z boku, są dodatkiem, tłem, widokiem, nie są trendy. Jadąc przez centrum Brennej mamy zatem całą gamę tych dziwolągów. A wisienką na torcie jest budynek, który miał być chyba restauracją. Oczy bolą od tego widoku, straszy teraz przecinając rzekę Brennicę. Restauracja na rzece – pastelowy trup błędnych decyzji i braku wyobraźni. Te przykłady można mnożyć. Strach pomyśleć co będzie dalej! Obserwując to z boku widać jakby na siłę ktoś chciał z Brennej zrobić drugą Wisłę, Ustroń lub Szczyrk. Pytanie brzmi po co? Czy nie można było zostawić tej oryginalności, harmonii i klimatu? Czy nie można było promować tradycji, rzemiosła, historii i świętego spokoju? Na tym także można zarobić pieniądze! Ktoś mi odpowie – mamy przecież Kozią Zagrodę czy remontowane tzw. „Stare kino”! Ale to stanowczo za mało. W tym całym plastiku, styropianie i betonie nawet te wyjątkowe obiekty, gdzieś giną i już chyba nie pasują. Wszystko dzieli się na „słynne” działki budowlane, na których jak grzyby po deszczu powstaje misz masz architektoniczny z całego świata. Nikt nad tym nie panuje, chyba nikogo to nie obchodzi, liczą się „inwestycje” i zrealizowane na siłę projekty. I tak Beskid Śląski z roku na rok staje się coraz mniejszy, uboższy w krajobrazy i podzielony „kutymi” płotami z Castoramy.

Miejscem w gminie Brenna, gdzie można jeszcze poczuć ostatni oddech Beskidów z całą pewnością jest Hala Jaworowa. Postanowiliśmy wybrać się z Ozzim (moim wiernym psim towarzyszem) w to wspaniałe miejsce, nim za jakiś czas staną tam wyciągi, budki z goframi, lodami oraz plastikowe dinozaury. O sporze ekologów z pomysłodawcami zagospodarowania Kotarza, a co za tym idzie Hali Jaworowej napisano już wiele. Odsyłam do tych licznych publikacji, aby każdy mógł wyrobić swoje zdanie. 

Naszą wycieczkę na Kotarz (Halę Jaworową) zaczynamy w Brennej. Obok leciwego, metalowego wesołego miasteczka, zostawimy samochód i szybkim tempem, przechodzimy przez rzekę Brennicę. Kierujemy się na ulicę Sportową. Tu przy ośrodku Pod Starym Groniem, zaczynamy marsz – zielonym szlakiem pod górę (Kierunek – Stary Groń). Mijamy drewnianą stodołę. Dach został już zerwany, aby szybciej mogła zakończyć swój żywot. Po około 10 minutach stromego podejścia wzdłuż wyciągu wchodzimy z Ozzim w spore stado owiec. Widok na chwilę pozwala zapomnieć o tym, co dzieje się na dole. Dalej tylko las. Po 50 minutach dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Na szczycie Krzywónek szlak czarny łączy się z zielonym. Idziemy w lewo pod górę w kierunku Starego Gronia (798 m.n.p.m). Szczyt osiągamy po około 50 minutach. Poniżej Starego Gronia usytuowana jest 12 metrowa wieża widokowa. Widzimy m.in. Dolinę Hołcyny i Brennicy, pasmo Błatniej, Skrzyczne, Orłową, Równicę, pasmo Stożka i Czantorii oraz szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego z najwyższą Łysą Górą. Ruszamy dalej w kierunku Grabowej czarnym szlakiem. Po drodze warto zwrócić uwagę na murki z wyoranych tu kiedyś kamieni. Nawet na takiej wysokości rozwinęło się rolnictwo. Kamienne murki chroniły uprawy przed zimnymi wiatrami oraz śniegiem. Budową zajmowali się tzw. Połoniarze, którzy niegdyś zamieszkiwali te ziemie. Na polanach okalających Stary Groń najdłużej w Beskidzie Śląskim zachowały się tradycyjne Sałasze. Jeszcze w latach 70. XX wieku, można było tutaj zobaczyć kolibę – schronienie pasterzy. Po 40 minutach docieramy do Chaty Grabowej. Jeszcze kilka lat temu znajdowała się tu klimatyczna drewniana chata. Po niej zostały już tylko wspomnienia. Na stronie internetowej gminy Brenna – czytamy: „Serdecznie zapraszamy do nowo odrestaurowanej Chatki Grabowej położnej u stóp szczytu Grabowej. Wokół schroniska znajduje się park tematyczny „Ogród Bajek” z postaciami z legend i podań z regionu Beskidu Śląskiego”. Niestety mija się to z prawdą. Historyczny obiekt, architektonicznie związany z tymi górami, został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi! Na jego miejsce wybudowano wielką drewniano – kamienną hybrydę z dachówką imitującą gont. Ruszamy dalej, by po 20 kolejnych minutach dotrzeć na szczyt Grabowa (907 m n.p.m.). Zostawiamy szlak czarny i skręcamy w lewo na czerwony. Naszym celem jest Kotarz. Co jakiś czas, przecieram oczy ze zdziwienia, czytając tabliczki – Piknik Kotarz Bar – 5 min. oraz wizerunek kufla piwa. Wchodzimy z Ozzim na szczyt. Chwila refleksji, zastanowienia. Byłem tu zaledwie 2 lata temu, a tyle się zmieniło. Jest się tu jedyny w Europie „ołtarz europejski”. Został on wybudowany w 2008 roku z kamieni przywiezionych ze wszystkich państw Europy i wielu miast naszego kraju. Zostały też wmurowane symboliczne kamienie po jednym z każdego kontynentu. Dosłownie 15 metrów od „ołtarza europejskiego” znajduje się drewniana „gustowna” szopa, sklecona z czego popadnie z wielkim napisem – Piknik Bar. Zaraz obok wielki maszt telefonii komórkowej. Za plecami drewniane zadaszenie dla turystów. Sacrum miesza się z profanum, kicz z piwem w plastikowych kuflach, a nad wszystkim góruje stalowy potwór wieży telefonii. Brakuje słów… 

- reklama -

Po chwilowym szoku w milczeniu wracamy poniżej do skrzyżowania szlaków pod Kotarzem. Wchodzimy na niebieski szlak. Fragment lasu przed Halą Jaworową robi gigantyczne wrażenie. Wreszcie jest pięknie, jak kiedyś, gdy góry te porastała pradawna puszcza. Opuszczamy las i naszym oczom ukazuje się Hala Jaworowa. Nie da się tego łatwo zapomnieć. Jesienią w blasku słońca z zachodu mieni się setkami kolorów natury. Jest to miejsce, które musi pozostać niezmienione za wszelką cenę, aby nasze dzieci i wnuki mogły się nim zachwycać. Przed nami ostatnie 1,5 godziny marszu w dół. Fragment ten najpiękniej wygląda jesienią. Imponujące buki mienią się czerwienią. Wchodzimy do Brennej wzdłuż potoku Hołcyna. Ku uciesze mijamy odrestaurowane drewniane budynki, które niestety są rzadkością. Dominuje pstrokatość, pastel i „orgia architektoniczna”. Wracamy z Ozzim do rzeczywistości, na parking przy pamiętającym socjalizm – wesołym miasteczku, gdzie zaparkowaliśmy samochód.

Przestrzeń gór jest częścią naszego wewnętrznego, duchowego krajobrazu. Jeśli oszpecimy przestrzeń natury za pomocą „innego lub lepszego piękna” niszczymy także siebie. Człowiek też posiada ukryte, pierwotne piękno.

Długość trasy: ok. 15 km. Czas przejścia: 5 h.