W dzisiejszym świecie atrakcją turystyczną, przyciągającą tysiące ludzi, może stać się niemal wszystko. Oczywiście zazwyczaj symbolami miast, czy regionów bywają takie obiekty, jak zamki czy pałace. Czasami jednak miejsca, z pozoru błahe, okazują się czymś wyjątkowym. Na przykład… schody. Jak podaje definicja: jest to element budynku lub ukształtowania terenu, który umożliwia komunikację między różnymi poziomami. Czy ktokolwiek pomyśli w ten sposób o Schodach Hiszpańskich w Rzymie, czy Schodach Potiomkinowskich w Odessie?
Czy w naszym regionie są może jakieś schody, które też mogłyby stać się sławne? Oczywiście, że są! Może na razie nie są specjalnie popularne, ale mają potencjał, by takimi się stać. Nie są to klasyczne schody, umożliwiające przemieszczanie się z dołu do góry i z powrotem, lecz to jeszcze bardziej wpływa na ich unikatowość. Mowa o Schodach Taliańskich.
Pewnie większości czytających ten tekst nazwa ta niewiele mówi. A szkoda. By zobaczyć wspomniane schody, trzeba wybrać się do Cisownicy. Niedaleko Izby Regionalnej „U Brzezinów” droga prowadzi w kierunku masywu Czantorii. Nieuważny wędrowiec może nawet nie spostrzec, że tuż obok niego znajduje się wspomniany obiekt. Schody Taliańskie to tak naprawdę zabytkowy obiekt hydrotechniczny, jakim jest w tym wypadku wzmocnienie skarpy. Idąc drogą, należy spojrzeć w kierunku potoku, by zobaczyć, że pod nogami znajduje się schodkowa ściana wysoka na 8 i szeroka na ponad 20 metrów. By poczuć skalę tej konstrukcji warto zejść na brzeg potoku – choć trasa wiedzie po schodach, to nie należy do najłatwiejszych. Lecz z dołu widok jest naprawdę imponujący. Kamienne schody porośnięte mchami i paprociami zdają się być strażnikiem, na którego plecach trzyma się cała masa ziemi, próbująca wpaść do strumienia.
Gdy już nasycimy wzrok, może w naszych głowach zrodzić się pytanie: Co w tych schodach takiego ciekawego? Poza rozmiarem na uwagę zasługuje też ich rodowód. Zabezpieczenia skarp to w sumie nic nadzwyczajnego i często stosuje się takie konstrukcje. Ta jednak pochodzi z okresu I wojny światowej, co oznacza, że od ponad 100 lat chroni drogę przed osunięciem się do wody. Poza tym powstanie Taliańskich Schodów także nie jest takie oczywiste.
Czas Wielkiej Wojny oznaczał wymarsz większości męskiej siły roboczej na front. Z pieśnią pochwalną dla monarchii austrowęgierskiej z terenów Śląska Cieszyńskiego w kierunku wschodnim, a później także włoskim, wędrowali synowie tej ziemi. W domach pozostawały kobiety z dziećmi oraz mniej krzepkimi seniorami. Powodowało to nie lada problem, gdyż prace wymagające sporej siły musiały być wstrzymane. Ułożenie ośmiometrowych schodów z kamienia z pewnością do takich zadań należało.
I wojna światowa przeciągała się, a skarpa w Cisownicy pewnie nie chciała czekać na jej zakończenie i obsuwała się z każdym deszczem coraz bardziej. W takiej sytuacji do pracy przedzielono jeńców. Była to dość powszechna praktyka w tamtych czasach. W końcu większość mężczyzn zajęta była unikaniem latającego dokoła na polu walki ołowiu, więc na tyłach nie było komu podejmować roboty np. przy remontach dróg.
Do wioski pod Cieszynem przybyli niedawni sojusznicy, którzy jednak zmienili stronę (nie po raz ostatni, jak się okaże) – Włosi. To przed nimi postawiono zadanie uratowania drogi prowadzącej na Małą Czantorię i wybudowanie dość specyficznych schodów. Gdy stałem w pobliżu opisywanego obiektu, w mojej głowie usłyszałem pewien pasujący do tej sytuacji, choć raczej mało prawdopodobny, dialog włoskich przybyszów:
– Giuseppe, szukają ludzi do roboty. Mamy robić jakieś schody.
– Francesco, mamma mia, fantastico! Praca pod dachem, machniemy jakieś bukowe schodki i finito!
– Grande idea, później spaghetti, fresco, grappa, penne, AC Milan, Fiat Punto i inne słowa po włosku…
Nie wiem czemu w mojej głowie Włosi mówią po polsku, ale w wyobraźni wszystko jest możliwe. Jakież zdziwienie musiało rysować się na twarzach moich zmyślonych bohaterów, gdy dowiedzieli się o jakie schody chodzi…
Wróćmy jednak do rzeczywistości. Próżno szukać gdzieś na kamieniu napisu ,,Prodotto da Italiani”, lecz zachowana nazwa sugeruje, kto był odpowiedzialny za budowę tych obiektów hydrotechnicznych – „Italiańce” jak pewnie nazywano wówczas przybyszów z dalekich Włoch, którzy znaleźli się po drugiej stronie frontu. Brak początkowego ,,I” w nazwie schodów niestety pozostaje tajemnicą. Mam kompletnie niesprawdzone teorie na ten temat. Być może pracowali tutaj „Swoi i Taliańce” ;). Druga opcja, wiąże się z językowymi naleciałościami ze słowackiego, gdzie przecież coś jest „taliańskie” a nie „italiańskie”, lecz skąd w tej mieszaninie austropolskowłoskiej jeszcze Słowacy? Tego niestety nie wiem.
Może Schody Taliańskie nie dorównują wdziękiem Hiszpańskim w Rzymie, może są mniej sławne od tych w Odessie, ale zdecydowanie ich historia oraz otaczająca je przyroda są atutami, dzięki którym mogą stać się ważnym punktem nieoczywistych wypraw po Śląsku Cieszyńskim. Podobne konstrukcje można spotkać jeszcze w Brennej, choć tamtejsze nie mają tej charakterystycznej i intrygującej nazwy.
Prawdopodobnie najbardziej znanym italskim jeńcem pozostanie Giuseppe Baldini, ordynans oberleutnanta Franza von Nogaya z filmu „C.K. Dezerterzy” Janusza Majewskiego. Jednak włoscy jeńcy – ci prawdziwi, nie filmowi – byli rozsiani po całej monarchii austrowęgierskiej, bo zastępowali w wielu miejscach lokalną siłę roboczą. Także w naszym rejonie pozostawili ślady swojej bytności. Żeby je zobaczyć, trzeba udać się do wspomnianej już Brennej lub do Bielska, gdzie pracowali w kamieniołomie w Straconce. Jedyną pamiątką po tym fakcie jest, wyrzeźbiona przez więźniów, głowa lwa. Miała stanąć na wojskowym cmentarzu w Kraśniku, ale wojna się skończyła i rzeźba nie wyjechała z miasta – w latach 60. zeszłego stulecia ustawiono ją przed remizą OSP w Straconce. O solidności kamienia, z którego został zrobiony lew, niech świadczy fakt, że bodaj w 2013 roku w rzeźbę wjechał samochodem pijany kierowca. I co? Fiat trafił do kasacji, kierowca – do pierdla, a głowa stoi niewzruszona!
Wciąż można też zobaczyć Taliańskie Schody, będące kolejnym z miejsc w naszym regionie o niesamowitym potencjale. Zachęcamy do ich odkrywania, a żeby to zrobić, warto wybrać się w kolejny trip. Więc w drogę!