Janusz siedział nieruchomo. Umówiony był na godzinę 17.00, lecz przyszedł wcześniej oswoić się na miejscu z myślą o tym, że ubierze w słowa historię, która do tej pory była tylko opłakiwana do granicy wyczerpania łez. Lecz słone źródło wyschło i przyszła pora na mówienie. Na samą myśl o tym, skurczył mu się żołądek i zrobiło słabo. Więc siedział nieruchomo i patrzył przed siebie, próbując przeczekać nieprzyjemne doznania.
Pomieszczenie było dyskretne. Dźwięki miasta zatrzymywały się daleko stąd i jedynym odgłosem było – a jakżeby inaczej – tykanie starego zegara, powieszonego tak, aby siedzący mógł bez niepotrzebnego szyjoskrętu monitorować czas. Było tak cicho i intymnie, że Januszowi przyszła do głowy niecodzienna myśl, że oto spotkanie się już rozpoczęło, że to nie poczekalnia lecz jakiś pierwszy etap interwencji psychologicznej. Być może trwa już diagnoza, a może czujne oczy psychologa zaglądają przez szpary lub ukryte kamery, a nawet – jak sobie poczytał na portalu www.jak.sobie.radzić.z.psychologiem.pl – lustra weneckie.
Kiedy odgonił od siebie tą w gruncie rzeczy paranoiczną myśl, jego uwaga skupiła się na otoczeniu zegara. Poczekalnie wypełniały ślady bogatej kariery psychologa lingwisty: wyróżnienia, certyfikaty, dyplomy, nagrody, laudacje, apoteozy, puchary, wawrzyny i medale – zalegały praktycznie wszystkie cztery ściany.
– Chwalipięta – pomyślał z kiełkującą w psychice odrobiną irytacji – narcyz i lanserlot.
Opuścił drewniane krzesło i podszedł do ściany. Po lewej stronie zegara znajdował się oprawiony w drewnianą ramkę wiersz z dedykacją, plus informacja o zajęciu ex-equo drugiego miejsca na konkursie poezji romantycznej w Roszpunce Wielkiej.
Dla M…
„Poplątały mi się słowa
Przeplatane gestem
I już nie wiem, czy na Tobie?
czy przez Ciebie?
dzięki Tobie?
Jestem…
Uwolniłaś moje myśli
dotąd uczesane
teraz krążą wokół Ciebie
aż po sam poranek
Moje serce pompa uczuć
chyba zwariowała
bo pompować krew do Twego
aż by chciała ciała
Mój żołądek oraz usta
prawie się pobili
te ostatnie wcale nie chcą
połykać smakiji
Ma wątroba umęczona
przetwarzaniem toksyn
reaguje na Twój widok
skurczem tak radosnym
Zaplątały się znaczenia
w gąszczu tej miłości
i już nie chce moja dusza
bezcieleśnie pościć…”
– „Moja dusza już też nie chce bezcieleśnie pościć” – pomyślał Janusz i przeczytał wiersz jeszcze raz. Podobał mu się. Poruszył w Januszowej duszy struny, wciąż drgające smutną melodią miłości do Leny.
Na prawo od zegara znajdowały się nagrody za prace naukowe. Pierwsza z nich wygrawerowana na bawolej skórze brzmiała:
„Przedawkowanie lewoskrętnej witaminy C a aktywność kół krytyki politycznej w Gminie Biała”
Qué? – żachnął się Janusz po hiszpańsku. Zdarzało mu się to tylko wtedy, gdy zaskakiwała go rzeczywistość ponad jego skromne możliwości.
– Ciekawy temat… – kolejne myśli – już po polsku nasycone były delikatną szyderą – z pewnością warto go zgłębić.
Następna nagroda dotyczyła małych gnomów. Ich życie seksualne a konkretnie „Życie seksualne skrzatów polnych” zdobyło uznanie Międzynarodowego Towarzystwa Miłośników Dewiacji Ludków Śródziemia, które to po fuzji z Fundacją na Rzecz Partnerstwa Skrzatów i Krasnali postanowiło przyznać nagrodę – jak wyżej.
– Może powinienem się wycofać i skorzystać z usług psychiatry – pomyślał Janusz z deka zszokowany tematyką, lecz ciekawość przeważyła. Kontynuował ogląd.
Ósmy Interparafialny Zlot Trójek przyznał antynagrodę-malinę za obrazoburczą koncepcję „Moherowej Doliny” lub jak niektórzy mówią „Moherowej Triady”. Koncepcja ta, jak i cały test, którego jest częścią, znalazła się na Toruńskim Indeksie Idei zakazanych, co jak można było przypuszczać przysporzyło jej dodatkowej, ponadstandardowej popularności.
Pod nagrodą znalazło się zdjęcie Balcerka w towarzystwie Ojca Tadeusza, który pozwolił na nie, omyłkowo traktując dużą kopertę z testem jako dar finansowy na znaną rozgłośnię i się oczywiście uśmiechnął.
Dalej…
Klub Kobiet Spragnionych Kreatywnych Doznań na swoim dorocznym konwencie uczcił Balcerka Laudacją po zapoznaniu się z wynikami pracy „Warunkowanie, psychoterapia czy tresura – dylematy wzmacniania męskiego członka po czterdziestce”.
Następnie cała ściana dotyczyła nagród literackich za książki; a to za „Kwantowe ciała w związkach”; za „Mężczyźni są z Górek Wielkich a kobiety z Małych”; a to za „Magnolia – podróże kwantowe”.
Na szczególną uwagę zasługiwała nagroda przyznana przez Fundację na Rzecz Promowania Zachowań Depresyjnych i Wspierania Pesymizmu, która wyróżniła go za czterotomowy psychologiczny sago-poradnik pt. „Obudź w sobie karła”, „Jak wprowadzić się w leczniczą depresję?”, „W poszukiwaniu utraconej traumy” oraz „Jak wywołać myśli samobójcze w trzy dni?”
Międzynarodowa Gildia Producentów Kolonoskopów ukoronowała Balcerka za „Podróże analne” w których przedstawił swoją innowacyjną technikę wędrowania po własnych wnętrznościach, stymulowaną za pomocą podawanych dożylnie narkotyków.
Na ścianie po prawej było mniej kolorowo lecz równie merytorycznie. Dużo poważnych zgromadzeń nagradzało Balcerka za badania, prace naukowe i rozprawki.
– Z pewnością będą to istotne i budzące zainteresowanie zagadnienia – pomyślał Janusz ironicznie i się nie zawiódł. Paletę rozpoczynały „Tendencje Masturbacyjne w zakonach mniszych i żebraczych – omówienie badań podłużnych w latach 1989 – 1999.” po czym gładkie przejście do: „Tęczowe zabarwienie w aurach osób LGBT – mit czy rzeczywistość” i na zakończenie: „Wykluczone społecznie alkohole no-name a odmienne stany świadomości: casus Zenona, do którego przemówił Bóg po wypiciu denaturatu przesączonego przez pieczywo pełnoziarniste żytnie na zakwasie”.
– No…niee.. – przemówił na głos Janusz, aczkolwiek do samego siebie – zbieram się stąd ASAP. –
I wtedy otworzyły się drzwi i Januszowi ukazał się psycholog Balcerek. Wysoki, niedawno odchudzony mężczyzna około pięćdziesiątki, objął Janusza lekkim lecz uważnym spojrzeniem. Ten poczuł się przezroczysty i dogłębnie przejrzany przez skryte w okularach oczy. Odruchowo zasłonił część ciała rękami, po czym uznawszy ten gest za niepoważny, wyciągnął do Balcerka dłoń. Uścisk uruchomił transfer pozawerbalnych informacji, z przewagą tych od klienta do terapeuty.
– O niee, On wszystko widzi – pomyślał Janusz a gdzieś na krańcach psychiki kiełkowała przedziwna myśl, że równie dobrze mógłby tu przyjść nago.
Obaj weszli do obszernego gabinetu. Janusz poczuł zapach wysiedzianych ludzkich emocji, rozgoniony przez nutę garbowanej roślinnie, naturalnej skóry.
Fotel uchwycił go jakby proponując możliwość udzielenia wsparcia. Balcerek jeszcze przez chwilę stał nieruchomo, wpatrzony w punkt o trudnym do uchwycenia położeniu w przestrzeni. Siwe, krótko wystrzyżone włosy budziły zaufanie, lecz Janusz miał wrażenie, jakby królestwo psychologa nie znajdowało się w czterowymiarowej przestrzeni, wspólnej dla istot świadomych. W końcu usiadł i obaj znaleźli się na tym samym poziomie.
Balcerek patrzył uważnie; nie na Janusza bezpośrednio; zawiesił spojrzenie ogniskując uwagę gdzieś dalej. Trwała cisza.
– W zasadzie to ja już nie istnieję – rozpoczął Janusz.
Balcerek spojrzał uważnie na Janusza.
– Skończyłem się i mnie nie ma –
– Interesująca koncepcja – powiedział spokojnie psycholog.
Janusz masował mocno poręcze terapeutycznego fotela i nieco bezradnie patrzył przed siebie.
– Rozpocznę od tego, że nazywam się Janusz –
– Zacne imię –
– Raczej żenua – skwitował z mieszaniną smutku i rezygnacji.
– O widzę, że Pan praktykuje slang miejski – Balcerek uśmiechnął się życzliwie i dodał – a co ja mam powiedzieć o sobie… Janusz Grażyna… oto prawdziwa niedola. –
– Oto prawdziwa niedola – jak katarynka powtórzył w myślach Janusz i spojrzał na Balcerka, chcąc coś powiedzieć o tej prawdziwej niedoli lecz wewnętrzny smutek skierował go na główny docel, czyli zamierzony temat rozmowy.
– Mam w życiu potwornego pecha – powiedział ze smutkiem – kiedy zmieniam pas na drodze z wolniejszego na szybszy, natychmiast tym szybszym okazuje się ten, który opuściłem; moje auto, które przy mnie jest zepsute, działa bez zarzutu w towarzystwie mechanika, kiedy rozmawiam z interesującą mnie kobietą, zawsze przypląta się jakiś bogatszy i przystojniejszy kolega, telefon zawiesza mi się w najmniej oczekiwanym momencie, szukana rzecz znajduje się w ostatnim miejscu, w którym szukam, wszystko mi idzie ciężej i z przeszkodami, a … kobieta, której wyznaje miłość, podcina sobie żyły na oczach całej korporacji.
Balcerek drgnął a może to tylko pisarzowi się wydawało.
– Na imię miała… – poprawił się – ma Lena –
Wentylator stojącego na stylowym stoliczku komputera ożył i rozpoczął chłodzenie procesora.
– Próbowała popełnić samobójstwo, lecz nie udało jej się i żyje… jest w śpiączce od ponad roku. –
Stonowany czernią ekran monitora jakby ocknął się i uwolnił na swojej powierzchni pęknięcia na smolistej czerni, które przekształcały się powoli w kwiaty osadzone na grubszych łodygach.
Janusz przerwał mówienie i spojrzał w stronę szumiącej maszyny.
– Co to za kwiat na monitorze? – zapytal.
– To Magnolia – odpowiedział Balcerek.
Janusz wstał z fotela i podszedł do klawiatury osadzonej pod ekranem. Chciał dotknąć jakiegoś klawisza lecz coś ostatecznie go powstrzymało.
– Dziwny ten komputer – powiedział wracając do terapeutycznego fotela, który powitał go delikatnym skrzypnięciem zmęczonego drewna.
– Dziwny – powiedział psycholog – to prawda.
Janusz powrócił na fotel, kontynuując opowieść.
– Trafiła do szpitala a ja czułem się jak pies, co próbuje zamieszkać na grobie właściciela. Latałem tam codziennie i wszystko widziałem jak przez lornetkę Zeissa – wyostrzone na maksa. Lena śniła mi się po nocach, odwiedzała mnie i opowiadała jak jest jej gdzieś tam, po drugiej stronie, jak sobie urządza nowy pokój –
Przez cały równy rok codziennie… – kontynuował – na powitanie całowałem ją w usta, w policzek, jak śpiącą królewnę, co zasnęła pod zaklęciem. Czułem wtedy, że jej tętno przyspiesza, policzki nabierają rumieńców, powieki drgają zwiastowaniem świadomości, lecz nic takiego nie mogło się wydarzyć bo… aparatura nie rejestrowała żadnych zmian, żadnych poruszeń, bezlitośnie odmierzając obiektywne jednostki upływającego życia. Jak spragniony wędrowiec na pustyni chciałem za bardzo zobaczyć oazę a to tylko była gra szklanych paciorków.
Balcerek milczał metodycznie a słuchanie Janusza umilał sobie delikatnym masowaniem palcami swoich ust. Gdy jego klient skończył opowiadać powiedział nagle:
– Musi Pan pożegnać się z Leną –
– Qué? – wyrwało sie z ust Janusza po raz drugi tego dnia hiszpańskie zdziwienie.
– Sie müssen sich von Frau Lena verabschieden – skontrował błyskawicznie po niemiecku Balcerek.
– Dlaczego Pan mówi po niemiecku – zapytał zaskoczony Janusz.
– A dlaczego Pan po hiszpańsku? – odparł bez cienia wahania psycholog.
– Mam taki odruch – powiedział Janusz i sam sie zdziwił ujawnionym meritum swojej wypowiedzi.
Balcerek wstał.
– Ostateczne rozstanie z Leną spowoduje kolejny, trudny do zniesienia przypływ cierpienia… lecz wiemy z pewnej piosenki, że po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój, więc wnioskujemy, że przypływ wyprzedza odpływ i jak Pana coś zaleje, to zaraz to po panu spłynie, bo inaczej być nie może. Więc pożegna Pan Lenę i będzie Pan cierpiał jeszcze bardziej niż teraz… lecz krócej.
Janusz milczał skołowany i patrzył na Balcerka wybałuszonymi oczyma.
– Przyszedłem do Pana ponieważ jestem w stanie głębokiego załamania i rozsypki, poszukuję więc ulgi i oczekuje jej od spotkania z psychologiem, czyli Panem a Pan mi proponuje cierpieć jeszcze bardziej i w dodatku zaraz będę musiał za tą poradę zapłacić stówę? –
– Jest jeszcze inna opcja – powiedział po krótkim namyśle Balcerek – może pan sobie kupić Kota.
– Kota? –
– Tak –
– Po co mi Kot?
– Potrzebne jest Panu kocie mruczenie –
– Czyżby? –
– Kot potrafi modulować częstotliwość dźwięków od 20 do 140 Hz i niektóre z tych rejestrów zadziałają na pański organizm antydepresyjnie… o ciśnieniu krwi nie wspominając. Tak więc niech sobie Pan zafunduje kota, najlepiej jakiegoś przybłędę i wykorzysta jego mruczącą osobowość. Kot wyczuje Pana problem i będzie Panu w tym problemie towarzyszył.
– Nie chcę kota –
– Tak więc wracamy do Cierpienia –
Balcerek zaczął chodzić po pokoju.
– Założy sobie pan dzienniczek kontrolowanego cierpienia; będzie pan cierpiał trzy razy dziennie przez równe piętnaście minut; jak najmocniej, z całego serca; musi Pan nasilać swoje cierpienie regularnie o określonej godzinie a poza tymi trzema kwadransami może sobie pan cierpieć mniej albo nie musi Pan cierpieć w ogóle, jak tam sobie Pan uważa; lecz przez te 15 minut musi na pana spaść w Pańskiej wyobraźni niewyobrażalna masa nieszczęść, plag egipskich, że tak to ujmę – siedem lat chudych w trzy kwadranse dziennie co w przeliczeniu daje nam po 2,333 lata chudego na piętnaście minut; Pan się postara być nieszczęśliwym jak Kurt Cobain lub Amy Winehouse, Pan pogłębi swój smutek, najlepiej poprzez wyobrażanie sobie nieuchronności śmierci i beznadzieję starości, ponurą jesień życia w szpitalu, w którym jest opuszczony przez wszystkich i odchodzi Pan w samotności, bez miłości, której Pan nie przeżył, a inni owszem… przeżyli… i nic już się nie da zrobić; proszę sobie wyobrażać, że ukochana kobieta odeszła z innym albo umiera na raka…
Tu Balcerek zatrzymał swoją wypowiedź i zastanowił się przez moment. Myśl, która pojawiła się w jego głowie najwyraźniej mu się spodobała.
– W kwestii ukochanej nie musi Pan sobie niczego wyobrażać… tu wystarczy aktualna rzeczywistość.
– Proszę sobie wyobrazić kolejne nieszczęścia w skali globalnej – kontynuował – topniejące lodowce, wycinane lasy Amazonii, zanieczyszczenie planety, kończące się surowce, przeludnienie, genetyczna modyfikacja, bogacenie się bogatych i biednienie biednych, polityków europejskich, głód i marnotrawstwo, upadek i wojny cywilizacji, zmiany klimatyczne, rządy kimów w Korei Północnej, długą ponurą deszczową jesień i nijaką zimę, koncert Waldemara, polskie seriale, Katyń, kataklizmy i katastrofy, świat bez Boga – i tu na twarzy Balcerka pojawiła się jutrzenka i promień, zwiastując ulubiony filozoficzny problem – bo Bóg umarł, albo go w ogóle nie było i ten świat sam się stworzył z niczego albo z czegoś… z jakiejś napakowanej drobinki, i to wszystko wybuchło i pędzi w nieskończoność albo jeszcze inaczej… Bóg się zdrzemnął i ta jego drzemka jest krótka, ale to w jego skali a w naszej trwa to tysiące lat… albo może Bóg ma to wszystko w dupie… ma na to wszystko wyjebane… albo jesteśmy pracą magisterską lub doktorską jakiegoś kosmity, który patrzy na nas tak, jak my patrzymy na mrowisko lub ul na przykład; a może Bóg na to wszystko patrzy i jest obojętny na nasze cierpienie; a może wręcz przeciwnie, jest ono mu do czegoś potrzebne, niech Pan sobie wyobraża tego Boga w kategoriach starotestamentowych, karzącego narcyza, który potrafi z powodu błahostek unicestwiać tysiące ludzi a najlepiej proszę pomyśleć, że Jego nie ma i nigdy nie było i nigdy nie będzie i jest nicość po śmierci, kompletny zanik ego, do którego zapewne jest pan głęboko przywiązany. Proszę sobie wyobrazić, że nigdy przenigdy nie zobaczy Pan już ukochanej ze świadomym, skierowanym na Pana spojrzeniem; myśli samobójcze bardzo wskazane.
– Dosyć –
– I to wszystko w równe 15 minut – dokończył Balcerek – najlepiej przed posiłkami.
– Do czego Pan zmierza Panie Balcerek –
– Musi Pan uwolnić się, to znaczy nic pan oczywiście nie musi, jest pan wolną istotą ludzką, co prawda wolność ta jest iluzoryczna a może szczątkowa, więc w ramach tej wolności niewiadomego pochodzenia i o niewiadomym statusie, może pan zdecydować, żeby uwolnić tą biedną istotę Lenę od siebie, uwolnić siebie samego od siebie samego i uwolnić świat od niepotrzebnego zamętu spowodowanego Pańskimi urojeniami.
– Urojeniami? –
– Z medycznego punktu widzenia tak silne przywiązanie emocjonalne do kogoś, kogo nie miało się okazji poznać, graniczy z urojeniem –
– Oj nie pomaga mi Pan Panie Balcerek –
– Pomagam –
– I nie zapłacę Panu tej stówy za wizytę –
– Zapłaci Pan,
– A skąd ta pewność? –
– Ponieważ jest pan najstarszy z trójki rodzeństwa, a tacy z reguły wywiązują się z umów, są nadodpowiedzialni i płacą podatki.
– Skąd Pan wie, że jestem najstarszy? –
– Patrzy się tu i tam – powiedział wbijając wzrok w Januszowe czoło.
– Coś jeszcze Pan sobie wyobraża na mój temat? –
Balcerek zatrzymał się w swoich słownych tyradach i pomyślał intensywnie.
– Miętoli Pan długopis w ustach jak kobiecą pierś, co świadczy o tym, że jest Pan typem oralnym, rozumie się, że taki typ to przede wszystkim miętoli ustami wszelakie substytuty piersi, której się nie nażarł, nie nassał nigdy do syta i od której się, że tak powiem w sensie psychologicznym nigdy nie oddzielił. Więc miętoli Pan, żeby się przez to miętolenie psychologicznie ukoić, bo cierpi Pan na chroniczny brak poczucia bezpieczeństwa, na niezaspokojenie własnych potrzeb.
Janusz milczał.
– Przeniósł Pan w swoje dorosłe życie przemożną, niemowlęcą potrzebę bycia nasycanym przez otoczenie płynnym lub stałym pokarmem, dobrymi, ciepłymi emocjami i pozytywną energią. Poszukuje więc pan idealnego obiektu, który mógłby Pan obdarzyć intensywna miłością, i z którym mógłby się Pan zlać w poczuciu symbiozy. Tym obiektem jest Lena a raczej wyobrażenie o niej, być może niewiele mające wspólnego z rzeczywistą Leną.
Janusz zastanowił się chwilę i zmienił kierunek tej słownej potyczki.
– Widziałem w Pańskiej poczekalni wiele dowodów na to, że odkleił się Pan od rzeczywistości –
– Mianowicie? –
– Mianowicie „Życie seksualne skrzatów polnych” … wystarczy? –
Balcerek spojrzał ze zdziwieniem na siedzącego we freudowskim fotelu Janusza.
– Preferuje Pan krasnoludki, czy ma Pan jakiś problem ze skrzatami? –
– Tak… mam problem, nie zauważyłem ich obecności – powiedział Janusz – potocznie uważa się, że nie istnieją –
– Jak długo Pan znał Lenę – zapytał niespodziewanie Balcerek
– Nieco ponad miesiąc –
– Jak wyglądał wasz związek –
– No nie wiem… związek… tak bym tego nie nazwał – żachnął się Janusz – dwa tygodnie kontaktów w korporacji przy okazji kontroli i jedna kawa poza korporacją; bukiet frezji; wiem, że uwielbia surrealistyczne malarstwo.
– Kontakty intymne? –
Janusz spojrzał zdziwiony na psychologa i powiedział zrezygnowanym lecz pełnym pragnień głosem.
– Do niczego nie doszło –
– Pocałunek? –
Balcerek milczał wpatrując się w punkt, który znajdował się pomiędzy Januszem a znajdującą się za nim ścianą. Janusz pochylił się lekko w stronę rozmówcy, po czym opadł na fotel zrezygnowany.
– Do czego zmierzają te pytania? –
– Pan raczy wybaczyć ale zastanawiam w kim lub w czym się Pan zakochał? Nie poznał pan tej kobiety, nie mieszkaliście razem, nie uprawialiście seksu – proszę wybaczyć za zwulgaryzowanie tego szlachetnego aktu – nawet nie poczuł pan jak oddaje panu pocałunek, więc się zastanawiam co lub kto jest obiektem pana miłości. –
– Kocham Lenę i będę kochał do końca życia –
– Czy Lena chrapie? –
– Co? –
– Czy Lena chrapie, poci się, pierdzi w trakcie snu? –
– Przesadza pan…
– A jak smakuje orgazm w jej ramionach? –
– Jest Pan okrutny –
– Tak więc uprawomocnione wydaje mi się stwierdzenie, że jeżeli Pan kocha kogoś, kogo Pan nie zna, to ja swobodnie mogę pisać o czymś, czego nie ma, czyli…
Janusz poderwał się wzburzony.
– o życiu seksualnym skrzatów polnych – dokończył psycholog.
– Kto panu dał prawo wykonywania tego zawodu? –
– A kto Panu dał prawo do pielęgnacji własnego Ego i oczekiwania, że w życiu należy się panu tylko komfort –
– Ale…
– Koniec wizyty – przerwał Balcerek i życzliwym tonem dodał:
– Płaci Pan kartą czy gotówką? –
Gdy Janusz zapłacił za wizytę i opuścił gabinet, Balcerek znowu został sam. A może mu się to tylko tak wydawało. Na ekranie komputera pojawił się dużych rozmiarów znak zapytania, który rozgonił na obrzeża kwitnące kwiaty Magnolii.
?
– No…cooo…? – żachnął się psycholog i unikając dalszego patrzenia na monitor, opuścił gabinet.
cdn.