Miłość w korporacji – część 15

0
1629
Closeup of lower hip tattoo of a woman
- reklama -

Przestrzeń wewnętrzna Janusza przedstawiała smutny obraz. Była wyjałowiona monokulturą myślenia o jednej kobiecie, nieustannym zawieszeniem w oczekiwaniu na cudowne zakończenie, które nie nadchodziło. Po psychice włóczyły się jak zombie beznadziejne tęsknoty i nadzieje za Leną, to tu, to tam podejrzane osobniki sabotowały wszelakie dążenia pozytywno-naprawcze.
W powietrzu unosił się swąd spalonej ziemi. Dominowała apatyczna drętwota. Rządziła schyłkowość.
– Może Grażyna nie zasługuje na taką miernotę jak Janusz – pomyślała Róża – lecz nie jej było rozstrzygać
o kierunku dalszych działań. Mogła sobie dowolnie dywagować, lecz czynić musiała to, co jej było przeznaczone.
– Chciałoby się pochlastać, lecz mamy do wykonania konkretne zadanie – pomyślała Róża – musimy móc…
Na drodze stała im sfera marzeń sennych wypełniona po brzegi symbolami sennymi. Generalnie u Janusza sny to koszmar i masakra. Stado pędzących wilków goniło go, podczas gdy jego nogi w trakcie ucieczki odmawiały posłuszeństwa będąc jak z waty. Drugi opiewał koszmar oblewania egzaminu. Róża wbiła się pomiędzy jeden
i drugi sen. Po drodze odbiła się od jakiejś wielkiej piersi, która jednakowoż nie wyrządziła jaj krzywdy, bo nie była karmiąca.
– Wszędzie te cycki – pomyślała Róża i spojrzała
w górę – damy radę!!!
Przed opuszczeniu sekcji marzeń sennych, Róża
i pragnienia natknęły się na tęczowy przycisk. Jak wiadomo, po jego naciśnięciu następuje aktywacja uśpionych tendencji homoseksualnych u każdego, kto taki przycisk posiada, czyli każdego.
Pragnienia podniecone zerwały się i chyżym lotem – jak ćmy w stronę światła – podążyły w stronę guzika.
– Nie dotykać tego!!! – wrzasnęła Róża – broń Was Panie Boże, nie trzeba nam dodatkowych kłopotów.
Pragnienia stanęły jak wryte i wystraszone reakcją Róży, trzęsły się skulone jak osiki.
Zaskoczyła ją ich reakcja, więc zebrała je w kółeczko i poczyniła pogadankę dotyczącą właściwych i niewłaściwych preferencji płciowych.
– Nie bać mi się już – powiedziała – głowy do góry, nadchodzi wiekopomna chwila heteroseksualnego spełnienia.
Po przedarciu się przez warstwę snów i zignorowaniu tęczowego przycisku, Róża i pragnienia dotarły na kraniec nieświadomości. Przed nimi, w oddali rozpostarła się Królewska Brama do Janusza.
To właśnie za tą bramą – zakreśliła sytuację – znajduje się Janusz a konkretnie jego ego. To tam musimy się przedostać. To tam musimy zainteresować Janusza Grażyną i zakończyć gorszący Januszowe jestestwo spektakl niekończącej się żałoby po Lenie.
– To tam musimy się wysadzić!!! –
– Wysadzić ??? – zdziwiło się jedno z bardziej kumatych pragnień.
– Oooo !!! Ktoś tu mówi?!!! Chodź no tu malutki!!!
Pragnienie wystąpiło z szeregu i odważnie podeszło do róży.
– Ty nie jesteś zwykłe pragnienie? –
Pragnienie pokręciło głową.
– Fetyszysta?
Pragnienie pokręciło głową ze zgrozą w oczach.
– Sado – maso!!!??? –
Pragnienie pokręciło głową i wybałuszyło oczy.
– Czułe słówka do uszka w trakcie fellatio? –
Pragnienie pokiwało głową i rozmarzyło się.
– Dlatego potrafisz mówić – Róża poklepała go po ramieniu – zuch chłopak. Przydasz się.
Zwróciła się do wszystkich obecnych pragnień.

– Tam za tą bramą znajduje się świadomość Janusza. Tenże znajduje się obecnie w borowinowym Jaccuzzi w towarzystwie gorącej Grażyny, jego koleżanki z pracy. Rozmawiają. Łączy ich wspólna praca w korporacji oraz przykre dla nich – lecz ogólnie bardzo zabawne – doświadczenie z tzw. kanciapy. Reasumując interpersonalny falstart. Wtopa i kaszana. Klops. –
Przerwała i spojrzała uważnie na pragnienia. Słuchały bez ruchu.
– Mamy wyjątkową okazję na to, żeby wpłynąć na losy tego spotkania i uczynić mały krok w obszarze Januszowej świadomości, który będzie wielkim krokiem w historii ich miłości. Lecz zadanie jest trudne. Oni – pokazała w kierunku bramy – nawet się nie lubią. Pracują od lat obok siebie, lecz na palcach jednej ręki – gdybyśmy ją mieli – można by policzyć ilość przeprowadzonych przez nich konwersacji. Samo przebicie się do świadomości Janusza może nie wystarczyć.
– Więc co? – zapytał nieśmiało miłośnik czułych słówek w trakcie fellatio.
– Więc zrobimy coś bardziej spektakularnego – Róża nie przestawała patrzeć na pragnienia – założymy na siebie psychiczne pasy orgazmiczno – ejakulacyjne i wysadzimy się przed samym Januszowym Ego.
– Pójdziemy do nieba? – zapytał niespodziewanie specjalista od czułych słówek.
– Będzie znacznie lepiej – powiedziała – zaznacie spełnienia w ramionach Grażyny a ja powrócę na swoje miejsce i będę mogła dalej być zwykłym tatuażem.
Pragnienia pokiwały główkami ale jakoś tak bez pełnego oddania się misji.
– Jesteśmy drużyną pierścienia????!!! – zakrzyknęła Róża, mistrzyni motywacji.
Tym razem pragnienia ochoczo pokiwały główkami.
– Nie słyszę???!!! – chciała jeszcze bardziej podkręcić atmosferę.
– I nie usłyszy Pani, one nie mówią – powiedziało jedyne mówiące pragnienie, wskazując na pozostałe pragnienia – ale zapewniam, że my Pragnienia, pragniemy opisanego przez panią Różę spełnienia –
– Jesteście cudowne – powiedziała z wdzięcznością
i ruszyli w stronę królewskiej bramy do świadomości.
Lecz brama była szczelnie zamknięta. Zaryglowana na cztery spusty.
– Musimy wziąć bramę siłą, wyważyć ją – powiedziała – potrzebujemy coś długiego i twardego.
Rozejrzała się po okolicy.
– Jest – krzyknęła radośnie i wskazała ręką na wystającego ze ściany psychologicznego fallusa – tam na górze.
Pragnienia skierowały wzrok w stronę targetu i pomknęły z szybkością bliską światła. Jednak zamiast odrąbać gadzinę, przylgnęły do niego z radością, jak opiłki żelaza do silnego magnesu.
– Wracać mi tu jełopy jedne – wrzasnęła Róża, lecz wobec braku jakiejkolwiek reakcji sama wystrzeliła jak
z procy i dokonała psychicznej kastracji.
– Oj tak nie będzie – powiedziała dobitnie, gdy było już po wszystkim – kolejne przejawy niesubordynacji ukarane zostaną zesłaniem do psychologicznego czyśćca zarządzanego przez sumienie Janusza.
Pragnienia zbiegły się w malutką grupkę i patrzyły przerażone.
– A tam będziecie leżeć i kwiczeć !!! –
Róża przerwała tyradę i spojrzała w górę, potem
w dół i następnież na boki. Zastanowiła ją nagła cisza, która zapanowała w okolicach bramy. Cisza przerodziła się w narastający szum a ten w przeciągły świst, który sprowadził prawdziwe piekło.
– Wiedziałam, że tak będzie… – powiedziała przerażona – kryć się… na ziemię!!!.

- reklama -

Po zamknięciu tematu kanciapy bulgotanie borowiny wypełniło milczenie. Janusz powrócił do błogiej kontestacji leczniczych borowinowych bałwanków a Grażyna? No właśnie. Nieco zaskoczyła.
Wiem, że było Ci trudno… – powiedziała – Lena była…, jest…
Janusz zamarł. Po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś inny wypowiedział imię śniącego ciała kobiety, którą kochał. Coś wróciło do jego wnętrza i skurczyło mu wnętrzności. Zawyło z bólu. Przez chwilę opanowały go znane demony. Zalała fala rezygnacji. Pomyślał, że życie jednak nie ma sensu. Zapadł się w dolinę cienia i nie było tam żadnego pasterza, który mógłby go uratować.
Pomyślał o sobie ze złością. Chciał uciec od swej marnej egzystencji, ale wszystkie drogi prowadziły z powrotem do cierpienia.
– Przykro mi Janusz – powiedziała Grażyna patrząc na niego z niepokojem. Zrobiła to najdelikatniej jak potrafiła.

Tajfun zrodzony z Januszowego poczucia winy wywołał prawdziwą falę autodestrukcji. Trąba zasysała wszystko co napotykała po drodze; wyciągała z głębin na powierzchnię: traumy, urazy, resentymenty, kompleksy, fale wstydu, niechciane wspomnienia, koszmary senne, największe lęki i drobniejsze fobie. Zmiatał z powierzchni resztki optymizmu, nadzieję, wiarę i miłość, pozytywne myślenie – zasysał wszystko co dobre i niszczył powoli zbliżając się do Róży i ukrytych pod nią jak pod kwoką pragnień.
Róża cofnęła się odrobinę. Spojrzała na zbliżającą się potężną ścianę autodestrukcji, na kłębiące się pod nią pragnienia, na bramę do świadomego Januszowego Ego, na pola wyjałowionej Januszowej psychiki i … zatrzymała się.
Zrobiła krok do przodu, wystawiła przed siebie fallusa skierowanego w stronę tajfunu i Jak Gandalf Szary z Władcy pierścieni krzyknęła:

 

– Nie przejdziesz – wrzasnęło mówiące pragnienie tłumacząc z angielskiego na polski, tak jakby dla tajfunu sprawiało to jakąkolwiek różnicę.

Skąd ja znam takie teksty – powiedziała do siebie Róża jak tajfun opadł z sił i rozleciał się na dziesiątki pomniejszych – nieszkodliwych dla nikogo – zefirków.
– Dobra – powiedziała zachęcona pokonaniem przeciwności – a teraz chwytamy za fallusa i wyważamy bramę.
Tak też uczynili. Chwycili go. Skierowali główką w stronę Królewskiej Bramy do Świadomego Janusza i zamarli w oczekiwaniu na kolejny okrzyk bojowo – motywacyjny Róży. Róża też czekała. Była nieco zmartwiona, ponieważ wykorzystała już wszystkie znane jej okrzyki bojowe, takie jak: damy radę !!!, musimy móc !!!, czy też jesteśmy drużyną pierścienia!!! Musiała zakrzyknąć coś nowego i mocnego, bo – jak jej się zdawało – w Królewską Bramę można uderzyć tylko mocno, tylko raz i nie można się pomylić.
I wtedy, właśnie wtedy, z otchłani jungowskiej nieświadomości zbiorowej wychylił się Toruński okrzyk bojowo-motywacyjny, w pełni kompatybilny z zaistniałą sytuacją.
Róża chwyciła mocniej fallusa, spojrzała pewnie na pragnienia i wydała z siebie okrzyk, który nie dał Królewskiej Bramie żadnych szans: