Czy to Salonik? Na pewno Cieszyński?

0
741
- reklama -

Nie pretenduję do miana miejscowego pisarza czy poety. Jestem zaledwie współtworzącym czytelnikiem, więc rad bym przeczytał w słusznym czasopiśmie o kondycji kultury w dobie kryzysu. Czy można być jeszcze twórczym? Komponentów inspiracyjnych nie brak. Pojawiają się jednak ograniczenia natury administracyjnej i sanitarnej. Dopadł mnie dodatkowo kryzys wiary, wiary w samego siebie. Stąd próba zdiagnozowania, w jakim stadium klinicznym się znajduje moje spostrzeganie. Czy w ogóle coś się dzieje?

Po lekturze Olgi Tokarczuk świat realny, ten wokół mnie, zaczynam odczytywać z innej perspektywy, szerszej. Patrzę na zewnątrz, ale patrzę również w moją panoramę wewnętrzną. Przekaz z „Anna In w grobowca świata” wydaje mi się alegoryczny, dyskusyjny. „…Patrzenie, podejmowanie decyzji, przyzwolenie i kontrola – są twoje. Miłosierdzie i litość – są twoje. Cnoty męskie i kobiece, godności, aniołowie stróżowie, bóstwa opiekuńcze, kościoły i świątynie – są twoje. Skwery i parki, uczelnie i biblioteki. Zapisane strony, te, które czekają na zapisanie, i te, które spłonęły, nieodczytane. Litery, słowa, zdania i akapity. Ludzie, pary, przyjaźnie, siostrzeństwo i braterstwo – są twoje…”
Są moje i te dedykacje, które mam od poety w tomikach „…zapisujcie, koniecznie…” i „… pisz wiersze, Stanisławie…”. Mój kolega artysta nieakademicki napisał kiedyś wiersz i skierował go do mnie jako przesłanie – „opisz to miejsce”. Właśnie usiłuję to uczynić. Oto zapis rozmów z publicystą, nauczycielką, z poetką, artystką, bohemistką i z najbliższą mi osobą, inspiratorką osobistą.

Małgorzata Sadowska – Szklorz. Póki co, nieobecna. Wolontariuszka w hospicjum, nauczycielka, poetka. Organizatorka biesiad literackich w swoim salonie na obrzeżach miasta. Kieruje się myślą – „poezja łączy, a nie dzieli”. Na tym polega dialog.

Paweł Czerkowski. Jak opisać świat wierszem, prozą, obrazem?
Są dwie drogi opisywania świata, które dostrzegam dosyć wyraźnie. Analizujesz świat, dostrzegasz jego każdy cień i blask. Każdy szczegół jest ważny. Niby wszyscy to widzą wokoło, ale to ty masz tę odwagę i chęć o tym napisać. To dostrzegłem u Josepfa Rotha, który nie tylko zwrócił uwagę, że dla jednych (Polaków) w 1918 świat powstał na nowo, dla drugich (Niemców) ten świat się właśnie zawalił. Był wnikliwym obserwatorem prostych scen. Nie przepuścił myszy uciekającej do dziury w ścianie zajazdu, gdzieś na austriacko-węgierskiej granicy, zauważył również to, gdy jego pobratymcy odwracali głowę mijając krucyfiks na polnej drodze. Druga ścieżka zaś to opisywanie tego, co nie jest zauważalne, zaglądanie pod każdy kamień, wydobywanie barwy tam, gdzie pozornie nie występuje, manewrowanie pomiędzy tym, co realne, a tym, co tylko w naszej głowie. Myślę, że granica pomiędzy obiema ścieżkami jest bardzo cienka. Z kolei, jakimi pomostami będziemy docierali do nieodkrytych dotąd lądów, to kategoria nieco mniej istotna. Twórca sam musi wybrać własną trasę, określić ją przy pomocy wewnętrznego GPS-u. Dobrze mieć wybór! Przez Beskidy można wędrować, wspinając się po kolejnych wersach, Olzę zaś można przepłynąć na kolejnych akapitach felietonu.

- reklama -

Beata Sabath – życie jak wypracowanie.
Cieszę się, że mogę pomagać moim uczniom w odnajdywaniu właściwych słów i ich sensu, w opisywaniu, a więc i w odkrywaniu świata i samych siebie, że mogę pochylać się nad ich twórczą pracą i wspierać w wytrwałym trudzie, aby „odpowiednie dać rzeczy słowo”, które to pragnienie nie było obce nawet tak sławnym i cenionym poetom jak Cyprian Kamil Norwid. To dla mnie wielka radość, ale i odpowiedzialność, z której, wraz z upływem kolejnych spędzonych przy tablicy lat, coraz bardziej zaczynam zdawać sobie sprawę. „Na początku było Słowo” – to mój ulubiony fragment Ewangelii według Świętego Jana, o jakże doniosłym znaczeniu zarówno w sensie eschatologicznym, jak i zwyczajnym, najprostszym, codziennym. Przecież to właśnie słowa kształtują nasz obraz świata oraz relacje z innymi. Ksiądz Jan Twardowski powiedział kiedyś, że dzięki poezji nawiązuje bliższe kontakty z ludźmi. No właśnie – wiersze oraz niektóre teksty prozatorskie są szczególnym, niezwykłym i szczerym spotkaniem ich autora z drugim człowiekiem. Ale nie tylko. Misterne szlifowanie, rzeźbienie słowa jest równocześnie odkrywaniem tajemnic własnego serca i doskonaleniem samego siebie, „bo o miłości i w pierwszej osobie jest każdy wiersz” – jak wyznał poeta Maciej Michał Szczawiński. To bardzo istotne spostrzeżenie, które pozwala zauważyć pewną intrygującą zależność. Jeżeli nauczyciel języka polskiego przekazuje uczniom wiedzę dotyczącą gramatyki, zasad tworzenia słów, wypowiedzeń, czy wreszcie dłuższych pisemnych prac, kiedy wskazuje, jak poprzez odpowiednie środki artystyczne kreować piękno i głębię słowa, uczy równocześnie (nawet, jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy) nadawania imion ludziom, krajobrazom (na przykład pięknym i drogim jak nasza Ziemia Cieszyńska), chwilom, myślom, marzeniom i zdarzeniom – czyli temu wszystkiemu, co stanowi sens, istotę naszej egzystencji. I właśnie w tym kontekście zrozumiałe jest porównanie życia do wypracowania. Co ciekawe jego autorami stają się zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, tyle, że ci drudzy ponoszą znacznie większą odpowiedzialność za jego wymowę i treść. „Całym sobą płacimy za słowo”- zauważył Roman Brandstaetter, który jest dla mnie absolutnym mistrzem tak poezji, jak i prozy. To prawda, bowiem słowa mogą nazywać życie, kształtować je, a nawet sięgać poza jego kres. „Czas przemija, słowo pozostaje” – podsumował Lew Tołstoj. Tak więc kreujmy swoje wiersze jak życie, a życie jak wiersz. Z miłością i nadzieją. Z zapałem i wiarą. Pełni pokory, zachwytu i radości! „Słowa są całą pasją życia” – mawiał przecież Henry Becque.

Marta Bocek. Pomiędzy Macierzą a Ojczyzną.
Uważam, że poetom bardzo trudno żyje się w próżni, samemu. Potrzebny jest kontakt podobnie myślących i rozumiejących sztukę ludzi. Wiersze są tak naprawdę zagęszczoną rozmową, jest ważne, aby się nimi dzielić. Ten rezonans nie powinien pozostawać tylko w czytelniku, ale powinien promieniować dalej i w ten sposób, choć trochę potwierdzić autorowi, że to, co napisał, jest wartościowe. Tym bardziej, jeśli chodzi o pogranicze, czyli miejsce, które ma wielki potencjał. Na pewno nakłada się na to wszystko – podłoże historyczne, kulturowe, językowe, mentalne, ale może też jakaś oddolna chęć, aby pokazać, że dorównuje się centrom. Dzięki tym spotkaniom czuję, że to właśnie Zaolzie jest dowartościowane, jest przedmiotem zainteresowania i nagle staje się nieoczywiste, piękniejsze. To cenne, świeże spojrzenie przenoszę, przechodząc z powrotem do siebie przez most. Mamy unikatową możliwość, aby zszyć oba brzegi Olzy również na płaszczyźnie literackiej, być jedną, cieszyńską rodziną ludzi pióra. Cieszę się, że mogę być częścią tej poetyckiej wspólnoty i wierzę, że wyda wspaniałe owoce.

Hanna Rybicka. Świat jest sceną, my jesteśmy tylko aktorami.
A mnie bardzo trudno, przyznam się, w roli matki. Do Saloniku przybyłam, usiadłam. Miałam uczucie, że już do was nie należę. Pieluchy, płacz, smród, karmienie piersią. Kompletny reset… Jestem pustką… Mój scenariusz jest bez słów… Leży niemy na stole i oddycha, cicho szeleszcząc niezadowoleniem w chwilach wolnych od gotowania i sprzątania, w chwilach wolnych od dziecka. Ale jest to również czas wyzwolenia. Gdyby nie Mała, covid kompletnie zabiłby we mnie wizję resztek dobrego świata. Dzięki Małej moja zmęczona i schorowana dusza zasnęła i czeka na uzdrowienie. Leży na oddziale intensywnej terapii i nie życzy sobie, jakże polecanego wszech uzdrawiającego „zastrzyku” odpowiedzialności, by móc znowu występować na scenie. Woli dłużej zostać w kuluarach. Wybaczcie jej… Piszcie. Ja zagram trochę później… Kocham was!

Alicja Santarius. Przygoda z językiem czeskim, polskim, poezją i prozą.
Potrzeba wykreowania i przekazania swojej opowieści, kładzie się na szali w zderzeniu z podaniem gotowych już historii, z języka zza między, na ten nasz. Czy ważniejsze jest zaprezentowanie nowych czeskich twórców i ich jakże istotnych dokonań, od prezentacji swojej własnej wizji? A może wcale nie trzeba wybierać, bo na rynku literackim każdy znajdzie przestrzeń dla siebie?! Ważne jest, by pokazać światu to, co w danym momencie uważa się za potrzebne, przydatne, absorbujące. I zrobić to szczerze po swojemu. Czy nam się to udaje, warto sprawdzić w gronie, które wie, jak udzielić wsparcia, doradzić, podnieść brew, kiedy zmierza się w niekoniecznie dobrym kierunku, wyrazić rzeczowy osąd, „nie” – „sąd” i co chyba najważniejsze – nie pozostać obojętnym. To miasto, ten świat staram się opisać swoim językiem. Przy użyciu swojej wrażliwości właściwej każdemu piszącemu w trochę inny sposób.

Edyta Hanslik. Terapia po reanimacji.
Dokładnie, tak bym nazwała salonikowe spotkania. Kiedy człowiek na co dzień spotyka się ze śmiercią, bólem, cierpieniem, potrzebuje kogoś lub czegoś co spowoduje, że będziemy choć na chwilę daleko od tego czegoś, co choć na chwilę spowoduje, że zapomnimy. Tworzymy z potrzeby chwili i te chwile, jak to życie, jest różne. Tak samo jest z poezją. Jest różnorodna i to jest fajne. Każdy z nas pisze, ale każdy z nas jest inny, inaczej widzi i spostrzega. Barbara Rosiek powiedziała kiedyś, że „..poezji nie da się nauczyć, to trzeba czuć od początku do końca w sobie…”. Ja się z tym w pełni zgadzam, a od siebie dodam, że poezja to takie lekarstwo, obojętnie czy jesteś po stronie piszącego, czy czytelnika.

Elżbieta Holeksa Malinowska. Najbliższa i osobista inspiracja.
Powiem więcej – Olga Tokarczuk w swoim poetyckim zakończeniu książki „Anna In w grobowcach świata” podaje nam gotowy program twórczy. Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że mamy prawo kreować, a więc też opisywać świat, według najlepszych, własnych wyobrażeń. Używać zgodnie z własną wrażliwością takich, a nie innych słów. Wena jest kapryśna. Rzadko nas odwiedza, częściej jej nie ma, a zgorzkniałe, pełne krytycyzmu dzisiejsze czasy nie sprzyjają ani jej, ani nam. Dobrze jest więc spotykać dobrych ludzi. Stworzyliśmy takie miejsce, gdzie obdarzamy się pomocą, życzliwością i co jest najważniejsze zaufaniem. To cieszy, zarówno jak świadomość, że Salonik Cieszyński jest już niezaprzeczalnym faktem. Już działamy …

Stanisław Malinowski. Wiele spojrzeń.
Czyli coś wydarza się nieustannie i to jest prawda. Patrzenie i podejmowanie decyzji są twoje. Można więc zamanifestować – zapisujcie, koniecznie! Każdy szczegół jest ważny. Świat się zawalił? Nie! Powstaje nowy! Nie przepuśćmy myszy, zauważmy krucyfiks na polnej ścieżce. Zaglądnijmy pod każdy kamień, w zagęszczoną w wierszu rozmowę. Zaowocujmy twórczym czynem na drodze przez most do siebie. Nie skazujmy się na obojętność. Rzeczowy opis jest miarą naszej wrażliwości. Kiedy ponosimy porażki, dosięga nas ból, rozczarowanie, ocieramy się o śmierć – tym bardziej chce się żyć i kochać. Chce się pomalować świat zdecydowanie już tylko swoimi kolorami, przyprawić w jasne okna, nadać mu właściwy smak, reanimować skutecznie. Niechaj opis będzie uzdrawiający. W Saloniku każdy jest twórcą niezależnym, bo do opisania Kosmosu potrzeba wielu spojrzeń.