„Dawciu, my jesteśmy w przyszłości!”

0
1
fot. Mateusz Kostrzewa
- reklama -
Dawid Podsiadło i Taco Hemingway to artyści, których w Polsce nie trzeba przedstawiać. Ci, obecnie najpopularniejsi muzycy w kraju, cieszą się ogromną sławą i uznaniem, i nie bez przyczyny… Radiowe rozgłośnie nieprzerwanie grają przeboje tej dwójki, a ich koncerty są na najwyższym światowym poziomie. Taco Hemingway w zeszłym roku wydał płytę, która mimo, że ukazała się końcem września, to osiągnęła najlepszy wynik sprzedaży w 2023 roku, spośród wszystkich krążków dostępnych w polskich sklepach, błyskawicznie osiągając status poczwórnie platynowej płyty. Podsiadło zaś, może szczycić się faktem sprzedaży biletów na 7 koncertów organizowanych na największych obiektach w Polsce – pół miliona w godzinę!
 
Do czerwca tego roku nie miałem okazji być na żadnym stadionowym występie polskiego artysty. Koncerty na piłkarskich obiektach na ogół nie należą również do moich ulubionych widowisk. To z uwagi na to, że ogromną uwagę przywiązuję do brzmienia, które na stadionach zazwyczaj bywa słabsze niż w przeznaczonych do grania muzyki halach i klubach, bądź na plenerowych koncertach. Zniechęcająco działa na mnie również pogłos, który naturalnie tworzy się na tychże obiektach. Jednak… nie mogłem sobie odmówić udziału w tegorocznych trasach koncertowych Dawida Podsiadło i Taco Hemingwaya.
Obaj muzycy z łatwością wyprzedają całe stadiony, a bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki – w kilka chwil. W 2019 roku zorganizowali oni wspólny koncert na PGE Narodowym w Warszawie i był to wówczas ewenement! Wyprzedali oni wtedy ten obiekt jako pierwsi polscy muzycy. Zaledwie 5 lat, błyskawicznie rozwijających się karier obu z nich, wystarczyło by mogli oni dokonać tego niebywałego osiągnięcia indywidualnie. Co więcej, w 2019 roku obaj zagrali jeden taki koncert w roku, obecnie koncert na Narodowym był dla Taco Hemingwaya jedynie zwieńczeniem trasy koncertowej po innych, największych muzycznych halach w całej Polsce. Podsiadło zaś po koncercie na stołecznym stadionie ruszył w tour po wszystkich największych stadionach, wyprzedając w kilka minut piłkarskie obiekty w Gdańsku, Wrocławiu, Poznaniu i Chorzowie. Zainteresowanie było tak ogromne, że grał on po dwa koncerty w tych miastach. Dodatkowo, żeby więcej ludzi mogło zdobyć bilet, ulokował on scenę na środku płyty, tak by tłum mógł ją otoczyć. Pozwoliło to zgromadzić na każdym z koncertów od 60 do 80 tysięcy fanów. Popularność tych artystów na skalę naszego kraju można więc śmiało porównać do amerykańskiej supergwiazdy Taylor Swift, która w Polsce zagrała trzy koncerty z rzędu (1,2 i 3 sierpnia) na PGE Narodowym.
15 czerwca wybrałem się do Poznania na koncert Dawida Podsiadło. Dzień później odbywał się tam jego koncert numer 2. W ten późnowiosenny weekend do Poznania przyjechało więc mnóstwo ludzi. Liczba uczestników obu wydarzeń przekroczyła 120 tysięcy. Dało się to we znaki na ulicach tego miasta, które były zatłoczone, zakorkowane, a wszędzie było widać osoby, dla których koncert stał się pretekstem do zwiedzenia miasta koziołków. Na rynku stała niewielka budka z twarzą Dawida, w której można było kupić lody, koszulki, płyty i gadżety związane z artystą. Kolejka do tego mini-sklepiku otoczyła niemal cały rynek. Miasto od rana żyło koncertem i tętniło niesamowitą energią. Nie inaczej było podczas samego wydarzenia. Ekipa koncertowa Podsiadły (która liczy łącznie 1500 osób pracujących nad stworzeniem jednego show!), zadbała o każdy szczegół. Było to widoczne już na samym początku, gdy tylko przybyłem na stadion. Na telebimach wyświetlano  wówczas „Kiss Cam” i „Uśmiechnij się”, czyli popularne gry znane z amerykańskich, futbolowych stadionów. Pierwsza z nich polega na tym, że kamery wynajdują w tłumie losową parę, która musi się pocałować. Druga z zabaw polega na znalezieniu w tłumie smutnej osoby, która jeśli kamera najedzie na nią, musi się uśmiechnąć. Sam koncert Dawida Podsiadły trwał aż dwie i pół godziny, a na scenie pojawili się różni goście. Ze sceny co chwile sunął ogień, konfetti, dym, a wśród ludzi fruwały wielkie balony. Atmosfera była niezapomniana, ogrom ludzi śpiewał teksty i bawił się do przebojów wokalisty. Wielka ilość atrakcji przewidzianych na wydarzenie sprawiła jednak, że sama w sobie muzyka zaczęła schodzić na boczny tor. Dzięki temu osoby, dla których słuchanie muzyki nie było priorytetem, bądź nieszczegółowo zapoznały się wcześniej z repertuarem artysty, mogły również świetnie się bawić i podziwiać to niebywałe widowisko.
Równo tydzień później pojechałem do Warszawy na koncert Taco Hemingwaya. PGE Narodowy zamienił się w miejsce wielkiej muzycznej fety, a organizatorzy dopięli wszyściutko na ostatni guzik. Kluczowym momentem wydarzenia było jednak niesamowite połączenie. Tego samego dnia swój stadionowy koncert odgrywał Podsiadło na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Z uwagi na to, że muzycy prywatnie się kolegują, a przy organizacji obu wydarzeń pracują wysokiej rangi dźwiękowcy, technicy i informatycy, to punktem kulminacyjnym wieczoru była audiowizualna rozmowa… Na telebimach narodowego wyświetlił się Dawid Podsiadło i ludzie zgromadzeni w Chorzowie, którzy równocześnie obserwowali warszawską scenę i Hemingwaya. Obie publiczności słyszały również to, co każdy z artystów mówił do swojego mikrofonu. Piosenkarze nie kryli swojej ogromnej radości, bo jak powiedział raper, do końca nie było wiadomo, czy połączenie dojdzie do skutku i wszystko zadziała tak, jak powinno. „To jest niesamowite! Dawciu, my jesteśmy w przyszłości! Niesamowite!”  – krzyczał ze sceny Taco.
Sam w sobie koncert warszawskiego rapera również należał do wyjątkowych. Trwał niecałe dwie godziny, podczas których Taco cały czas z zaciekłością nawijał swoje teksty. Na scenie również towarzyszyło mu wiele gości, m.in. Edyta Bartosiewicz i Daria Zawiałow. Pod koniec koncertu odbyła się premiera krótkometrażowego filmu w reżyserii Igi Lis pt. „Snuj się”, który jest adresowany do młodych odbiorców. Niesie on za sobą bardzo istotny przekaz – namawia by nie tracić wiary w swoje cele, postanowienia i marzenia, a przy tym nie poddawać się, gdy coś po drodze idzie nie tak jak powinno. Film podkreślał również wszechobecny wyścig szczurów i przepracowywanie się, które nie zawsze są gwarantem sukcesu. Jest nim za to, według autorki, chłodna głowa, odpowiedzialność i robienie na co dzień tego, co szczerze się kocha. Cały koncert zakończył pokaz sztucznych ogni wypuszczonych z góry sceny.
Oba te wydarzenia pozwoliły mi zapomnieć o nagłośnieniowych trudnościach i o stadionowych pogłosach. Czułem ogromną dumę z tego, jaki poziom trzyma polska rozrywka. To były niezapomniane dwa dni, które spędziłem z tysiącami szczęśliwych, uśmiechniętych i rozśpiewanych osób. Bez wahania, gdy któryś z obu artystów ogłosi kolejne stadionowe koncerty kupię bilet i będę namawiać najbliższych, by wybrali się tam ze mną. 
 
 
 
 
 
 
- reklama -