Z dziejów Cieszyńskiego więziennictwa

0
1269
fot. arch. Zakładu Karnego
- reklama -

WSPOMNIENIA ALOJZEGO FROSA UWIĘZIONEGO W ZK W CIESZYNIE W OKRESIE OKUPACJI

Alojzy Frost był żołnierzem AK. Aresztowano go za podejrzenieo udział w konspiracji w wieku 27 lat. Gestapo po przesłuchaniach przewiozło go do więzienia w Cieszynie. Po 71 latach wrócił w miejsce, które kojarzyło się tylko z bólem i cierpieniem. Czasem ludzie decydują się na tak trudną podróż w przeszłość by poradzić sobie z uczuciami, wspomnieniami. Ale ta podróż, to żywa lekcja historii, której możemy uczyć się od świadków, a nie tylko z historycznych książek. Alojzy Frost odwiedzając ZK w Cieszynie opowiedział swoją historię. Jest to dowód na to, jak tak drastyczne doświadczenia szczegółowo zostają w pamięci człowieka.

Nadchodzi 72 rocznica zakończenia II Wojny Światowej i dobiega kresu życie osób, które pamiętają wojnę w sposób świadomy. Jest ich coraz mniej. Już za kilka lat głównymi świadkami, jacy nam z okresu wojny pozostaną, będą ci, którzy byli wówczas dziećmi, a dzieci mają zupełnie specyficzny ogląd świata. Nadchodzi nieodwołalnie okres, kiedy pamięć o II Wojnie Światowej przesunie się poza obręb pamięci jednostek. 

Alojzy Frost był żołnierzem AK. Aresztowano go za podejrzenie o udział w konspiracji w wieku 27 lat. Gestapo po przesłuchaniach przewiozło go do więzienia w Cieszynie. Po 71 latach wrócił w miejsce, które kojarzyło się tylko z bólem i cierpieniem. „Rano zaczęło się przesłuchanie. Zaprowadzono mnie do pokoju w, którym za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku. Zapytał czy to ja pisałem kartkę. Zaprzeczyłem. Wówczas z krzykiem powiedział, że zbadano charakter pisma i że nie ma wątpliwości, że ja jestem jej autorem. Ponownie zaprzeczyłem. Wówczas zbliżył się do mnie znacznie młodszy funkcjonariusz i na kolejne moje zaprzeczenie uderzył mnie w twarz. Powtarzające się pytanie i moje zaprzeczenie kończyło się potężnym uderzeniem. W pewnym momencie oprawca musiał założyć rękawiczkę bo zabolała go ręka. Kiedy znalazłem się pod ścianą (po każdym uderzeniu cofałem się do tyłu) uświadomiłem sobie, że z rąk gestapo się już nie wydostanę, a za anonim mnie nie powieszą, po kolejnym pytaniu skinąłem głową.
Natychmiast zaprzestano bicia. Podprowadzono mnie do biurka, podstawiono krzesło i podano papierosa, a przesłuchujący mnie naturalnie, spokojnie powiedział: „Popełnił Pan głupstwo i poniesie Pan karę, ale Pan wie o podziemnej organizacji?” Odpowiadałem na pytanie, że słyszałem o tej organizacji, ale byłem do tego rodzaju działalności negatywnie ustosunkowany, jako, że byłem świadkiem naszej klęski w 1939 roku. Po za tym sądzę, że tego rodzaju działalność jest narażona na ofiary, a nie ma możliwości dokonania czegokolwiek. O podziemnej organizacji słyszałem w czasie aresztowań. Tego rodzaju rozmowy i dociekania trwały dwa dni. Później przewieziono mnie do cieszyńskiego więzienia i osadzono w dwuosobowej celi. Tam poznałem Słowaka, druciarza, który okazał mi wiele serca, a który już widocznie niejedno więzienie zwiedził, jako, że zasypywał mnie radami jak mam się zachowywać. Mieliśmy tam małe lusterko i dopiero wtedy zobaczyłem… jak strasznie wyglądam. Do tej pory mam uszkodzony słuch. Ciekawe, że podczas bicia nie odczuwałem żadnego bólu. Widocznie napięcie nerwowe było tak silne, że zagłuszyło ból.
Warunki więzienne były, jeśli tak można rzec, znośne. Obowiązywał codzienny rytuał. O szóstej pobudka, mycie, odbiór odzieży, która na okres nocy złożona była na taborecie w korytarzu pod celą, czyszczenie celi. Śniadanie składało się z dwóch kromek chleba z łyżką margaryny lub marmolady. Po śniadaniu praca, jako, że w więzieni trzeba było pracować. W każdy poniedziałek dostarczano do celi wór ze skrawkami celofanu, z którego trzeba było wyplatać warkocze o średnicy 2-3 centymetrów. Na oddziale kobiecym szyto z nich torby na zakupy. Norma wynosiła 7 mb warkocza. Po nabraniu wprawy można było szybko to wykonać. Po wykonaniu pracy był czas wolny. Skwapliwie korzystałem wtedy z możliwości jaką dawał nam więzienny bibliotekarz i czytałem książki. Po obiedzie składającym się najczęściej z gęstej zupy o godz. 17.00 następował apel. Do celi wchodził Wachmeister, któremu zdawaliśmy raport z obsady celi. Zaopatrzony był w młotek na długim sztylu, którym opukiwał kraty, kontrolując czy nie są nadpiłowane. O godz. 18.00 kolacja podobna jak śniadanie a o 21.00 wynoszenie odzieży na korytarz, gasło światło, poza małą żaróweczką nad drzwiami, w których przez „judasza” wartownik mógł obserwować celę. Po dwóch tygodniach strażnik wywołał mnie z celi, prowadził korytarzem i pewnym momencie wepchnął mnie do celi, w której za stolikiem siedział prowadzący śledztwo w asyście drugiego gestapowca i olbrzymiego owczarka. Przesłuchujący ryknął na mnie: „Frost warum haben sie gelogen?!” (Frost, dlaczego Pan oszukiwał?). Odpowiedziałem, że nie oszukiwałem, a na to on, że dlaczego Jaszek powiedział coś innego? Ugięły się pode mną nogi jako, że z Jaszkiem (pseudonim „Gawron”) byliśmy aktywni w organizacji. Odpowiedziałem, że nie wiem, ale ja mówię prawdę. Na to gestapowiec popełniwszy błąd zapytał „Kto w Karwinie do Pana podszedł?”. Odetchnąłem z ulgą, jako, że w Karwinie nie miałem żadnych powiązań, a poprzednie stwierdzenia były bardzo sprytnym podejściem. Jaszek był moim najbliższym kolegą i widocznie w okresie, w którym miałem spokój w więziennej celi, cieszyńskie gestapo zebrało dane o mnie w gestapo rybnickim, w którym na szczęście nie byłem spalony, a co nastąpiło niebawem. Ostatecznie gestapowiec kazał mi podpisać protokół, którego mi nie odczytał, a na koniec powiedział: „Frost ween Sie geoglen haben da geht es ihnen dreckig” (Fros, jeśli pan oszukuje, to będzie z panem źle).
Na tym skończył się mój pobyt w Cieszynie. Po kilku dniach, a było to w maju, przetransportowano mnie i kilkunastu więźniów z Cieszyna częściowo do Katowic, do „Polizeilagru”, częściowo do Mysłowic.

- reklama -

Było to Zastępcze Więzienie Policyjne w Mysłowicach założone 13 lutego 1942 r. Ze względu na stosowane tam metody śledcze, a także powiązania z KL Auschwitz nazywane było przez więźniów mianem „przedsionka oświęcimskiego piekła”. Działało do 26 stycznia 1945 roku. W Katowicach pozostał miedzy innymi mój współwięzień z celi (nie pamiętam nazwiska), który jak się później dowiedziałem został tam ścięty za działalność konspiracyjną na Zaolziu i Śląsku Cieszyńskim. O ile się nie mylę, pochodził z Lesznej i był chyba klerykiem.”