Na pomoc Cieszynowi!

0
3452
fot. por. Bronisław Kawałkowski, plutonowy Karol Waluś (zginął w Stonawie)
- reklama -

Żołnierze Pułku Piechoty Ziemi Wadowickiej pierwsi i najliczniej wsparli obronę Śląska Cieszyńskiego w styczniu 1919 r. To oni właśnie oddali pierwsze strzały w wojnie z Czechami i to z ich szeregów pochodzili pierwsi zabici w tym konflikcie.

Pułk Ziemi Wadowickiej, który otrzymał później nazwę 12 Pułk Piechoty (12 pp. – i tej krótszej będziemy używać) – wzmocnił polskie siły w regionie jeszcze przed wybuchem wojny. W styczniu 1919 r. w związku z odesłaniem batalionu (ponad 400 ludzi) z Pułku Ziemi Cieszyńskiej pod Lwów, na Śląsk Cieszyński przysłano batalion 12 pp. Około 340 jego żołnierzy obsadziło Bogumin, a słaba kompania (75 ludzi) stanęła w Skoczowie. Dla liczących ok. 2 500 (w tym ok. 2000 żołnierzy pułku cieszyńskiego i ponad 540 umundurowanych i uzbrojonych żandarmów) sił podlegających płk Franciszkowi Latinikowi, było to bardzo duże wzmocnienie. Dowódcą wadowickiej piechoty był kpt. Władysław Mielnik, a dowódcą całego garnizonu bogumińskiego ppłk Stanisław Nałęcz-Mroczkowski. Już 22 stycznia 1919 r. wieczorem zaalarmowali oni krakowskie Dowództwo Okręgu Generalnego o tym, że 23 stycznia nastąpi czeski atak. Meldunek ten został jednak
w Krakowie zlekceważony. Ppłk Mroczkowski podjął więc decyzję, by już wieczorem 22 stycznia rozpocząć odsyłanie taboru kolejowego z Bogumina. Sytuacja była tym trudniejsza, że zgodnie z pkt. 5 polsko-czeskiej umowy z 5 listopada 1918 r. o tymczasowym rozdzieleniu Śląska Cieszyńskiego przy dworcu kolejowym
w Boguminie stacjonowała kompania czeska.

Pierwsze strzały wojny

23 stycznia 1919 r. około godziny 8:00 rano polskie patrole zauważyły oddziały czeskie przemieszczające się z Gruszowa w kierunku na Bogumin i otwarły do nich ogień. Były to dwie czeskie kompanie batalionu bogumińskiego, które próbowały odciąć Bogumin-Dworzec od Starego Bogumina, gdzie mieszkało wielu Polaków. Informacje o sile czeskiego ataku przekazano ppłk. Mroczkowskiemu. Ten zareagował szybko i stanowczo, wydając rozkaz natychmiastowego rozbrojenia i wzięcia do niewoli stacjonującej przy dworcu czeskiej kompanii. Liczyła ona prawie 200 żołnierzy i oficerów. Kpt. Mielnik do akcji tej skierował jedną kompanię wzmocnioną plutonem ppor. Seweryna Jeschiwe. Około godz. 11:00 wydzielony oddział brawurowo zajął kwatery zaskoczonych czeskich żołnierzy i przy niewielkim oporze rozbroił ich i wziął do niewoli. Czesi mieli tylko kilku rannych, ale zginęło 2 polskich żołnierzy i były to pierwsze ofiary śmiertelne rozpoczynającej się wojny.
W czasie gdy walczono wokół Bogumina, po godz. 11:00 samochodami z Morawskiej Ostrawy do Cieszyna, do płk. Latinika przybyli oficerowie Ententy (francuscy, angielski, włoski i amerykański) przedstawiający się jako „Komisja Międzysojusznicza”. Żądali w formie ultimatum wycofania do godziny 13:00 wszystkich wojsk polskich za rzekę Białą, do Małopolski. Płk Latinik przytomnie odpowiedział, że musi się skontaktować z władzami w Warszawie. Fałszywa (bo nie posiadająca żadnych uprawnień) komisja nie czekała, tylko wróciła do Ostrawy.

- reklama -

Kiedy z Cieszyna wyjeżdżała fałszywa komisja, po godz. 13:00 również do dowództwa polskiego w Boguminie przybył czeski mjr Sykora wraz z oficerami w mundurach angielskich i francuskich. Przekazał ppłk. Mroczkowskiemu list od francuskiego ppłk. Antoine Gillaina z informacją, że to wojska koalicyjne Ententy zajmują Śląsk Cieszyński, a polski garnizon ma się z Bogumina wycofać. Ppłk Mroczkowski zgodził się na chwilowe zaprzestanie walki, chcąc skontaktować się z Cieszynem. Warunkiem zawieszenia broni było pozostanie oddziałów obu stron na swoich dotychczasowych pozycjach, ale mimo tych ustaleń, czeskie oddziały kontynuowały manewr okrążenia miasta. Z Cieszyna przyszedł rozkaz, aby kontynuować obronę, ale o godz.. 16:00 na teren dworca w Boguminie wjechał pociąg przewożący III batalion 21 pułk strzelecki czechosłowackiej legii francuskiej. Legioniści czescy wykorzystali konsternacje polskich żołnierzy, zaskoczonych ich francuskimi mundurami i okrążyli polskie pozycje na dworcu. Sytuacja stała się beznadziejna, ustalono wprawdzie, że polscy obrońcy będą mogli wycofać się pociągiem do Piotrowic. Jednak kiedy kolejnym pociągiem na teren dworca bogumińskiego wjechał czeski II batalion 54 pp. i przewaga atakujących była już przytłaczająca, wbrew prowadzonym pertraktacjom polski garnizon (ponad 240 ludzi) został podstępnie rozbrojony i wzięty do niewoli. Niestety, mimo że w Cieszynie głównodowodzący płk Latinik miał w rezerwie co najmniej 700 żołnierzy, przez cały dzień, nie wysłał nawet jednej kompanii (100-120 ludzi), aby zabezpieczyła drogę odwrotu obrońcom Bogumina…

Czarny dzień Pułku Wadowickiego

Wśród pierwszych polskich posiłków, które zaczęły już od 23 stycznia wieczorem napływać do Cieszyna była też 6 kompania „żywiecka” 12 pp. por. Lachety. Kiedy 24 stycznia wojska czeskie zaatakowały przez Przełęcz Jabłonkowską i tunele w Mostach, z trudem były powstrzymywane przez trzynieckich milicjantów. Na pomoc przybyła właśnie komp. „żywiecka”. Czesi zrezygnowali z kontynuowania działań na tym kierunku
i wycofali się do Czadcy. 24 stycznia przed południem do Cieszyna przybyły także kolejne dwie kompanie (10 i 11) z 12 pp. Jednocześnie Dowództwo Okręgu Generalnego w Krakowie po wzięciu do niewoli polskiego garnizonu Bogumina nakazało Dowództwu Okręgu Wojskowego w Wadowicach sformowanie dodatkowego oddziału, który jeszcze 24 stycznia wieczorem przybył koleją do Zebrzydowic. Na czele tego półbatalionu (w sumie 240 ludzi) stanął kpt. Cezary Haller. Kompania ppor. Henryka Tauba, obsadziła Zebrzydowice, a ppor. Stanisława Karolusa Kończyce Małe. Niestety 26 stycznia wcześnie rano wojska czeskie dzięki znacznej przewadze liczebnej i zaskoczeniu rozbiły te oddziały. Zginął na polu walki kpt. Haller, a śmiertelnie ranny ppor. Taub zmarł w czeskim szpitalu. Śmierć poniosło także co najmniej 10 żołnierzy, wielu było rannych, a około 100 dostało się do niewoli, resztki wycofały się na Pruchną.
Jednocześnie z tym uderzeniem nastąpił skoordynowany z nim atak w kierunku na Łąki, Stonawę i Olbrachcice. Stonawy broniła 11 komp. 12 pp. dowodzona przez por. Bronisława Kawałkowskiego. W czasie 8 godzinnego zażartego boju, polscy żołnierze ulegli jednak przewadze liczebnej wroga i zostali rozbici. Z pośród 21 obrońców, którzy oddali życie w tej bitwie, kilku (7-8) zostało jako ranni lub poddający się do niewoli zamordowani przez czeskich żołnierzy z I batalionu 21 ps. czechosłowackiej legii francuskiej.

W dniu 26 stycznia zginęło co najmniej 30 żołnierzy i 2 oficerów 12 pp., a kilkakrotnie więcej zostało rannych. Były to największe dzienne straty w zabitych w czasie całej wojny. Niestety ani kpt. Haller walczący przeciwko 2 batalionom, ani bohaterscy obrońcy Stonawy broniący się przed liczniejszym przeciwnikiem, nie doczekali się żadnej pomocy od płk Latinika, który w Cieszynie zgromadził prawie 1 000 żołnierzy (w tym dwie komp. z 12 pp.) w odwodzie…

Konsekwencje tych klęsk, były druzgocące. Bierny i tracący kontrolę nad przebiegiem walk płk. Latinik około godziny 14:00 otrzymał informacje o całkowitym rozbiciu oddziału kpt. Hallera. Ważna linia kolejowa, tzw. kolej północna, z Zebrzydowic do Dziedzic pozostała bez jakiejkolwiek osłony. Istniało realne zagrożenie wejścia dużych sił czeskich między Cieszyn i Skoczów i okrążenia sił polskich, znajdujących się jeszcze nad Olzą. Płk Latinik podjął więc decyzję o wycofaniu wojsk na nową pozycję opartą o linię rzeki Wisły. Nocny odwrót, źle i chaotycznie przeprowadzony, doprowadził do dużych (kilkuset żołnierzy) i nieodwracalnych strat w „zaginionych” przede wszystkim z szeregów cieszyńskiego pułku. 6 komp. „żywiecka” 12 pp. na pozycjach w Jabłonkowie i Mostach otrzymała rozkaz o odwrocie zbyt późno i unikając groźby niewoli musiała cofać się przez góry na Żywiec. Żołnierze musieli w środku zimy, mroźną nocą przejść zaśnieżonymi górskimi drogami kilkadziesiąt kilometrów. Konsekwencją były duże straty marszowe
(w chorych i osłabionych). Przed południem 27 stycznia, niebroniony Cieszyn został zajęty przez patrol czeski (1 oficer i 4 żołnierzy), który do miasta wjechał samochodem osobowym…

Wytrwali do końca

Pierwsze 4 dni wojny przyniosły wojskom polskim wielkie straty, pokazały także brak przygotowania obrony i nieudolność dowództwa. Oficerowie i żołnierze, byli wstrząśnięci i przygnębieni przebiegiem walk i oddaniem Cieszyna. Jednak w bitwie pod Skoczowem (szeregu starć, w dniach 28-30 stycznia 1919 r. na całej długości frontu, od Strumienia po Ustroń) również oddziały 12 pp. dalej biły się dzielnie. Siły polskie, wzmacniane do końca bitwy skoczowskiej (m.in. kolejnymi dwoma kompaniami 12 pp.), w dniu 30 stycznia liczyły prawie 5.000 ludzi wspartych silną artylerią i pociągiem pancernym „Hallerczyk”. Oddziały czeskie również cały czas zasilane posiłkami liczyły ok. 15 000, z czego na froncie i jego najbliższym zapleczu ponad 10.000.

Oddziały 12 pp. w ugrupowaniu polskim zajmowały następujące pozycje: miasta Strumień na zachodnim brzegu Wisły broniła kompania szturmowa pod dowództwem ppor. Stanisława Łobodzińskiego. W Drogomyślu przy moście drogowym stacjonowała zbiorcza kompania oznaczona nr 264, złożona z żołnierzy 8 pp., grupki ułanów i z 12 pp (prawdopodobnie z rozbitego półbatalionu kpt. Hallera), dowodzona przez por. Staszewskiego i wzmocniona dwoma karabinami maszynowymi. Od drewnianego mostu w Ochabach Wielkich przez Ochaby Małe do Wiślicy – dowodził żołnierzami por. Józef Mazur mający do dyspozycji 10 i 12 komp. 12 pp., wzmocnioną plutonem karabinów maszynowych z cieszyńskiego pp. W Simoradzu odwodem obrony odcinka była 2 komp. 12 pp.

Bitwa pod Skoczowem

28 i 29 stycznia Czesi atakowali wielokrotnie w rożnych miejscach polskiego frontu, siłami od kompanii do batalionu, starając się rozpoznać polskie pozycje i znaleźć w nich słabe punkty. Na północnym odcinku większy atak nastąpił w Ochabach Małych, gdy dwie czeskie kompanie próbowały sforsować Wisłę, ale został odparty przez kompanie 12 pp, dowodzone przez por. Mazura wspierane ogniem polskiej artylerii. Niestety bardzo słabo obsadzono linię obrony pomiędzy Kisielowem, a rzeka Wisłą i wsią Nierodzim. Dopiero 28 stycznia do Skoczowa dotarła osłabiona 6 komp. „żywiecka” 12 pp. i to jej niewystarczającym siłom powierzono ten dotychczas praktycznie nieobsadzony odcinek. Wykorzystali to Czesi szukający luki w polskiej obronie i 29 stycznia silne patrole 35 pp. czechosłowackiej legii włoskiej zajęły słabo obsadzony Ustroń wraz z mostem i kładkami przez Wisłę.
Najcięższe walki rozgorzały 30 stycznia na całej linii frontu. Czesi odrzuceni szarżą pociągu pancernego „Hallerczyk” od mostów w Drogomyślu, posuwając się tuż przy granicy z Górnym Śląskiem (obsadzonej przez Niemców), zaatakowali miasto Strumień. Po krótkim oporze komp. szturmowa 12 pp. ppor. Łobodzińskiego musiała się wycofać za Wisłę, ale wzmocniona posiłkami nie pozwoliła wrogowi przejść przez rzekę. Bardzo silny atak przeprowadzili Czesi z Dębowca na Simoradz, gdzie broniły się cztery polskie kompanie (w tym jedna z 12 pp. ). Po prawie 10 godzinach walk, atakujący musieli wycofać się na pozycje wyjściowe. Ciężkie walki trwały po osi drogi „cesarskiej” Cieszyn – Skoczów oraz o Kisielów. Na południowym odcinku frontu było, niestety, dużo gorzej. 6 komp. „żywiecka” z 12 pp. wsparta tylko patrolami szwoleżerów została wyparta ze wsi Nierodzim. Czesi zajęli też most w Lipowcu i silnymi patrolami zaczęli penetrować wschodni brzeg Wisły. Do wieczora kontrataki polskich odwodów odrzuciły wroga na pozycje wyjściowe.
Płk Latinik uznał bitwę za przegraną i wydał podległym wojskom rozkaz przygotowania do odwrotu. Cały plan obrony opartej na największej przeszkodzie naturalnej w regionie – rzece Wiśle, w wyniku zajęcia przez Czechów Ustronia i jego mostów, został „wywrócony”. Na szczęście po godz. 20 do Skoczowa przybyli czescy parlamentariusze z propozycja rozejmu, którą przyjęto co zakończyło wojnę.

Pułk Piechoty Ziemi Wadowickiej w obronie Śląska Cieszyńskiego bił się ofiarnie i dzielnie. Skuteczną obronę Bogumina, Czesi złamali przez podstęp, oszukując polskie dowództwo. W pierwszych dniach wojny, kiedy głównodowodzący płk Latinik popełniał największe błędy, a posiłki z głębi kraju dopiero napływały, to właśnie oddziały 12 pp. były rdzeniem obrony. Jego żołnierze (w sumie ponad 1000) pochodzili z Wadowic, Oświęcimia i okolic Żywca. Mimo, że ponieśli największe straty w zabitych i rannych spośród wszystkich polskich oddziałów, nie upadli na duchu i do końca odważnie walczyli w obronie Śląska Cieszyńskiego.

Cześć ich pamięci!

Część fotografii żołnierzy i oficerów 12 pp., uczestników wojny z Czechosłowacją udostępnili: Stefan Król, Józef Stec i Adam Leśniak – Dziękujemy!