Pytanie zaczerpnęłam z kampanii Ewy Radanowicz, znanej w środowisku edukacyjnym dyrektorki Szkoły Podstawowej w Radowie Małym, która siłą swych marzeń (bo, jak sama o sobie mówi, jest marzycielką i wizjonerką) zmieniła małą systemową szkołę w miejsce przyjazne uczniom, rodzicom, nauczycielom.(1)
Kampania #ocochodziwszkole, do zapoznania się z którą zachęcam gorąco, jest jedną z licznych akcji, jakie organizowane są wiosną w obszarze edukacji (Kongres Zmiana Edukacji, Konferencja Nauczyciel Gen-Z, webinaria, szkolenia, spotkania w ramach Wiosny w Edukacji, społeczności DopaminaLab, Edu-klaster, Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, czy Centrum Edukacji Obywatelskiej).
Skąd takie poruszenie w temacie oświaty w Polsce?
Odpowiedzi jest wiele, jednak wszystkie sprowadzają się do wspólnego mianownika: wyczerpanie się pruskiego modelu edukacji rodem z XIX wieku, który stanowi
o tożsamości polskiej szkoły doby XXI wieku… . Mikołaj Marcela, pisarz, nauczyciel akademicki, który w swej pracy zajmuje się utopijną edukacją, pisze w swej genialnej książce „Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens”, że „szkoła to fabryka” (2) i przytacza ku temu liczne argumenty, zaczynając od organizacji lekcji (klasy organizowane według rocznika, często przepełnione; zajęcia odbywające się w równych jednostkach lekcyjnych po 45 minut, oddzielane dzwonkami na krótką przerwę; uczniowie usadzeni w równych rzędach ławek, plecami do siebie – czy już widzicie podobieństwa do posłusznych i bezwolnych pracowników fabryki?), przez mechaniczną pracę uczniów (zapamiętywanie często obszernych informacji z różnych przedmiotów najczęściej przekazywanych metodą podawczą przez nauczyciela), kończąc na uprzedmiotowieniu uczniów (wszyscy mają pracować według jednego ustalonego wzorca – podstawy programowej, tak, by równać do jednego poziomu). Uprzedmiotowienie dotyka również nauczycieli – oni mają stać na straży „linii produkcyjnej”, w wyniku której powstanie dobrze „obkuty” absolwent szkoły, gotowy zdać śpiewająco swój egzamin. Brzmi ponuro? Niestety w dużej mierze taka jest rzeczywistość szkolna. Rodzi się więc przeciwko temu i szerzy coraz bardziej zwykły ludzki bunt, niezgoda na taki stan rzeczy. Powstaje wiele ruchów oddolnych, obywatelskich, które takiej wizji edukacji mówią: NIE! Bo można inaczej. Inaczej, czyli jak … ?
I tutaj do głowy od razu przychodzi mi kolejny genialny „eduzmieniacz” (pojęcie opisujące osobę, która dostrzega wadliwość systemy oświaty i dąży do jego zmiany): Tomasz Tokarz oraz jego książka „Szkoła ma być dla ucznia. 30 bardzo subiektywnych esejów o edukacji.” Tokarz jest z zawodu nauczycielem i tak pisze o tej profesji: „To dla mnie jeden z najszlachetniejszych zawodów. Za jego istotę uznaję wspieranie innych osób w rozwoju, aby mogły stać się spełnionymi jednostkami (rozumiejącymi siebie, radzącymi sobie w życiu, tworzącymi udane relacje) oraz aktywnymi, świadomymi obywatelami.” (3) Cóż za piękna wizja! Niektórzy pewnie powiedzieliby, że całkiem utopijna… bo przecież system jest taki, jaki jest, a tego nie da się „przeskoczyć” …
A ja powiem przekornie, że właśnie się da! Pokazuje to przykład wspomnianej na wstępie Ewy Radanowicz i jej szkoły, która działa w ramach „systemu”, z poszanowaniem prawa oświatowego. A prawo oświatowe mamy w naszym kraju bardzo liberalne i sprzyjające zmianom, na które najwyższa pora. Czytając je ostatnio dosyć dogłębnie zafascynował mnie ten fragment: „Szkoła lub placówka może realizować eksperyment pedagogiczny, który polega na modyfikacji istniejących lub wdrożeniu nowych działań w procesie kształcenia, przy zastosowaniu nowatorskich rozwiązań programowych, organizacyjnych, metodycznych lub wychowawczych, w ramach których są modyfikowane warunki, organizacja zajęć edukacyjnych lub zakres treści nauczania, (…). Celem eksperymentu pedagogicznego realizowanego w szkole lub placówce jest rozwijanie kompetencji i wiedzy uczniów oraz nauczycieli.” (4) Nie chce się wierzyć, jaką swobodę działania daje szkole prawo oświatowe!
A jednak tak jest. Wczytując się w nie dalej, dowiemy się też, że nauczyciel zobowiązany jest do wystawienia tylko jednej oceny w roku, nie musi zadawać zadań domowych, kartkówek i sprawdzianów. Ocenianie uczniów ma polegać na informacji zwrotnej na temat tego, co dziecko już umie, jak może dalej rozwijać te umiejętności, a które obszary wymagają jeszcze jego/jej pracy (czyli tzw. OK – ocenianie kształtujące, wciąż tak mało popularne i stosowane głównie w nauczaniu wczesnoszkolnym, czyli w klasach 1-3). W czym więc tkwi tzw. szkopuł?
Spieszę odpowiedzieć: w statutach szkolnych (to po pierwsze), które bardzo często wprowadzają zasady dalekie zapisom prawa oświatowego. Bliżej temu zjawisku przygląda się organizacja Stowarzyszenie Umarłych Statutów (5) , która analizuje, na prośbę zainteresowanych osób, statuty szkolne, wysyła prośby do kuratorium
o kontrole statutów i pomaga szerzyć wśród uczniów wiedzę o ich prawach, działa też na rzecz poszerzania świadomości prawnej nauczycieli, dyrektorów i rodziców. Statut tworzy organ prowadzący szkołę wraz z całą radą pedagogiczną. Dlaczego zatem nie zmienić tego dokumentu już teraz, mając wiedzę na temat tego, na co pozwala nam prawo oświatowe? Dlaczego jeszcze nie jest to zjawisko lawinowe, uwalniające szkołę z duszącego uścisku systemu, który tak naprawdę sami sobie stworzyliśmy?
Tomasz Tokarz odpowiada wprost: „Prawdziwy problem nie leży w przepisach, lecz w postawach i przekonaniach – na temat roli ucznia, jego miejsca w szkole, jego pozycji wobec nauczyciela.” (6) Musimy odejść od kultury nauczania (gdzie nauczyciel prowadzi często monolog – naucza i napełnia ucznia wiedzą, której raczej nie wykorzysta w dorosłym życiu, a którą musi „zakuć”, by zdać test lub egzamin – Och! Wieczna testozo szkolna!) i przejść do kultury uczenia się, w której uczeń nie tylko jest podmiotem świadomie zdobywającym wiedzę i biorącym za ten proces odpowiedzialność, ale też ma możliwość kształtowania kompetencji miękkich (tak zaniedbywanych obecnie w szkole), takich jak: krytyczne myślenie, asertywność, relacje społeczne, umiejętność selekcji informacji i wiele, wiele innych. Akcent musi zostać przeniesiony z motywacji zewnętrznej (pogoń za ocenami, wynikami, wyścigi rankingów szkół), która jest nietrwała, nierozwijająca i często prowadzi do wypalenia oraz zaniżenia samooceny uczniów poprzez ciągłe porównywanie własnych osiągnięć do wyników rówieśników, w stronę motywacji wewnętrznej – chęci poszerzania swej wiedzy o świecie, uczenia się nowych rzeczy, które są dla dziecka interesujące, rozwijania swoich pasji. Niestety szkoła często wymusza na nas porzucenie motywacji wewnętrznej na rzecz „wyników”.
Z pełnych entuzjazmu odkrywców stajemy się trybikami w wielkiej machinie obliczonej na jednakowy „sukces” (który często nie przekłada się na spełnienie
w życiu). Naszą wartość zaczyna określać średnia ocen na semestr, czerwony pasek na świadectwie albo (co uważam za największy skandal procesu oceniania) ocena z zachowania. Każdy z nas poczuł kiedyś brzemię systemu na własnej skórze, być może nadal nosi na sobie jego pręgi … To, co obecnie wiemy o mózgu dzięki badaczom m.in. neurobiologii (np. Manfred Spitzer i jego wspaniała książka „Jak uczy się mózg”) nie pozostawia wątpliwości: mózg uczy się cały czas (i przede wszystkim tego, co dla niego ważne) poprzez współdziałanie z innymi, inspirujące wyzwania, przez aktywności budzące emocje. Na tych odkryciach i na potrzebie szukania alternatywnych dróg edukacji bazuje inicjatywa „Budząca się szkoła” (7), która szkoli zainteresowane placówki i nauczycieli w nowoczesnym podejściu do edukacji i wdrażaniu dobrych praktyk, których celem jest wspieranie młodego człowieka w rozwoju. Sieć budzących się szkół stale się rozrasta w Polsce i każda formuuje swoje własne cele, uwzględniając wiele czynników: lokalne problemy, możliwości i marzenia dzieci.
Wracając jednak do pytania postawionego w tytule: o co chodzi w szkole?, odpowiedź powoli wyłania się sama: o zaufanie. O relację, której brak w wielu szkołach obnażyła pandemia. Wielu pedagogów postanowiło przenieść rzeczywistość szkolną w wersji 1:1 do świata wirtualnego (kartkówki na czas, odpytywanie z zamkniętymi oczami – bo przecież uczeń lubi ściągać, zadania domowe do odesłania z deadline’em do północy). Rodzice, często pracując obecnie w domu, mieli zaś okazję obserwować edukację zdalną… Przez pierwsze tygodnie trwała mobilizacja i mogło się mieć poczucie, że nic się nie dzieje… kartkówki nie takie straszne, sprawdziany też (w końcu życie to nieustający stres, trzeba dzieci hartować), nawet kamerki u wszystkich włączone. Ale ten kolos na glinianych nogach szybko zaczął się chwiać. Pokazał swoje prawdziwe oblicze: bezduszność testowania, zarzucania pracami domowymi
i nudę lejącą się strumieniami z lekcji prowadzonych metodą wykładu. Pandemia dorzuciła do tego realne lęki o zdrowie i życie najbliższych, poczucie osamotnienia z powodu przedłużającej się izolacji, stany depresyjne, próby samobójcze. O czym lub o kim zapomniała szkoła zdalna? O człowieku ukrytym za wyłączoną kamerką. O młodej osobie w kryzysie, często w traumie (jak ujął to terapeuta interwencyjny Krzysztof Szarzała w wygłoszonym przez siebie webinarium „Jak odzyskać uczniów utraconych podczas pandemii?” podczas kongresu Zmiana edukacji, który odbył się w dniach 15-16.04.). Według Szarzały doświadczenia wielu dzieci z okresu trwania pandemii pozostawią trwałą traumę w ich psychice, dlatego nie można mówić o powrocie do „normalnej szkoły” sprzed pandemii, gdyż właśnie ta „normalna szkoła” teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, okazała się po prostu nieludzka i niewspierająca dziecko w obliczu dotkliwego kryzysu. Kondycję psychiczną uczniów polskiej szkoły dogłębniej postanowili zbadać licealiści z Wrocławia, którzy założyli ruch Szkoła 2.0 i samodzielnie napisali ankietę o samopoczuciu uczniów podczas nauki zdalnej. W ten sposób przebadali 20 tysięcy dzieci i nastolatków, a wyniki opublikowali w raporcie dostępnym na ich stronie internetowej. (8) Wnioski? Potrzeba natychmiastowej pomocy psychologicznej dla tak naprawdę wszystkich grup: uczniów, nauczycieli, rodziców. Pomocy szerokiej i kompleksowej, której nie jest w stanie udzielić jeden psycholog szkolny, który często pracuje w szkole jedynie kilka godzin w tygodniu. Takie rozwiązania skutecznie są już wprowadzane w wielu miastach Polski (Warszawa, Gdańsk, Gdynia). Cieszyn ma szansę dołączyć do tego grona. Pod naciskiem rodziców i nauczycieli miasto wyszło z inicjatywą stworzenia zespołu, który miałby dokonać analizy kondycji psychicznej dzieci z cieszyńskich szkół i rozpocząć prace nad narzędziami do wdrażania nowoczesnej edukacji, która będzie wspierała dziecko w rozwoju. Niezależnie od tych działań powstaje w Cieszynie oddolny ruch eduzmieniaczy – ludzi, którym leży na sercu reforma polskiej edukacji, którzy widzą potrzebę podążania nowymi, alternatywnymi ścieżkami. Są wśród nas nauczyciele, rodzice, dyrektorzy, edukatorzy, ale również uczniowie, bez których zmiana nigdy nie nadejdzie. Oddanie im głosu widzimy jako bilet do nowej, lepszej edukacji. Bowiem to oni wiedzą najlepiej, co ich fascynuje, o czym chcą się uczyć. Chcą szkoły, która nie wiecznie karci, ocenia i ustawia do szeregu, ale takiej, która jest „zorientowana na odkrywanie ich potencjału, mocnych stron, talentów.” (9) Łączy nas wspólna troska o lepszą edukację, taką, która będzie odpowiedzią na potrzeby współczesnego młodego człowieka: potrzebę sensu (Jaki jest cel, tego co robię/czego się uczę?), potrzebę doskonalenia się (rozwijania się w obszarze, w którym jestem dobry), potrzebę autonomii (uczę się, bo chcę, a nie na zasadzie przymusu), potrzebę wspólnoty (bycie z innymi w różnych działaniach społecznych) oraz potrzebę ciekawości (pobudzania do twórczego działania).
Mamy świadomość, że zmiany te nie zajdą z dnia na dzień. Naszym celem nie jest rewolucja, ale ewolucja systemu – proces niewątpliwie żmudny i trudny, gdyż jego powodzenie w dużej mierze zależy od przebudzenia skostniałego myślenia o edukacji. Za przebudzeniem zaś podążą konkretne działania. Czas wreszcie na nie się odważyć i „zaprojektować szkołę pod uczniów.” (10) Cytując już po raz ostatni Tomasza Tokarza: „Nie znam lepszej inwestycji w interes społeczny niż tworzenie miejsc, gdzie ludzie mogą rozkwitać.” (11)
1. https://ewaradanowicz.com/
2. Mikołaj Marcela, „Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens.”, MUZA SA, Warszawa 2020.
3. Tomasz Tokarz, „Szkoła ma być dla ucznia. 30 bardzo subiektywnych esejów o edukacji.”, Ridero 2020.
4. Prawo oświatowe, Artykuł 45, ustęp 1-2, https://www.prawo.vulcan.edu.pl/przegdok.asp?qdatprz=akt&qplikid=4186
5. https://umarlestatuty.pl/
6. Tomasz Tokarz, „Szkoła ma być dla ucznia. 30 bardzo subiektywnych esejów o edukacji.”, Ridero 2020.
7. http://www.budzacasieszkola.pl
8. https://www.szkola20.com/
9. Tomasz Tokarz, „Szkoła ma być dla ucznia. 30 bardzo subiektywnych esejów o edukacji.”, Ridero 2020.
10. Tamże
11. Tamże