Chciałbym porozmawiać z Państwem o dwóch słowach, które obecne są w każdej sferze naszego życia – walka i władza. Czy to słowa, które oznaczają określone zjawiska, czy też sposób bycia, myślenia, funkcjonowania? Czy umiemy obejść się bez tych słów, a co znacznie ważniejsze bez tych zjawisk? Od kilku już lat przyglądam się ich funkcjonowaniu w społeczeństwie i zastanawiam, czy jest możliwe, aby pozbyć się ich, najpierw ze słownika, potem ze świadomości i w rezultacie z działania?
Dzisiaj zastanówmy się wspólnie nad pierwszym z nich, walką. Słowo obecne w każdej dziedzinie życia, począwszy od tego, które wydaje się najstarszym znaczeniowo, czyli walką z przeciwnikiem, wrogiem atakującym nasz kraj. Poprzez walkę o zdrowie i życie w czasie ciężkiej choroby, aż do walki z naturą i chęcią jej zwyciężenia, z czym prawie zawsze mamy do czynienia, kiedy mowa np. o żywiole powodzi. Wielu ludzi nieustannie walczy też o władzę, jakby to ona była celem samym w sobie.
U podstaw moich rozmyślań leży, wydawałoby się prosty wniosek, że w walce zawsze występują co najmniej dwie strony, ustawione we wzajemnej opozycji i zawsze jest wśród nich przegrany. Każda walka, to sytuacja, która wcześniej lub później zakończy się przegraną dla jednej ze stron. Owszem, będzie też ten, który wygrał, zwycięzca, ale jak długo będzie na tym miejscu? Czy nie grozi mu to, że przy okazji kolejnej walki stanie się pokonanym?
Pozwólcie Państwo, że posłużę się przykładem. Podczas ostatnich wakacji, jak co roku od kilku lat, zapakowaliśmy rowery na samochód i pojechaliśmy zwiedzać na nich kolejny zakątek naszego kraju. Tym razem była to Warmia, Mazury i Podlasie. Podczas wycieczki, oczywiście rowerowej, wokół jeziora Hańcza, natknęliśmy się na miejsce, gdzie kiedyś przed wielu laty funkcjonował gród Jaćwingów, położony na wysokim wzgórzu i otoczony wodami pobliskich jezior. Wymarzone, jak by się wydawało, miejsce do spokojnego życia, w miejscu pięknym i zasobnym. Jednak, jak się okazało, mieszkańcy wcale nie należeli do tych łagodnych, korzystających z radością z tego co mają wokół. Wręcz przeciwnie, chętnie zapuszczali się w odległe regiony, aby napadać, grabić, brać niewolników. Ponieważ chęć odwetu i zemsty za poniesione krzywdy ze strony napadniętych nie pozwalała im pozostać bezczynnymi, więc najeżdżali ten pięknie położony gród. Jaćwingowie wiele razy napadali na innych i sami też byli wielokrotnie napadani. W końcu na tyle skutecznie, że gród przestał istnieć.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to „naturalna” kolej rzeczy, ktoś rośnie w siłę i ją wykorzystuje, aby za czas jakiś osłabnąć i przeminąć, że to generuje rozwój społeczeństw, itp., itd. Pojawia się od razu pytanie, na które nie znamy odpowiedzi, bo nie znamy takiej sytuacji: jak bardzo społeczeństwa mogłyby się rozwinąć, gdyby wzajemnie się nie wyniszczały? Gdyby zamiast walki współpracowały ze sobą?
Powiedzieliśmy o walce w wymiarze militarnym, ale dobrze też się ma walka z naturą, wynikająca być może z tego, iż człowiek stwierdził w pewnym momencie, że jest mu ona dana do panowania nad nią, czyli w ludzkim rozumieniu wykorzystywania do maksimum swoich możliwości, najczęściej bez jakiejkolwiek refleksji, że przy tym trybie „zarządzania” niedługo nie będzie nad czym „panować”. A jakie zastosowanie mają w rzeczywistości takie stwierdzenia, jak walka z żywiołem – powodzią, ogniem, huraganem? Czy naprawdę ktokolwiek jest w stanie zmusić wody powodziowe do czegokolwiek? A huragan, a ogień? Możemy co najwyżej próbować zabezpieczyć się przed rozprzestrzenianiem się powodzi, choć to i tak trochę za późno. Możemy próbować ugasić pożar. Przed huraganem możemy się tylko chronić, zdejmując wszystko z balkonów i schodząc do bezpiecznej piwnicy. Człowiek potrafi za to zrobić bardzo wiele złego naturze. Czy to z bezsilności wobec żywiołów i jakby chęci odwetu, jak na Jaćwingach, czy to z całkowitego braku wyobraźni, często pokazując swoją „siłę”, np. wycinając drzewa. Co więcej, tworzy sobie do tego przepisy, które z góry określają, co i gdzie może wyciąć, zwalniające go z myślenia i przyjrzenia się każdej sytuacji osobno. Przykładem niech będzie powszechna w naszym kraju wycinka drzew wzdłuż torów kolejowych, gdzie jej uzasadnieniem jest bezpieczeństwo podróżnych. Ale nie jest ważne, czy drzewo jest zdrowe, młode i ma kilka metrów wysokości, czy też jest usychające i wysokie. Jeżeli znajduje się w określonej przepisami odległości od toru, to znaczy że można, a nawet w myśl przepisów, należy je wyciąć.
Zawsze się uśmiecham, gdy słyszę informację o tym, że kolejni himalaiści pokonali wysoką górę. A co to znaczy, co z nią zrobili? Oni po prostu na nią weszli, udało im się to zrobić, bo dobrze się przygotowali kondycyjnie i sprzętowo, a natura trochę im pomogła, bo akurat wiatr był łagodniejszy, a mróz nie tak wielki. Po co zatem mówić o walce?
Słowo walka towarzyszy nam, ludziom, również wtedy, gdy jesteśmy chorzy, a jeżeli wyzdrowiejemy, to zazwyczaj słyszymy, że pokonaliśmy chorobę. Jeśli choroba jest ciężka, to zazwyczaj dostajemy od bliskich dużo życzeń skutecznej walki z nią. Jeżeli zaczniemy walczyć z chorobą, to będziemy walczyć tak naprawdę z samym sobą, ze swoim własnym ciałem, bo to jego część choruje. Czy stać nas na taki luksus? Kiedy siedem lat temu dowiedziałem się o niepoddającym się leczeniu nowotworze nerki, pomyślałem o tym jak wzmocnić moje ukochane ciało, aby miało siłę zregenerować się po operacyjnym usunięciu chorych tkanek, bo tylko takie rozwiązanie było możliwe. Jak zadbać o nie, aby nie zachorowało po raz kolejny. Jak zadbać o umysł zazwyczaj oddzielany przez nas od ciała, a przecież jest jego częścią. Co zmienić w swoim życiu, aby być zdrowym? To nie był czas na jakąkolwiek walkę.
Słowo odmieniane przez wszystkie przypadki, we wszystkich możliwych okolicznościach. Walczymy o dobrą szkołę dla dziecka, o najlepszą dla niego przyszłość. Jak dorośnie, to zaczyna walczyć o dobrą pracę, lepszy zarobek, a pracodawca walczy z nim o to, aby pracował ze wszystkich sił. Najbardziej absurdalną wydaje się walka o pokój i walka o miłość. Co to za pokój i czym jest, jeśli został uzyskany drogą walki? Czy będzie on trwały i dający spokój na przyszłość? A wywalczona miłość? Jak długo przetrwa? Czy da szczęście obu osobom? Czy też zakończy się wcześniej lub później rozstaniem?
A wówczas znowu nadejdzie czas walki. O dzieci, o dom, o majątek.
Jak Państwu się wydaje? Czy to jest tylko słowo, którego nie należy brać dosłownie w wielu sytuacjach? Czy jednak jest czymś więcej, czymś, co powoduje określone podejście do rozwiązania sytuacji w jakiej się znaleźliśmy? Czy możemy sobie wyobrazić życie, rzeczywistość bez tego słowa? Czy zastąpienie go innymi słowami, porozumienie, rywalizacja, leczenie, staranie się, dążenie do czegoś, coś zmieni? Ja wierzę, że tak. Że mówiąc coś, kodujemy w swoich głowach określony sposób zachowania, zapominamy o tym innym, łagodniejszym, zdrowszym, przyjaznym. Skuteczniejszym od walki, również tej o władzę, o której porozmawiajmy następnym razem.