Partycypacja społeczna to aktywne uczestnictwo obywateli w podejmowaniu decyzji, które mają bezpośredni związek z funkcjonowaniem społeczności, których są członkami.
W głównej mierze jest to ich czynny udział w procesach zainicjowania oraz spełniania funkcji zgodnie z przeznaczeniem grup obywatelskich i pozarządowych organizacji. (P. Olejniczak 2015, s. 112,113) Ze względu na typ relacji wyróżniamy dwa rodzaje partycypacji: wspólnotową zwaną horyzontalną oraz obywatelską określaną również jako wertykalną. Pierwsza obejmuje współdziałanie różniących się między sobą grup społecznych dotyczące jednego wspólnego przedsięwzięcia. Druga zaś oparta jest na włączeniu obywateli w działania, których inicjatorami są władze publiczne. Działania te obejmują: aktywność publiczną wychodzącą ze strony obywateli (petycje, skargi, edukacja publiczna), włączenie do uczestnictwa członków społeczeństwa (np. referendum, konsultacje społeczne), udział w wyborze przedstawicieli władzy, obligatoryjne postawy wynikające z przepisów prawa.(P. Olejniczak 2015)
Partycypacja społeczna charakteryzuje się 3 rodzajami relacji:
– Informowanie obywateli o podjętych decyzjach, które bezpośrednio ich dotyczą.
– Konsultowanie – przedstawiciele władz przedstawiają swoje projekty bądź postulaty i oczekują na opinie mieszkańców.
– Współdecydowanie – obywatele nie tylko oceniają pomysły władz lokalnych ale również biorą czynny udział w rozwiązywaniu lokalnych problemów.
Instrumenty partycypacji społecznej
Wśród typowych instrumentów partycypacji społecznej (opartej na demokracji), do których zaliczamy wybory, referendum, postępowanie administracyjne czy działania bezpośrednie należy wyróżnić 3 najczęściej stosowane:
– Konsultacje społeczne- dialog mający na celu pozyskanie przez władze informacji wspomagających podjęcie decyzji, który odbywa się poprzez wykorzystanie: ankiet, spotkań, sondaży, sądów obywatelskich. Wszelkie manifestacje, wiece i dyskusje nie są zakwalifikowane jako forma konsultacji społecznych. Obywatele nie mają wpływu na decyzje władz, bowiem oferowane projekty nie mają charakteru fakultatywnego.
– Warsztaty charrette- publiczne debaty mające na celu ustalenie możliwego w realizacji planu. W sesjach może wziąć udział każdy zainteresowany tematem obywatel.
– Budżet obywatelski- mieszkańcy uczestniczą w tworzeniu budżetu, decydując na jaki cel przeznaczą określoną sumę pieniędzy. Wybrane projekty muszą zostać zrealizowane, a ich przebieg jest nieprzerwanie monitorowany. (M. Basaj 2013)
Przymioty partycypacji społecznej
Współpraca w ramach dialogu społecznego pomiędzy mieszkańcami, a przedstawicielami władz lokalnych pokazuje, że obywatele: biorą udział w podejmowaniu decyzji bezpośrednio ich dotyczących, są bardziej skłonni do wprowadzenia zmian, zwiększają swoje zaufanie do urzędników, angażują się w działania wspólnot lokalnych, czują się współodpowiedzialni za otoczenie w którym mieszkają, uczą się zarządzania. Warto zaznaczyć, że poprawie ulega poziom zarządzania, ponieważ utrudnienia i komplikacje są szybciej rozpoznawane
i efektywniej rozwiązywane.
O partycypacji społecznej
– rozmowa z Sylwią Widzisz-Pronobis (architektką, projektantką i urbanistką, animatorką kultury oraz animatorką społeczną)
O partycypacji w Cieszynie najwięcej mogą powiedzieć pracownicy z Zamku. Mają spore doświadczenie w tym temacie. Czasem trudno zrozumieć dlaczego z takiego doświadczenia nie korzysta Urząd Miasta.
Jako moderatorka prowadziłam przy okazji jednego z projektów, program partycypacji ucząc cieszyńskich urzędników wszelkich zasad, ale również tego jak ważna jest komunikacja ze społeczeństwem i jak wiele do projektów głos mieszkańców może wnieść. Pracownikom ratusza udało się stworzyć wtedy całkiem ciekawe konsultacje. Gdy ostatnio usłyszałam więc, że przy okazji remontu ul. Głębokiej w Cieszynie, proces partycypacyjny poprowadzi firma z zewnątrz byłam bardzo zaskoczona. Takie zadanie mógł wykonać Zamek Cieszyn we współpracy z urzędnikami. Nikt lepiej nie zna problemów społecznych i potrzeb tego miasta. Wybór odpowiedniej grupy, zaproszonej do konsultacji jest również bardzo ważny. Celem takiego procesu jest by różne środowiska i różne opinie ze sobą łączyć. Tylko tak możemy uzyskać najlepszy obraz wymagań społecznych. Czy więc zewnętrzna firma poprowadzi ten proces zgodnie z wymaganiami społeczeństwa czy oczekiwaniami urzędu? To jest zawsze spore niebezpieczeństwo i może pogłębić i tak utrudnioną komunikację urzędu z mieszkańcami.
Co możemy zrobić by te dobre praktyki wdrożyć w komórkę miejską?
Tu potrzeba jest zdecydowanie otwarcia z góry. Społeczeństwo powinno za pomocą doświadczeń i sukcesów innych miast oczekiwać podobnych działań we własnej przestrzeni. Jeśli samorząd mówi głośno „chcemy wyjść do mieszkańców”, a później wychodzi za pomocą zewnętrznych firm, pojawia się zgrzyt i niedosyt. Pojawia się konflikt i oskarżenie o pomijanie woli mieszkańców. Dobrze jest więc pokazywać, że jednak to działa, że te strony przeciwne mogą zasiąść do wspólnego stołu i wypracować dobre rozwiązania. Dla mnie genialnym przykładem takiej pracy jest Dąbrowa Górnicza, w której te procesy partycypacyjne są konsekwencją dialogu o mieście. To ważne by wiedzieć jak mówić o swoim mieście i swoich interesach. Wychodzenie tylko z działaniami warsztatowymi w dodatku prowadzonymi przez firmę zewnętrzną jest dość krótkowzroczne. Nie zawsze przecież chodzi o odhaczenie narzuconych urzędowi wymagań, ale by w ogóle rozpocząć dialog z mieszkańcami. Cieszyn ma ogromny potencjał i może zaangażować ludzi, działaczy społecznych, uniwersytet czy choćby Zamek. Nie wiem więc dlaczego urzędnicy z tego dobrodziejstwa nie chcą korzystać. Być może to obawa przed własnymi brakami kompetencyjnymi.
Brak komunikacji między społeczeństwem, organizacjami, a urzędem jest tu dużym problemem, który nie zmienia się od wielu lat. Każda z tych grup okopuje się obawami, które mogą okazać się nieuzasadnione. Blokuje to na pewno możliwość takiej współpracy, czy więc to może być przyczyną takich decyzji w procesie partycypacyjnym?
Lęk przed taka współpracą towarzyszy mam wrażenie tylko włodarzom. W poprzedniej edycji, w której brałam udział, lęk przed rozmowami z mieszkańcami w innej zupełnie formie i z innej pozycji był sporym problemem urzędników. Pojawiło się wiele pytań, które wybrzmiały bardzo naturalnie, jednak w trakcie takich warsztatów okazało się, że były zbędne bo poradzili sobie całkiem dobrze. W zwykłej rozmowie z mieszkańcami wypłynęły tematy i problemy, których wcześniej nie dostrzegali. Okazało się również, że urzędnicy mogli bez obaw wykorzystać swoje doświadczenie i kompetencje. Jednak to pokazało braki kadrowe, które są problemem wielu gmin. Narzucone codzienne obowiązki nie pozostawiają już miejsca na takie spotkania. Każdy wydział powinien mieć więc, choćby jedną osobę, która miałby czas i możliwość by za komunikację z mieszkańcami odpowiadać oraz by zgłaszane potrzeby odpowiednio kanalizować. Należy tą komunikację jednak wcześniej uruchomić i dostrzec jej potrzebę. Komunikacja z mieszkańcami w każdym mieście powinna rozpoczynać się od informowania, a później słuchania głosu zwrotnego. Nie należy traktować tego jako krytyki, ale ważnego głosu.
Komunikacja z mieszkańcami to wymóg nowych czasów, który w słowniku urzędniczym długo nie miał miejsca. To dla wielu z nich zbędne i niezrozumiałe by nagle wyjść do petenta i jeszcze o ten głos zabiegać. Jak więc otworzyć drzwi urzędu i obudzić potrzebę takiego dialogu?
To są dwa równoległe problemy. Jeden to zarzucenie ich ogromem przepisów i literą prawa, która ich blokuje, ale też zdarza się być tarczą ochronną przed zarzutami oraz wytłumaczeniem na wszystko. Pojawia się też obawa o oskarżenie, że wspiera się dany podmiot bardziej niż inne. Jest to też lęk przed dodatkowymi obowiązkami, których być może nikt nie doceni i nawet za zaangażowanie nie podziękuje. Brak też struktury wspierania urzędnika, który chce coś zrobić. Cierpią na tym również stażyści, którzy pełni nadziei i pomysłów trafiają do jakiegoś wydziału, a ich pobyt w UM jest nudą przez 8 godzin lub szkolą się w byciu baristą. Nikt ich tam nie wykorzystuje do tego by zrobili coś dobrego, ale również by mogli się czegoś nauczyć.
Drugi problem to, niebezpieczeństwo bańki w który wskakują urzędnicy i przede wszystkim włodarze. Wydaje im się, że ten ich „mały światek” jest grupą reprezentacyjną. Jeśli bowiem on boryka się z jakimś problem, uważa, że dotyczy to wszystkich. Stąd często skupianie się na drogach i samochodach. Oceniają to z perspektywy np. kierowcy i skoro dla nich jest problem dojechać w jakiejś miejsce, to oznacza, że wszyscy myślą podobnie. Nie bierze się w tedy pod uwagę pieszych czy mieszkańców, ale problem widziany z własnej perspektywy. Dla urzędnika spojrzenie szersze jest zatem trudne, a czasem nawet zbyteczne. Jednak każdy pracownik UM powinien uświadomić sobie, że najpierw jestem mieszkańcem, a dopiero później urzędnikiem. Wyjście z tej pozornej bańki jest podstawą do tego by w ogóle o mieście rozmawiać i chcieć je zmieniać. Należy również pamiętać, że partycypacja to nie jest zbieranie tzw.„ pobożnych życzeń”, ale to również zbieranie pewnych nastrojów i zbieranie informacji które należy pogłębić. Ważne by nie zaburzyć obrazu prawdziwych problemów i oczekiwań.