Rozmowa z autorami, związanymi z Salonikiem Cieszyńskim, czyli nieformalną grupą poetycką, zrzeszającą poetki i poetów ze Śląska Cieszyńskiego.
Marcin Mońka: Jak wyglądała Wasza droga do Saloniku Cieszyńskiego?
Marta Bocek: Do Saloniku trafiłam dzięki znajomości z Elą Holeksą-Malinowską i Staszkiem Malinowskim. Poznaliśmy się na spotkaniach w Studni Literackiej w cieszyńskiej bibliotece. Zresztą Staszek pomagał mi już wcześniej podczas pracy nad moim ostatnim tomikiem. To my, razem z Alicją Santarius i Małgorzatą Szklorz, staliśmy u początków Saloniku. Tak naprawdę przełomowy okazał się czas pandemii, gdy nie odbywały się spotkania literackie, a kilku autorów odczuwało głód rozmów o literaturze. Do Saloniku zaczęły dołączać kolejne osoby, które pragnęły podyskutować o wierszach, wymienić się doświadczeniami czy wspólnie popracować nad literackim warsztatem.
Paweł Czerkowski: Ja dołączyłem nieco później, właściwie namówiła mnie Alicja Santarius, gdy zaczęliśmy poznawać swoje utwory. Oczywiście już wcześniej pisałem wiersze, jednak wówczas byłem na etapie poszukiwań i potwierdzania czy to, co piszę, jest dobre i ma wartość. Uznałem, że pojawienie się w grupie będzie dobrym rozwiązaniem i szansą na zmierzenie się z własną twórczością.
Kiedy w waszym życiu pojawiła się poezja?
MB: Literatura towarzyszyła mi odkąd pamiętam. W domu rodzinnym książki zawsze były traktowane na specjalnych prawach i otaczały mnie od dzieciństwa. Zawsze dużo czytałam, więc naturalną koleją rzeczy nadszedł moment, gdy chciałam spróbować dać światu coś od siebie. Wiersze pojawiły się więc pod koniec szkoły podstawowej, natomiast w czasie studiów w Krakowie brałam udział w spotkaniach Koła Młodych Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, które dały mi bardzo dużo warsztatowo. Po studiach przez kilka lat nie spotykałam innych osób piszących. Jednak z czasem, wraz z upływem kolejnych lat, uświadomiłam sobie, jak bardzo brakuje mi spotkań i rozmów o literaturze, stąd najpierw Studnia Literacka, a teraz Salonik.
PC: Moja droga do wierszy była rodzajem eksperymentu. Pomyślałem, że aby dalej rozwijać się w felietonistyce muszę rozszerzyć doświadczenie z pisaniem, rozwinąć je warsztatowo. Wybrałem poezję, choć w ogóle nie wiedziałem, czy ma to sens. Wkrótce okazało się, że rozpoczynając od haiku trafiam w bardzo pociągające początkującego poetę formy literackie.
Co daje Wam obecność w Saloniku Cieszyńskim?
MB: Przede wszystkim daje nam możliwość spotkania się i porozmawiania z osobami, które rozumieją nas na poziomie twórcy. Bo to zupełnie inna sytuacja niż relacja autor – czytelnik czy też autor – partner życiowy. Dla mnie, mieszkanki Zaolzia, spotkania w Saloniku są szansą na nieco odmienne spojrzenie na mój region, powiedziałabym, że z pewnego dystansu. Na co dzień, czy to w pracy, czy życiu rodzinnym, poruszam się w zaolziańskim świecie, więc spojrzenie z drugiej strony Olzy jest bardzo ważne i wartościowe, a bywa i odświeżające.
PC: Bycie w grupie odpowiada mi towarzysko. Jestem z generacji, w której mnóstwo osób wyjechało z Cieszyna. Poszukiwałem więc znajomych, z którymi mógłbym porozmawiać o książkach. I tutaj takie osoby odnalazłem.
Salonik daje mi również pewność, że mogę spotkać się z ludźmi, którzy potrafią ocenić moje literackie wysiłki, i są w tym szczerzy, bo przecież nie chodzi o to, byśmy się wszyscy nieustannie wychwalali. Warto jednak pamiętać, że rozmawiając o swoich utworach czynimy to z pełnym poszanowaniem.
Salonik nie jest grupą programową, jak funkcjonujecie na co dzień?
PC: Nie mamy ograniczeń w kontaktach, choć rzeczywiście na początku miałem obawy czy rzeczywiście osoby starsze ode mnie, przynajmniej o pokolenie mogę traktować aż tak bardzo po koleżeńsku. To było dość nietypowe doświadczenie. Mamy ogromną swobodę w kontaktach. Nie ma między nami żadnych barier, nawet autorzy z dużym doświadczeniem i wieloma książkami w dorobku są naszymi partnerami do dyskusji.
MB: Nie ma u nas sytuacji, że ktoś napisał więcej i daje nam to odczuć. Wszyscy się znamy i jeśli ma przyjść do grupy ktoś nowy, to zwykle przychodzi z kimś z nas. Nikt z poetek i poetów Saloniku nie uczestniczy w działaniach grupy po to, by zaistnieć czy wydać tomik, motywacją jest raczej to, że lubimy się ze sobą spotykać. I na tym polega nasze szczęście. Zresztą sama nazwa – Salonik – wskazuje na miejsce swobodne, klimatyczne, nieograniczające i niezhierarchizowane.
PC: Salonik potrafi napędzić do pisania, zdarza się przecież, że możesz nie mieć weny, coś ci się w życiu przydarzyło, i wtedy grupa może przyjść z pomocą. Choć oczywiście z poezją nie jest tak, że wiersz może powstać na zawołanie, często to nawet walka o każde słowo.
MB: Zdarzają się również zaskakujące sytuacje, gdy wiersz, który wydawał się nieudany, zaczyna żyć swoim poetyckim życiem, często wystarczy mała interwencja we wcześniejszej wersji utworu i przeistacza się w dobry tekst. Miewamy różne olśnienia, ważne jest również to, że absolutnie nie ma konieczności przygotowania wiersza i jego prezentacji na naszych comiesięcznych spotkaniach. Jest zupełnie inaczej, inspirujemy się do pisania, uczestnictwa w konkursach, ale również do publikowania swoich utworów, np. w piśmie literackim „Post Scriptum” czy w tegorocznym Kalendarzu Cieszyńskim.
Marto, czy to, że również tworzysz, pomaga w relacjach z uczniami, których uczysz języka polskiego?
MB: Staram się zaszczepiać miłość do literatury, wyszukiwać uczniom teksty, które mogłyby ich zainteresować i w jakiś sposób zbliżyć się do ich życia i doświadczeń. Mamy w Czeskim Cieszynie, gdzie uczę, lepszą sytuację niż w szkołach w Polsce, nie jesteśmy tak kurczowo związani z podstawą programową. Uczniowie wiedzą, że sama tworzę, więc podpytują czasami o to, kiedy piszę, co mnie inspiruje, dlaczego w ogóle piszę.
Jesteście grupą dobrych znajomych, nie konkurujecie ze sobą, wspieracie się mocno, tych zalet pewnie jest jeszcze o wiele więcej…
PC: Jesteśmy również autorami różnych narodowości, więc mamy to szczęście, że część z nas, posługująca się zarówno językiem polskim jak i czeskim, może przekładać wiersze swoich koleżanek czy kolegów. Bardzo cenię sobie ten rodzaj współpracy transgranicznej.
MB: Początkiem wszystkiego jest jednak spotkanie. Jego siłą jest to, że wzajemnie się inspirujemy, dzielimy się pomysłami, potrafimy zachęcać do działań. Prezentowaliśmy wiersze w czeskocieszyńskim Avionie, w bielskim Aquarium, regularnie występujemy w cieszyńskiej bibliotece. Ostatnio Paweł z Alicją wymyślili np. Plener Poetycki przed teatrem, i mam nadzieję, że takich wydarzeń będzie o wiele więcej. Reprezentujemy Cieszyn, biorąc udział w festiwalach literackich, np. Festiwalu Poezji Słowiańskiej, Dniach Poezji w Broumowie czy w Bańskiej Bystrzycy. Chcemy pokazywać ludziom, że poezja to jest coś żywego, coś, co potrafi wykraczać poza tomiki znajdujące się na półce i trafiać do naszego życia.
PC: Chcemy docierać do wielu różnych osób, wychodzić poza krąg najbliższych, poetyckich znajomych, trafiać do przestrzeni, w której ludzie być może też są już gotowi na poezję, lecz może jeszcze o tym nie wiedzą. Takim wydarzeniem był właśnie czerwcowy piknik przed teatrem, gdy wraz z mieszkańcami czytaliśmy wiersze o tematyce letniej.
MB: Tworzenie literatury nie jest naszym zawodem, nie mamy przymusu napisania kolejnego utworu. Twórczość jest więc wypadkową naszych emocji, stanów uniesień, tego wszystkiego, co sprawia, że potrafię siąść i wyrazić w wierszu towarzyszące mi myśli czy refleksje. Nie czuję więc żadnej konieczności tworzenia, ważniejsza jest próba przekazania własnego widzenia świata i wrażliwości czytelnikowi, który zechce mój utwór przeczytać.
Literatura bywa terapeutyczna, już w czasie pandemii doskonale wiedziałam, że dzięki niej potrafię się uspokoić, oderwać, spojrzeć na siebie, ale i świat, z nieco odmiennej perspektywy.
A czy w grupie musicie chodzić na jakiekolwiek kompromisy?
PC: Czasami musimy zrezygnować z części indywidualizmu. Ale to nie jest w żaden sposób bolesne, raczej wynika z chęci dobrego współdziałania z grupą ludzi, tak dzieje się zresztą w wielu miejscach, w których spotykają się ludzie, których łączy pasja czy wspólny cel. Z Salonikiem jest chyba tak, że znaleźli się odpowiedni ludzie w odpowiednim miejscu i czasie.
MB: Nie narzucamy nikomu, co ma pisać czy czytać. Mieliśmy wewnętrzne warsztaty, była u nas poetka Izabela Zubko i była zachwycona tym, że nie mamy lidera czy przywódcy, który chce narzucić styl, tematykę wierszy itd. Nasze utwory są bardzo różne, i tej różnorodności chcemy się trzymać. Wydarzenia też organizujemy wspólnie, choć oczywiście dzielimy się kompetencjami, każdy jest w stanie dać coś od siebie.
Marta Bocek
Raj
W latach dziewięćdziesiątych otwarto bramy raju
i trochę z niego wywiało na nasze podwórko. Byliśmy wszyscy:
babcia, dziadek, matka i ojciec, dzieci. I wszystkie zwierzęta:
krowa, koń, świnia, kury, kaczki, koty i Pimpek. Tak zjawił się.
Był drewniany dom z ogromnym piecem kaflowym,
mrówkami pod podłogą i telewizorem pozbawionym obrazu,
więc służył do rozwijania wyobraźni. Kipiącymi łychami jedliśmy
zsiadłe mleko, dzieci pracowały w piaskownicy, a dorośli przy sianie.
Dziwne, że nie pamiętam wieczorów, ale w raju nie mogło być
znikającego świata, za to poranki były gęstą euforią:
jajka, twaróg, masło, lato z radiem i dźwięk kociego języka chłepczącego mleko.
Popołudniami żuło się szczaw, kwaśne jabłka i popijało oranżadą ze szkła.
Wszystko wydawało się jasne, wiekuiste, czyli takie, jakie ma.
Pierwsze jaskółki
Mamie
szybują młode cieszyńskie jaskółki
jak lekko jak rozkosznie
nad całym miastem ich rozedrgany świergot
powietrze pełne migających średników
tak bardzo doceniają świeżość życia
być jaskółką
porzucić codzienny smog
pozszywać skrzydłami przestrzeń
rozerwaną przez niepotrzebne kłótnie
szybować w radości
ponad szwem granic
jak wody Olzy
dalej i dalej
bez opamiętania
(z tomu Na zdrowie)
————————————-
Paweł Czerkowski
Co może woda
Media donoszą o przyczynie zgonu Bruce’a Lee:
Woda wypłukała chęci do życia mistrza.
Ostatni przeciwnik – to tylko nerki
– bardziej podstępny niż chińska triada,
Cios wibrującej pięści i hasz.
Wejście Smoka na ekranach kin,
Przepustka do wieczności.
Dlaczego grób właśnie w Seattle?
Tylko ptasia para
Kura Zbawiciela wyczekiwała;
Grzebiąc w gnoju,
Ziarna prawdy szukała.
Kogut prawdę jej obwieścił,
Miotał się jak dzwon kościelny.
Gospodyni miotłą przeganiała,
Prawdę strącając w kąt.
Tylko ptasia para
– kura i kogut, wiedziała,
Że się uniżył;
W biedzie i brudzie
Rozświetli mrok.