Taniec, a prawa dziecka

0
1292
fota. arch. autora
- reklama -

“ (…) Coś więcej niż aktorzy – bo dzieci. (…)”*
*Władysław Szlengel, fragment zaproszenia na spektakl pt “Poczta” w Domu Sierot Janusza Korczaka. 
“(…) Interesuje mnie nie tyle, jak poruszają się ludzie, lecz raczej co nimi porusza (…)”**
** Pina Bausch w: Aleksandra Rembowska “Teatr Tańca Piny Bausch. Sny i rzeczywistość

Dwie książki, które równolegle miałam okazję czytać  w ostatnim czasie, stały się punktem wyjścia dla refleksji związanej z postrzeganiem praw dziecka oraz sztuki dziecka. “Balet, który niszczy” Moniki Sławeckiej oraz “Pani Stefa” Magdaleny Kicińskiej. Książki o całkiem innej tematyce powiązała wspólna nić. Historia Sławeckiej  jest manifestem wychowanków państwowych szkół baletowych w Polsce, którzy mieli odwagę zabrać głos na temat własnych, traumatycznych doświadczeń wynikających z systemu nauczania. Magdalena Kicińska opowiada natomiast o Stefanii Wilczyńskiej, prowadzącej Dom Sierot Janusza Korczaka i jej niezwykłej relacji z wychowankami. Mamy do czynienia z dwoma okresami czasoprzestrzennymi i dwoma, zupełnie odmiennymi, sposobami traktowania dziecka. W tym zestawieniu historie dziejące się współcześnie wypadają bardzo negatywnie. 
Prowadzę zajęcia baletowe dla dzieci i młodzieży [***], taniec jest moją pasją,  dlatego te relacje tak bardzo mnie poruszyły. W polskich publicznych szkołach baletowych od lat są łamane prawa dziecka. Wynika to z hermetycznego, zamkniętego i przestarzałego systemu nauczania w atmosferze zastraszenia i reżimu. Niewielu uczniom udaje się przejść przez 9 klas i dotrwać do zakończenia szkoły.  Z powodu zaostrzonych wymagań wobec wyglądu ciała, braku indywidualnego podejścia do uczniów wiele dzieci doświadcza, na wczesnym etapie życia, tak poważnych problemów jakimi są anoreksja i bulimia. Waga stała się jednym z elementów łączących “czasoprzestrzenie” tych dwóch książek. W szkołach baletowych istnieją wybrane dni ważenia uczniów, a osoby,  które nie sprostają zadaniu, posiadania odpowiednio szczupłej sylwetki, są narażone na szkalowanie ze strony nauczycieli. Głód jest codziennym towarzyszem dzieci. W Domu Sierot również istniał podobny dzień. Janusz Korczak, osobiście, ważył każde dziecko i skrupulatnie zapisywał wyniki badań. Radością i ulgą dla wychowawców było przybranie dziecka na wadze. Utrata wagi mogła być zwiastunem choroby lub nawet śmierci (szczególnie w czasach wojny kiedy o pożywienie trzeba było walczyć). Podobnie kontrastującym zestawieniem jest podejście do przemocy i traktowania uczniów. Agata Obiała, mama Alicji, uczennicy Państwowej Szkoły Baletowej w Warszawie przeżyła dwie próby samobójcze córki. Zaniepokojona zachowaniem dziecka, coraz większym zamykaniem się wewnątrz siebie, próbowała znaleźć źródło tych problemów. Córka niechętnie mówiła o szkole. W czasie rozmowy z nauczycielką dowiedziała się, że “(…) 12 latki najlepiej tańczą, gdy się boją (…)”. Motywowanie strachem jest powszednim sposobem towarzyszącym praktyce nauczycielskiej. Podobnych głosów jest wiele. Oprócz presji pojawiała się także agresja fizyczna, wyzwiska i nadużycia seksualne. “(…)  Szkoła tworzy rytm godzin, dni i lat. Urzędnicy szkoły mają zaspokajać dzisiejsze potrzeby młodych obywateli. Dziecko jest istotą rozumną, zna dobrze potrzeby, trudności i przeszkody swego życia. Nie despotyczny nakaz, narzucone rygory i nieufna kontrola, ale taktowne porozumienie, wiara w doświadczenie, współpraca i współżycie (…) “ ****. Tak szkołę widział Janusz Korczak. W Domu Sierot istniał nawet sąd dziecięcy, mający prawo osądzać również dorosłych wychowawców. Jak to możliwe, że minęło tak wiele lat, a prawa dziecka, o które upominali się Korczak i Wilczyńska ciągle są łamane ? W tym samym mieście, w czasach pokoju ? Dotyczy to jednak podobnych szkół baletowych w innych polskich miastach. 
“(…) Uważam, że w szkole podcięto jej skrzydła, wmówiono, że nic nie potrafi. Przestała wierzyć, że można spełniać się w tańcu i czerpać z niego radość – a przecież kochała balet.  Była dzieckiem bardzo otwartym, ruchliwym, wyrażającym w tańcu liczne emocje (…)” ***** 
Szkoły artystyczne są wybierane przez bardzo wrażliwe dzieci, dlatego tym bardziej należy szanować indywidualność każdego z nich. Nauczyciel nie może narzucać samego siebie, dyktować warunków pod presją, lecz ma być raczej drogowskazem. Dziecko posiada własny, autonomiczny charakter, który powinien zostać zauważony przez prowadzącego zajęcia. Nauczyciel piastuje ważną rolę pośrednika w procesie samorealizacji. Przewodnika u-WAŻNEGO, dostrzegającego te niepowtarzalne cechy, które mogą, w przyszłości zaowocować dojrzałą i nieznaną dotąd jakością. Ingerowanie w psychikę i wygląd jest pogwałceniem podstawowych praw dziecka jako osoby. Narzucanie dziecku tych warunków, rygor doskonałości, kształtuje ucznia na wzór i wedle woli nauczyciela. Dyscyplina, a nie przemoc psychiczna,  ma pomagać w ustaleniu rytmu zajęć, ma być tylko narzędziem, środkiem do celu. Nauczyciel jest przewodnikiem, ale niedoskonałym, z racji własnych “braków” i powinien być przyjacielem dziecka. Jesteśmy równi, różni nas tylko czas. Idziemy razem, tą samą drogą, dlatego tak istotna jest potrzeba wspólnego zrozumienia. Nieraz dziecko może stać się naszym nauczycielem, ponieważ jego doświadczenia i odczucia są zupełnie inne niż nasze.  
Tutaj nasuwa się kolejne pytanie:  jakie są różnice pomiędzy zagadnieniami “sztuka dla dziecka” i “sztuka dziecka” ? Jakkolwiek rozumiemy pierwsze z nich to drugie w naszej rzeczywistości właściwie nie funkcjonuje. Korczak mówił : “(…) nie ma dzieci, są ludzie (…)”. ****** Dlatego tak ważne jest w procesie twórczym, traktowanie dziecka jako pełnej osoby.  Wtedy dopiero możliwe jest nazywanie sztuki dziecka jako pełnoprawnej, niebanalnej i jednakowo ważnej. Jak często my- dorośli obcinamy skrzydła pasji swoich dzieci podciągając je do własnej miary? Przyjęła się zasada, że tylko sztuka dorosłego człowieka jest godna uwagi, a tym samym twórczość dzieci spychamy na margines banalności i infantylizmu. Tymczasem może być ona świetną formą komunikacji i zupełnie innego dialogu.  Dzieciom łatwiej komunikować się ze światem za pomocą sztuk plastycznych, muzyki i tańca. Naturalnie są wszechstronnymi twórcami, pod warunkiem, że nie przytniemy ich do własnych wyobrażeń. Doskonałość form niekoniecznie musi pochodzić ze świata dorosłego. Naginanie dziecka do własnych modeli staje się przyczyną nieświadomego zabijania indywidualnych wartości, tworzy człowieka “łatwo sterowalnego”, nie wierzącego we własne możliwości i chłonnego na wszelkie “zewnętrzne” mody. 
“(….) Ruch to nasz język, mowa, to sposób komunikacji ze światem, oddanie mu energii. Gest znaczy tyle co słowo (…)”*******
Balet również powinien być formą sztuki, w której istotny jest indywidualny głos i osobowość dziecka. Współrywalizacja, presja sukcesu odbiera mu tak istotny poziom duchowy. “Balet bez duszy nie istnieje”, jak pisała Anna Pavłova. Nie wszystkie dzieci uczęszczające do szkoły baletowej lub na zajęcia muszą zostać zawodowymi tancerzami. I zazwyczaj tak jest. Dla wielu z tych osób przygoda z tańcem będzie forma terapii, doświadczeniem pozwalającym lepiej poznać siebie jako osobę. Ważne żeby to była szczęśliwa przygoda.

*** Mariola Ptak, artystka łącząca różne formy sztuki, prowadząca Małą Szkołę Baletu i  Teatr Tańca , współtwórczyni Teatru Księżyc.
**** Janusz Korczak “Prawo dziecka do szacunku”, Rzecznik Praw Dziecka
***** Monika Sławecka “Balet, który niszczy”, Pascal
****** Magdalena Kicińska “Pani Stefa”, Czarne
******* Aleksandra Rembowska “Teatr Tańca Piny Bausch”, Trio

- reklama -