Teatr – pasja i życie

0
1295
fot. Karin Dziadkowa
- reklama -

„ Miejsce na publicystykę jest na scenie wtedy, kiedy temat pozwala sięgnąć do duszy człowieka i do metafory.”

Bogdan Kokotek – aktor, reżyser, scenograf. Urodził się w 1967 roku w Czeskim Cieszynie. W 1991 roku ukończył Wydział Aktorski warszawskiej PWST. Będąc aktorem, wcielił się w dziesiątki ról w teatrach w Warszawie, Płocku i Czeskim Cieszynie. W 2001 roku ukończył Wydział Reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Wyreżyserował ponad 40 przedstawień w teatrach w Polsce i Czechach. Od 2003 roku pełni funkcję kierownika artystycznego Sceny Polskiej w Czeskim Cieszynie. Kilka ostatnich lat pracuje też jako pedagog w Państwowej Średniej  Szkole Aktorskiej w Ostrawie.

Czym jest dla Ciebie teatr?

To jest bardzo trudne pytanie. Na pewno jest moją największą pasją. To moja praca, ale przede wszystkim pasja.

- reklama -

Dlaczego właśnie teatr?

Przypadkowo znalazłem się na wakacyjnym kursie teatralnym dla młodzieży. Prowadzili go moi starsi koledzy, wtedy studenci Wyższej Szkoły Teatralnej w Pradze. Tam pokochałem teatr. Kilka kolejnych kursów zaowocowało moją rezygnacją z Wyższej Szkoły Technicznej w Brnie i postanowiłem, że zostanę aktorem. Rozpocząłem pracę jako pracownik techniczny w Teatrze w Czeskim Cieszynie. Po miesiącu zostałem, jak się wtedy mówiło, adeptem aktorstwa. Po pół roku udało mi się dostać na wydział aktorski PWST w Warszawie. Po kilku latach ukończyłem również wydział reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Pracowałem jako aktor i reżyser w wielu teatrach w Polsce i Czechach, ale cały czas byłem związany z moim macierzystym zespołem, ze Sceną Polską Teatru w Czeskim Cieszynie, gdzie od 2003 roku pełnię funkcję kierownika artystycznego.

Twoja pierwsza rola?

Była to słowacka sztuka pod tytułem „Gorący ziemniak” w reżyserii dyr. Karola Suszki. Wygłaszałem, bo trudno to nazwać graniem, zdanie „ Przecież ja słony kamień na halę niosę”. Na premierze potknąłem się i upadłem, rozśmieszając starszych kolegów obecnych na scenie. Później było już tylko trudniej. Pierwsze większe role to Tadeusz  w  „Panu Tadeuszu” w reżyserii Wojciecha Jesionki, Tristan w „Tristanie i Izoldzie” w reżyserii Janusza Klimszy. I Gustaw w „Ślubach panieńskich” w reżyserii Haliny Gryglaszewskiej.

Czujesz się spełniony jako aktor czy bardziej jako reżyser?

Chyba bardziej jako reżyser. Nie odżegnuję się od aktorstwa ale uważam, że nie można się tym dwóm zawodom poświęcić w pełni jednocześnie. Trzeba się skupić na którymś z nich. Ja zajmuje się przede wszystkim reżyserią, choć może to się jeszcze zmienić na starość. 

Obserwując już długo teatr i aktorów na różnych scenach zauważyłam, że po pewnym czasie wielu z nich chce stanąć po tej drugiej stronie i zająć się reżyserią. U Ciebie było tak samo, czy reżyseria była ważna od początku?

Na wspomnianych przeze mnie warsztatach teatralnych zajmowaliśmy się teatrem całościowo. Nie było między nami podziałów na aktorów, reżyserów, scenografów czy muzyków teatralnych. Wszyscy staraliśmy się zajmować wszystkim. Amatorski teatr autorski daje taką możliwość. W teatrze profesjonalnym trzeba się już specjalizować w jakimś kierunku. Lubię teatr  również dlatego, że jest połączeniem wielu dziedzin sztuki: literatury, tańca, muzyki, plastyki itd.

Czy ten zawód pozwala po pracy zamknąć za sobą drzwi teatru i skupić się tylko na życiu rodzinnym?

Nawet nie zastanawiałem  się nad tym, czy potrafiłbym tak zrobić. Pewnie są chwile czy godziny, kiedy nie myślę o  sztuce, nad którą aktualnie pracuję, ale przyznam, że to nie zdarza się często. Można więc powiedzieć, że pracuję prawie bez przerwy.

Jest spektakl który bardzo chciałbyś zrobić? (to w sumie nawet nie jest wtedy marzeniem ale wyzwaniem) Jest sztuka z która bardzo chcesz się zmierzyć?

Szukam takich sztuk, a raczej tematów, które mnie zainteresują. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że kiedy znajduję taki temat lub sztukę i uda mi się skompletować obsadę, mogę ją realizować. W tej chwili nie mam wymarzonej sztuki. Są też takie, do których trzeba dorosnąć. Z pewnością będę chciał kiedyś wyreżyserować „Króla Leara”, ale jeszcze nie czas. 

Czy odwiedzając inne teatry, oglądając spektakle stajesz się tylko widzem? Potrafisz wyłączyć swoją ocenę przedstawienia przyjmując ja w naturalnej formie? Czy raczej myślisz o tym, że Ty zrobiłbyś to inaczej?

Zdarzają się takie momenty, rzadziej  przedstawienia które robią na mnie tak duże wrażenie, że zapominam o tym, że jestem z branży. Kiedyś zachwycało mnie prawie wszystko, co oglądałem w teatrze. Teraz rzadko zachwycam się całymi spektaklami. Mój zachwyt ogranicza się  do pewnych rozwiązań, niektórych scen, czy poszczególnych ról. Jednym z takich przedstawień, które w ostatnich latach zrobiło na mnie duże wrażenie w całości to „Nasza klasa” Teatru Dramatycznego w Warszawie, które obejrzałem na festiwalu „Bez granic” w Cieszynie. 

Boisz się krytyki recenzentów? Czy recenzje Twoich spektakli staja się konstruktywne?

Tak, staram się odbierać opinię konstruktywnie i to nie tylko oceny recenzentów teatralnych. Ważne są dla mnie opinie wszystkich widzów. Człowiek uczy się teatru przez cały czas, a nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Oczywiście recenzenci teatralni mają odpowiednie przygotowanie, wiedzę na temat odbioru sztuki, ale również pewną odpowiedzialność za słowo, publikując swoje recenzje. Bardzo chętnie słucham też opinii pań bileterek, krawcowych, stolarza, ślusarza i innych pracowników teatru, proszę mi wierzyć, że często chodzi o bardzo ciekawe spostrzeżenia.

Czy w taki małym teatrze jak nasz da się zrobić i poruszyć tematy trudne, polityczne nawet, takie które dotykają tematu drażliwego? Czy grzebanie w trudnej historii, czy tożsamości np. jest możliwe? Masz ochotę czasem włożyć kij w to przysłowiowe mrowisko i trochę zamieszać?

Osobiście nie pasjonuje mnie teatr publicystyczny czy polityczny. Wole na takie tematy wypowiadać się w dyskusji lub czytać o nich na łamach prasy. Oczywiście nie neguję sensu istnienia takiego teatru, ale ja nie specjalnie w nim gustuję. Lubię, kiedy teatr operuje metaforą, dotykając spraw głębszych, idealnie ponadczasowych. Sprawy drażliwe, tematy tożsamości powinny mieć swoje miejsce na scenie tylko wtedy, kiedy pozwalają sięgnąć nieco głębiej niż np. potrzeba wywołania skandaliku. 

Żyjemy w czasach gdzie teatry przeżywają spory kryzys. Uciekają się do magicznych sztuczek marketingowych by zapełnić widownię. Stąd chyba również coraz to więcej komedii, tematów prowokujących. Stąd również ściąganie widza znanymi nazwiskami. Dlaczego ludzi nagle trzeba wabić takimi chwytami marketingowymi? To smutne bo teatr, to jeszcze mam wrażenie, jedna z niewielu prawdziwa forma sztuki. W teatrach przede wszystkim coraz mniej młodych ludzi. Dlaczego? Co się dzieje z widzem?

Od kiedy pamiętam teatr chwytał się różnych sztuczek, żeby jakoś przyciągnąć widza. Trochę jak produkt, który szuka nabywcy. Kiedyś nie nazywano tego marketingiem, ale zasady były podobne. Można przypodobać się masowemu widzowi repertuarem, można zwrócić uwagę na przedstawienie, skandalizując go. Można szukać widza, wychodząc poza mury teatru i szukać go w plenerze, czy galeriach handlowych. Działa też magia znanej twarzy. Uważam, że niektóre sposoby są bardziej szlachetne inne mniej, ale w końcu i tak liczy się skuteczność. 

Trudno robi się polski teatr w innym kraju?

Język w teatrze repertuarowym jest bardzo ważny. Ze względu na asymilację liczba Polaków na Zaolziu spada. Dlatego staramy się coraz serdeczniej zapraszać do nas widzów z prawej strony Olzy. Dużo jeszcze pracy przed nami, bo często zdarza mi się słyszeć głosy widzów, którzy pierwszy raz goszczą w naszym teatrze: „Nie wiedzieliśmy o tym, że tutaj po czeskiej stronie działa taki wspaniały teatr grający po polsku”. A przypomnę, że od otwarcia granic minęło już trochę czasu.

Cały wywiad można przeczytać na stronie Gazety Codziennej.