Cesarski sąd i magistracka sprawiedliwość

0
1155
Leopold Innocenz Nepomucen Polzer ( 1697 - 1753), źródło: Wikipedia
- reklama -

Manifestacje cieszyńskich spacerowiczów wieczornych, którzy z zapalonymi światełkami i białymi różami protestowali tego lata przeciwko antyreformie sądownictwa forsowanej przez rządzącą  w Polsce partię,  odbywały się w Cieszynie  nie tylko pod zbudowanym jeszcze za Franza Josepha gmachem Sądu Rejonowego. Manifestanci gromadzili się tutaj, wygłaszali swoje płomienne przemówienia, skandowali swoje hasła i śpiewali  na baczność Jeszcze Polska nie zginęła także w cieniu cesarskiego, zasadzonego przez Franza Josepha I dębu.

Monumentalny gmach Sądu jest najbardziej majestatycznym pomnikiem habsburskiej cywilizacji w Cieszynie. Uroczyście oddano go do użytku austriackiej Temidy  2 grudnia 1905 roku, w 57 rocznicę objęcia cesarskiego tronu przez umiłowanego przez cieszyński lud Franza Josepha I, który kilka miesięcy później, 2 września 1906 roku, osobiście odwiedził cieszyński Sąd. Nad oknem drugiego piętra rozpościerał skrzydła dwugłowy orzeł. Na wysokości orlich głów, po bokach widniał napis K. U. K. KREISGERICHT – Cesarsko- Królewski Sąd Obwodowy. Wewnątrz, w westybulu na parterze, na ścianie po prawej stronie wisiała pamiątkowa tablica, która głosiła po niemiecku, że gmach cieszyńskiego Sądu zbudowano pod panowaniem Cesarza Franza Josepha I w latach 1903 -1905. Franz Joseph I stał wtedy na czele monarchii konstytucyjnej i był władcą państwa prawa. W Austrii bowiem rządziło wtedy prawo,  któremu – jak pisze  historyk Stanisław Grodziski w biografii „Franciszek Józef I” –  podlegali z jednej strony wszyscy poddani cesarscy, z drugiej zaś strony sam cesarz, a z nim organy jego władzy. Wymiar sprawiedliwości był wykonywany przez niezawisłych, fachowych sędziów – pisze Grodziski –  ale wyrokowali oni w imieniu cesarza. Mianowani byli przez cesarza dożywotnio i nie można ich było złożyć z urzędu, chyba że dopuścili się zagrożonych ustawą czynów przestępczych. Mogli być natomiast przenoszeni z kraju do kraju, z sądu do sądu.  Cesarzowi przysługiwało prawo ułaskawiania skazanych na śmierć.  Miał także możność zarządzania amnestii  – mógł  łagodzić i darowywać kary prawomocnie orzeczone przez sądy.  Takie decyzje zależały od jego dobrej woli. Franz Joseph I nie był okrutny, niektórzy uważali go wręcz za władcę dobrotliwego. Łagodził wyroki śmierci  zabójcom, dla których znajdowały się okoliczności łagodzące, natomiast nigdy nie pobłażał malwersantom, którzy dokonywali przestępstw z premedytacją i wyrachowaniem.  Cesarsko-królewskie sądownictwo traktowało dość liberalnie sprawy obrazy panującego bądź członków habsburskiej dynastii. Franz Joseph I jako najwyższy stróż prawa często również występował w roli rozjemczej, zwłaszcza  tam, gdzie szło o konflikty narodowościowe. Budynek  cieszyńskiego Sądu powinien więc kojarzyć się cieszyniokom z  czujnym  i czułym, ale mimo wszystko ludzkim, legalizmem Franza Josepha I.  W tym skojarzeniu powinien też znaleźć się dąb, który tu rośnie od dnia cesarskiej wizyty.

Co do prawa nie należy mieć złudzeń.  W gruncie rzeczy prawo nigdy nie jest po naszej stronie. Prawo jest po swojej stronie, po stronie systemu, po stronie jego administratora i egzekutora. Zawsze ustanawia się je pod panowaniem władzy, pod dyktando rządzących . Prawo zawsze dotyczy terytorium jakiegoś władztwa. Może to być  domena cesarza, króla, księcia, gubernatora, naczelnika albo władzy kolektywnej – dyrektoriatu, rady najwyższej, komitetu centralnego, wojskowej junty albo innego naczalstwa. Czyli jakiejś jawnej lub skrytej oligarchii.  W starożytnej Grecji – na przykład za czasów Platona – na określenie prawa używano pojęcia nomos.  Pierwotnie jednak słowo nomos  znaczyło akt zajęcia terytorium, podporządkowania sobie danego obszaru, przekształcenia go w czyjąś własność, zarządzania nim. Prawo jest zatem narzędziem panów i pierwotnie dotyczyło prawa własności, było uzasadnieniem zawłaszczenia. Jeżeli państwa, które się zdobywa – pisze Nicolo Machiavelli w  V rozdziale rozprawy „Książę” – przyzwyczajone są do rządzenia się własnymi prawami i do niepodległości, to zalecają się w stosunku do nich, jeśli chodzi o ich trwałe posiadanie, trzy sposoby. Pierwszy polega na tym, żeby państwo zdobyte zburzyć, drugi na tym, by książę sam obrał w nim sobie siedzibę, trzeci, by pozwolić krajowi nadal prawa swe zachować, poprzestać na rocznej daninie i przekazać rządy państwa oligarchii, która by je w posłuszeństwie utrzymywała.  Ten trzeci sposób implementowany był w Xięstwie Cieszyńskim. Przy czym Habsburgowie stosowali też częściowo sposób drugi. Cesarz Franz Joseph I, będąc przecież również Księciem Cieszyńskim, miał w Cieszynie swoją siedzibę na Zamku. Budynek Cesarsko – Królewskiego Sądu Obwodowego był własnością Cesarstwa, siedzibą jego prawa, a później, kiedy Cesarstwo upadło, został zawłaszczony przez nowo powstałe polskie państwo, II Rzeczpospolitą. Późniejsza Austria nie domagała się od polskiego państwa rekompensaty za tę i inne straty w Cieszynie w ramach jakichś reparacji.

Zdobywczy prawodawcy zawsze powołują się na jakiś wyższy, często boski porządek. Ale dziesięcioro przykazań im nie wystarcza. Są pragmatykami.  Uznają, że przykazania Mojżesza nie są z tego świata, ale władzę na tym świecie trzeba sprawować w warunkach żywiołowych i dzikich. A ten żywiołowy, dziki świat barbarzyńsko skrzeczy uciekając przed siatką prawniczych pojęć,  niezrozumiałymi  trybami sądowych procedur i absurdalnymi pułapkami jurystycznych kruczków. Ci, którzy ustanawiają prawo, wiedzą, że dekalog jest pewnym nieosiągalnym, bo zbyt ogólnikowym i zbyt jednoznacznym ideałem,  któremu  człowiek z natury nie potrafi sprostać, a rzeczywistość społeczna, domena ich władzy i interesu, roi się od konkretnych sytuacji, które wymykają się spod ich kontroli. Próbują więc wszystko przewidzieć i ogarnąć przepisami prawa tak, aby ich władza i interes – ich własność – nie tylko na tym nie ucierpiały, ale wręcz zyskały. Kodeksy są coraz grubsze, a paragrafy wymagają coraz więcej przepisów w rozporządzeniach  wykonawczych. A te przepisy wymagają coraz więcej przypisów i objaśnień. Im więcej prawa, tym mniej sprawiedliwości i wolności. Tym większe honoraria prawników. Prawo nie jest więc żadną świętością, najczęściej sformułowane jest w sposób niejasny i słabo zrozumiały, w związku z czym rzadko bywa sprawiedliwe.  W państwach totalitarnych zbrodnie przeciwko ludzkości popełniano w majestacie prawa. Kiedy się ma władzę, łatwo  nim manipulować, omijać na własną korzyść jego przepisy, dla własnych politycznych celów je zawieszać, bałamutnie  je interpretować, bezkarnie ignorować i łamać na tysiące rozmaitych sposobów. Niestety, dzieje się tak również w demokratycznych krajach, gdzie dobrze sformułowane prawo i niezawisłe sądy powinny być trwałym elementem trójpodziału władzy,  fundamentem państwowgo porządku i społecznej sprawiedliwości.

- reklama -

Zanim Austriacy zbudowali w Cieszynie majestatyczny gmach Sądu, procesy sądowe odbywały się w ratuszu. W obrębie miejskich murów panowało prawo ustanowione i egzekwowane przez miejskich rajców. Sąd magistracki  dla mieszkańców miasta składał się z kilku ławników obradujących pod przewodnictwem burmistrza. Ważną funkcję pełnił w nim syndyk miejski, który jako jedyny miał wykształcenie prawnicze, dzięki czemu mógł czuwać nad zgodnością ferowanych wyroków z literą prawa. Na przykład w latach 1722 – 1728 był nim Leopold  Innocenz Nepomucen Polzer, dziadek Leopolda Scherschnika, założyciel Latinae Sodalitatis Teschini, cieszyńskiego towarzystwa miłośników łaciny, człowiek światły i wykształcony w Wiedniu,  a przy tym zasłużony dla swojej społeczności i doceniony przez nią w ten sposób, że później aż przez piętnaście lat – w latach 1735 – 1750 – sprawował urząd cieszyńskiego burmistrza. Jak działał  czcigodny i oświecony Polzer jako syndyk sądu magistrackiego można dowiedzieć się z ówczesnej księgi sądu magistrackiego. Przede wszystkim jednak można się z niej dowiedzieć za co i jak karani byli grzeszni mieszkańcy Cieszyna. Wielu z nich okazywało się skorymi do zwady huncwotami. Historyków badających sądową księgę  zdumiała wielka ilość rozpatrywanych spraw, nieraz drobnych, lecz zawsze rozpatrywanych rzetelnie. Mnóstwo zatargów dotyczyło spraw majątkowych, rozliczeń pieniężnych, ustaleń spadkowych,  skarg o nie zapłacone skrypty dłużne. Magistrat miał sporo kłopotów z nieuczciwymi rzemieślnikami, zwłaszcza z cechu piekarskiego, którzy oszukiwali na wadze chleba i piekli marne pieczywo, czy z konkurencją pomiędzy majstrami ślusarskimi i kowalami. Sporo też było spraw dotyczących injurii czyli obrazy, oszczerstw, pieniactwa i awanturnictwa. Sądowych spraw było wiele, rozpatrywano je często na bieżąco,  sprawnie i szybko. Sprzyjała temu prosta i bezpłatna procedura sądowa. Historycy, którzy przejrzeli księgę sądu magistrackiego z czasów syndyka Polzera, twierdzą, że wydawane wyroki, które pedagogicznie nazywano pouczeniami, były sprawiedliwe, jednoznaczne i raczej surowe. Nawet ławnicy i miejscy rajcowie mogli trafić do miejskiego aresztu, który znajdował się w piwnicy ratusza, jeżeli udowodniono im winę. Za syndyka Polzera magistracki sąd starał się zachowywać bezstronność i nie ulegał wpływom ważnych figur w mieście czy miejscowej kościelnej hierarchii. Wyroki wydawane na luteran nie były bardziej surowe, niż kary wymierzane katolikom. Sąd preferował polubowne załatwianie spraw, starał się godzić zwaśnione strony w myśl przytoczonej w jednym  z protokołów sentancji: w pokoju małe rzeczy i pożytki pomnażają się, w niepokoju zaś i niezgodzie wszystko się marnuje.  Bo zadaniem, czy wręcz misją sądu było wtedy nie tylko rozstrzyganie sporów i karanie winnych. Sąd magistracki poczuwał się bowiem także do obowiązku wychowywania mieszkańców miasta i wraz z całym magistratem pełnił szlachetną rolę lekarza lokalnej społeczności, instytucji cywilizującej nieokiełznany żywioł społeczny.

Było to w czasach kiedy w Xięstwie Cieszyńskim i w całym cesarstwie zaczynały się przyjmować idee oświeceniowe, rozszerzała  się religijna tolerancja, rozprzestrzeniała oświata, rozwijała gospodarka.  Monarchia habsburska pozostawała konglomeratem krajów rządzących się swoimi prawami, gdzie działały silne instytucje stanowe, takie jak mieszczańskie sądy magistrackie. Było to w czasach, kiedy ludzie rozumni, wykształceni i rzetelni mieli jeszcze w lokalnej społeczności  coś do powiedzenia, cieszyli się jej szacunkiemi i zajmowali w mieście odpowiednie pozycje. Nie wszczynano konfliktów narodowościowych, bo jeszcze nikt nie przejmował się kwestią swojej narodowości. Dla określenia tożsamości ważniejsza była przynależność wyznaniowa, stanowa czy cechowa. Społeczność  Xięstwa Cieszyńskiego i jego miast była wielojęzykowa i wielowyznaniowa. I nie było partii politycznych,  które pod pozorem reformy sądownictwa, dewastowałyby prawny porządek.