Petycje, apele samorządowców czy artykuły prasowe do tej pory przez rząd były niezauważone. Czy sobotni protest choć na chwilę zwrócił uwagę władzy? Czy „wódz” narodu, wydający rozkazy z poselskiej ławy, w ogóle o proteście się dowie? Przecież ogląda tylko TVP i nie jest aktywny na portalach społecznościowych. Być może ten cieszyński „spacer” będzie początkiem narodowego dialogu o słuszności rządowych decyzji. Być może stanie się impulsem by nie poddawać się cichej dyktaturze i zawalczyć o siebie i przyszłość swoich najbliższych.
Pod płaszczykiem epidemii znów po 100 latach podzielono naszą Małą Ojczyznę, Śląsk Cieszyński. Egoizm narodowy niszczy naszą gospodarkę, kulturę, dzieli nasze rodziny, przyjaźnie i tożsamość regionu. To wszystko, co z trudem budowaliśmy przez ostatnie 30 lat. (cyt. Karol Cieślar)
Sanitarne podzielenie Cieszyna ma taki sens jak podzielenie Warszawy na prawo i lewo brzeżną, lub podzielenie Krakowa na pół. Przez lata wykonano dużo pracy, by ten podzielony Cieszyn choć pod różnymi rządami, funkcjonował jak jeden żywy organizm. Tu nie ma mowy o obcokrajowcach… dla nas to po prostu sąsiedzi. Wspólnie świętujemy, wspólnie tworzymy projekty, wspólnie też wspieramy naszą gospodarkę. Dzieci chodzą do szkół po czeskiej stronie, a czeskie maluchy korzystają z wielu zajęć oferowanych przez nasze placówki kulturalne. Uczelnia oprócz studentów zza Olzy zatrudnia również czeskich wykładowców. Mamy wspólne festiwale, a nawet Polską Scenę w czeskim teatrze. Pracujemy po lewej i prawej stronie. Dlaczego więc ktoś zobaczył sens w nakładaniu na nas kwarantanny? Dlaczego zanim ktoś podjął decyzję nie przeanalizował jej konsekwencji?
Choćby dlatego, że w ferworze walki z wrogim koronawirusem, niczym w amoku wybraliśmy najprostsze rozwiązanie czyli… zamknąć wszystko.
Wybrano opcję by odizolować ludzi w domach
i rozbudzić narodowy strach i panikę. Takim ludem, trzymanym pod butem rządzi się łatwiej. Byleby przepchnąć wybory, a ludzie, no cóż, na każdej wojnie muszą być przecież ofiary. Niestety, nie po raz pierwszy nasze władze bawią się w wojenkę, ustawiając na polu bitwy ludzi niczym miedziane żołnierzyki. Polski rząd od początku sprawowania władzy ma za zadanie mocno zapisać się w historii. Konsekwentnie więc pisze historię, której Polacy nie wybaczą nigdy.
Spacer o godne życie
Relacje i informacje o cieszyńskim proteście powinny napawać dumą ze zjednoczenia się mieszkańców. I tak
w wielu informacjach można przeczytać „jesteśmy dumni z Cieszyna”.
Jednak jeśli to jest powód do dumy to znaczy, że faktyczny powód tego zgromadzenia gdzieś umknął, bo jeśli mimo pandemii ludzie w tak licznej grupie decydują się na wyjście na ulicę, to ich powód musi być dużo większy niż chęć zrobienia zamieszania i zwrócenia na siebie uwagi.
Ogólnopolskie media pisały, że na ulicę wyszło tysiąc osób. Być może powinno być więcej, choć i tak nie było szans na zachowanie wymaganej odległości 2 metrów, więc z planowanego spaceru zrobił się regularny protest. Maski na twarzach były jedyną formą pozornego bezpieczeństwa, ale za tymi maskami skrywały się ogromne tragedie ludzi. Jedne wypowiedziane, inne przemilczane, jednak sam udział w SPACERZE był wielką odwagą i przede wszystkim wołaniem o pomoc.
Usłyszeć w tłumie głos
Damian – wysoki młody człowiek z górniczym kaskiem na głowie. Rozdawał czerwone kartki, jako symbol tej podnoszonej przez trenera na boisku. Damian przyszedł na protest, bo w bezradności jedyne co mu pozostało to krzyczeć i wołać o pomoc Spod maski ochronnej tego chłopaka wypłynęła smutna historia, która powinna stać się motywacją nie tylko dla rządu, ale również dla lokalnego samorządu.
– Wychowałem się w Domu Dziecka, a po uzyskaniu pełnoletniości otrzymałem mieszkanie. Choć to za dużo powiedziane – pokój ok. 8 m2. Dostęp do ubikacji na zewnątrz. Otoczony z każdej strony patologią i alkoholikami startowałem w dorosłość. Walczyłem każdego dnia, pracowałem ciężko. Obecnie pracuję w czeskiej kopalni i wynajmuję mieszkanie. Sytuacja napawa mnie lękiem o moją przyszłość. Pomimo, że jestem facetem przepłakałem wiele nocy. Dla mnie brak pracy oznacza wielki dramat. W portfelu mam 40 zł. Dzisiaj zmuszony jestem prosić znajomych o pomoc. Wielu moich znajomych prosi po prostu, tak jak ja o jedzenie. Nie chcemy tak poniżającej sytuacji, ale chcemy pracować i godnie żyć. Dzisiaj wyszedłem na ulicę, bo czuję się już bezradny. Mam nadzieję, że rząd w końcu zwróci na nas uwagę i otworzy dla nas granicę. Mam nadzieję, że będę miał możliwość jeszcze powrotu do swojej pracy. – To najtrudniejsza historia jakiej przyszło mi podczas protestu wysłuchać, a Damian stał się dla mnie wielkim bohaterem, nie tylko tego protestu. Obecna sytuacja to tylko część tego dramatu. Historia Damiana pokazała również podejście samorządów do dzieci opuszczających Domy Dziecka. Nasze przepisy są dziurawe jak sito i każdy je wykorzystuje według uznania. Samorządy pomimo apeli do rządu o otwarcie granic, mają do odrobienia zaległe lekcje z etyki. Każdy taki przypadek, jak Damiana, powinien być analizowany na nowo i naprawiony już dzisiaj.
– Straciłem pracę zaraz po zamknięciu granic. Wypowiedzenie dostałem SMS- em, z informacją o dyscyplinarce, za niestawienie się do pracy. Biuro pośrednictwa pracy nie wypłaciło mi całej pensji. Nie jestem w stanie nawet dochodzić swoich roszczeń, bo powrót do Polski oznacza dwa tygodnie na kwarantannie. W styczniu urodziła mi się córka. Zostaliśmy wszyscy w zawieszeniu. Nie interesuje się nami ani nasz rząd, ani czeski, pomimo, że pracowaliśmy na terenie ich kraju – mówi rozżalony Bartek.
Ela – 40 letnia wdowa, wychowująca dwójkę dzieci. Dla niej ta praca to najważniejsze źródło utrzymania. Obecnie przebywa na urlopie, ale on się kiedyś skończy. Jak długo będzie czekał na nią pracodawca?
– W Czechach pracuję już 6 lat. Po śmierci męża stałam się jedynym żywicielem rodziny. Dostaję na dzieci rentę, ale na świadczenie 500+ nie mam co liczyć. Przepisy wobec osób pracujących za granicą są bardzo niesprawiedliwe, a na wypłatę środków MOPS ma nawet rok. Jestem jak wiele osób załamana sytuacją. Boję się tego, co będzie za tydzień czy miesiąc.
Na proteście nie zabrakło samotnych matek, które straciły jedyny dochód oraz tych, które przyprowadziły swoje dzieci, by mogły choć na chwilę zobaczyć ojca stojącego na drugim brzegu Olzy. Wprowadzenie przez rząd obowiązku kwarantanny rozdzieliło wiele rodzin. Ci, którzy mogli zostali w Czechach ponoszą tym samym podwójne koszty utrzymania. Dla Cieszyna i całego regionu to problem szerzącego się bezrobocia. Utrata tylu miejsc pracy stała się wspólnym problemem. Wczorajszy dzień wyraźnie pokazał, że obecnie jedyną słuszną decyzją, będzie jak najszybsze otwarcie granic, o które apelują wszyscy. Czy rząd w ogóle weźmie to pod uwagę?
Ten protest to nasz wspólny głos
Na „spacerze przeciw zamkniętym granicom”, można było spotkać również tych, którzy choć nie pracują po czeskiej stronie, wsparli protestujących. Nie zabrakło działaczy społecznych, radnych, burmistrz miasta i wójtów sąsiednich gmin.
– Dla nas nad Olzą kwestia otwarcia granicy dla ruchu pracowniczego jest priorytetowa. To prawo naszych mieszkańców do pracy zawodowej, namiastka stabilności w tym trudnym czasie dla tysięcy rodzin – mówiła podczas protestu burmistrz Cieszyna Gabriela Staszkiewicz.
Starosta cieszyński Mieczysław Szczurek apelował do władz w Warszawie oraz do wojewody śląskiego o jak najszybsze otwarcie granic dla pracowników transgranicznych.
– Gorąco proszę i apeluję do władz w Warszawie, żeby zrozumiały trudną sytuację pracowników transgranicznych zamieszkujących na terenie naszego powiatu. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, że licząc wraz z rodzinami, około 30 proc. mieszkańców naszego powiatu jest w znacznym stopniu uzależnionych ekonomicznie od źródła zarobkowania w Republice Czeskiej – podkreślał Mieczysław Szczurek.
W sprawie zamkniętych granic głos zabrała również radna Cieszyna Joanna Wowrzeczka: – Jestem tutaj ponieważ jestem akademiczką, a akademicy muszą być zaangażowani, bo to oni zwracają uwagę na zrozumienie obecnego problem szerzej. Jestem tutaj dlatego, że jestem aktywistką, więc zawsze jestem tam, gdzie realnie ludzi dotyka problem, który utrudnia im życie i codzienną rzeczywistość. Jestem tutaj dlatego, że jestem radną i to też wymaga ode mnie określonej postawy. Jestem tutaj dlatego, że jestem mieszkanką Cieszyna i te wszystkie problemy stają się również moimi, a od sytuacji tych ludzi zależy sytuacja nas wszystkich.
Wspólne miasto – wspólne problemy
Do protestu dołączyli po czeskiej stronie mieszkańcy, polscy pracownicy, którzy utknęli po tamtej stronie. W spacerze po drugiej stronie Olzy Český Těšín reprezentowała starostka Gabriela Hřebačková. Swoją obecność zaznaczyła również, mieszkająca w Czechach była poseł RP Aleksandra Trybuś- Cieślar.
Mieszkańcy obu brzegów przez chwilę połączeni wspólnym protestem, choć nadal rozdzieleni rzeką, maszerowali z jednym przesłaniem: „Otwórzcie granice. Chcemy wrócić do pracy.”