Nieszczęsny absurd zamkniętej granicy

0
1964
Fot. arch. autora
- reklama -

Mija właśnie sto lat odkąd po Wielkiej Wojnie i małej, nacjonalistycznej czesko-polskiej wojence paryska Konferencja Pokojowa ustanowiła granicę państwową pomiędzy Polską i Czechosłowacją. Po rozpadzie Austro-Węgier, wobec polsko-czeskiego konfliktu terytorialnego, przedstawiciele mocarstw, które zwyciężyły w I wojnie światowej, podzielili Śląsk Cieszyński na dwie części. Do funkcji granicy państwowej wykorzystano rzekę Olzę w jej środkowym biegu. Olza akurat przebiegała przez Cieszyn. Trudno darmo – pomyślała Rada Ambasadorów – obszar na zachodnim brzegu będzie w Czechosłowacji, a na wschodnim w Polsce. Nie ma innej rady. Problem trudny, ale trzeba go rozwiązać. Najlepiej jednym, zdecydowanym cięciem, aby nie zakrzepł w węzeł gordyjski. Uchwalili, podpisali, podali sobie ręce, wznieśli toast, zapalili cygarko. Sprawa wreszcie załatwiona. Ale nad Olzą prawie nikt nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Mieszkańcy wielonarodowego,  dogorywającego Księstwa Cieszyńskiego w lipcu 1920 roku z dnia na dzień stanęli przed problemem nowej państwowej przynależności. Chcąc nie chcąc, trzeba było sobie ją ustalić, zdeklarować narodowość i wybrać obywatelstwo, choć nowych państw po wojnie właściwie jeszcze nie było. Będąc mieszkańcem Cieszyna, który jeszcze przed chwilą jako całość oficjalnie nazywał się Teschen, trzeba było pilnie zdecydować o podstawowych kwestiach. Na przykład: zostać czy wyjechać? A jeżeli zostać, to po której stronie Olzy, w którym państwie? Wybór dramatyczny, niewiadomych mnóstwo, ryzyko ogromne. Stary świat zanikał, rodził się świat nowy, należało pilnie się zdecydować na jakąś strategię przetrwania. Nowa granica wymusiła gorączkowy ruch społeczny. Jedni zostawali, może nawet większość, bo byli tu u siebie, drudzy wyjeżdżali, bo jednak nie identyfikowali się z nowym państwem, w dodatku ani z jednym ani z drugim, a byli też tacy, tu i tam, co zaczęli przyjeżdżać z głębi kraju, bo sprzyjały temu nowe władze państwowe. Zaczęło się życie z granicą, której tu przedtem nigdy nie było.
I tak dzisiejsi mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego i podzielonego na dwie części Cieszyna borykają się ze stuletnim, absurdalnym i tragicznym balastem granicy państwowej.

Przed stu laty nową granicę i mosty na Olzie w Cieszynie po obu stronach obsadziło wojsko. Po tej stronie polskie, po tamtej czechosłowackie. W marcu 2020 roku w związku z epidemią Covid19 na cieszyńskich mostach znowu postawiono wartowników. Po polskiej stronie desantowcy z Gliwic. W pełnym uzbrojeniu, w czerwonych beretach na wygolonych głowach i z palcami na cynglach, tak jakby spodziewali się ataku terrorystycznego. Żołnierze 6 batalionu powietrznodesantowego wspierają Straż Graniczną i Policję w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa Covid 19. – przeczytałem wpis na Facebooku gliwickich desantowców – od wczoraj wykonują zadania patrolowe, obserwacyjne oraz zapewniają porządek i bezpieczeństwo na terenie przygranicznych powiatów województwa śląskiego. Coś mi w tym komunikacie nie pasowało. Przecież to nie wirus nazywa się Covid 19, lecz choroba przez niego wywoływana.

W związku z tym można by od razu zadać pytanie, jak ktoś, kto nie odróżnia przyczyny od skutku, może sensownie działać, zapewniać porządek i bezpieczeństwo. Tymczasem po drugiej stronie mostu stanęli żołnierze czescy, którzy nie przypominają terrorystów, na głowach mają zielone berety i w dodatku są sojusznikami z NATO. Jedni i drudzy pilnują, żeby koronawirus nie przedostał się za granicę, co w praktyce oznacza wstrzymanie ruchu na moście granicznym, zawieszenie swobody przepływu ludzi i towarów. Mimo, że teoretycznie granica od czasu przystąpienia przez oba państwa do strefy Schengen była otwarta, w praktyce jednak w związku z szerzeniem się koronawirusa władze państwowe jednym rozporządzeniem zamknęły ją do odwołania. Choć w Polsce nie wprowadzono w związku z epidemią stanu wyjątkowego, na graniczne mosty, mimo wątpliwej podstawy prawnej, wrócili uzbrojeni faceci w polowych mundurach.

Kiedy po zniesieniu w Polsce (także wątpliwego pod względem prawnym) zakazu wychodzenia do parków i lasów, wybrałem się na przechadzkę nad Olzę, na skrzyżowaniu przy granicy stanąłem najpierw naprzeciwko zamkniętego wjazdu na Most Wolności oko
w oko z uzbrojonym desantowcem. Odczułem jednak nie tyle szok ile déjà vu. Z czasów PRL-u pamiętam bowiem wopistów (czyli żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza ) i patrole wojskowe nad Olzą w ponurym okresie stanu wojennego w 1982 roku. Obecni desantowcy skrojeni są według nowocześniejszego mustru niż tamci żołnierze Jaruzelskiego, przede wszystkim zaś nie przynależą już od Układu Warszawskiego. Niemniej jednak odczułem coś w rodzaju zawrócenia w czasie. Obecność uzbrojonego wojska na granicy w Cieszynie kojarzy mi się bowiem z najgorszymi momentami w historii Śląska Cieszyńskiego w ostatnim stuleciu – z krótką wojną czesko-polską w 1919 roku, podziałem Śląska Cieszyńskiego w 1920 roku, polską aneksją Zaolzia w październiku 1938 roku, inwazją wojsk hitlerowskich we wrześniu 1939 roku, inwazją wojsk radzieckich na Czechosłowację w 1968 roku, stanem wojennym w Polsce w 1982 roku. A jednocześnie miałem wrażenie całkiem aktualnej reorientacji przestrzeni geopolitycznej i dziwacznej egzotyzacji swojskiej lokalności. Pod namiotem z zielonego brezentu na Moście Wolności w Cieszynie, moim rodzinnym mieście, żołnierze wyglądają, jakby byli na misji w jakimś zapalnym punkcie Globalnego Południa, gdzieś w Afganistanie albo w Iraku.

- reklama -

Namioty gliwickich desantowców na cieszyńskim Moście Wolności stanęły przy budynkach pozostałych po urzędzie celnym. Po przystąpieniu Polski do strefy Schengen w 2007 roku budynki, które opuścili celnicy i straż graniczna, zostały podnajęte na sklepy z tanią konfekcją, wózkami dla niemowląt czy wyrobami spożywczymi przeznaczonymi tutaj głównie dla klienteli czeskiej. Do czeskiego, a także słowackiego klienta, skierowana była również oferta targowa na nabrzeżu Olzy. Z powodu epidemii koronawirusa i zamknięcia polsko-czeskiej granicy w połowie marca, cały przybrzeżny handel detaliczny nastawiony na klienta z drugiej strony granicy zamarł niemal zupełnie. W polskiej części Cieszyna dotyczy to na przykład wielkich marketów budowlanych takich jak Castorama czy Leroy Merlin, wybudowanych specjalnie blisko granicy ze względu na licznych klientów z Czech i Słowacji. Można, oczywiście, powiedzieć, że epidemiczne restrykcje drastycznie ograniczyły handel wszędzie, na całym obszarze w większości europejskich krajów i nie jest to problem specyficznie nadgraniczny. Epidemia to epidemia. Przed zakażeniem należy się zabezpieczyć na wszystkie możliwe sposoby. Szybko się okazało, że te sposoby dotyczą swobody poruszania się, przekraczania granic, nawet wychodzenia za próg własnego domu, i bliskiego, fizycznego kontaktu z innymi ludźmi. W miarę przybywania ilości zakażeń, zwłaszcza, że w Cieszynie odkryto koronawirusa wcześniej niż gdzie indziej i to wśród pracowników szkoły, po obu stronach granicy narastał strach. Władze państwowe wprowadzały coraz ostrzejsze restrykcje oparte na społecznym dystansowaniu, przymusowej kwarantannie i wymagające dobrowolnej izolacji. Skoro nie można wychodzić z domu, powiedzieli sobie niektórzy, to co mi tam zamknięta granica. Ważne abyśmy zdrowi byli. Przecież za komuny granice były szczelnie zamknięte przez całe dziesięciolecia i też się jakoś żyło. Ale nie wszyscy tak myśleli. Wielu po tamtej stronie ma rodzinę, pracę, interes, przyjaciół, kompanów od piwa, ulubioną kawiarnię czy nocny klub, teatr, a nawet lekarza, który zrobił prędzej operację oka niż w Polsce. Na drugą stronę granicy przechodziło się tak, jakby jej w ogóle nie było. I nagle dość tego dobrego. Wrócił szlaban i wojsko. Tak jakbyśmy nie należeli do Unii Europejskiej i strefy Schengen.

Pierwsze dni blokady granicy w połowie marca okazały się dla wielu mieszkańców Śląska Cieszyńskiego szokiem większym niż sam koronawirus. Na przykład mieszkańcy Zaolzia przeżyli koszmar z powodu korków wytworzonych przez TIRy i ciężarowe samochody dostawcze oczekujące na przejazd przez największe przejście graniczne w Cieszynie-Boguszowicach. TIRy zablokowały główne drogi dojazdowe do granicy od strony Czech i Słowacji. Na Zaolziu w okolicach Trzyńca ludzie nie mogli wydostać się ze swoich domostw do pracy ponieważ ciężarówki zatarasowały im wyjazd za płot na drogę. Przez kilka następnych dni władze w obu krajach tolerowały przejazd pracowników transgranicznych
z Polski do pracy po stronie czeskiej, ale pod koniec marca większość z nich musiała rozstrzygnąć dramatyczny dylemat: pozostać po stronie czeskiej i pracować dopóki zakład lub firma pracuje albo wrócić do kraju i odbywać nakazaną przez władze czternastodniową kwarantannę. Problem dotyczy ponad 45 000 pracowników transgranicznych dojeżdżających i dochodzących do pracy w Czechach, głównie z Województwa Śląskiego, zatrudnionych w ponad dwudziestu sektorach czeskiej gospodarki, najczęściej w przemyśle wytwórczym (np. fabryka samochodów Hyundai w Nošovicach), budownictwie, transporcie i logistyce, handlu, przemyśle wydobywczym ( kopalnie Zagłębia Karwińsko-Ostrawskiego). Ponieważ zbliżały się święta Wielkanocy większość pracowników transgranicznych zdecydowała się wrócić do kraju, w coraz bardziej niepewnej sytuacji ryzykując nawet utratę pracy, co w wielu przypadkach później, niestety, nastąpiło. Z dnia na dzień ludzie zaczęli tracić dochody i stanowiska, a przygraniczne polskie firmy nie mogły realizować w Czechach zamówień. Bezrobocie, którego jeszcze w lutym na polsko – czeskim pograniczu niemal nie było, w kwietniu zaczęło gwałtownie narastać. Szybki spadek dochodów z powodu braku klientów i zamówień z Czech odczuli też pracownicy handlu, transportu i usług pracujący po polskiej stronie granicy. Widmo bezrobocia i bankructwa rychło przybrało formę realnych życiowych dramatów. Coraz więcej petentów miały urzędy pracy i ośrodki pomocy społecznej. Niepokój, strach i niepewność niebawem zaczęły się przeradzać w gniew, który w sobotę 25 kwietnia sprowadził na nadgraniczne nabrzeże Olzy między Mostem Przyjaźni i Mostem Wolności w Cieszynie kilkaset osób. Protestujący domagali się odblokowania granicy i umożliwienia swobodnego jej przekraczania w związku z pracą w Czechach i dosłownie pokazali polskiemu rządowi czerwoną kartkę. Ten retoryczny gest, choć miał niewielkie szanse, aby go dostrzegli rządzący w Warszawie, świadczył jednak jednoznacznie o ocenie antyepidemicznej i kryzysowej polityki polskich władz państwowych. Oprócz haseł Chcemy pracy i Odblokować granicę protestujący wznosili również hasła przeciwko rządzącej partii i jej przywódcy. Demonstracja przebiegła w spokoju, ale dało się odczuć, że desperacja protestujących jest powściągana z trudem. Apele policji o rozejście się i utrzymanie społecznego dystansu zostały zignorowane. Stało się jasne, że na granicy zrodził się niepokój i gniew, który wkrótce mógł się przerodzić
w trudne do opanowania konsekwencje społeczne i polityczne dla całego kraju.

Blokada polsko-czeskiej granicy na Śląsku Cieszyńskim to nie tylko problem wielu tysięcy polskich pracowników transgranicznych w Czechach. Jej przedłużanie grozi katastrofą dla całej, tak wspaniale rozwijanej po 1989 roku współpracy transgranicznej, która w XXI wieku wzmocniona została przez możliwości współpracy wyszehradzkiej, a po akcesji krajów wyszehradzkich do Unii Europejskiej w 2004 roku mogła liczyć na dofinansowanie z programów unijnych. Ogromne wsparcie finansowe na realizację niezliczonej ilości rozmaitych projektów otrzymały nadgraniczne samorządy i organizacje pozarządowe, które dzięki temu mogły rozwijać z sukcesami swoją działalność. Dzięki grantom unijnym gminy w obszarze nadgranicznym mogły sobie pozwolić na znaczące inwestycje, które zapewniły regionowi cywilizacyjny awans. Ta transformacja powinna być kontynuowana. Tymczasem z powodu wprowadzenia antyepidemicznej blokady granic w marcu 2020 roku, niemal cała współpraca transgraniczna została zawieszona. Jej skutki mogą się okazać szczególnie dotkliwe w dziedzinie kultury, turystyki, sportu, wypoczynku czyli jakości i stylu życia.

Blokada granicy uderzyła w przekształcającą się tożsamość pogranicza. Największe międzynarodowe przedsięwzięcia kulturalne w regionie zostały przełożone, a przesunięcie ich terminów na później oznacza nie tylko to, że w tym roku się nie odbędą, ale też, że ich organizacja w następnych latach również stoi pod znakiem zapytania, zwłaszcza
w dotychczasowej formule. Dotyczy to nie tylko imprez o charakterze masowym jak choćby polsko-czeskie, miejskie Święto Trzech Braci w Cieszynie i Czeskim Cieszynie, międzynarodowych wydarzeń festiwalowych jak przegląd filmowy Kino na Granicy, który wiosną ściągał do Cieszyna i Czeskiego Cieszyna rzesze miłośników kina czeskiego i słowackiego, festiwalu teatralnego Bez Granic/ Bez hranic, folklorystycznego międzynarodowego Tygodnia Kultury Beskidzkiej, lecz także wielu licznych, bardziej kameralnych przedsięwzięć oraz, oczywiście, całej sezonowej oferty dla turystów.
A to właśnie turystyka z możliwością wypadów na stronę czeską była dotąd podstawą dochodów i utrzymania takich beskidzkich miejscowości jak Wisła czy Ustroń. Zamknięta granica, palący problem polsko – czeskiego pogranicza, to więc nie tylko kwestia powrotu polskich transgranicznych pracowników do pracy w Czechach, lecz fundamentalny dylemat być albo nie być dla całego nadgranicznego regionu. Tylko całkowite odblokowanie granicy, przywrócenie schengeńskiej normalności z komunikacją transgraniczną zintegrowaną z ważnymi węzłami komunikacyjnymi w Europie Środkowej może uchronić Śląsk Cieszyński przed katastrofalnymi skutkami gospodarczymi i społecznymi.

Zamknięcie granic państwowych pod pozorem epidemii uznanej przez rządy za wyższą konieczność było przejawem panicznego, anachronicznego przedunijnego myślenia. W praktyce, choć nie przywrócono ceł na towary, zawieszono układ z Schengen w odniesieniu do obywateli państw unijnych, którym uniemożliwiono swobodne przemieszczanie się. W imię ochrony obywateli poszczególnych krajów, własnych interesów, bez ponadnarodowej solidarności, nieraz pod dyktando narodowego egoizmu, bez ponadnarodowego planu reagowania na zagrożenie. Z dnia na dzień państwa stały się odrębnymi strefami izolacji i kwarantanny, a obywatele ich zakładnikami. Ta izolacjonistyczna polityka w sytuacji wspólnego zagrożenia jest dla Europy bardzo niebezpieczna i oby nie zemściła się na nas w najbliższych latach. Blokada granicy polsko-czeskiej ujawniła ponownie z całą ostrością kulturową specyfikę Śląska Cieszyńskiego. W XXI wieku, dzięki otwartej granicy, był to obszar przywracania tożsamości wielokulturowej i pluralistycznej, gdzie wielonarodowe, transkulturowe współistnienie owocowało bardzo dobrą współpracą, kreatywnością w wielu różnych dziedzinach, a także po prostu lepszym wzajemnym zrozumieniem, dobrym partnerstwem – choć wydać się to może stwierdzeniem patetycznym i naiwnym – autentyczną przyjaźnią ponad podziałami narodowymi, państwowymi czy wyznaniowymi. Już tydzień po zamknięciu granicy na Olzie między Mostem Przyjaźni i Mostem Wolności pojawił się zwrócony na drugi brzeg baner z wyznaniem Tęsknię za Tobą, Czechu, na który odpowiedział wywieszony po czeskiej stronie baner Chybite nam Polaci!. I to były szczere wyznania, tak samo jak oświadczyny młodego Czecha, który w podobnej formie przekazu poprosił swoją polską wybrankę o rękę – przez rzekę i zamkniętą granicą. Teraz kochankowie, partnerzy, przyjaciele, kompani od piwa w gospodach są rozłączeni, a bliskie rodziny rozdzielone. To jest nienaturalne, brutalne rozdzielenie, które nie powinno trwać ani dzień dłużej niż potrzeba. Władze muszą wymyślić taką strategię zwalczania wirusów i zarządzania kryzysem, która nie blokuje granic i nie unieważnia Schengen. Zamknięcie granicy jest tylko dodatkowym dołożeniem restrykcji i nieprzyjaznym dla ludzi, bezwzględnym utrudnieniem, które ma pokazać siłę państwa. W gruncie rzeczy zaś objawia jego słabość.

O jakże są nieszczelne granice ludzkich państw – pisała ironicznie Wisława Szymborska w wierszu „Psalm”, wskazując na ich nienaturalność i niehumanitarność. Większość ludzi na pograniczu naturalnie, instynktownie wyczuwa, że granice są złe, że są bliznami po wielkich rozdarciach i nieszczęściach, po wojnach i totalitaryzmach. Trzydzieści lat wspólnego życia w warunkach wolności, demokracji i europejskiej integracji wytworzyło tu nową społeczną, cywilizacyjną i kulturową jakość oraz pozytywny stan uczuć, o którym nie śniło się europejskim dyplomatom rozdzielającym przed stu laty w Paryżu Śląsk Cieszyński pomiędzy Polskę i Czechosłowację. To efekt otwartej granicy, wartość szczególnie teraz istotna w Środkowej Europie, oparta na europejskiej, ponadnarodowej polityce otwarcia i wolnego przepływu ludzi i towarów. Tych unijnych gwarancji dla wolności, demokracji, praworządności, rozumu i ponadnarodowej solidarności nie można na polsko-czeskim pograniczu zaniechać, a efektu otwartej granicy nie można zaprzepaścić. Zamknięciem granicy tylko przysparza się ludzkich nieszczęść i tragedii.