Warsztaty niemechaniczne, czyli niektórzy lubią poezję

0
214
- reklama -

Mój lekarz rodzinny posiłkuje się w gabinecie fachową wiedzą z komputera. Bardzo mi to imponuje, że nie popadł w rutynę, że wciąga mnie w proces leczenia, współuczestnictwo walki o zdrowie. Informatyk skazany jest na nieustanne dokształcanie się, aby sprostać nowym technologiom. Zaleca ten sposób na oszczędne życie i mnie. Uczyć się można jeszcze w podeszłym wieku. Zanim umówię się na wizytę u lekarza, czy do warsztatu z uszkodzonym sprzętem, poszperam więc na googlach. A nuż oświeci mnie i będę umiał samemu sobie pomóc?

Wysilę się, aby znaleźć sposób i rozwiązanie. Będę trenował. Będę pracował dużo nad sobą. Do samokształcenia zobowiązuje mnie cywilizacja. Aby być dobrym pracownikiem powinienem, według regulaminu, do swych obowiązków podejść fachowo. Chociażby od strony organizacyjnej. Dobrze jest mieć te ołówki przy komputerze w zasięgu ręki. I te karteczki na właściwym miejscu. A klucze wieszać na tym samym wieszaku. Jaki nieład na biurku, taki i podobno bałagan w głowie.
Jako twórcy zrzeszeni w kręgu ludzi nie stroniących od ambitnych zadań, zdecydowaliśmy się, już kolejny raz, na warsztaty literackie. Są one zawsze połączone ze spotkaniem autorskim. Poetka Mirka Szychowiak, od której mam tomik wierszy z wymownym wielce, bo zaczepnym tytułem – „Kup mi las”, na warsztatach z humorem, rzeczowo, szczerze i życzliwie rozdzielała uwagi  o wierszach. Zazwyczaj przekazuje się prowadzącemu te najlepsze utwory, które po warsztatach są modyfikowane. Nie należy przeceniać daru pisania, lecz rozwijać go, niechaj procentuje. 
Poeci ze swoją wrażliwością mają prawo wydawać się dziwni. Jedni mają frustracje i kompleksy. Inni zbyt pewni siebie nie kontrolują na spotkaniach swojej słodkiej nonszalancji. Tą fałszywą nutę artysty w nas dostrzegła prowadząca warsztaty i rzekła tylko – „poeto, ty się weź i ogarnij”. Wziąłem to do siebie, bo bardzo mi się podobało łączenie poprawności naszego zachowania z gramatyką, interpunkcją, czystą koszulą i elegancją. Wiedziała co mówi, bo Mirka wychowała już, skutecznie, jedną poetkę, córkę Julię, którą odnaleźć można w antologii „Poeci na nowy wiek”. Staram się być na bieżąco, ale zdarza mi się w gąszczu literatury pogubić. Pomylić w rozmowie jedną poetkę z inną.  Zdarza mi się też zadziwić, że wiersz uznany za poprawny, na warsztatach ulega degradacji. A ten niezauważony jest godzien laurów. Odrzucony w konkursie poetyckim, staje się przebojem.   
Nie należymy  j e s z c z e  do Związku Literatów Polskich jak Izabela Zubko, recenzentka i poetka, autorka „Wierszariusza słowiańskiego”. Natomiast łączy nas Stowarzyszenie Autorów Polskich. Poznaliśmy się na jednym z festiwali poezji. Prowadząca warsztaty nasze wiersze na spotkaniu w Cieszynie oceniła ciepło, rodzinnie, jakby cieszyła się, że w ogóle ludzie piszą, że czytają poezję. Jej prognoza dla nas była optymistyczna. Umówiliśmy się na kolejne warsztaty, aby zapracować na szerszą publikację i recenzencką ocenę. 
Do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich też nie należymy. Dlatego zdecydowaliśmy się na kolejne warsztaty. Tym razem z dziennikarzem, animatorem kultury, poetą, Janem Pichetą. Obawialiśmy się, nie da się ukryć, prawdy o naszym pisaniu, która będzie jedynie demotywatorem uśmiercającym nasz talent, twórczy zapał i radość życia. Nasz warsztatowy gość, ale i przyjaciel,   bardzo wysoko stawia twórcom poprzeczkę wymagań. Mamy bowiem współtworzyć polską literaturę, gdzie nie ma miejsca na banał. Przyznał uczciwie, że sam łatwo wpada w pułapkę emocjonalną, bo przecież też pisze wiersze, które są pożywką dla innych krytyków. I ta świadomość, że jego twórczość może być potraktowana bardzo krytycznie, rodzi w nim empatię, życzliwość dla piszących, których ma oceniać. W naszych wierszach odnajdywał błędy do poprawienia. Wskazywał w wierszach wersy godne uwagi. Ku pokrzepieniu naszych serc, akcentował je z namaszczeniem. Dla poety – recenzenta pisałem kiedyś relacje ze spektakli w czasie festiwalu teatralnego  w Cieszynie. Nasz przyjaciel – poeta był wówczas redaktorem biuletynu festiwalowego „Na kolanie”. Każdy z uczestników ma już za sobą debiut i spore doświadczenie twórcze. Mimo to czujemy się jak na kontrolnym okresowym badaniu, które ma potwierdzić naszą kondycję i potencjał. Żywimy się świadomością, że nikt i nic nas nie wyeliminuje z pisania. Ale też wiemy, że żaden dyplom czy certyfikat nie zastąpi, nie zagwarantuje nam natchnienia, kultury osobistej, umiejętności przekładania świetlistych myśli w poezję.  
Z emerytowaną polonistką i poetką cieszyńską znamy się nie od dzisiaj. Dlatego ośmielamy się o niej mówić z szacunkiem „nasza” Joanna Gawlikowska. Już na początku, znając niepokoje poetów, uspokoiła obecnych, że na pewno nie będzie tak zwanej „rzezi niewiniątek”. Czyli nie będzie totalnej krytyki potępiającej nas za sposób pisania. Śpiewać, to znaczy pisać, „…każdy może, trochę lepiej, trochę gorzej…”. Kto dobrze przerobił Szymborską to wie, że są różne kryteria ocen. Samej noblistce nie podobały się wiersze Haliny Poświatowskiej, bo nie napisane  e s t e t y k ą Szymborskiej. 
Może warto przytoczyć wiersz noblistki, który pacyfikuje te niemal wojenne nastroje między zwykłymi ludźmi, gdy podzielić nas może nawet ocena pogody na dzisiaj. 
 
Niektórzy – / czyli nie wszyscy./ Nawet nie większość wszystkich, ale mniejszość./ Nie licząc szkół, gdzie się musi,/ i samych poetów, / będzie tych osób dwie na tysiąc. //  Lubią -/ ale lubi się także rosół z makaronem, / lubi się komplementy i kolor niebieski, / lubi się stary szalik, / lubi się stawiać na swoim, / lubi się głaskać psa. // Poezję – / tylko co to takiego poezja./ Niejedna chwiejna odpowiedź / na to pytanie już padła. / A ja nie wiem i trzymam się tego / jak  zbawiennej poręczy///
(W. Szymborska „Niektórzy lubią poezję”)
 
A ja? Jak każdy lubię odnajdywać w nie moich wierszach cząstkę siebie. Lubię stary szalik, głaskać psa – albo kota. Lubię książki, prozę i wiersze. „To mnie konweniuje…”, jak śpiewał Młynarski. A może tylko nakręca, inspiruje i pozwala piękniej żyć?
Każdy oczywiście zna definicję dobrego wiersza. A jeśli zamierzamy zgłębić sekrety dobrego pisania, to uczymy się nie tylko dla laurów. Raczej z miłości do samej Poezji i z szacunku dla czytelników, dla miłośników poezji. Aby zachować autentyczność, szczerość zapisywanych słów, aby uciec od kiczu. 
Poezja to termin wieloznaczny. Określa dzieła literackie nienapisane prozą. Poezja jest synonimem liryki. Któż z nas nie lubi w poezji rytmu, śpiewności? Któż nie lubi w prozaiczności odrobiny poetyckości? Może zanim napiszemy wiersz, warto by go spróbować zaśpiewać? Jeszcze tego nie popróbowałem, ale wiem, że warto.  
  Warto też, co zalecała na warsztatach nasza pani od wierszy, podjąć dialog z poetą. Salonik Cieszyński temat ten przerobił widowiskowo, dzieląc się dialogiem poetyckim na bazie twórczości Szymborskiej, na zorganizowanym spotkaniu z publicznością. Nieco wcześniej „poprawiałem” na użytek własny Leśmiana. Na nowo napisałem jego „Ludzieńków”, ale już w weselszej tonacji. Inspirowałem się też prowokacyjnym, w moim mniemaniu, wierszem Wojciecha Kassa, wchodząc z mistrzem w wierszowany dyskurs. W rozmowie naszej rozważaliśmy statyczność poetów, to zasiedzenie w ogrodzie. Podczas gdy ważne jest wędrowanie, reakcja, ruch, relacje. Ważne jest też ile odważyłem się wykreślić słów z napisanego już wiersza. Na ile połączyłem światło z wyciszeniem. I przede wszystkim nie wypada mi pytać, czy mój wiersz podobał się. Bowiem trzeba mieć przekonanie co do szlachetności i słuszności własnego przekazu. Trzeba mieć dar, aby wierzyć swoim słowom. 
Podpisać wiersz można różnie. Łacińska sentencja mówi, że „nawet z urywków poznałbyś poetę”. W Saloniku Cieszyńskim na czas warsztatów byliśmy pod przybranymi imionami. Jako Kazamaty, Stokrotka, Jaskółka, Flores, Meszuge, Olza, Limonka, a nawet jako Szukająca Słowa.   
Szukam więc dobrych słów, aby to wszystko jasno, mądrze i z miłością opisać. Osobiście zwróciłem uwagę na dwa wiersze – „Ślady człowieka” oraz „U stóp prastarej góry”. Przecież to ja zostawiam te ślady spacerując, zostawiając ofiarny warkocz u stóp góry. To może być każdy z nas. Ale to nie ja napisałem te urzekające wiersze. Nie zdążyłem o tym napisać, choć znam ten pejzaż.
Poetka i nasza recenzentka podpowiada nam, że słowa trzeba szukać do końca, aby doznać zdumienia i ulec emocji. Tak jak to uczyniła w wierszach Szukająca Słowa. Stokrotka wplata po mistrzowsku w swe wiersze rym i rytm. Podkreśla  swoją poezją, że potrzebujemy takich wierszy, aby odreagować. W życiu, kiedy ocieramy się w codzienności obowiązków o ostateczność, o śmierć, to poezja uspokaja, posila i wyzwala. 
Ale czasem wystarczy użyć bezokoliczników w konstrukcji utworu, aby gra słowem stała się artystyczną wypowiedzią. Limonka świetnie przyprawia ten swój pomysł na wiersz indywidualnym pomysłem. Jakby podawała w swym wierszu sposób na lubienie poezji. Może trzeba tylko zahamować, aby zobaczyć, poobracać, dojrzeć, schwytać, odkryć, aby poczuć prawdę? Taka Limonka jest w swej poezji przemyślana, o wyrafinowanym smaku. Spróbujmy bezokoliczników, to świetny przepis na kolejny utwór.
Kunszt wiersza można też osiągnąć poprzez zabawę formami gramatycznymi z użyciem pytań retorycznych. Tak rozpoznaje się klasę poety, jego bogate doświadczenie warsztatowe. Czy to czasem nie tacy poeci powinni uczyć, jak pisze się wiersze? Niechaj nauczą nas, jak „…wspólnie przyglądać się dniowi”. Jak łączyć kropki, jak nie pytać i kiedy wszystko staje się jasne.
Wiersz obnaża nasz świat i każdego autora. Prawda pokazywana przez twórcę wymaga odwagi. Stąd interesującym zabiegiem jest przybranie maski. Uniemożliwia ona zdemaskowanie, pozwala  na pewnego rodzaju „bezkarność” ważkich słów. Czy wiersz został napisany przez lewaka, czy bigota, emancypantkę, czy przez mężczyznę o przywódczym charakterze?  
Kiedy do wiersza przyznała się jedna z grona poetek, której pseudonim stanowił szczelną maskę osobowości, dla recenzentki była to wyjątkowa przyjemność i zaskoczenie. Ważny jest tekst wiersza, przede wszystkim ten przekaz, to co poecie, a właściwie  p o e t c e, pod pseudonimem Meszuge leżało na sercu. Maska daje szersze pole twórczego manewru. Wówczas opis świata staje się bardziej prawdziwy, nazwany po imieniu, bardziej nasz i bez retuszu.
Nie można lekceważyć wpływu tradycji, historii i kultury na nasze zachowania oraz źródła inspiracji. Sprawdzonym pięknem krajobrazu nieświadomie sycimy się na wycieczce i przy lekturze. Do momentu, aż sami stajemy się tym krajobrazem. Po to są te warsztaty. Flores, jak Różewicz opisuje swój stosunek do obcego sobie świata próbując oswoić wszystko co wokół jeszcze nie oswojone. Będąc przesiąkniętym poezją Różewicza też można budować sobie twórczą indywidualność. Każde natchnienie to sygnał o nienapisanych jeszcze wierszach.
Mamy prawo z wdzięcznością zapytać siebie – „..kto mi dał skrzydła…”. To jest pytanie Jana Kochanowskiego w Pieśni X o natchnienie, o myśl, o źródło naszych słów, w których zamykamy sens poezji. Tak więc, czy poeci nie są jak jaskółki, które chcą wiedzieć „kto pozwala sowom po nocy się włóczyć”? Mamy prawo sobie z zachwytem odpowiedzieć – „…wielki to musi być Artysta. Niestrudzenie zorze na niebie maluje”. Wiersz Jaskółki to już więcej, niż rozmowa z drugim poetą, to rozmowa ze Stwórcą, to modlitwa. To entuzjazm,  którym warto się dzielić. To znaczy – pomnażać. To świadectwo twórczej duchowości.
Współczesnych poetów się  o d k r y w a, eksploruje, zadając sobie samemu pytanie, co pozostało w nas z tej miniaturowej lektury, z tej refleksji, z tego przystanku, aby ruszyć dalej? Nie wolno krytykowi spłoszyć twórcę z bezdroży  poszukiwań, zmiażdżyć w zarodku jego pragnienie tworzenia. 
Mistrzyni wiersza zwróciła uwagę, że wiersze dzielą się na tak zwane „i l i a d y”, pisane ze środka myśli i uczuć, oraz „odyseje”, czyli obrazy z podróży. Na zakończenie warsztatów prezentując swoją twórczości, odgadywaliśmy, które wiersze poetki są medytacją, a które notatką z podróży.
Warsztaty nie miałyby charakteru edukacyjnego, jeśli nie wyznaczono by zadania do przepracowania. Należy więc z natchnieniem odpowiedzieć sobie na poniższe pytania.
Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jakim jestem teraz? Jak oddziałuje na mnie przestrzeń?
Przyprawić to wypada wypowiedzią o miejscach bliskich w naturze, w kosmosie. Należy mieć świadomość, co to jest wiersz narracyjny. Formę i ideę należy umieścić w rzeczywistości. Umieć opisać to, co dzieje się między mną, twórcą, a ludźmi. Spróbujcie ten sam temat ująć limerykiem, prozą poetycką, sonetem, haiku. Użyjcie formy humorystycznej, aby ugryźć własną twórczością klasyka. Miłej zabawy wam życzę. Zostańcie klasykami. Albo przynajmniej, poprzez lekturę z nimi obcujcie.
- reklama -