Na zajęciach z dziećmi, które prowadziłam w przedszkolach, chcąc przybliżyć dzieciakom codzienne życie osób niewidomych, postawiłam przed maluchami zadanie, a mianowicie z zasłoniętymi oczami miały odgadnąć jaki przedmiot dostały do rąk. To bardzo proste ćwiczenie miało pokazać im jak w życiu osób z dysfunkcją wzroku ważne są: dotyk oraz wyobraźnia.
Zarówno ja jak i wiele innych osób niewidomych oraz niedowidzących za pomocą dotyku rozróżnia przedmioty, a podając na powitanie dłoń stara się w przybliżeniu określić np. wzrost nowopoznanej osoby.
Wyobraźnia płata figle….
Idę na spotkanie z grupą niedowidzących osób, które pod czujnym „okiem” niewidomego trenera uczą się bezwzrokowej obsługi komputera, witam się z wszystkimi. Na powitanie podajemy sobie dłonie, siadamy i rozmowa trwa w najlepsze. Mija jakiś czas i to ja mam szansę na skorzystanie z takiego szkolenia, ten sam trener, lecz inna sala, tu krzesła są niskie i drewniane, trener siada i z jego ust pada stwierdzenie „ oj te krzesła to nie dla mnie, uwierają mnie i są trochę jak na mój wzrost za małe”. Stanęłam jak wryta, nic nie rozumiejąc z tego o czym on mówi, nikt co prawda nie opisał mi wcześniej wyglądu mężczyzny, a ja z wysokości na jakiej podał mi rękę oraz z poziomu z jakiego podczas wcześniejszej rozmowy docierał do mnie jego głos wywnioskowałam, iż jest on średniego wzrostu, a moja wyobraźnia podsunęła mi wizerunek mężczyzny o średniej budowie ciała.
Cisza się przedłużała w końcu z ust owego pana padło pytanie „co się stało?” Po przedstawieniu przeze mnie wizji jego osoby, jaką stworzyła moja wyobraźnia, długo oboje zanosiliśmy się od śmiechu, bowiem w rzeczywistości jest on wysokim, bardzo szczupłym mężczyzną.
Przychodzi niewidomy
do lekarza…
Gabinet okulistyczny odwiedza niewidoma kobieta i na początek ma mieć zbadane ciśnienie w gałkach ocznych. Z pełnym zaangażowaniem zabiera się do tego pracująca w gabinecie pielęgniarka, lecz po kilku próbach zwraca się do pacjentki „nic z tego nie rozumiem w jednym oku nie mogę zmierzyć ciśnienia”. Niewidoma zaczyna śmiać się po czym wyjaśnia zaskoczonej kobiecie „przecież to jest proteza, o której istnieniu piszę w mojej karcie”.
Innym razem tą samą niewidomą na wizytę przyprowadza jej mama, lecz na zastępstwie jest okulista pochodzący z innego kraju, a jego polski pozostawia wiele do życzenia. Lekarz to lekarz, myśli pacjentka i ma już zamiar zająć fotel, gdy nagle czuje jak dłonie lekarza przesuwają ją na bok, po czym na fotelu zostaje usadowiona jej mama i okulista zabiera się do badania nie zważając na protesty obu kobiet. Dopiero po kilku minutach dociera do niego pomyłka, lecz zamiast przyjąć ją z uśmiechem oburza się i ma pretensje do obu pań.
Autobusowe wpadki…
W podróż wybrała się niewidoma z mężem oraz córką. W autobusie, do którego wsiedli owa kobieta zajęła wolne miejsce obok ulokowanej na sąsiednim siedzeniu pasażerki, a ta natychmiast rozpoczęła rozmowę. W miarę upływu czasu współpasażerka widząc, że jej towarzyszka porusza się o kulach zeszła na temat niepełnosprawności i zaczęła opowiadać o własnej rodzinie. Kobieta chyba miała potrzebę wygadania się, ponieważ słowa z jej ust wydobywały się jedno za drugim i nawet do niej nie dotarło to, że rozmawia z osobą niewidomą. W pewnym momencie wyjęła telefon i z godnym podziwu zapałem prezentowała zdjęcia najbliższych, podczas tej prezentacji autobus dojechał do celu podróży, telefon wylądował w torebce, niewidząca usłyszała słowa pożegnania i kobieta nieświadoma tego, że pokazywała zdjęcia niewidomej osobie, opuściła pojazd.
„Nie miałam nawet szansy przebić się przez potok słów tej pani, tak więc tylko potakiwałam głową, a komizm tej sytuacji sprawił, że zarówno na mojej twarzy jak i moich bliskich jeszcze długo gościł uśmiech”. Chcąc być w miarę samodzielną, ja również tak jak duża część niewidzących pod okiem trenera opanowałam samodzielne korzystanie z komunikacji miejskiej. Wsiadając do autobusu dyskretnym ruchem dłoni sprawdzam czy najbliższe siedzenie jest wolne i gdy okazuje się, że nikt na nim nie siedzi, zajmuję go. Pewnego pięknego poranka, zaraz po wejściu do autobusu wierzchem dłoni przesunęłam po oparciu i stwierdziłam, że siedzenie jest puste, przesunęłam się więc tak, aby usiąść i w tym momencie usłyszałam rozbawiony męski głos „proszę niech pani usiądzie”. Okazało się, że w chwili, kiedy moja dłoń sunęła po oparciu siedzenia ów mężczyzna się pochylił i tym to sposobem o mało nie usiadłam obcemu człowiekowi na kolanach.
Tak to niechcący sprawiłam, że współpasażerowie z samego rana otrzymali niezbędną każdemu człowiekowi porcję śmiechu.
Inny dzień inna podróż, tym razem jechałam z córką. Autobus zbliża się do przystanku, zatrzymuje się, a ja tak jak zawsze chwytam za ramię córki, tylko, że po chwili czuję jej dłoń na drugim ramieniu i słyszę „mamo puść rękę pani „ i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że to jest ramię obcej osoby. Niepewna reakcji kobiety z nieśmiałym uśmiechem zaczynam przepraszać, a wtedy słyszę „nie ma sprawy”.
Niewidomy w roli przewodnika…
Utarło się, że to niewidomego prowadzi przewodnik, jednak bywa, że niewidomy może z powodzeniem odnaleźć się w tej roli.
Jesteśmy w Bydgoszczy, trzy osoby widzące oraz dwie niewidome i nikt z nas nie zna miasta. Po zajęciach w ośrodku szkoleniowym postanowiliśmy zwiedzić miasto i do centrum dojechać tramwajem. Czekamy na ów środek lokomocji, lecz coś mi nie pasuje, zwracam więc uwagę przewodniczce, że chyba pojedziemy w niewłaściwym kierunku, na co ona odpowiada, że nie mam racji. Wsiadając do pojazdu głośno ponawiam swoje obawy i w tym momencie odzywa się pasażerka mówiąc
„ta pani ma rację, jedziecie w przeciwnym kierunku”.
Innym razem będąc w Krakowie, razem z moją przewodniczką spieszyłyśmy się na umówione spotkanie, więc aby zaoszczędzić czas pytałyśmy o drogę przechodniów, lecz nikt nam nie potrafił udzielić prawidłowych wskazówek, każdy mówił coś innego. Przewodniczka próbowała ustalić drogę naszej marszruty za pomocą telefonu, gdy do moich uszu dobiegło stukanie laski, którą niewidomy sprawdzał drogę, nie zastanawiając się poprosiłam go o pomoc i dzięki jego wskazówkom szybko dotarłyśmy do celu.
Jeść nosem…
Wśród tych którzy stracili wzrok, są tacy którzy do perfekcji opanowali posługiwanie się sztućcami, jednak ja do nich nie należę i zdarza mi się, że będąc w kawiarni umorusam się ciaskiem, czy deserem. Ostatnio zdarzyło mi się, że trzymany przeze mnie lód zamiast do moich ust trafił prosto w mój nos. Reakcja przechodniów na ten niecodzienny widok była różna, jedni patrzyli z dezaprobatą, inni tylko się uśmiechali, jednak ja nie mam zamiaru rezygnować z tego co mi sprawia przyjemność tylko dlatego, że komuś może się nie spodobać mój sposób jedzenia.
Można dążyć do perfekcji, jednak nie ma chyba nikogo komu by się ta sztuka udała, tak więc na wszelkie niedociągnięcia warto patrzeć z przymrużeniem oka.