Wojna, plamy na Słońcu i domiar złego

0
773
- reklama -

W ostatnich dniach marca 2022 roku, w piątym tygodniu zbrodniczej agresji Rosji na Ukrainę, życie w środkowej Europie toczy się inaczej niż jeszcze na początku tego roku. Żyjemy teraz w długim, szorstkim, dławiącym cieniu wojny, którą putinowska Rosja rozpętała w Ukrainie, ale prowadzi ją także z nami, z Europą, z całym zachodnim światem.

Rosyjska agresja i bohaterski opór Ukraińców z prezydentem Zełenskim na czele spowodowały, że świat do którego się przyzwyczailiśmy w ostatnich trzydziestu latach, zaczął się walić. Jego bieg był w dużej mierze oparty na rosyjskich surowcach kopalnych – gazie, ropie naftowej i węglu. To tak jakbyśmy siedzieli, biesiadowali, oglądali Ligę Mistrzów, puchar świata i igrzyska olimpijskie na beczce prochu. Opierając swoją perfidną, złowrogą politykę na surowcach kopalnych i arsenale atomowym, Putin chciał narzucić zachodniemu światu swój porządek i przywrócić wielkie rosyjskie imperium, zmienić nasz świat w rosyjski świat, a pokój w rosyjski pokój oparty na kłamstwie propagandy, przemocy sołdatów i nacjonalistycznej neostalinowskiej ideologii wspartej przez moskiewską Cerkiew. Pierwszą i najważniejszą przeszkodę na drodze do odnowienia rosyjskiego imperium stanowiła niepodległa, proeuropejska Ukraina. Od kiedy Putin został prezydentem, chciał ją sobie podporządkować i zmiażdżyć jak Czeczenię. Ale Ukraina to nie Czeczenia. Ukraina to Europa i udowodniła to Euromajdanem – eurorewolucją godności w zimie 2013 – 2014 roku. A teraz, odpierając z nieoczekiwaną determinacją barbarzyńskie ataki putinowskich szwadronów śmierci, walcząc o swoją niepodległość, walczy również za nas, za naszą niepodległość, naszą wolność i demokrację, nasz dobrostan i spokojny sen. Rosja chciała nas wciągnąć do NowoRosji. Po nieuchronnej klęsce Rosji, wspomagając odbudowę Ukrainy, Europa zbuduje swoje nowe, mocniejsze fundamenty. A Rosja, chcąc nie chcąc, podporządkuje się Chinom.
Dopiero teraz widać wyraźnie, jak paranoiczne są imperialne strategie i rachuby putinowskiego reżimu, jak brutalna, bezwzględna, wszechstronna i konsekwentna była rosyjska polityka mająca na celu osłabienie Zachodu przez uzależnienie go od dostaw gazu, ropy i innych surowców oraz wewnętrzne jego podzielenie także przez wojnę informacyjną, trolling i cyberataki. Dziś już wiemy, że na rosyjskich, krwawych paliwach zajedziemy co najwyżej do piekła. Wcale nie jest nowością, że rosyjski reżim ma kryminalny charakter, łamie wszystkie cywilizowane prawa, a prowadzone przez niego wojny – jak teraz w Ukrainie czy w Syrii – są przede wszystkim wymierzone w ludność cywilną, w zwykłych, nieuzbrojonych ludzi, w kobiety, starców i dzieci. Rosjanie urządzili Ukraińcom piekło, a jego przedpiekle sięga aż do nas. Wyrwać się z tego piekła, uciec spod rosyjskich bomb i ostrzału rakiet, aby ocalić życie – porzuciwszy w popłochu swój dom i mienie – to był naturalny odruch kilku milionów ludzi w Ukrainie, którzy uciekli, a właściwie zostali wygnani przez rosyjskiego agresora na zachód, także za granicę, do Unii Europejskiej, przede wszystkim do Polski. Także do nas.
Według szacunków ONZ podanych 31 marca, rosyjska agresja wygnała dotychczas z domów około 4 milionów Ukraińców. Najpierw widzieliśmy w telewizji wielokilometrowe kolumny samochodów wyjeżdżających powoli z Kijowa i innych ukraińskich miast. Korki, chaos, rozpacz, płacz, tłumy na dworcach, ścisk w pociągach. Swoje domy musiało opuścić ponad 60 procent ukraińskich dzieci. Niektóre z nich szły pieszo kilkanaście, kilkadziesiąt godzin, kilka dni, aby tylko uciec od rosyjskiego ostrzału, który od początku tej haniebnej, barbarzyńskiej agresji wymierzony był świadomie i cynicznie w cywilów, także kobiety z dziećmi, nawet w oddziały porodowe w szpitalach. Dziś, czyli 31 marca, polska Straż Graniczna podała, że od początku wojny, czyli od 24 lutego granicę z Polską przekroczyło 2 miliony i 400 tysięcy uchodźców. Około 1,5 miliona z nich zatrzymało się w Warszawie i województwie Mazowieckim. Reszta, a więc mniej więcej milion uciekinierów, głównie kobiet i dzieci znalazła schronienie w innych miejscach na terenie całego kraju.
W najtrudniejszych chwilach zagrożenia, wygnania, cierpienia czy strachu o życie najprostsze odruchy ludzkiej empatii i solidarności wzmacniają naszą nadzieję, a przejawy elementarnego człowieczeństwa przekonują, że świat może być inny – lepszy i przyjazny. Po inwazji Rosji na Ukrainę wielu z nas zdecydowało się przyjąć uchodźców wojennych zza wschodniej granicy. Otworzyliśmy dla nich nasze domy i mieszkania, poświęciliśmy im czas, podzieliliśmy się z nimi tym, co kto miał, w najprostszy sposób odpowiedzieliśmy na ich potrzeby. Przyjęliśmy ich i pomogliśmy im urządzić się tu u nas, na razie doraźnie, prowizorycznie, ale bezpiecznie. Przygotowaliśmy łóżka, skompletowaliśmy sprzęt kuchenny, przygotowaliśmy pościel, przywieźliśmy żywność i najpotrzebniejsze rzeczy do godziwego, codziennego życia. W mieszkaniach dla uchodźców było ciepło, funkcjonowały instalacje i z kranu ciekła ciepła woda, była łazienka, ubikacja, a nawet dostęp do internetu. Zapewniliśmy elementarny, cywilizacyjny standard, do którego sami jesteśmy przyzwyczajeni, a który uciekinierom spod rosyjskiego ostrzału został brutalnie zrabowany albo zniszczony. W wielu przypadkach ich świat zawalił się w gruzy, jak Charków czy Mariupol. W naszych domach mogą przetrwać i dojść do siebie, a może nawet przygotować się do powrotu do swojego kraju, aby go odbudować. Na razie zaprowadziliśmy ich do urzędu miejskiego, aby się zarejestrowali, uzyskali niezbędną urzędową pomoc i status, który pozwoli im tutaj funkcjonować w miarę normalnie. Może zostaną tu tylko przez jakiś czas, przejściowo, a może na dłużej. Trudno to dzisiaj przewidzieć, czy zaplanować. Raczej należy założyć, że wojna nie skończy się za parę tygodni czy miesięcy. Ta straszna, brudna wojna skończy się na dobre dopiero wtedy, kiedy ostatni rosyjski żołnierz opuści Ukrainę, a putinowski reżim zostanie osądzony za zbrodnie wojenne, sam Putin osadzony w więzieniu, a jego partia zdelegalizowana. Zbrodnicza Rosja powinna zostać zdeputleryzowana i zdemilitaryzowana jak Niemcy po drugiej wojnie światowej. Powinna zostać rozbrojona, aby już więcej nie stanowiła zagrożenia dla świata.
Miejsc zaoferowanych uchodźcom na terenie powiatu cieszyńskiego od razu było sporo, na początku marca cieszyński starosta podał, że w powiecie jest ich 1600, najwięcej w Ustroniu, gdzie niemal od razu w sanatoriach mogła zamieszkać setka dzieci ewakuowanych z okręgów kijowskiego i donieckiego. W połowie marca ukraińskich dzieci w Uzdrowisku Ustroń było już ponad czterysta, a liczba uchodźców przyjętych przez gminę Ustroń wynosiła ponad 1200 osób. Podobnie, choć w nie aż tak znacznym wymiarze, w pomoc zaangażowały się i uchodźców przyjęły wszystkie śląskocieszyńskie gminy. Wszędzie, zresztą, jacyś Ukraińcy mieszkali czy pracowali, jesteśmy już z nimi oswojeni i nawet trochę osłuchani z ich językiem. I właśnie to, że niemal każdy z nas miał przedtem z Ukraińcami czy Ukrainkami jakiś kontakt, przyczyniło się do powszechnego odruchu pomocowego. Po prostu Ukraińców się nie boimy, wiemy, że to są tacy sami ludzie jak my, a niektórzy z nas mają przodków czy nawet żyjących krewnych tam, skąd oni zmuszeni zostali do nas przybyć, gdzie mieszkali na stałe, lecz wypędziła ich wojna i niebezpieczeństwo rosyjskiego barbarzyństwa. Właści ciele wielu firm ze Śląska Cieszyńskiego, spontanicznie, natychmiast zorganizowali pomoc dla rodzin swoich ukraińskich pracowników, które zdecydowały się przyjechać do Polski. Niektórzy ofiarnie, nie oglądając się na koszty, zorganizowali transport medyczny dla osób niepełnosprawnych czy chorych i zadbali, aby warunki przyjęcia takich osób były dobre, a opieka lekarska od razu zapewniona. W cieszyńskim szpitalu już w pierwszym tygodniu marca przyszło na świat pierwsze ukraińskie, uchodźcze dziecko.
Tymczasem uchodźcy z Ukrainy, głównie kobiety, dzieci i starsi mężczyźni powyżej 65 roku życia (nieobjęci w Ukrainie mobilizacją), zaczynają nowe życie w naszych miastach i wsiach. Z jednej strony w miejscu swojego tymczasowego schronienia spotykają się ze spontaniczną pomocą i życzliwością zwykłych ludzi, a z drugiej strony z nieprzygotowaniem, ociężałością, sztywnością instytucji rządowych, czasem też i samorządowych, których urzędnicy, pozbawieni dokładniejszych instrukcji, a nieraz też elementarnego wyczucia, przywykli do rutynowego działania nie reagowali zgodnie z potrzebami od razu, głównie dlatego, że nie wiedzieli jak. Jeszcze w połowie marca, po trzech tygodniach wojny i kryzysu uchodźczego, nie wiadomo było jak administracyjnie podchodzić do problemu prędkiego napływu uchodźców. Organy pisowskiego państwa nie były w stanie koordynować działań pomocowych, brakowało podstawowych informacji, a w państwowych mediach dominowała obrzydliwa pisowska, antytuskowska i antyeuropejska propaganda. TVP Info zamiast rzetelnie informować i podawać praktyczne wskazówki, które mogłyby się przydać uchodźcom, organizacjom pozarządowym i wszystkim, którzy zaangażowali się w pomoc, jak zwykle szczuła opozycję, oczerniała instytucje europejskie i wychwalała poronione, szkodliwe pomysły Kaczyńskiego i Ziobry. Nawet w sytuacji realnego zagrożenia rosyjskim atakiem na polskie państwo ekipa rządząca nie wstrzymała swoich ataków na opozycję i nadal obstawała przy niszczeniu porządku prawnego, pod pozorem wojny chciała przeprowadzać po swojej myśli korektę konstytucji i – trwając niezłomnie przy swojej paranoicznej, nacjonalistycznej ideologii – nie zrobiła nic w celu odblokowania ogromnych środków unijnych przyznanych Polsce na realizację Krajowego Planu Odbudowy w ramach europejskiego Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększenia Odporności wypracowanego w związku z przezwyciężaniem skutków epidemii COVID-19. Jak Rosjanie są zakładnikami Putina, tak Polacy pozostają zakładnikami Kaczyńskiego i Ziobry. Tym panom należałoby powiedzieć to samo, co ukraińscy strażnicy graniczni z Wyspy Wężowej powiedzieli kapitanowi ruskiego okrętu wojennego, który wzywał ich do kapitulacji.
Dziś, czyli w ostatnim dniu marca 2022 roku, widać, że fala uchodźcza opadła. Polskie społeczeństwo, zwykli obywatele, woluntariusze, pracownicy samorządów, a także kościoły różnych wyznań wielkim zbiorowym wysiłkiem dobrej woli i przyjaźni byli w stanie uchodźcom z Ukrainy zapewnić elementarną pomoc. Organy państwa przyjęły w końcu specustawy, według których pomoc może być realizowana, a obywatele Ukrainy, którym rosyjski agresor zbombardował ojczyznę i grunt osunął się spod nóg, mogą w Polsce odczuć wsparcie, dzięki czemu zaczynają myśleć bardziej konkretnie o przyszłości i jakimś nowym życiu. Jednak niepewność nie mija, rosyjska agresja nadal trwa, a bohaterska obrona Ukraińców nie ustała. My też zaczynamy się przyzwyczajać do nowej, niepewnej, chybotliwej normalności w cieniu rosyjskiej inwazji. Mimo ukraińskich zwycięstw do definitywnego, prawdziwego zwycięstwa ludzi dobrej woli, którym zależy na pokoju, wolności i bezpieczeństwie w praworządnym kraju bez dyktatorów, oligarchów, korupcji i nacjonalistów jeszcze daleko. Przyszłość, niestety, nie rysuje się różowo, przynajmniej w najbliższych latach. Czeka nas wzrost inflacji, dalszy wzrost cen i kosztów utrzymania, zaostrzanie walki małych dyktatorów o utrzymanie władzy, narasta katastrofa klimatyczna. Przyszłość nie rysuje się więc także zielono. Będzie trudniej, biedniej, ciężej, drożej, niewygodniej, nieprzyjemniej.
W dodatku, na domiar złego, grozi nam wszystkim jeszcze jedno niebezpieczeństwo, które zbliża się do planety Ziemi od strony Słońca z szybkością 600 km na sekundę. Czytam w internetach, że w tym tygodniu gwałtownie wzmogła się aktywność ciemnych plam na Słońcu. Grupa plam oznaczona AR2975 powoduje silne rozbłyski i erupcje słonecznej plazmy, której chmury pędzą właśnie w kierunku Ziemi i podobno nawet NASA nie ma pewności, czy nie zahaczy nas bocznym uderzeniem 2 kwietnia rano. Rozbłyski słoneczne powodują emisję promieniowania w szerokim zakresie – od fal radiowych, po promieniowanie rentgena a nawet gamma. Mogą wywołać globalne zakłócenia w łączności radiowej. Boczny impakt koronalnego wyrzutu masy (CME) może okazać się wystarczający, by wywołać na Ziemi burze magnetyczne. Na jaką skalę? Trudno to przewidzieć i zdaje się, że dzisiaj nawet NASA nie ma co do tego stuprocentowej pewności. Burze magnetyczne mogą spowodować awarię sieci energetycznych na ogromnych obszarach na wiele godzin, a nawet dni, o niewyobrażalnych skutkach ekonomicznych. Blackout na całym kontynencie.
Świat zmienia się gwałtownie i nie jesteśmy świadomi tego, co się dzieje i co, z której strony nam zagraża, nie tylko z Ziemi, ale też z kosmosu, z naszej macierzystej gwiazdy. Nie wiem, co nas czeka, co się do nas zbliża i nas, niestety, nie ominie. Już bym wolał być spalony przez kosmiczne promieniowanie niż zginąć pod ruskimi bombami, powiedział mój kolega, którego dziś odwiedziłem w Czeskim Cieszynie. Ja też, ja też – przytaknąłem skwapliwie. Łyknęliśmy pilznera, póki jeszcze można łyknąć pilznera. I nie było nam do śmiechu.
Pozostaje mimo wszystko mieć nadzieję, że domiar złego spowoduje jego przesilenie, w końcu glob zostanie przepalony sumieniem i zło zacznie się cofać.

- reklama -