To będzie krótka opowieść o spacerowaniu – bez obaw, nie będę wychwalać zalet nordic walking, inni zrobili to już dużo wcześniej i lepiej. To opowieść o spacerowaniu, które pozwala oderwać się od myślenia o końcu własnego nosa, a zrobić „troszkę i teraz” dobrego… dla innych.
Był styczniowy sobotni poranek. Biało dookoła i mroźne podmuchy wiatru. Wędrowaliśmy do cieszyńskiego schroniska na pierwsze spotkanie z potencjalnym, nowym członkiem naszej rodziny. Radość mieszała się z obawami. Jak to będzie? Minęło wiele lat, odkąd odeszła moja kudłata towarzyszka zabaw. Tęskniłam, ale przez tyle lat nic z tym nie zrobiłam. W rodzinnych pogaduchach z mężem wracał co jakiś czas niezbyt śmieszny żart: – Mężu, kochasz mnie? – pyta pchla żona. – Mhm… – odpowiada mąż. – To kup mi psa! Oczywiście nie było mowy o kupnie psa, ale adopcji ze schroniska. Lecz trudno było się zdecydować. – Często jesteśmy w rozjazdach, nie ma nas w domu długimi godzinami, mieszkamy w bloku. Pies by się męczył – powtarzał mój mąż, próbując być „głosem rozsądku”. Choć w naszym duecie to zazwyczaj ja jestem tą rozważną. Ale gdy tylko zdarzało nam się spotkać znajomego psiarza lub kociarza ze swoim podopiecznym, okazywało się, że szybko zaprzyjaźnialiśmy się ze zwierzakami.
I, że bardzo cieszy nas ich towarzystwo. Gdy w końcu zaczęliśmy przebąkiwać, że może jednak tak, że już, że pies… Ruszyła lawina ogłoszeń z psiakami do adopcji, podsyłanych przez przyjaciół, którzy chcieli nam pomóc w podjęciu decyzji. Ale ciągle coś nie grało. Aż któregoś dnia, zerknęłam na stronę cieszyńskiego schroniska. I moją uwagę przyciągnęły zdjęcia dwóch psiaków. Miały za sobą trudne przejścia – wraz z prawie trzydziestką pozostałych psów zostały odebrane interwencyjnie poprzednim właścicielom, którym miłość do zwierząt wymknęła się spod kontroli. Serce podpowiadało, że któryś z tych psiaków czekał właśnie na nas. Rozum ostrzegał, że to nie są internetowe zakupy, ani konkurs piękności i że mogą być kłopoty ze zwierzakiem z taką przeszłością. Ale tego co zobaczyliśmy, nie dało się „odwidzieć”. Musieliśmy sprawdzić, czy damy radę „dogadać się” z psiakami ze zdjęć. Okazało się, że w sobotnie przedpołudnia wolontariusze z Fundacji „Lepszy Świat” chodzą na spacery z podopiecznymi schroniska. Umówiliśmy się. I tak oto w styczniowy sobotni poranek zaczynaliśmy nowy rozdział naszej historii.
Dawanie sobie czasu
Wystarczyło 5 minut i mała, kudłata Gonia skradła nasze serca, ale miała silną konkurencję – Kaktusa. Oba wystraszone, nieufne, spacer na smyczy był dla nich wyzwaniem. Ale bardzo łaknęły uwagi człowieka. Wróciliśmy po tygodniu. Udało się przejść już nieco dłuższy odcinek. Psy nabrały do nas odrobinę więcej zaufania, ale pojawiły się obawy, że najprawdopodobniej czas, gdy powinny być uczone bycia z ludźmi i wśród ludzi, został zmarnowany. Choć może niezupełnie. Okazało się, że oba psiaki nie są totalnie wycofane – podczas spacerów zaczęły powolutku otwierać się i udowadniać, że jeszcze możliwa jest zmiana. Wiedzieliśmy, że jeśli weźmiemy ze schroniska któreś z nich, czeka nas lekcja cierpliwości. Zaczęła się dla nas w dniu, który dla wielu osób jest szczególny, bo były to Walentynki. Do naszej rodziny dołączyła Gonia – nie była to dla nas łatwa decyzja, bo oznaczała dla Kaktusa dalsze czekanie na nowy dom. Za to u nas, kudłaty domownik, wniósł dużą dawkę radości. Któż inny jak nie pies potrafi tak entuzjastycznie witać was po powrocie do domu? Psiarze wiedzą, o czym mowa. A widok psa, który zaczyna podrzucać i gonić piłkę, choć wcześniej właściwie nie wiedział do czego służą zabawki? Bezcenny. Takich scenek można by wyliczać jeszcze wiele. Nie brakowało też chwil zwątpienia, bywało że w głowie kotłowało się pytanie: Po co nam to było? W takich momentach mieliśmy do kogo się odezwać – ekipa Fundacji „Lepszy Świat” zawsze służyła podpowiedziami, co zrobić albo po prostu wspierała dobrym słowem. W tych rozmowach powracało często stwierdzenie: Dajcie sobie czas.
Miasto w nowej perspektywie
I rzeczywiście. Gonia coraz lepiej czuła się w naszym towarzystwie, a my w jej. O ile dom stał się bezpiecznym azylem, o tyle świat zewnętrzny ją przerażał i wciąż tak bywa. Ale cierpliwie ćwiczymy – spacerujemy, wychodzimy do ludzi, spotykamy się z innymi psami, odwiedzamy nowe miejsca. I niemal z rozpędu dołączyliśmy do grona wolontariuszy, wyprowadzających psy ze schroniska. No, i wychodziliśmy sobie… Imkę. Tak, nie pojawiła się wcześniej w tej historii. To kolejny z psiaków, które wraz z Gonią i kilkunastoma innymi psiakami trafiły do cieszyńskiego schroniska, odebrane poprzednim właścicielom. Uznaliśmy, że psom, które całe swoje dotychczasowe życie spędziły w tak licznej ekipie, łatwiej będzie we dwoje. I tak oto, ludzie, którzy nie mogli przez tyle lat zdecydować się na psa, zostali opiekunami dwóch suczek. Imka początkowo sprawiała wrażenie dużo starszego niż w rzeczywistości, znużonego życiem psa. Dzisiaj jest wesołym, ciekawskim, chętnym do zabawy psiakiem. Stała się przewodniczką i opiekunką dla Goni, choć sama zmaga się ze swoimi strachami. A my dołączyliśmy też przy okazji do wielkiej rodziny psiarzy – pogawędki o psich sprawach ze świeżo napotykanymi osobami stają się naszą codziennością. Kłaniamy się i rozmawiamy z wieloma sąsiadami – dopiero teraz do nas dociera, ilu psiarzy mamy w okolicy. Regularnym spacerom zawdzięczamy coraz lepszą formę – dawno takiej nie mieliśmy. Odkrywamy też nowe dla nas oblicze Cieszyna – zapewniam, że miasto oglądane z perspektywy poszukiwacza trawników i innych miejsc nadających się do spacerowania z psem, wygląda nieco inaczej. I nadal w sobotnie poranki odwiedzamy schronisko. I spacerujemy z Kaktusem, ale poznaliśmy też jego „krewniaków”: maleńką Figę, energicznego Denara, płochliwego Cezara, wesołkowatego Pastela. Kilku udało się już znaleźć nowe domy, ale reszta wciąż czeka na swojego człowieka.
Jak nie rozchodzić dobrych intencji?
Ponieważ dołączyliśmy do wielkiej rodziny psiarzy, czyli ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie swoich czworonożnych przyjaciół, mogłabym jeszcze długo zanudzać opowieściami o tym, co tym razem zmalowały Gonia i Imka. Lecz ich historia była pretekstem, żeby tak naprawdę powiedzieć: pomaganie jest proste. Gdy jeszcze wahaliśmy się, czy wziąć psiaka, tak się złożyło, że Cieszyn odwiedził Szymon Hołownia, dziennikarz, felietonista, autor książki „Boskie zwierzęta”, założyciel fundacji pomagających małym mieszkańcom Afryki. Podczas spotkania mówił m.in. o tym, że pomaganie jest proste. – Mamy zazwyczaj dużo dobrych intencji, które udaje nam się skutecznie rozchodzić. Trzeba zrobić troszkę i teraz, a nie czekać na okazję do dokonania czegoś wielkiego – usłyszałam. I słowa te utwierdziły nas w decyzji, że czas gadania minął. Nasze „troszkę i teraz” oznaczało spacerowanie. Na szczęście nie rozchodziliśmy dobrych intencji, ale wychodziliśmy sobie nowych domowników. I chodzimy dalej. Poznaliśmy grupę fantastycznych ludzi, którzy nie ględzą o tym, jacy są dobrzy i jak pomagają. Po prostu to robią. Super ich znać! To ekipa nie tylko psiarzy, ale jest też grono osób, które troszczą się o kocich podopiecznych Fundacji. Ale najlepsze w tej opowieści jest to, że każdy może zrobić „troszkę i teraz”. Co na przykład? Jak przekonywał Szymon Hołownia, jeśli brakuje czasu i innych możliwości, można zrezygnować choć z jednej kawy lub piwa i kwotę, której się nie wyda przekazywać na określony cel. Ważne, żeby robić to regularnie. Można więc wesprzeć Fundację pieniędzmi, które posłużą m.in. na opiekę weterynaryjną nad zwierzakami ze schroniska. Można zostać wolontariuszem. Można adoptować psa. Albo kota, jednego z tych, które mieszkają w kocim zakątku. A równie potrzebne są domy tymczasowe – to szczególnie ważne miejsca dla szczeniaków i kociaków. I chodzi nie tylko o potrzebę bliskości i trudności w zaaklimatyzowaniu się w większym skupisku zwierząt, ale szansę by maluchy nabrały odporności lub wyleczyły rozmaite dolegliwości. Domy tymczasowe są bardzo potrzebne też starszym zwierzętom, które mogą być w niezłej formie pod warunkiem systematycznego podawania leków i monitorowania ich stanu zdrowia. Na zachętę warto podkreślić, że można jako tymczasowy dom zaopiekować się pojedynczym zwierzęciem, a Fundacja pokrywa koszty opieki weterynaryjnej oraz karmy. Za to liczy na pomoc w znalezieniu chętnych do adopcji. A jeśli nie wiecie jak zacząć, po prostu odezwijcie się do ludzi z Fundacji.
Beata Mońka
Fundacja „Lepszy Świat”
www.fundacjalepszyswiat.pl,
tel. 793 555 194 (Iwona), tel. 782 717 771 (Kasia)
Schronisko dla zwierząt „Azyl” w Cieszynie,
schronisko.ustronet.pl