Tato, widziałem Żyda

0
4104
fot. Świątynia izraelicka w Cieszynie. Fotografie pochodzą ze zbiorów archiwum Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej oraz zasobu Wikimedia Commons.
- reklama -

Cieszyński Żyd Emil Barber1 dwadzieścia lat temu opowiadał jak mając 17 lat w 1938 roku pojechał na wycieczkę szkolną do Krakowa. Po przyjeździe przybiegł do ojca i od progu wołał: „Tato widziałem Żyda!” Dlaczego on tak zawołał? Czy w Cieszynie nie było Żydów? Emil Barber mówiąc: widziałem Żyda, miał na myśli chasydów w chałatach z długimi brodami i pejsami z futrzanymi czapami (sztrajmł) na głowach. To w oczach cieszyńskiego żydowskiego chłopca był prawdziwy Żyd.

Tak wyglądał Żyd – stereotypowy jak z książek i pocztówek. Zapytałem go wtedy za kogo siebie sami uważali, skoro Żydami nazywali ortodoksów z dawnej Galicji. Odpowiedział, że jak był dzieckiem to w Cieszynie, był po prostu chłopcem ze Starego Targu. Wtedy jedyną różnicą było to, że część kolegów w klasie chodziło na religię katolicką, część na ewangelicką a część na żydowską. Poza tym wszyscy byli tacy sami. Uczył się niemieckiego oraz polskiego i dla niego dwujęzyczność szyldów i rozmów w Cieszynie była czymś normalnym. Czymś co istniało symbolicznie w jego dziecięcej głowie od tysiąca lat i będzie istnieć następne tysiąc lat. A Żydzi… Żydzi byli gdzieś daleko w dawnych galicyjskich miasteczkach i siedzieli, nie wiadomo czemu, nad grubymi księgami oraz mówili w zniekształconym żargonie języka niemieckiego zwanego jidysz. W zasadzie w oczach tego chłopca to był ktoś dla niego obcy, ktoś z innego egzotycznego świata. A normalne było to, że jego rodzice zakochani byli w pieśniach neapolitańskich, które często razem śpiewali.
Jak w 1995 roku pytałem w Tel-Avivie honorowego obywatela miasta Cieszyna Józefa Kornbluma2, jak wyglądało życie religijne Żydów na Śląsku Cieszyńskim, podszedł do biblioteczki skąd wyciągnął książkę Izaaka B. Singera pt. „Rodzina Muszkatów”. Miał włożoną zakładkę na jednej ze stron, bo wielokrotnie odpowiadał na to pytanie młodym Izraelczykom i przeczytał: „Urzędnicy synagogalni mówili po niemiecku. Rabini (…) pisali książki filozoficzne o świecie doczesnym, ich żony nie nosiły peruk, jak czynią to pobożne wschodnioeuropejskie Żydówki. (…) Żydzi w państwach zachodnich naśladowali chrześcijan. W ich świątyniach grały organy, tak jak – profanacją było nawet wspominać te rzeczy razem – w kościołach chrześcijan. Nie było tam też wydzielonych miejsc dla kobiet i mężczyzn; jakże więc można było utrzymać nieczyste myśli i pożądanie z dala od wiernych? Słyszał także, że wielu Żydów w tych krajach zachodnich chodzi do synagogi jedynie w dni największych świąt – Rosz ha-Szana, Jom Kippur i w Jamim Noraim”.
Większość cieszyńskich Żydów nosiła następujące imiona: Kurt, Herman, Oton, Franz, Ferdynand, Ignatz, Hugon, Moritz, Julius, Leopold, Adolf, Rudolf, Markus, Edward, Feliks, Artur, Zygmunt a kobiety: Erna, Matylda, Sidonia, Maria, Anna, Elżbieta, Amalia, Regina, Helena, Zofia, Olga. Natomiast stereotypowo kojarzymy Żydów z imionami: Mordechaj, Mojżesz czy Izaak. W XIX i XX wieku niewiele takich biblijnych imion występowało, choć zdarzały się imiona Eliasz, Salomon, Samuel czy Jakub. Pojawiały się zawsze
w literackim niemieckim biblijnym brzmieniu. Nie spotkamy tu form występujących w Kongresówce czy Galicji jak Berek, Jankiel, Alter, Bunim, Chaskel, Motke, Karpel czy Jocha, Hudessa, Fajcia oraz Salcia. Skąd to się wszystko wzięło?
W zachodniej i środkowej Europie pod koniec XVIII wieku pojawił się wśród Żydów ruch intelektualny, który zachęcał do przyjmowania ideałów oświeceniowych
i asymilacji z miejscową chrześcijańską ludnością.
Sami Żydzi nie chcieli być już postrzegani jako ludzie żyjący wyłącznie we własnym środowisku i odrębnych dzielnicach. Chcieli zrzucić z siebie obraz zacofanego zgarbionego nad księgami talmudystę z długą brodą, pejsami, w jarmułce i chałacie, który posługuje się wyłącznie językiem jidysz – czyli gwarą średniowiecznego języka niemieckiego z elementami języka hebrajskiego i języków słowiańskich. Postanowili integrować się ze społecznością chrześcijańską, wysyłać swoje dzieci do świeckich szkół i na uniwersytety, uczyć ich literackiego języka niemieckiego oraz ubierać się tak jak wymagały tego ówczesne trendy mody. Opuścili getta i zamieszkali wśród innych obywateli miast i wsi a ich dzieci bawiły się z dziećmi chrześcijańskimi. Ten ruch oświeceniowy nazwany został: haskalą a na jego zwolenników mówiono: maskile. Bardzo szybko i chętnie przyjął się także na Śląsku. Reforma, która liberalizuje religię ma to do siebie, że jak z pewnych nakazów wiary się rezygnuje w imię nowoczesności i oświecenia to nie udaje się jej już zatrzymać. Jeśli ojcowie żydowskiej haskali mówili o świeckiej edukacji, ważności poznawania historii swego narodu, używania zamiast jidyszowego żargonu języka niemieckiego, to ich dzieci robiły krok dalej. Rezygnowali z fundamentalnych do tej pory nakazów prawa Mojżesza uważając, że pewne boskie nakazy i zakazy może miały sens gdy Izraelici wychodzili
z Egiptu i wędrowali do Ziemi Obiecanej, ale w XIX w Cieszynie, Wiedniu, Berlinie czy Pradze nie mają żadnego sensu. Z kolei ich wnukowie szli jeszcze dalej
i samą religię traktowali jako legendę i zbiór mitów, z którymi można sobie poradzić w sposób racjonalny i zastąpić ją humanizmem czy antropozofią. Wspomniany Józef Kornblum dawną tradycję żydowską zwykł nazywać „abrakadabrą skostniałej wiary”. Wspominając swoje przygotowania do Bar Micwy (żydowska „konfirmacja”) pisał, że ojciec wysłał go do talmudysty, który miał go nauczyć odczytywać tekst hebrajski, mimo, że zupełnie wtedy nie rozumiał wypowiadanych słów: „Już przy pierwszej lekcji, gdy schodził po stromych, wąskich schodach do ciasnego, nie wietrzonego pomieszczenia, ogarnęła go przemożna chęć ucieczki. Jedynie strach przed konsekwencjami spowodował, że uczęszczał przez dwa tygodnie na bezmyślne wkuwanie niezrozumiałych zdań w warunkach, które dalekie były od należnej zdaniom świętości i powagi. Jakim cudem przyswoił sobie ową abrakadabrę skostniałej wiary, która trzyma masy w zacofaniu. W Haszomer Hacair (żydowska organizacja harcerska) usiłowano zachować tradycję i odrzucić wiarę, zadanie niełatwe, dla niego nie było jasne, gdzie się jedno kończy, a zaczyna drugie. Jednej rzeczy był pewien: że nie wykrzesze w sobie wiary. Umarła gdy zapędzano go do modlitewnika i kazano powtarzać nieznane, ponoć święte słowa.” Doszło do tego, że lekarze żydowscy sami głosili, że obrzezanie – symbol przymierza Abrahama z Bogiem – to barbarzyński zwyczaj od którego należy odejść. W zachowanych księgach urodzeń gminy żydowskiej w Bielsku część chłopców nie ma wpisu dotyczącego obrzezania i postępowy rabin Marcus Steiner nie robił nikomu z tego tytułu problemu. Dodatkowo jego społeczność nie miała w ogóle mykwy – łaźni rytualnej, która jest niezbędnym warunkiem funkcjonowania pobożnej kobiety żydowskiej. I na pytanie dlaczego jej nie mają odpowiadał bez skrępowania, że obecnie każdy ma w domu łazienkę i przepisy, które miały swój sens na pustyni w czasach Mojżesza, na początku XX wieku na Śląsku Cieszyńskim nie mają żadnego uzasadnienia. Na starych fotografiach cieszyński rabin obwodowy dr Adolf Abraham Schmiedl (w latach 1848-1853), wygląda bardziej jak pastor ewangelicki niż stereotypowy żydowski rabin. Na głowie biret, broda przystrzyżona, żadnych pejsów, ubrany w czarną togę, pod szyją befka jak u pastorów protestanckich a tałes – żydowski szal modlitewny zmniejszony do wymiarów szarfy wygląda jak stuła księdza katolickiego. Podobnie wyglądał bielski rabin dr Adolf Kurrein. Dziś praktycznie wszyscy mieszkańcy Cieszyna gdyby zobaczyli tę fotografię nigdy by nie powiedzieli, że to rabin żydowski. Porzucenie strojów, porzucenie części tradycji, obyczajów, zasad związanych z przestrzeganiem żydowskich 613 przykazań to nie wszystko. Odrzucając wizerunek i obyczaje „starego Żyda” śląscy maskile w austriackiej części odrzucili też słowa i nazewnictwo. Nie chcieli, by ich nazywano Żydami (Jude), nie chcieli by ich gmina religijna nazywała się „żydowska” (jüdische) i zaczęli się nazywać Izraelitami a swoją gminę nazwali „izraelicką” (israelitische). Dodatkowo swą synagogę nie nazywali synagogą czy bóżnicą! Zawsze nazywali ją świątynią (Tempel). Na wszystkich pocztówkach, fotografiach, dokumentach synagogi na Śląsku Cieszyńskim zawsze miały nazwę „israelitische Tempel” (izraelicka Świątynia). A gmina nazywała się zawsze „israelitische Kultusgemeinde” (Izraelicka Gmina Wyznaniowa). Oni już w XIX wieku nie byli „jüdische” bo stali się „israelitische”. Jeszcze w 1931 roku w Księdze adresowej Cieszyna gmina wszędzie zapisana jest jako „izraelicka”, mimo że polskie władze
w latach dwudziestych ustawowo przemianowały wszystkie dawne „izraelickie gminy” na używane w centralnej Polsce słowo: „żydowskie”. Asymilowali się z miejscową chrześcijańską ludnością, w spisach powszechnych deklarowali się jako Niemcy wyznania mojżeszowego.
W spisie powszechnym z 30 września 1921 roku w mieście Cieszynie narodowość żydowską zadeklarowało 1014 osób dodając w nawiasie, że są syjonistami. Natomiast religię mojżeszową (judaizm) zadeklarowało 1591 osób. Te liczby się nie pokrywają. Czyżby innej narodowości niż żydowska było 577 osób wyznających judaizm? Ale to właśnie 1/3 zasymilowanych cieszyńskich Żydów deklarowało się jako Niemcy wyznania mojżeszowego. Nie czuli wspólnoty z tymi, którzy deklarowali swoją żydowską narodowość. Asymilatorzy proniemieccy działający w partiach politycznych, członkowie rad miast i gmin, sędziowie, adwokaci, lekarze, przedsiębiorcy, inżynierowie a nawet kawalerowie tytułów szlacheckich uzyskanych z rąk cesarza jak przedsiębiorca z Frydka Adolf Landsberger Edlen von Freideck (zm. 1914), czy fundator domu pogrzebowego na starym cmentarzu żydowskim w Cieszynie Emanuel Alois Ziffer Edlen von Teschenbruck (zm. 1914). Wspomnieć należy tu także tych Żydów, którzy dokonywali konwersji na chrześcijaństwo. Jeszcze w połowie XIX w. czasami przyjmowali chrzest wyłącznie dla kariery zawodowej, czego przykładem jest Wilhelm Friedländer (zm. 1868), który został luteraninem by móc zostać sędzią krajowym. Jednak nie bez znaczenia były na austriackim Śląsku ruchy misyjne – głównie protestanckie mające swe źródło w dawnym pietystycznym Institutum Judaicum z Halle specjalizującym się w ewangelizowaniu wyznawców judaizmu – które zbierały w Księstwie Cieszyńskim spory plon nawróconych rodzin żydowskich.
Do okresu międzywojennego można było przeczytać w prasie żydowskiej listy nazwisk osób, które wystąpiły z religii żydowskiej. Miejscowe gazety podawały corocznie statystykę, ilu Żydów przechodziło do kościołów chrześcijańskich. Ale odejście Żydów od swej religii nie zawsze wiązało się z przyjęciem chrześcijaństwa. Czasami było to świadome opowiedzenie się za ateizmem, agnostycyzmem czy budzącą się antropozofią Rudolfa Steinera. Josef Kornblum pisał: „Sekularyzacja była rezultatem wcześniejszej niż gdzieindziej emancypacji, wynikłej z równouprawnienia udzielonego ludności żydowskiej na obszarze Śląska Cieszyńskiego, włączonego do metropolii austro-węgierskiej. (…) Miasto jest niemieckie, Żydzi kulturalnie identyfikują się z kulturą niemiecką, wspaniała synagoga (…) jest wyrazem liberalnego, wyzwolonego sposobu życia. Podobnie przedstawia się sprawa teatru, powstałego z potrzeb bogatego mieszczaństwa wielonarodowego i z zebranych przez niego własnowolnie funduszy na budowę. (…) Podkreśla się również rolę teatru w kształtowaniu nowej, świeckiej tożsamości Żydów, która czerpie swój humanistyczny światopogląd z haskali, negując fanatyzm religijny.” Ten opisany świat żydowski który uległ reformie, w którym popękały ogniwa tradycji i przepisów prawa za pewne sprzyjał temu, że ojciec cieszyńskiego kompozytora Viktora Ullmanna – Maxymilian postanowił przyjąć chrzest. Być może miało mu to pomóc w karierze wojskowej. W każdym razie Viktor urodził się już w chrześcijańskiej rodzinie i został ochrzczony w kościele św. Marii Magdaleny w Cieszynie. Po zafascynowaniu się ideami antropozofii Steinera dokonał aktu apostazji i wystąpił z kościoła katolickiego, do którego wrócił ponownie w 1940 roku. Kiedy Hitler doszedł do władzy i zaanektował Austrię i Czechy a potem napadł na Polskę, wprowadzono na terenach podbitych rasistowskie prawa norymberskie, wtedy wszyscy mający pochodzenie żydowskie bez względu na to czy uważali się za Niemców, Żydów, ortodoksyjnych, agnostyków, ateistów, chrześcijan czy antropozofów zostali wrzuceni do jednego worka z napisem „Jude” oraz zostali wysiedleni do gett i zgładzeni w obozach zagłady. To jest tragedia wielu chrześcijańskich czy zasymilowanych rodzin ze Śląska Cieszyńskiego, którym nazistowskie Niemcy przypomniały o pochodzeniu żydowskim i musieli szukać niewiarygodnych sposobów by przeżyć.
Dlaczego o tym wszystkim piszę, bo dziś także myślimy stereotypowo – i to nawet wcale nie w złej wierze! Myśląc o historii Żydów w Cieszynie wyszukujemy fotografii na których znajdziemy mężczyznę z długą brodą i długimi pejsami w kapeluszu i chałacie i wtedy powiemy – tak to jest cieszyński Żyd! Niestety takich przed wojną w Cieszynie nie było. Niechętnie i niepolitycznie wspominamy też ostatniego cieszyńskiego rabina dr Arona Eisensteina, który miał poglądy skrajnie prawicowe i był działaczem Bejtaru – żydowskich syjonistów rewizjonistów. Dziś na dniach kultury żydowskiej upamiętniających cieszyńskich Żydów występują zespoły grające muzykę klezmerską śpiewając w języku jidysz. Czyli to czego nigdy w Cieszynie nie było! A gdyby jakaś klezmerska grupa w XIX wieku zagrała w Cieszynie swój repertuar głosząc, że to kultura i tradycja żydowska to na pewno miejscowi Żydzi krzyknęli by: Absolutnie nie! Na pewno nie nasza ale kultura galicyjskich „Polnische Juden” (polskich Żydów)! Cieszyńscy Żydzi słuchali Beethovena, Mahlera czy Smetanę, czytali Goethego czy Hugo. Taniec mężczyzn z pejsami w chałatach
z butelką na głowie pasuje do ukraińskiej Anatewki a nie Wisły, Ustronia czy Cieszyna. Tu chodziło się do teatru na balet. Organizując spotkania na Śląsku, na których pokazuje się ten galicyjski klezmerski folklor warto odbiorcom powiedzieć, że to nie jest miejscowa tradycja tylko obraz żydowskiego folkloru bardziej … z Berdyczowa. Józef Kornblum wspominał, że wprawdzie jego rodzice nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele, ale i oni należeli do owego „wiedeńskiego świata”, w którym nie wyobrażano sobie życia bez popołudniowej drzemki, kawy z ciastkiem i corocznego wyjazdu do badu (kurortu). Chodzili w miarę możliwości na koncerty (muzyki świeckiej), do teatru (na Szekspira), na wycieczki w góry i to był ich świat, ich ideał i w tym duchu wychowywali dzieci.
Marzą mi się dni kultury żydowskiej na Śląsku w programie których będzie wycieczka górska na Czantorię czy Baranią Górę, „Hamlet” w teatrze, Goethe recytowany oryginalnie po niemiecku albo odczytanie zachowanych kazań liberalnych kaznodziei z izraelickiej cieszyńskiej świątyni, a z kuchni cieszyńskich Żydów miejscowe dania z gęsi według przepisów Walburgi Fujcikowej. Bo taki był ich prawdziwy świat. Dziś już w Cieszynie nie ma zbyt wielu Żydów a my kolorujemy ich często w bardzo stereotypowych barwach innej kultury, której tu nie było. I wrzucamy wszystkich do jednego worka z napisem „Żydzi”.
Czasami używam takiego porównania: Proszę sobie wyobrazić, że wymordowano wszystkich chrześcijan w Cieszynie, a na ich miejsce przybyli Hindusi. I po 90 latach hinduiści w szacunku do zamordowanych chrześcijan organizują Dni Kultury Chrześcijańskiej. W związku z tym spotykają się w zachowanej kaplicy Adwentystów Dnia Siódmego, na ołtarzu stawiają popiersie Lutra i portret św. Melchiora Grodzieckiego oraz opowiadają o życiu św. Jana Pawła II, pastora Teodora Haase i działaczach Organizacji Świadków Jehowy. Czy takie włożenie wszystkich do jednego worka wzbudza dziś nasz protest? No właśnie! Podobnie Żydzi na Śląsku Cieszyńskim byli różni. Byli tacy, którzy nigdy nie weszli do synagogi przy Bóżniczej, uważając liberalnych współbraci za odstępców od czystego judaizmu. A maskile trzymali się z daleka od wszelkiej nadmiernej ortodoksji i główną wartością dla nich była asymilacja i humanizm. Byli syjoniści ogólni i syjoniści prawicowi. Byli socjaliści jak i konserwatyści. Oni wszyscy nie chodzili zgodnie do jednej synagogi, nie jedli potraw takich jak cadyk chasydzki z Bobowej, nie słuchali klezmerskiej muzyki. Jeśli nie chcemy, by nas szufladkowano, to nie szufladkujmy innych.
Potworność Zagłady i niemieckich ustaw norymberskich wrzuciła ich do jednej szuflady i wysłała na śmierć. Nie kontynuujmy tego zabierając poszczególnym grupom Żydów, mających różną tradycję, ich kultury. Pisząc to, nie zamierzam krytykować tych, którzy organizują różne działania przybliżające kulturę żydowską – bo robią to w dobrej wierze – ale chcę zwrócić uwagę na prawdę. Chcę przywrócić pamięć o tych, którzy mieli inną kulturę i inne wartości niż jidyszowa cepelia.
I to nie jest tylko problem Śląska Cieszyńskiego, ale też Pomorza, Wielkopolski, całego Śląska ale i Czech. Wielką wartością Śląska Cieszyńskiego jest to, że można tu pokazać ruch żydowskiego oświecenia w jego pięknej formie. Tu gdzie do dziś można oglądać chrześcijańską reformację, dlaczego nie pokazać innym żydowskiej reformacji. Po co powielać klezmerski folklor z Krakowa, który w Cieszynie jest obcy, jeśli można pokazać tu inne oblicze żydowskiej kultury i cywilizacji. Nie po to cieszyńscy Żydzi ściągnęli buty dawnej tradycji, żebyśmy po ich śmierci sztucznie ich w nie z powrotem ubierali.
Nikt nie zrobił w tym kraju Kulturalnych Dni Żydowskiego Oświecenia. Cieszynie, który masz ku temu predyspozycje i prawo, wykorzystaj tę okazję!

1. Emil Barber, ur. 1922 roku w Cieszynie, syn urzędnika Artura Barbera, zamieszkały przed wojną w Cieszynie na Starym Targu nr 13, w czasie II wojny światowej żołnierz 3 Dywizji Strzelców Karpackich, nr ewidencyjny 129, podchorąży 3. Baon Saperów, odznaczony Krzyżem Walecznych za udział w walkach o Monte Cassino, po wojnie zamieszkały w Paryżu.

2. Józef Kornblum, urodzony 1917 roku w Pruchnej, zm. 2009 w Tea-Avivie, pisarz, prozaik i pamiętnikarz pochodzenia żydowskiego.

- reklama -