Most nad Sundem? Nie – to most nad Olzą!

0
451
- reklama -

Mojej książce jest zdecydowanie bliżej do farsy okołokryminalnej niż klasyki gatunku. Jako osoba, która nie zajmuje się zawodowo pisaniem, miałam sytuację wręcz komfortową. Nie musiałam przestrzegać żadnych zasad gatunku, bo nikt mnie nie będzie z tego rozliczać – nie miałam przecież pewności, czy książka w ogóle się ukaże – mówi Joanna Jędrusik, autorka „Święta trzech trupów i jednej nieboszczki”, której kolejne fragmenty na prośbę czytelników publikujemy w tym numerze „Tramwaju”. „Kryminał z pogranicza dla miłośników czeskiego filmu” – jak brzmi jego podtytuł – ma szansę wkrótce się ukazać.

Marcin Mońka: Jak długa droga wiodła Cię do napisania kryminału z Cieszynem w tle?
Joanna Jędrusik: Podobne pomysły na książkę przychodzą do głowy każdemu, kto zobaczył „Most nad Sundem” i mieszka w Cieszynie. No to podjęłam się wyzwania. Akcja dzieje się w trakcie przeglądu Kino na Granicy czyli podczas najdłuższego weekendu w roku. Z jednej strony z powodu wolnych dni wszystkie instytucje zastygają w bezruchu, a z drugiej Cieszyn staje się miastem żywym jak nigdy w ciągu roku. Przecież w chwili, gdy rusza ten przegląd kina środkowoeuropejskiego, diametralnie zmienia się sytuacja, mieszają się języki, charaktery, obyczaje, i nagle wszyscy w mieście uczestniczą w niebywałych i gwałtownych, choć krótkotrwałych zmianach. Uznałam, że będzie to niezły punkt wyjścia do snucia pewnej opowieści. 
 
Opowieści niczym z pogranicza szwedzko-duńskiego, choć nie do końca…
W „Moście nad Sundem” policjanci dogadują się ze sobą bez problemów, mimo że często ich działania przenoszą się ze Szwecji do Danii i na odwrót. Moi bohaterowie też poruszają się w dwóch językach, co prowadzi do dość zabawnych nieporozumień, przynajmniej na początku. My, mieszkańcy pogranicza rozumiemy się świetnie, ale gdy do akcji wkraczają  policjanci z Pragi czy Warszawy, sprawa się komplikuje. 
Książkę zaczęłam pisać stosunkowo dawno, jednak pojawiły się wątpliwości, czy dla polskiego czytelnika sekwencje w języku czeskim nie będą zbyt uciążliwe w odbiorze. Założenie było takie, że czytelnik, dzięki przypisom rozumie wszystko lepiej, niż bohaterowie. Uznałam jednak, że raz rozpoczętą pracę należy dokończyć i wróciłam do tekstu. A w tzw. międzyczasie napisałam opowiadanie na konkurs Stulecie Kryminału, w którym otrzymałam wyróżnienie. Był to mój kryminalny debiut, a również tam ważną rolę odgrywa Cieszyn, choć ten przedwojenny.  
 
„Święto trzech trupów i jednej nieboszczki” nie jest jednak klasyczną powieścią kryminalną…
Mojej książce jest zdecydowanie bliżej do farsy okołokryminalnej niż klasyki gatunku. Jako osoba, która nie zajmuje się zawodowo pisaniem, miałam sytuację wręcz komfortową. Nie musiałam przestrzegać żadnych zasad gatunku, bo nikt mnie nie będzie z tego rozliczać – nie miałam przecież pewności, czy książka w ogóle się ukaże. Chciałam, by powstał pewien rodzaj migotania – jest to opowiastka obyczajowa, która przeplata się ze scenami właściwymi dla  pełnokrwistych kryminałów. Postawiłam przed sobą zadanie  – czytelnik ma nie wiedzieć, jakie będzie następne zdanie ani jak będzie wyglądał kolejny rozdział, choć jest mądrzejszy od bohaterów. 
 
Skąd Twoim zdaniem w ogóle popularność tego gatunku, zresztą nie tylko w Polsce?
Podczas wręczenia nagród w Poznaniu, gdy odbierałam wyróżnienie za opowiadanie, pojawiło się wielu zawodowych autorów kryminałów. Przybył tam z wizytą jeden z bardziej wziętych pisarzy szwedzkich, który mówił np. o tym, że w jego kraju wychodzi jeden kryminał dziennie. W Polsce również publikuje się dużo kryminałów. Wydaje, że to jest łatwa, czasem przyjemna, czasem budzącą przerażenie literatura.
I to dobry sposób na to, aby zachęcić w ogóle ludzie do czytania, bo podobno z czytelnictwem u nas słabo. Z drugiej strony to dość niebezpieczny trend, czytanie „łatwiejszych” tekstów demoralizuje nas na tyle, że przestajemy poszukiwać poważniejszych i bardziej wymagających książek. 
Dlatego dobrze, że czytamy kryminały i dobrze, że ktoś je jednak pisze, natomiast nie popadajmy z tego powodu w jakiś wyjątkowy zachwyt. Jest to po prostu gatunek literatury popularnej, który za zadanie ma dać czytelnikowi trochę emocji i rozrywki.  
 
Wnikliwy czytelnik odnajdzie w „Święcie trzech trupów i jednej nieboszczki” wiele tropów związanych z Cieszynem. To książka z kluczem?
To może być książka z kluczem, lecz wcale nie musi, jeśli już, to inspiracja jest daleka. Opisując człowieka w konkretnej sytuacji mam w głowie realną postać, jednak nie odzwierciedlam żadnych konkretnych osób mieszkających w Cieszynie. W tekście powieści używam nazwisk popularnych w regionie, co jednak nie znaczy wcale, że odnoszą się do konkretnych, realnych osób. Jeśli ktokolwiek odnajdzie tam jakieś swoje związki z postacią, to czysty przypadek, taka koincydencja nie jest przez autorkę zamierzona (śmiech). Świat, który proponuję w książce, jest światem przetworzonym i nie jest w żadnej mierze opisem rzeczywistego doświadczenia. To jest fikcja. 
 
Jednak znajomość cieszyńskich realiów, specyfiki miasta i regionu, tego transgranicznego ducha, towarzyszącego bohaterom jest ogromną siłą tej powieści. Cieszyn masz dość mocno „przepracowany”…
Choć nie urodziłam się w Cieszynie, to jako dziecko mieszkałam z rodzicami w Golasowicach, gdy mój ojciec malował polichromie w drewnianym kościele.
Później związałam się z Cieszynem na stałe, i egzystencjalnie, i emocjonalnie, czasami również zawodowo. Angażuję się w sprawy miasta, bo jest mi po prostu bliskie, przygotowałam wraz ze stowarzyszeniem Rotunda projekty edukacyjne, prospołeczne, działania artystyczne – „Cieszyński Głos Niepodległości”, czy  „II RP na Śląsku Cieszyńskim. Pamięć – Wspólnota – Nowoczesność”, wraz z Solidarnością Polsko – Czesko – Słowacką projekt „Dux Polonia Baptzatiur”. Wymyśliłam akcję „W Cieszynie nie do pomyślenia”. Stąd też obecność mojego miasta na stronach powieści – nie mogłabym pisać książki z określoną dynamiką, nie znając go, to nie byłoby uczciwe. 
 
Fragmenty „Święta trzech trupów…” opublikowaliśmy w „Tramwaju Cieszyńskim”, a jest szansa by powieść pojawiła się w formie książki?
Jestem po słowie z jednym z wydawnictw, a kluczową rozmowę mamy przeprowadzić we wrześniu. Zauważyłam taką ludzką prawidłowość: po wykonaniu pewnej pracy jesteśmy szczęśliwi z jej zakończenia i zaczyna towarzyszyć nam myśl, że właściwie nic już nie musimy robić. Świat działa jednak inaczej, dlatego dopiero po pewnym czasie zdecydowałam się na rozmowy z wydawnictwami. Może moja praca przyniesie komuś  trochę radości z lektury na przykład w pociągu do Pragi?
 
Czy po tym kryminalnym debiucie, powrócisz jeszcze do pisania? Czy była to jednak jednorazowa literacka przygoda? 
Z pisaniem wiążę pewne nadzieje. Pisywałam już teksty o sztuce czy recenzje filmowe, ale pisarzem się nie jest, dopóki nie zacznie się pisać. A ja mam przed sobą bardzo poważne literackie zadanie. Chciałabym opracować i doprowadzić do wydania teksty mojego ojca Klaudiusza Jędrusika, który wraz m.in. z Konradem Swinarskim zakładał grupę artystyczną ST-53 w Katowicach. Obiecałam to ojcu, a umów i obietnic trzeba przecież dotrzymywać. Poza tym ST-53 to istotna część naszej kultury i naszej tożsamości. 
Mamy tutaj do czynienia z zupełnie innym obliczem Śląska, w trudnych do wyobrażenia latach 50. XX wieku, gdy w ponurym czasie socrealizmu rodzi się grupa awangardowa. Wydaje mi się to ważne, abyśmy o tym wiedzieli, że w czasie najciemniejszych nocy stalinizmu jacyś młodzi ludzie malowali, spotykali się, dyskutowali, tworzyli wystawy. Interesujące są również późniejsze losy tej grupy i artystek/artystów ją tworzących. A zatem kryminał stał się dla mnie rodzajem wprawki przed zdecydowanie poważniejszym działaniem. 
Zanim jednak zabiorę się do pisania o Grupie S-53 mam przed sobą kampanię wyborczą do Sejmu, ponieważ startuję z listy KO. Jestem jedyną kobietą z Cieszyna kandydującą do Sejmu. Bardzo leży mi na sercu, żebyśmy przestali okładać się maczugami pojęć, których nie rozumiemy, które stają się obelgami. Chciałabym aby nasze życie oparte było na wspólnym moralnym kodeksie, którego podstawą jest prawda i dostępna wiedza o świecie, bez  manipulacji, dogmatycznych ideologii i oszczerczej propagandy. Dlatego pilnym zadaniem jest uzdrowienie polskiej oświaty.
 
 
- reklama -