Korespondencja własna z wieczorku poetyckiego
Czterdzieści twarzy sołtysa zobaczycie w tym, który dziś wychodzi z szuflady ze swymi skrzętnie chowanymi sekretami. „Opublikuj te wiersze, opublikuj, jesteśmy ciekawi, co skrywasz przed nami…. Nie dla recenzentów literackich, nie dla konkursów po granty. Ale dla nas. Czy nie zasłużyliśmy na to, aby czytać twoje wiersze?…”
Łączą nas Skaldowie i pisanie wierszy. Na wieczorku w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie Klaudiusz Zawada został przedstawiony jako sołtys Zamarsk w gminie Hażlach, działacz społeczny oraz jeden z kluczowych pracowników Domu Narodowego. Potwierdzam ten Dom Narodowy i obecność osoby, której deklarowałem swoje uczestnictwo na promocji wierszy. Z którą kiedyś razem wystąpiłem na Rynku w Skoczowie w czasie święta poezji.
Dziś na spotkaniu z publicznością wiersze czytał autor wraz Teresą Pawłowską. Oprawę muzyczną zapewnił prezentacji Michał Wódz. Dobrze jest mieć nadwornego muzyka, który dopisze nutki do wiersza poety, a nawet zaśpiewa. Poeta, który dziś spełnia swoje marzenie, cieszył się każdym obecnym na sali gościem. Tak jak i ja, uważa, że poetą się nie tyle bywa, co jest. Swoją postawą, fryzurą, kolorowym krawatem, dobrze dobranym słowem, poszukiwaniem tej szczerości i życzliwości dla świata w sobie, swoim postępowaniem, życzliwością.
Klaudiusz urodził się w dobie, kiedy w Telewizji Polskiej prezentowano serial „Ja Klaudiusz”. Jak pokazują statystyki, zainteresowanie filmem okazało 89 % społeczeństwa. Bardziej niż serial wciągnęła mnie książka Roberta Graves’a. Jednocześnie pytam siebie, kto to jest ten Klaudiusz współczesny, ten wśród nas, który niedawno otworzył swoją szufladę z zapiskami wierszy.
Jesteśmy za tradycją. Zgłaszając nowe imię w kancelarii wywołuje ono konsternację. W rodzinie Zawadów zrezygnowano celowo z proponowanych, zbyt archaicznych imion Ludwik czy Franciszek. Antyczne romańskie imię wzięte z serialu telewizyjnego bardzo wyróżnia. A może i zobowiązuje? Łatwo w tej egzotyce zapamiętać człowieka. Nawet gdy pojawi się imiennik, w dodatku o tym samym nazwisku.
Jako mieszczuch, z sołtysów znałem tylko jednego, z felietonów Jerzego Ofierskiego. I była to prawdziwa szuflada wyobrażeniowa, bo sołtys Ofierskiego kompletnie nie pasuje mi do zamarskiego. Stąd zdziwienie. Ale przecież jakże byłbym szczęśliwym, gdyby moi zwierzchnicy na urzędzie, czy szefowie w pracy objawiali jakąkolwiek aktywność kulturalną, twórczą, sportową.
Różni nas całe pokolenie. Ja nie mam już szalonej fryzury. Do kołnierzyków nie zawiązuję fantazyjnych krawatów. Ale lubimy Skaldów i piszemy wiersze. To na pewno zbliża i łagodzi obyczaje. Nie wszyscy zdążyli na wieczorek poezji, aby zbliżyć się do sołtysa, co po nocach pisze do szuflady wiersze. Na spotkaniu było kameralnie, bo to poezja tylko dla życzliwych, niosąca swój ważny przekaz o radości życia. To promocja duchowego pejzażu.
Autor zdecydował się na ten podsumowujący dorobek tom wierszy jako prezent na swe urodziny. Ale dał też odpowiedź swym przyjaciołom, w których ma wsparcie. Rozdał zresztą jedną ósmą wydania najbardziej zaufanym i wdzięcznym. Mówi o sobie, że jest romantykiem. Nie jest w klasie Szymborskiej czy Mickiewicza. Zna swoje miejsce. Ale to właśnie wieszcz pchnął go do opisania swojego miejsca na ziemi. Każdy ma swoje poetyczne Soplicowo, o którym warto napisać, sportretować ludzi, którzy byli wśród nas. Z Zamarsk roztacza się wspaniały widok na Beskidy. Dzięki wyjściu dziś z szuflady, jest to pejzaż podwójny.
Skaldowie to skandynawska odmiana bardów. Skald to poeta dworski. Po skandynawskich skaldach pozostała poezja staronordycka. Muzyka polskich Skaldów wykracza poza klasyczny rock i obejmuje rock progresywny, folklor górski, rock’n’roll, jazz, big-beat i pop. Zadebiutowali w 1965 roku piosenką „Moja czarownica”. Do dziś przekonują poetyckimi tekstami piosenek, które weszły do klasyki polskiej piosenki i stały się standardami. Autor wierszy z szuflady przyznaje się do różnych inspiracji. Są nimi wydarzenia, film, pejzaż i właśnie piosenka.
A czy w ogóle łatwo jest wyjść z szuflady? To wielkie ryzyko być sobą. Czytając klasyków nabieram maniery i potem trudno mi przekonać się do rodzimych, lokalnych wieszczów. Oswajam sobie ustalony porządek estetyki. Dziś dane jest mi czytać spełnione marzenie nowego poety. Udostępnił nam swoje myśli, radość, smutek, entuzjazm i zwątpienie. Jerzy Węgrzyn oświecił nas kiedyś myślą, że kto nie publikuje, ten jako poeta nie istnieje. Dziś zaistniał Klaudiusz Zawada. Łączą nas Skaldowie i pisanie wierszy. Ale nie mam wspólnego zdjęcia z braćmi Zielińskimi tak jak Klaudiusz Poeta. Zaś pisania zrozumiałych wierszy uczę się według przykazania, abym był prawdziwy, szczery. Tę autentyczność i szczerość bezgraniczną odnajduję w wierszach dziś prezentowanych.
Zastanawiam się, czy trudno jest być ziemskim Aniołem i obdzielać szczęściem innych. Ale kto wczyta się w prostotę tej poezji, zrozumie czym jest życie, czym jest słowo. Czym jest miłość, wiara, rodzina. W wydanej przez poetę, własnym sumptem, książce znalazłem swój ślad, landszaft w ramkach minionego czasu. Pamiętam wyprawę niebieskim autobusem z moją mamą na odpust do Zamarsk. Rowerem błądziłem po Czarnych Dołach. Zapamiętam dobrze ten kraj malowany. A słowa dedykacji w tomie wierszy będę chciał właściwie realizować. Bo przecież „życie to słowo, słowo to życie, więc warto żyć”.
Tomik wierszy „Wychodzę dziś z szuflady” jest dostępny poprzez kontakt Klaudiuszem Zawadą zarówno przez media społecznościowe i odwiedzając Cieszyński Ośrodek Kultury – Dom Narodowy.