Przypadłością ludzką jest sięganie w przeszłość, by szukać w niej dobrych momentów. Chwytając wspomnienia, idealizujemy to co minione, a przeglądając stare zdjęcia czy inne pamiątki, tego co było, tęsknimy za czasem, który postrzegamy jako lepsze dni… Utracona bezpowrotnie przeszłość nie wróci, co wyzwala w nas tęsknotę, a nierzadko, podsyconą listopadową szarugą, nostalgię.
Choć pielęgnowanie przeszłości jest bardzo ważne, to nie może nam przysłaniać chwili, która właśnie trwa. Tu i teraz – to bowiem wymiary, których prawdziwie doświadczamy i na które ciągle mamy wpływ.
Napisanie powyższych zdań nie przyszło mi z łatwością, ponieważ z reguły jestem sentymentalny. Zawsze spoglądam w przeszłość przez różowe okulary, doceniając ją dopiero po upływie czasu. Zaś powyższa refleksja zrodziła się we mnie tuż po przesłuchaniu płyty Lordofonu zatytułowanej „Passé”.
Lordofon to duet, składający się z dwóch muzyków – wokalisty i gitarzysty Macieja Poredy oraz producenta i perkusisty Michała Jurka. Prezentują oni nowoczesną mieszankę gitarowej, rockowej muzyki z rapem i śpiewem, tworząc oryginalny dla siebie styl. Dzięki temu zdobywają na polskiej scenie muzycznej coraz większą rozpoznawalność oraz z dnia na dzień powiększające się grono fanów. W tym roku wydali swój drugi album, który pomógł im szturmem wedrzeć się na rynek i potwierdzić, że na długo zapiszą się w świadomości słuchaczy.
Tytuł mojego felietonu to słowa refrenu jednej z piosenek, która znalazła się na najnowszym krążku duetu, i myślę, że to najbardziej reprezentatywny wers tego wydawnictwa. Staje się on również źródłem rozważań, które towarzyszą podczas słuchania pozostałych utworów na płycie – na temat nieuchronnego przemijania i nieuchwytności czasu. „Passé” może stać się jednak receptą na to, jak żyć, by w przyszłości nie żałować tego, że przespaliśmy pewne szanse, zmarnowaliśmy to, co było nam dane. Podobno bowiem bardziej żałujemy tego, czego nie zrobiliśmy…
I właśnie o tym traktuje ta płyta. Przypomina o tym, że mimo różnych przeciwności losu i trudności na życiowej drodze trzeba szukać pozytywów, umieć rozpoznać dobry czas, póki się w nim żyje. To najlepszy sposób, by nie dać się zwariować i z podniesioną głową iść do przodu. „Zmarnowałem czas, myślałem, że się skończył świat, dziś to wydaje się zabawne”, to słowa refrenu pierwszej piosenki zatytułowanej „Francoise Hardy”. Z pozoru gorzkie nagranie opowiadające o nieudanej młodzieńczej miłości, w rzeczywistości jest próbą rozliczenia się z samym sobą. Deklaracja „odcięcia się” od przesadnego rozmyślania i rozpaczania nad niespełnioną relacją wyraża się w wersach: „miałem mieć wiecznie złamane serce, dziś złamań brak”. A w kolejnej piosence refleksja zostaje podbita słowami Poredy – że trzeba żyć i „potrafić rozpoznać dobre czasy, póki jesteśmy w nich”.
Wers ten pochodzi z utworu zatytułowanego „Taconafide”, na cześć hip-hopowego duetu, który bił wszelkie rekordy popularności w 2018 roku. Nieprzypadkowo. Większość tekstów na „Passé” zawiera dużo nawiązań do kultury ubiegłej dekady. Jak mówią artyści w wywiadzie dla TVN.24 ich najnowsze wydawnictwo opowiada o „przeszłości nieodległej”. Poreda skupia się bowiem na latach 2010-2019. Właśnie tam upatruje swoje najlepsze czasy, które bezpowrotnie przeminęły. Nostalgia do przeszłości, określanej mianem przedpandemicznej, ma w jego tekstach wiele uzasadnień. Jak twierdzi wokalista wszystko było wtedy prostsze, spokojniejsze i poukładane. Wówczas w modzie były zupełnie inne rzeczy niż teraz, mimo że przecież od końca tamtej dekady upłynęło niewiele czasu. I tak „Tatuaż z wąsem na palcu” to singiel, który o tym opowiada.
Tytułowa grafika wąsa w ubiegłej dekadzie często pojawiała się w internecie. Zupełnie jak inne wspomniane przez Poredę symbole tamtych czasów, np. zabawka Fidget Spinner, piosenka Gangnam Style, zespól Black Eyed Peas, wokalista Gotye ze swoim przebojem „Somebody That I Used To Know”. Wokalista zadaje pytanie: „Czy pamiętasz jeszcze słowo hipster, wtedy wszystko było rzemieślnicze”. Nostalgiczne zwrotki kwituje refren: „Ten romans wyszedł chyba z mody, sentyment zrobi mi kłopoty,” bo chociaż tamte czasy wspomina się z uśmiechem na twarzy, to symbole tamtych czasów dziś są uznawane za kiczowate i „boomerskie”.
Piosenką ze zdecydowanie przebojowym sznytem jest „Pętla”, która także opowiada o upływie czasu. Poreda w wersach wymienia miesiące po kolei i opisuje je w nieoczywisty sposób, urozmaicając wersy nietypowymi obserwacjami. Zwraca uwagę, że z każdym rokiem czas płynie coraz szybciej: „Chyba zamknął nas ktoś w pętli, dziwne kręgi nami kreśli ktoś (…) Trochę już inaczej pachnie noc, do następnej wiosny prawie rok” – śpiewa w refrenie.
Muzykę Lordofonu pokochałem przede wszystkim za teksty. Maciek Poreda pisze w prosty sposób. Bez wątpienia to nie jest górnolotna poezja – za to – trafne obserwacje i niebanalne przemyślenia. Jednak, co najważniejsze, jego słowa trafiają często bezpośrednio prosto w serce odbiorcy. Słuchając ich muzyki i słów czuję się jakbym rozmawiał z przyjacielem, który czasem zwierza się ze swoich problemów, czasem daje dobre rady… Bardzo wyraźnie słychać, że jest to muzyka płynąca prosto z serca, nieskażona konsumpcyjnym, zachłannym zarabianiem na produkcie, jakim często staje się muzyka popularna. Być może wynika to z tego, że zespół jest na początku swojej muzycznej podróży. Gorąco wierzę, że sukces, który osiągnęli nowym albumem nie zmieni ich podejścia do pracy twórczej.
Poza warstwą liryczną płyty, na uwagę zasługuje również muzyka. Większość utworów ma radiowe brzmienie z melodiami, które bardzo łatwo wpadają w ucho. Ciężko byłoby przyporządkować Lordofon do określonego gatunku muzycznego.
Mimo wszystko najbliżej im do popu, rocka alternatywnego. Gdzieniegdzie gitara przypomina riffy Lady Panku (np. w jednym z moich ulubionych utworów z tego wydawnictwa pt. „Hałas”). Nie brakuje bardziej hip-hopowych utworów (np. „Networking”), czy mocnego rockowego uderzenia („Chat GPT”). Różnorodność jest duża i to zdecydowanie jeden z największych atutów tej płyty – każdy znajdzie coś dla siebie.
Biorąc pod uwagę aspekty muzyczne i liryczne, uważam, że jest to płyta zdecydowanie godna polecenia. Prostota łączy się tutaj z nieoczywistością, a przyjacielska otwartość z troską. Płyta może stać się swoistym pamiętnikiem, zwłaszcza sprzed pandemicznego czasu, przyjemnym zakończeniem dnia i przypomnieniem tego, by doceniać to co trwa, zanim przeminie i stanie się „Passé”.