„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność”, Jolanta Brach-Czajna, „Szczeliny istnienia”
Poranne rytuały. Zwykłe, a jednak nie wolne od niepokoju. Takie na przykład jajka na miękko i codzienne zaklinanie, by zostały właściwie ugotowane. Nie jest to prosta sprawa, jajka są różne, małe i duże, białe i brązowe, o cienkich lub grubszych skorupkach. Nikt nie lubi niedogotowanego białka, przezroczystego gluta ściekającego po podstawce. Trzeba więc pilnować procedury – najlepiej wyjąć jajko z lodówki na pół godziny przed gotowaniem, wodę posolić lub dodać octu, żeby nie pękła skorupka, minutnik nastawić na 5 a nawet 7 minut. Włożyć do wrzącej wody, po ugotowaniu szybko schłodzić pod strumieniem zimnej wody, żeby skorupka łatwiej odchodziła od białka. Jak czytam w KUKBUK, jajka prosto z lodówki warto gotować 2 minuty dłużej.* Teraz wszystko jest prostsze, myślę. Nastawiamy czas bezpośrednio na płycie grzewczej, gdy tylko zostanie podjęta decyzja, co do ilości minut gotowania. Dawniej, bez minutników a nawet zegarków, radzono sobie inaczej – wystarczało zmówić 10 „zdrowasiek”. W normalnym tempie niecałe 4 minuty (sprawdziłam), nie trzeba się obawiać, że ugotują się na twardo.
Po śniadaniu trzeba na spacer, przynajmniej do rezerwatu Wielkie Doły i do granicy, dobrze już widocznej przez kontrast nowej granitowej ścieżki po polskiej stronie z czeskim – nie ma co ukrywać – błotem. Zegarek wylicza 1339 kroków, 1,04 km i jedno piętro przewyższenia. Tylko 15 minut, co się zgadza z moim, raczej wolnym, tempem 4 km (ponad 5000 kroków) na godzinę. To wszystko robi wrażenie niezawodnej technologii, ale tak bynajmniej nie jest. Jak odkryłam w ostatnim roku kompulsywnego robienia na drutach, 15 minut umiarkowanego machania rękami przy robieniu kolejnej skarpety oznacza…1635 kroków i 1,2 kilometra więcej, choć już bez przewyższeń. Taka to „sztuczna inteligencja”.
Wiadomo, krok krokowi nierówny, Marka kroki są dłuższe, więc na tym samym spacerze robi ich mniej, a jest chudszy. Bawimy się w liczenie kroków, żeby być „fit” i móc siebie nagradzać w cyfrowo-gamingowej rzeczywistości. A przecież, jak czytam na stronie Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, od wieków „krok był jednostką podstawową w tworzeniu miar odległości, ponieważ duże odległości przemierzano pieszo miarowym krokiem. Milę, jako miarę odległości powstałą z tysiąca podwójnych kroków żołnierza, wprowadzili starożytni Rzymianie (słowo mila w języku łacińskim znaczy tysiąc). Mierzyła 1478 metrów. Współcześnie jest to miara, która nadal jest używana nie tylko w określaniu odległości lądowych, ale również w komunikacji morskiej (1609 metrów) i powietrznej (1852 metrów)”.** Do miar antropometrycznych należą m.in., garść (zboża), łokieć (sukna), stopa (wciąż używana w Wielkiej Brytanii i Stanach) a nawet głowa (cukru). Popatrzmy na taki łokieć. Najstarszy, sumeryjski mierzył 51,72 cm. Polski łokieć wydłużył się z 52,36 (łokieć krakowski, XII w.) do 59,6 cm (łokieć staropolski, do 1819r.) by ponownie zmaleć do 57,6 (Królestwo Polskie, do 1849r.). Najdłuższy, ponad metrowy (!) był łokieć angielski, całkiem długi bawarski (88,3 cm) i austriacki (77,9 cm). Uzbrojona w Wikipedię mogłabym tak długo wymieniać, a czytelnicy dziwić i mierzyć długość własnej ręki od stawu łokciowego do końca środkowego palca. Ale wyobraźmy sobie w kontekście handlu, jaki to musiał być bałagan i ryzyko dla producentów i kupców. Pomyśleć, że dopiero w 1875 roku, sto lat po wynalezieniu we Francji systemu metrycznego, powstaje w Sevres Międzynarodowe Biuro Wag i Miar a z nim wzorzec kilograma i metra. Dziesiętny system metryczny wprowadzono oficjalnie w Polsce w 1919 roku. Wciąż jednak używamy stóp przy oznaczeniu wysokości lotów, a kroków i minut w określaniu odległości.
Z wiosną kroki mogą się zmieniać, są szybsze i bardziej energiczne. Wydaje się, jakby sam czas przyspieszał, więcej wokół bodźców, dźwięków, zapachów i kolorów. Dzień staje się dłuższy, a godzina krótsza – pod warunkiem że mamy dobry nastrój. Bo to nastrój w dużym stopniu determinuje odbiór czasu. Szczęśliwi czasu nie liczą, mówimy – i mamy rację. Jak sprawdzili naukowcy, w kiepskim nastroju dni, godziny a nawet minuty mogą dłużyć się niemiłosiernie. Z kolei starsze osoby odczuwają przyśpieszenie czasu, czemu bezlitośnie sprzyja spowolnienie ruchu gałek ocznych i połączeń mózgowych. Nie jest dobrze, myślę jako seniorka, gdy czytam: „To nie czas biegnie szybciej, to my zwalniamy”.*** Nie uciekniesz od upływu czasu, a na prawdziwy bezczas trzeba sobie zasłużyć. Występuje w medytacji, ale także – o dziwo! – w stanie maksymalnego zaangażowania, zwanym „flow” (od przypływu czy uniesienia, a nawet uskrzydlenia). O „flow” łatwo nie jest, chyba że przy wiosennych pracach w ogrodzie. Choć i tu łatwiej o stres, niż uniesienie. Zaskakujący w ostatnich latach zmienny rytm pór roku naraża osoby przyzwyczajone do tradycyjnych kalendarzy ogrodniczych na ryzyko działań przedwczesnych lub spóźnionych.
Bez wątpienia, nie ma jednego czasu i jednej na czas reakcji. Ten neutralny, zegarowy, bez którego nie wyobrażamy sobie życia, ma najkrótszą historię. Przez tysiące lat do mierzenia czasu wystarczały słońce, woda lub piasek (prosty zegar słoneczny czy klepsydrę każdy może skonstruować). Dopiero rozwój żeglugi dalekomorskiej i kolei, a z nią konieczność koordynowania rozkładów jazdy, stworzyły jednolity system oparty o zasady podziału na strefy czasowe. Ustaliła go w Waszyngtonie Międzynarodowa Konferencja Południkowa dopiero w 1884 roku. Słynny Orient Expres ruszył w swoją pierwszą podróż z Paryża do Stambułu w 1883 roku. Kilka lat później, na krótko, urochomiono połączenie z Berlina do Stambułu, przez Bogumin i Cieszyn. Legendarny pociąg mógł jechać tą trasą, bo w 1873 roku oddano do użytku Kolej Bogumińsko–Koszycką (367 km). Rozmarzyłam się, niewiele rzeczy lubię tak bardzo, jak długie podróże pociągiem.
Ale przecież trzeba jakoś skończyć artykuł, wyjść z profanum, przetrwać wiosenną zmianę czasu i 31 marca roku przestępnego obudzić się w SACRUM. W trudnym czasie ogólnego rozchwiania dobrze jest doczekać Świąt. Nie liczyć czasu, odzyskać oddech, zobaczyć sens, uwierzyć w niemożliwe. A zaraz potem iść na wybory. W końcu to też święto, demokracji.
* Tomek Zielke, „Jak idealnie ugotować jajko”, https://kukbuk.pl/artykuly/jak-idealnie-ugotowac-jajko/
** Elżbieta Marczak „Od łokcia do metra”, Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie, https://ethnomuseum.pl/muzeum-dla-dzieci/blogmdd/od-lokcia-do-metra/
*** Błażej Grygiel, „Dlaczego im jesteśmy starsi tym szybciej nam mija czas?”, https://www.focus.pl/artykul/silnik-przyszlosci-rdre-venus-aerospace
**** Kasper Kalinowski, „Kiedy śpieszy wewnętrzny zegar”, https://www.tygodnikpowszechny.pl/kiedy-spieszy-wewnetrzny-zegar-165022