Wielkie turnieje są takimi rozgrywkami, w obliczu których zawodnicy wyzwalają w sobie dodatkowe pokłady energii, wyrzekają się wielu przyjemności i pokazują gotowość do nadzwyczajnych poświęceń. Ekscytacja przed nadchodzącym wyzwaniem towarzyszy jednak nie tylko sportowcom, ale także kibicom czy dziennikarzom, którzy starają się śledzić każdy krok swoich ulubieńców. Nakręcającą się spiralę turniejowego szaleństwa zapewne będzie widać w trakcie przygotowań do EURO 2020. Za kilka miesięcy wielu z nas zacznie bacznie obserwować doniesienia medialne o wszystkim, co dzieje się na obozie przygotowawczym. Pewnie niewielu już pamięta, lecz jeszcze kilkadziesiąt lat temu polscy piłkarze do Mistrzostw Świata przygotowywali się w Wiśle.
13 grudnia 1981 r. gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. Wskutek tego zdarzenia, m.in. aresztowano wielu działaczy opozycyjnych, wprowadzono godzinę milicyjną, ograniczono wydawanie prasy czy zakazano strajków. Społeczeństwo nie zamierzało tak łatwo zaakceptować zaistniałej sytuacji, dlatego też w całym kraju licznie zastrajkowało, mimo obowiązującego zakazu. Rządzący nie okazali jednak litości i brutalnie stłumili wszystkie manifestacje (najpopularniejszym przykładem pacyfikacja strajku w katowickiej kopalni „Wujek”), a niektórym protestującym przyszło za próbę sprzeciwu zapłacić najwyższą cenę. Ciężkie czasy, życie w ciągłym strachu. Wielu nie wytrzymało. Fala emigracji zaczęła obejmować coraz większe rzesze polskich obywateli. Oczywiście nie ominęła ona piłkarzy, nawet tych, którzy później byli w orbicie zainteresowań selekcjonera reprezentacji Polski – Antoniego Piechniczka. W tak napiętej atmosferze trenerowi przychodziło klecić drużynę pod kątem zbliżających się wielkimi krokami Mistrzostw Świata w Hiszpanii.
Przygotowania do mundialu w 1982 r. Polacy rozpoczęli od styczniowego zgrupowania w Wiśle. Za bazę reprezentacji Polski służył odrestaurowany Ośrodek Sportowy „Start”, wcześniej już wykorzystywany przez wielu renomowanych sportowców, w tym olimpijczyków z Rzymu (m.in. Kazimierza Paździora czy Zbigniewa Krzyszkowiaka). Do ośrodka przybyło 26 polskich piłkarzy, na których czekały ciężkie treningi w zimowej aurze. Hałdy śniegu nie mogły stanowić jednak nieokiełznanej przeszkody dla pretendentów do pierwszego składu reprezentacji, wobec czego każdy z nich uświadczył intensywnych marszobiegów po okolicznych górach. Co ciekawe, marszobiegi zgłaszano w dowództwie Wojsk Ochrony Pogranicza, aby przypadkiem kogoś nie odstrzelono. Na większe przyjemności zawodnicy mogli sobie pozwolić dopiero na boisku w trakcie zajęć z piłką. Nie zabrakło również hali sportowej, z której korzystali tak chętnie i tak długo, że trener musiał ich wyganiać. Chęci do pracy i odpowiedniego zaangażowania nie sposób im odmówić. Tuż przed zakończeniem zgrupowania „Młodzi” rozegrali jeszcze 2 sparingi ze „Starymi”, a następnie wspólnie udali się do Bytomia na badania wydolnościowe. Pierwsza faza przygotowań została oficjalnie zakończona.
Piechniczek obmyślał już w swojej głowie kolejne plany. Jeszcze w Wiśle zaznajomił się z wynikami losowania fazy grupowej Mistrzostw Świata. Reprezentacja Polski trafiła do grupy I z Włochami, Peru oraz Kamerunem. Wylosowanie Włochów przyprawiło trenera o niemały ból głowy, bowiem właśnie w Italii planował kontynuować przygotowania do mundialu. Odkrycie się przed przeciwnikiem nie wydawało się w końcu rozsądne. Wobec takiego obrotu sprawy, zamierzano zamienić Włochy na Hiszpanię, ale ostatecznie pozostano przy kraju z Półwyspu Apenińskiego, gdzie Biało-Czerwoni rozegrali 3 sparingi. O ile pierwszy mecz towarzyski mógł wzbudzić pewny niepokój (porażka z III-ligową Modeną 1:2), o tyle następne spotkania znacząco połechtały ambicje. Remis z Romą (2:2) oraz zwycięstwo odniesione nad zespołem złożonym z futbolistów AC Milan i Interu Mediolan (2:1) potwierdziły wysokie aspiracje polskiej drużyny. Na następne sparingi trzeba było długo czekać. Gwoli prawdy, zaplanowano mecze międzypaństwowe z Belgią i Szwecją, ale rywale zrezygnowali z gry, zważywszy na obowiązujący w PRL stan wojenny. Żadna reprezentacja państwowa nie zamierzała z nami grać, w związku z czym Biało-Czerwoni nie rozegrali w 1982 r. przed mundialem ani jednego oficjalnego spotkania, które byłoby najlepszym probierzem siły. Pozostawały nam jedynie nieoficjalne mecze towarzyskie z ekipami klubowymi. Zanim piłkarze zdążyli jednak rozegrać kolejny sparing, 19 kwietnia przyjechali do Kamienia na 5-dniową konsultację. W powołanej grupie zawodników brakowało wielu zacnych person z klubów województwa katowickiego i zagranicy, ale warto odnotować powrót Andrzeja Buncola, który na czas zgrupowania w Wiśle sprawował służbę wojskową. 2 maja rozpoczął się kolejny etap przygotowań. Polacy odlecieli do Hiszpanii, aby stoczyć dwie potyczki z tamtejszymi zespołami: Athletic Bilbao i Celtą Vigo. Obie bez problemu wygraliśmy, kolejno 4:1 i 5:1. Wyniki znakomite, tyle że nawet ówcześni dziennikarze mieli problem ocenić ich rzeczywistą wartość. Znacznie lepszą weryfikację siły stanowiły mecze międzypaństwowe, jakie każdy z naszych mundialowych rywali mógł rozegrać. Nawet Kamerun. Ale w końcu, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma…
Wiślański Ośrodek Sportowy „Start” musiał zostać polubiony przez sternika Biało-Czerwonych, skoro ten ponownie skierował do niego załogę reprezentacji. 11 maja, tuż po przejściu badań w Laboratorium Fizjologii Pracy w Bytomiu, polscy piłkarze znów zawitali do Wisły. Oczywiście nie wszyscy mieli okazję przebywać na poprzednim obozie przygotowawczym w Wiśle, kształt drużyny od tego czasu uległ pewnej zmianie. Nie było już w kadrze np. Dariusza Dziekanowskiego, pojawili się za to wspomniany wcześniej Andrzej Buncol czy Andrzej Szarmach (gwiazdor ligi francuskiej, który w 1982 r. trafił na okładkę prestiżowego magazynu France Football). Reprezentanci uczestniczyli w popularnych marszobiegach na Kubalonce albo Czantorii, lecz i tym razem nie zabrakło kilku treningów z piłką, które cieszyły się sporym zainteresowaniem kibiców. Mundialowa gorączka zaczynała się coraz bardziej udzielać licznym fanom oraz dziennikarzom. Wiślański ośrodek stał się obiektem zainteresowania wielu żurnalistów, niekoniecznie tych polskiej narodowości, wszakże dostrzec można było przedstawicieli telewizji francuskiej. Dziennikarze wykorzystali swój czas na wręczenie nagród najlepszym zawodnikom. Zbigniew Boniek został uhonorowany „Złotymi Butami” przez kierownictwo katowickiego „Sportu”, natomiast Włodzimierz Smolarek otrzymał puchar za zwycięstwo w plebiscycie na piłkarza 1981 r. 15 maja kadrowicze odbyli ostatni trening i pożegnali się z Wisłą.
Ostatnie zgrupowania miały już miejsce za „żelazną kurtyną” – w RFN oraz Francji. Przez 5 dni reprezentacja Polski melinowała w ośrodku VfB Stuttgart, aby wkrótce udać się do Francji na cztery sparingi. Rywale nie należeli do czołówki francuskiej piłki i zgodnie z przypuszczeniami nie zawiesili zbyt wysoko poprzeczki Biało-Czerwonym, wzmocnionym Grzegorzem Lato i Antonim Szymanowskim. Polska wygrywała z następującymi przeciwnikami: Stade Reims 5:0, FC Lens 3:0, FC Miluzą 5:1 i reprezentacją… miasta Haguenau 5:0. Ten ostatni twór zwany reprezentacją (szkoda, że ledwie miastowa) stanowili piłkarze, którzy cwałowali po ościennych rubieżach futbolowego świata w III i IV lidze francuskiej. Trudno mówić w takim razie o poważnym sprawdzianie. Kiedy polscy kadrowicze zakończyli francuskie wojaże, powrócili do RFN, atoli tym razem zakotwiczyli w dobrze znanym sobie ośrodku „Sonne Post” w Murrhardt. To właśnie tam Polacy przygotowywali się 8 lat wcześniej do mundialu, rozgrywanego na boiskach RFN. Wtedy turniej ukończyli na znakomitym 3. miejscu. Przed Mistrzostwami Świata w Hiszpanii wierzono, że i tym razem wspomniany hotel przyniesie szczęście. Nie obyło się jednak bez kłopotów. Bramkarz reprezentacji Polski – Jacek Jarecki, który przegrał rywalizację o wyjazd do Hiszpanii, uciekł z Murrhardt do swej ukochanej kobiety, polskiej tenisistki, zamieszkałej w RFN. Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej często musiał mierzyć się z problemem emigracji, a w okresie stanu wojennego proceder ten nabrał niespotykanej dotąd skali. Warto nadmienić, iż za granicę zdezerterował nie tylko Jarecki, wcześniej zdążyli to zrobić również młodzieżowi reprezentanci kraju Wenanty Fuhl oraz Roman Geszlecht, który jeszcze w styczniu przebywał na zimowym zgrupowaniu kadry w Wiśle. Wracając do tematów sportowych, Polacy rozegrali w RFN 2 sparingi z prowincjonalnym zespołem VfR Aalen (wygrana 3:1) oraz bundesligowym VfB Stuttgart (wygrana 2:1). Obóz przygotowawczy można było uznać za zakończony.
Jeszcze przed odjazdem zawodników na dwudniowy odpoczynek do Warszawy, selekcjoner ogłosił 22 nazwiska szczęśliwców powołanych na Mistrzostwa Świata. W gronie tym zabrakło uciekiniera Jacka Jareckiego, obrońcy Antoniego Szymanowskiego, a także Piotra Romke, którego wymieniono na Tadeusza Dolnego, nieobecnego na ostatnim zgrupowaniu. Tak ukształtowana kadra z trenerem Piechniczkiem, jego asystentami, lekarzem, kucharzem i innymi osobistościami odleciała do Hiszpanii, gdzie nową przystanią dla niej stał się hotel „Porto Cobe” w La Corunie.
Mundial w Hiszpanii rozpoczął się dla nas nie najlepiej. Bezbramkowe remisy z Włochami i Kamerunem postawiły Biało-Czerwonych pod ścianą. Żeby awansować do następnej rundy, musieliśmy wygrać z Peru. Po bezbarwnej pierwszej odsłonie meczu, kiedy niektórzy zaczynali już panikować, okazało się, że wszystko, co najlepsze, zaczyna się wraz z otwarciem drugiej połówki. 5 bramek załatwiło sprawę, Peru zdołało odpowiedzieć tylko jednym trafieniem. „Inkowie” pożegnali się z mundialem na długie lata, na następny występ w światowym czempionacie czekali aż do 2018 r. Myśmy mogli z kolei dalej śnić o medalu. II fazę grupową rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia, czyli zwycięstwa nad Belgią 3:0. To stawiało nas w uprzywilejowanej sytuacji, bowiem następny pojedynek z ZSRR wystarczyło zakończyć remisem, by awansować do półfinału. Mecz z „braćmi ze Wschodu” nabierał w czasie stanu wojennego wyjątkowego znaczenia. Zarówno władze komunistyczne jak i kibice wspierający opozycję, skupiali się bardziej na polityce. Wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej miał na przedmeczowej odprawie przypominać zawodnikom o grze fair wobec polskich przyjaciół i sojuszników, natomiast polonijni kibice wywiesili na trybunach transparent z symbolem „Solidarności”. Oczywiście hiszpańscy realizatorzy pokazali w telewizji charakterystyczny transparent, TVP transmitowała jednak spotkanie z niewielkim opóźnieniem, więc na początku transmisji pokazała kadry z innych meczów. Bój z ZSRR ze sportowego punktu widzenia nie wyglądał porywająco. Polacy wiedzieli, że do awansu im starcza remis i nie próbowali przesadnie forsować sił. Rezultat 0:0 zapewnił Biało-Czerwonym drugi w historii awans do półfinału MŚ. Spodziewano się rywalizacji z Brazylią, ale niespodziewanie przyszło nam mierzyć się po raz kolejny z Włochami. Tym razem ponieśliśmy sromotną klęskę 0:2. Brak wykartkowanego Bońka i odstawionego z niewiadomych przyczyn Szarmacha był mocno odczuwalny. Polakom pozostała walka o najniższy stopień podium. W meczu o 3. miejsce, Polska wzmocniona Bońkiem i Szarmachem, zwyciężyła Francję 3:2. Powtórzenie sukcesu sprzed ośmiu lat stało się faktem, na szyjach naszych idoli zawisnęły srebrne* medale. Do kraju mogli wracać z podniesionymi wysoko głowami.
Mundial w Hiszpanii w dalszym ciągu pozostaje ostatnim, na którym reprezentacja Polski zdobyła medal. Nic dziwnego, że wiele osób pamiętających tamten turniej, wspomina go z tak wielkim rozrzewnieniem. Polacy nie należeli wówczas do faworytów, jednak doskonale sprawdziło się powiedzenie gen. Dwighta Eisenhowera: „Liczy się nie to, jak duży jest bojowy pies, lecz to, jak dużo jest bojowości w psie”. A bojowości w tym psie było nadzwyczajnie wiele.
*Na mundialach w 1974, 1978 i 1982 r. przyznawano cztery medale (za pierwsze miejsce złoty, za drugie miejsce pozłacany, za trzecie miejsce srebrny, a za czwarte miejsce brązowy).