Enjoy the Silence. Depeche Mode
Słowa cisza, cieszyć się i Cieszyn mają wspólne, prasłowiańskie pochodzenie. Znaczenia ciszy (*tiša) i cieszenia (*těšiti – uspokajać, uśmierzać) przenikają się. Cisza niesie ze sobą świadomość wagi słów, jest przeciwieństwem jazgotu, paplaniny. Cisza i spokój to nieodłączny duet, cenny w dzisiejszym świecie. Błoga, dobra, kojąca cisza. Wyczekiwana pauza w muzyce i w życiu. Towar luksusowy dla nielicznych. WHO uznaje hałas za plagę naszych czasów. Przebodźcowanie jest tak wszechobecne, że mówi się o „epoce hałasu”, „piekle hałasu” czy wręcz „furii hałasu pozbawionego sensu, obsesyjnie nienawidzącego ciszy”.
Ale cisza może mieć także złowrogie oblicze. Czasem oznacza wykluczenie. W starożytnym Egipcie, gdy chciano nieodwracalnie kogoś uśmiercić, zamazywano jego imię wyryte na kamieniu bądź zapisane na papirusie. Bo wypowiedzenie imienia równało się z przywracaniem do świata żywych. W demokracji wybieranie przedstawicieli do rządzenia odbywa się poprzez głosowanie, czyli oddanie głosu. Mieć głos, to być branym pod uwagę. Mieć znaczenie. Ten przywilej przyznali sobie dawno temu biali mężczyźni z większym majątkiem, tzw. „szlachetnie urodzeni”. Dzieci i ryby głosu nie miały. Kobiety, kolorowi, ubodzy, różne mniejszości – także. Oni mieli siedzieć cicho i słuchać. Tych, którzy objaśniali im świat i którzy za nich decydowali. Dziś krytykuje się nieznośną manierę mansplainingu. Termin pochodzi od tytułu eseju Rebecci Solnit: Man Explain Things To Me. Mężczyźni tłumaczą mi świat – „wiedzą lepiej” i może łaskawie mi powiedzą. Która z nas tego nie zna!
Milczeniem karmi się każda przemoc. Niedawno jechałam pociągiem i oto co się zdarzyło: przechodząca konduktorka zwróciła uwagę na mężczyznę, wyglądającego jak typowy bezdomny, i poprosiła o okazanie biletu. Mężczyzna biletu nie miał, ale na groźbę wystawienia mandatu odezwała się jego towarzyszka, mówiąc, że zapłaci za ten bilet. Konduktora wystawiła bilet i poszła. Wówczas kobieta zaczęła głośno obrzucać mężczyznę obelgami, m.in. dlatego, że musiała kupić mu bilet. Mężczyzna na trwającą kilka minut wiązankę przekleństw pod swoim adresem nie zareagował ani słowem. Oboje, jak można było sądzić z wyglądu i zachowania, należeli do warstwy społecznej zwanej dziś patologią. Jednak z tej dwójki to kobieta miała jakieś pieniądze, była też wyższa i lepiej zbudowana od swojego kolegi. Czy to sprawiło, że czuła przewagę nad nim i nie zawahała się jej użyć, dając upust swojej wściekłości? Czy jego zależność od pieniędzy kobiety była przyczyną jego milczenia? Ten godny pożałowania incydent mniej mnie interesował niż obserwowanie reakcji świadków. Pasażerowie pociągu reagowali tłumionym rozbawieniem, a na twarzach malowało się zażenowanie połączone z poczuciem wyższości. Zastanawiałam się, dlaczego ta sytuacja właściwie jest śmieszna. Czy chodziło tylko o odwrócenie ról? Cichy jak mysz mężczyzna celem ataku słownego kobiety.
Przemoc wobec kobiet podlega takim samym zasadom jak każda inna jej forma. Przede wszystkim jest nakierowana na słabszych, bo tak agresorom najłatwiej. Po drugie wiąże się z władzą – chęcią jej zdobycia lub utrwalania. Słynny eksperyment stanfordzki, w którym uczestników, a byli nimi studenci, przydzielono losowo do jednej z dwóch grup – strażników lub więźniów – pokazał, że wystarczy poczuć władzę nad kimś, by wzrosło prawdopodobieństwo stosowania przemocy. W przypadku indywidualnej przemocy mężczyzny wobec kobiety – fizycznej, seksualnej, psychicznej, słownej, ekonomicznej – zwykle da się określić źródło przemocy. W skrócie: im bardziej taki mężczyzna potrzebuje się dowartościować, tym więcej musi znieść cel jego agresji. Niestety nie zawsze łatwo taką przemoc przerwać czy udowodnić. Policja, sąd, kościół, rodzina i znajomi często nie dowierzają kobiecie lub bagatelizują problem. Sugerowana jest jakaś wina kobiety, jak w haśle: „Bo zupa była za słona”. Przeciwko osobom doświadczającym przemocy działa podświadome założenie, które czynią ludzie jako mechanizm obronny: chcemy widzieć świat sprawiedliwym i logicznym, więc jeśli kogoś spotyka coś złego, to myślimy, że pewnie na to zasłużył (w psychologii tzw. teoria sprawiedliwego świata). Takie myślenie pozwala nam wierzyć, że nas samych nie spotka nic złego, bo przecież na to nie zasługujemy. Tymczasem trzeba głośno mówić, że na przemoc nikt nie zasługuje.
Wszechobecna, niewidzialna przemoc systemowa jest zakorzeniona w religiach, prawie, wychowaniu rodzinnym i edukacji, oczekiwaniach społecznych i narzucanych rolach. Wiele kobiet nie zastanawia się, co to właściwie znaczy, że żyjemy w patriarchacie i jest jego gorliwymi strażniczkami. Wiele „kobiet sukcesu” wpisało się doskonale w patriarchalne reguły gry, często kosztem innych kobiet. Ich dzieci wychowały nianie, o czystość ich mieszkań dbają sprzątaczki, a obiady gotują pomoce domowe zatrudnione na czarno lub na umowie śmieciowej. Ich podwładnymi są kobiety, które boją się głośno zaprotestować przeciw zbyt niskiej pensji, by nie narazić się szefowej. Zawsze tkać będziemy jedwabie, lecz same nigdy nie będziemy lepiej przyodziane. Zawsze będziemy biedne, zawsze będzie nas dręczył głód i pragnienie. Nigdy nie będzie nas stać na lepszą strawę. Kto zarabia dwadzieścia su tygodniowo, nigdy się nie wydobędzie z nędzy […] a gdy my cierpimy niedostatek, ten, dla którego pracujemy, bogaci się naszym trudem […] [1]. Cytat jest jakby żywcem wzięty z XIX-wiecznej powieści opisującej ciężki los robotnic fabryki włókienniczej. Tymczasem to skarga tkaczek… z XII wieku, którym Chrétien de Troyes, autor romansu rycerskiego Iwajn, czyli Rycerz z lwem, pozwolił się wypowiedzieć na kartach swojego utworu. W rozkwicie średniowiecza kobiety pracowały w wybranych zawodach rzemieślniczych, jednak już wtedy ich problemem były zbyt niskie płace w porównaniu z mężczyznami. Jak widać – wraz z powstaniem kapitalizmu problem się nie narodził, a jedynie zuniwersalizował.
Carol Ehrlich, autorka feministyczna, pisała: Kobiety muszą zdać sobie sprawę z tego, że feminizm nie polega na tym, żeby osiągnąć sukces, zostać dyrektorką w korporacji lub wygrać wybory, nie polega on też na tym, by tak jak mąż robić karierę, jeździć na narty, spędzać dużo czasu z partnerem i dwójką uroczych dzieci – a wszystko dzięki temu, że masz gosposię, która czyni to wszystko możliwym, ale sama nie ma pieniędzy na takie życie; feminizm nie polega też na tym, by otwierać Bank Kobiet albo spędzać weekend na drogim warsztacie, który zrobi z ciebie kobietę asertywną (ale nie agresywną)[2]. Budowanie swojego imperium finansowego, kariery politycznej czy rozwoju na barkach innych kobiet – za to z hasłami feminizmu na sztandarach wyłącznie na pokaz, w celu promowania się – z feminizmem nie ma nic wspólnego. Prawie niemożliwe jest osiągnięcie sukcesu zawodowego przez kobietę bez pomocy innych kobiet – „kobieta sukcesu” musi oprzeć się na innych kobietach. Tymczasem trudno o wzajemne zrozumienie i współpracę kobiet z różnych środowisk, bo różnica w statusie społecznym i majątkowym często więcej znaczy niż poczucie wspólnoty z powodu takiej samej budowy anatomicznej.
Ale sukces „kobiety sukcesu” też kosztuje. Jak opowiadała w kobiecym gronie pewna pani prezes, członkini rad nadzorczych – zawsze była jedyną kobietą w męskim składzie. Jej droga to ciężka, ciężka praca i wiele lat ciągłej nauki, często po nocach, by objąć najwyższe stanowiska. Jedne studia, drugie, dziesiątki kursów i studiów podyplomowych. Jak powiedziała, tylko dlatego dopuszczano ją do grona zarządczego, że była najlepiej wykształcona i… przydatna – bo ktoś w zarządzie tę wiedzę fachową na wyższym poziomie mieć jednak powinien. Jednak zawsze była z boku. Panowie po pracy chodzili na piwo, na siłownię, na rower, w weekendy spotykali się prywatnie. Gdy przychodziła rano do pracy, okazywało się, że wszystkie sprawy są już omówione i decyzje podjęte. Inną sprawą jest tzw. przenoszenie w tło (ang. backgrounding). Mechanizm polega na tym, że mężczyzna odnosi korzyści z działań kobiety, ale pomija je milczeniem i minimalizuje znaczenie tych działań lub pomocy. Ma miejsce publiczne dziękowanie kolegom za inspirację, ale przemilczanie wkładu kobiet w pomysł przedstawiony przez mężczyznę jako swój. To jeszcze pół biedy. Iluż to naukowcom prowadzić badania „pomagały” tzw. „asystentki”. O ich nierzadko fundamentalnym wkładzie w odkrycie naukowe mężczyzny-naukowca dopiero zaczynamy mówić.
Kolejna rzecz. Jeśli kobieta woli swoje życie zbudować wokół wychowania dzieci i prowadzenia domu, nie decydując się na podjęcie pracy zarobkowej, słyszy, że jest leniem. Jeśli chce poświęcić się karierze zawodowej i nie zamierza zakładać rodziny, słyszy, że jest egoistką. Przyzwyczajanie się od dziecka przez obie płcie do tego, że na kobietach spoczywa główny ciężar obsługi spraw domowych, a jeśli się trafi „dobry” partner, to „pomaga”, powoduje, że wiele kobiet weszło w kierat podwójnego etatu. Bycie „tylko” gospodynią domową to dziś wstyd, więc by nie być posądzoną o „siedzenie w domu i nicnierobienie”, po ośmiu godzinach pracy płatnej dzielne siłaczki zaczynają pracę nieodpłatną. Gotowanie obiadu na drugi dzień, pranie, odkurzanie, odrabianie zadań domowych z dziećmi, a wszystko z nieodłącznym uśmiechem. Ciche prasowanie tuż przed północą, gdy pozostali domownicy już śpią. Narzekać głośno nie wypada. Co najwyżej cicho zapłakać w poduszkę, gdy kręgosłup boli z przeciążenia, a okna na święta trzeba było umyć. Nie umyjesz – sąsiedzi będą wytykać palcami, a mąż przecież zrobi to gorzej. A raz jak gotował rosół, to wlał do garnka pół butelki maggi, aż się rosół zrobił brązowy, i nawet makaron dodał nie taki – świderki! Tu potrzebna jest kobieca ręka. Matka Polka, dobra żona, kobieta pracująca, prawdziwa kobieta – da radę.
Neurobiolodzy udowodnili, że nasze mózgi są wyczulone na zmiany/nowe bodźce w otoczeniu. Jeżeli mózg się do czegoś przyzwyczai, przestaje na to reagować lub reakcja jest słaba. Cechuje nas silna hierarchiczność (np. mężczyzna – kobieta – uboga kobieta – uboga romska kobieta – uboga romska kobieta z niepełnosprawnością; gdzieś w tej hierarchii jest gej, ale nie wiem, gdzie dokładnie go umiejscowić. Nie jest przecież „prawdziwym” mężczyzną – zatem ograniczono mu dostęp do części sfer życia społecznego). Z kolei hierarchiczność ma tendencję do generowania przemocy. Przyzwyczajenie do przemocy osłabia szanse na sprzeciw wobec niej. Lekceważenie głosu słabszych (z różnych względów) członków społeczeństwa, tj. zamykanie ust jednym – jest w interesie drugich. Życzę każdemu tylko cieszenia się ciszą.
Przypisy:
1. Cyt. za: Michel Pastoureau, Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego Stołu (XII-XIII wiek), przeł. Maria Skibniewska, PIW, Warszawa 1983, s. 29.
2. Cyt. za: bell hooks, Teoria feministyczna: od marginesu do centrum, przeł. Ewa Majewska, Wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2013, s. 38.