Coraz brutalniejszy język polityki, również tej lokalnej

0
900
depositphotos.com
- reklama -

Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej Cieszyna (27.05) mogliśmy usłyszeć, że lekarstwem na starzejące się społeczeństwo jest zaprzestanie marszów kobiet, promujących mordowanie, a nawet ludobójstwo (słowa dwóch radnych). Dokąd dotarliśmy w języku polityki lokalnej? „Ludobójstwo”? Tak mocne słowa świadczą tylko o tym, że wolność jakoś nam uwiera, a martyrologia jest chyba nam bardziej bliższa. Trudna historia naszego kraju oraz wojny, które przecież obecnie trwają w różnych rejonach Świata, nie nauczyły nas wiele. Bo bardzo lekko rzuca się ciężkimi słowami i oskarżeniami, a te są wyraźnie słyszalne, nawet gdy wypowiadamy je szeptem. Język polityczny na przełomie ostatnich lat przybrał mocno brutalny obraz. Czy jednak tu w Cieszynie powinniśmy dawać na to przyzwolenie?

Wyjaśniamy więc czym jest ludobójstwo

Ludobójstwo – zbrodnia przeciwko ludności obejmująca celowe wyniszczanie całych lub części narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych, zarówno poprzez fizyczne zabójstwa członków grupy lub stworzenie warunków życia obliczonych na fizyczne wyniszczenie, czy przymusowe odbieranie dzieci.
Używanie tak mocnych słów nie jest bezcelowe. Oczywistym jest, że był to cios w osoby, które popierały Strajki Kobiet. Obrazowanie tego jako ludobójstwa świadczy tylko o niezrozumieniu całej idei i nie wysłuchaniu kobiet i ich racji. Czyli: ja ma swoje poglądy, które są święte i wszyscy mają je szanować, a jeśli Ty masz inne to masz problem, bo nie masz do nich praw. Tylko tak można określić to co wydarzyło się na ostatniej sesji.
Od wielu lat problemem w polityce także tej lokalnej stał się język. Przybiera on coraz brutalniejszą i wulgarną formę, pozostawiając w tyle takt, etykę i zwykłą przyzwoitość.
W starożytnej retoryce opisano techniki zdobywania władzy za pomocą słowa. Mistrzowie słowa, filozofowie greccy i rzymscy (np. Arystoteles, Platon, Cyceron) pokazali w swych mowach i traktatach, jak rządzący przekonują rządzonych, odwołując się do ich woli, wyobrażeń, emocji i odczuć estetycznych. W warunkach wolności słowa politycy niemal codziennie używają sztuki przekonywania i starają się o poparcie swych wyborców. W XXI wieku obserwujemy rządy, które – zamiast uczciwej perswazji – w życiu politycznym stosują nieuczciwe i manipulacyjne strategie nakłaniania oraz sprawowania władzy nawet za pomocą publicznych mediów.
Jak na dłoni widać bowiem, że polscy politycy dążą nie do tego, by za pomocą języka toczyć ze sobą mądre spory, lecz do tego, by słowami walić po głowie przeciwnika. Jeszcze większą satysfakcją jest gdy uda się kogoś ośmieszyć czy upokorzyć. Z przykrych i napastliwych czy demagogicznych epitetów można ułożyć wielką „księgę znaku”, która jasno określa poziom dzisiejszej polityki.
Nasze myśli są takie, jak nasz język. I odwrotnie: język jest jak myśli. Jeżeli posługujemy się takim właśnie językiem wulgarnym, to znaczy, że w naszych myślach też jest bardzo dużo braku taktu i braku dobrych manier.
Doświadczenia współczesnych polityków powinny już ich ostrzegać przed tym, że, : „Cokolwiek pan powie, może być użyte przeciwko panu”. To jedna
z takich przyczyn. Czasami, zwyczajnie, w ten sposób ujawniają się naturalne cechy kogoś. To jest przykre, że te same czynniki psychologiczne, które windują ludzi w polityce i sprawiają, że zajmują coraz to bardziej odpowiedzialne stanowiska, są też takimi czynnikami, które, sprzyjają pokazywaniu nadmiernej swobody obyczajów. Do tego jeszcze dochodzi kwestia populizmu. Ten populizm pokazuje, że elektorat traktowany jest jak prosty lud, któremu wszystko można wcisnąć. A ludzie na ogół polityków oceniają tak, że wszyscy próbują coś komplikować, a tak naprawdę, to wiadomo, że jedni to złodzieje, inni to kłamcy.
Mamy więc polityków na arenie krajowej jak i lokalnej, którym ich własny elektorat nie ufa. Nie wierzy również w żadne wypowiadane słowo. W dodatku, że te stają się na wyrost nieadekwatne do sytuacji i często wypowiadane z przesadą.
Politycy jak i urzędnicy czy nawet radni traktują język nie jako dobro społeczne, ale jako instrument w walce politycznej, służący jednemu podmiotowi politycznemu w celu kreacji własnej wizji i narzucania jej obywatelom. Powszechną praktyką staje się przemoc symboliczna, czyli narzucanie debacie publicznej zespołu znaczeń zinterpretowanych ideologicznie. Krytyka przeciwników nie ma charakteru merytorycznego. Służy tylko zdyskredytowaniu poprzez kpinę, ironię, oskarżenie, ośmieszanie czy kompromitowanie.
Wystarczy czasem obejrzeć choćby obrady sejmu, a później przenieść się na Sesję Rady Miejskiej w Cieszynie, by zauważyć, że niewiele się od siebie różnią. Trudno mówić o merytorycznych i konstruktywnych rozmowach. Toczy się przecież już gra o kolejne wybory, a to jak wiadomo musi przybrać brutalniejszy i lekceważący sposób, bo tylko taki jest obecnie znany. To co ostatnio dzieje się w polityce lokalnej Cieszyna jest mocno niepokojące. Prowadzi do kolejnych podziałów i pokazuje brak szacunku zarówno do tego miasta jak i jego mieszkańców. Jednak zapominamy o jednej bardzo ważnej sprawie, że wszyscy w tym małym mieście żyjemy, a radni oskarżający kobiety, a nawet niejednokrotnie swoje sąsiadki i sąsiadów o popieranie ludobójstwa będą musieli spojrzeć im w oczy.

 

- reklama -