Ostatnie miesiące nie należały do lekkich i przyjemnych. Ciepłą wiosnę przywitaliśmy z maseczkami na ustach i w lateksowych rękawiczkach na dłoniach. Rodzinne spotkania, tradycyjne grillowanie czy dalekie wyjazdy nie zagościły w planie spędzania wolnego czasu. Doświadczyliśmy nowego uczucia, nieznanego większości z nas – odosobnienia, lęku i permanentnego stresu. Kolejne komunikaty o zarażonych na całym świecie i fala zbliżającej się do Polski pandemii, zawładnęła sercami milionów Polaków. Kto z Was za maseczką skrywającą usta i nos mijanej osoby nie widział potencjalnego zagrożenia dla siebie i swojej rodziny?
Na szczęście nie o tym będzie ten tekst. Postanowiłem skupić się na pozytywnych aspektach obecnej sytuacji, bo osobiście doświadczyłem jasnych stron trudności, jakie napotkałem na swojej drodze. Zastanówcie się proszę – czy trudności i porażki mogą być naszym ratunkiem?
Może będzie czyściej?
Restrykcyjne warunki sanitarne zalecane w miejscach użyteczności publicznej otworzyły nowy rozdział w myśleniu o higienie i czystości w miejscach publicznych. Każdy z nas w nich przebywa. Chodzimy na zakupy, jeździmy autobusem, siadamy na ławce w parku, czy umawiamy się na kawę z przyjacielem, by porozmawiać o planach na wakacje…. w 2021 roku.
W każdej z tych sytuacji stykamy się z powierzchniami, które przed nami były dotykane przez inne osoby. Ktoś inny dotykał poręczy w autobusie, krzesła
w kawiarni czy klamki przy wejściu do szatni w Twoim ulubionym sklepie odzieżowym. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie pewien osobliwy szczegół.
Stowarzyszenie WIN/Gallup International w 2015 roku przeprowadziło badanie na temat mycia rąk przez osoby po skorzystaniu z toalety. Moje dzieci nawet po krótkim „siku” wiedzą, że należy podejść do umywalki, wspiąć się na mały czerwony stopień w białe kropki
i zmoczyć ręce, dodać mydło i płukać tak długo aż rączki nie będą już śliskie…To wiedzą moje dzieci i… ja.
Niestety z przytoczonych badań wynika, że tylko 68% Polaków myło ręce po skorzystaniu z toalety. Myślę, że te dane pobudzają wyobraźnie. Dobrze wiemy czego i jak się dotyka w toalecie…
Wierzę, że teraz to się zmieni.
Może będzie bardziej rodzinnie?
Izolacja zamknęła nas w domach. Na długie tygodnie. Gdy strach już opuścił nasze głowy, okazało się, że można wyjść do ogrodu, na spacer lub pobawić się
z dziećmi znacznie dłużej niż zwykle. Spotkałem się
z opinią, że dla niektórych ten czas był jak długi deszczowy weekend. Taki w rodzaju – nudzimy się, bawimy się i nie mamy co robić, więc? Znów się bawimy i jest nam
z tym dobrze.
Dzięki pracy zdalnej odkryłem nowy wymiar spędzania czasu w „pracy”. Mogłem zjeść z dziećmi śniadanie, porozmawiać rano z żoną i przez cały dzień cieszyć się śmiechem moich dzieci dobiegającym z salonu.
Owszem bałem się o bliskich i tym mocniej ich tuliłem i zawieszałem się patrząc na tańczącą córeczkę. Chyba zostanie baletnicą.
Może będzie odważniej?
Jacek pracował w banku od 12 lat. Był dobry w tym co robił. Pomagał ludziom uzyskać pożyczki na rozwój firmy. Jego klientami byli ludzie, którzy mieli marzenia i bank Jacka mógł pomóc im je zrealizować.
Nie daliby sobie rady bez jego pomocy. Gdy umawiali się na spotkanie, niemal zawsze towarzyszyła im aura lęku, niepewności z promieniem nadziei. Pragnęli zakładać salon fryzjerski, wydać książkę, nauczyć się fotografii czy zacząć sprzedawać ciasta. Każde z tych marzeń było inne i każde było piękne.
Jacek nie awansował od 4 lat. Mimo dobrych wyników nie był dostrzegany przez przełożonych i kolejne lata zabijały w nim pasję z początku kariery. Już nie widział w swoich klientach zapału. Nie widział nic poza oczami i kolejnym petentem, który chce otrzymać gotówkę na wyposażenie swojej pracowni graficznej.
20 kwietnia jak zwykle ubrał się do pracy, zjadł ciepłego tosta z serem i szynką, po czym pojechał do pracy. To samo biurko i te same maile już czekały na niego obok stanowisko uroczej Martyny z działu sprzedaży. Jednak tuż po włączeniu komputera, usłyszał szybkie kroki na korytarzu. Cześć Jacku – zaczęła Marta. – Bartek chce Cię widzieć u siebie za 15 minut. – Koleżanka uśmiechnęła się odsłaniając rząd białych zębów, puściła do niego oko i poszła na drugi koniec korytarza. Każdy wiedział, że podkochiwała się w nim od zeszłorocznej imprezy sylwestrowej, gdy trochę poniosło ich w tańcu.
Jacek nie bardzo wiedząc w jakim celu jego manager chcę z nim rozmawia, bez pośpiechu odpisał na wiadomość Pana Stachury, pytającego o szczegóły zabezpieczenia kredytowego dla nowej oferty.
13 minut później ruszył w kierunku gabinetu znajdującego się piętro wyżej. Przez okna wpadało do środka wiosenne słońce, a nieliczni przechodnie w maseczkach szybko mknęli przed siebie, nie patrząc sobie w oczy. Pewnie domyślacie się dlaczego Jacek został wezwany „na dywanik”. Na początku nie było mu łatwo. Lata spędzone w banku zapewniły mu dobrą pensję i stabilne życie. Gdy przechadzał się pewnego razu po mieście, spotkał uśmiechniętego młodego człowieka.
Panie Jacku!!! – krzyknął nieznajomy. – Niech Pan poczeka!!! – Podbiegł do niego i wyciągnął przed siebie ręce w lateksowej rękawiczce. Po chwili jednak cofnął ją i odchylił lekko maseczkę. Jacek z konsternacją przyglądał się mężczyźnie i dopiero po chwili przypomniał sobie nazwisko swojego ostatniego klienta – Marek Stachura.
Dziękuję Panu. Gdyby nie Pana pomoc nie dałbym rady. – Mężczyzna chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz przerwał mu dźwięki telefonu.
– Mogę odebrać? – spytał. – Jacek przytaknął i wsłuchał się w krótką wyminę zdań.
Tak, tak Pani Zamorska. Towar będzie jutro… około 14 u Pani. Na pewno – dodał, by pokreślić swoją obietnicę.
Mężczyzna odłożył telefon i kontynuował przerwany wstęp. – Uruchomiłem sklep z artykułami modelarskimi. Nawet Pan nie wie, ile osób teraz zajęło się sklejaniem modeli.
Po paru minutach Jacek usłyszał historię człowieka, który stracił pracę, ale się nie poddał tylko zaryzykował
i ruszył za marzeniami.
Na co więc On – Jacek Kozierski – czekał?