Po zeszłorocznych, niezapomnianych przeżyciach, jakich doświadczyłem na poprzedniej edycji Yass! Festiwalu, cały rok stał się etapem oczekiwania na kolejną odsłonę tej niekwestionowanie najgłośniejszej muzycznej imprezy na Śląsku Cieszyńskim. Atmosferę z każdym miesiącem podgrzewały spektakularne zapowiedzi występów kolejnych artystów, których zaproszono na cieszyński festiwal. Doskonały dobór repertuaru i bezbłędna organizacja wydarzenia sprawiają, że Yass! wpisuje się na listę najważniejszych muzycznych wydarzeń w Polsce, co oznacza, że może śmiało przyciągnąć nie tylko mieszkańców Cieszyna.
Wraz z rozpoczęciem września nasze miasto z przytupem zaczęło nabierać granatowo-zielonych barw Yassu! Na każdym kroku widywaliśmy banery i plakaty z wizerunkami wykonawców, którzy mieli wystąpić 9 i 10 września na terenie Browaru Zamkowego. W tygodniu poprzedzającym festiwal na ulicach w centrum miasta zawisły flagi z logiem wydarzenia. Wreszcie, w piątkowe popołudnie tłumy zaczęły gromadzić się w sercu Yassu – Browarze, który na tę okazję został w wyjątkowy sposób zaaranżowany, by zapewnić zgromadzonym niezapomniane doświadczenia i dodatkowo spotęgować festiwalową aurę.
Niepokojące mogły wydawać się prognozy pogody, które na czas imprezy wskazywały intensywne deszcze. Jednak nad festiwalem czuwała opatrzność i weekend był bardzo pogodny. Zarówno w piątkowe, jak i sobotnie popołudnie nad Cieszynem świeciło złociste późno-letnie słońce, a wieczory wcale nie były chłodne. Poza tym, uczestników do czerwoności rozgrzewała atmosfera, która zapanowała w festiwalowej przestrzeni. Ogromnym atutem imprezy było to, że łączyła ona kilka pokoleń. A wszystko to dzięki niezwykle trafnemu doborze wykonawców – pod scenami gromadzili się na zmianę – młodzież i starsze pokolenie, nie zabrakło również rodzin z dziećmi. Ponadto repertuar festiwalu zawierał zupełnie różne gatunki muzyczne, dzięki temu wśród zgromadzonych znalazły się osoby z odmiennych środowisk i subkultur, zarówno te zainteresowane muzyką rockową, hip-hopową, klubową, jak i techno. Dlatego właśnie wydarzenie to stało się nie lada gratką dla miłośników świata kultury.
Na teren festiwalu przybyłem ogromnie podekscytowany. Moim oczom ukazał się areał dobrze znanego mi Browaru, który tętnił życiem jak nigdy dotąd. Mimo, że ubiegłoroczną edycję festiwalu przygotowano na wysokim poziomie, to w tym roku wszystko zostało doprowadzone do perfekcji. Festiwalowy obszar podzielono na kilka stref. Tuż przy głównym wejściu znajdowała się duża scena, z przyległa strefą gastronomiczną, gdzie „zaparkowały” najróżniejsze food tracki, a także namioty z piwem prosto z browaru. Uroda restauracyjnego zakątka nie odbiegała od reszty. Wszystko ustrojone było w Yassowe! kolory. Poza stolikami znalazły się tam także leżaki i pufy, tak by zaspokoić nie tylko apatyt na jedzenie, ale również na dobrą atmosferę. Nie bez kozery na internetowej stronie festiwalu możemy przeczytać: „Yass! to kameralny slow fest (…) skierowany dla wszystkich, którzy chcą trochę “zwolnić”, tęsknią za małomiasteczkowością, dobrą muzyką i nie lubią ścisku imprez masowych”1. Dlatego, organizatorzy dodatkowo jeszcze zapewnili strefy chilloutu, by stworzyć komfortowy klimat tym uczestnikom, którzy przyjechali na festiwal nie tylko dla muzyki, ale by zaznać chwil relaksu. Ciekawym elementem na mapie festiwalu był Art Flow, czyli miejsce gdzie odbywały się wykłady, warsztaty projektowe i projekcje audiowizualne o tematyce szeroko pojętej sztuki. Idąc dalej i mijając najróżniejsze atrakcje, dotarłem w końcu pod małą scenę, gdzie znalazłem miejsce by usiąść i w spokoju poczekać na inaugurację festiwalu– występ zespołu Voo Voo.
Punktualnie o godzinie 18:00 na scenę wyszedł jeden z najważniejszych polskich zespołów rockowych z Wojciechem Waglewskim na czele. Rozpoczęcie festiwalu było niesamowicie udane, jednak jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego tuż po zakończeniu koncertu udałem się w kierunku głównej sceny na występ Ralpha Kamińskiego. Performance artysty okazał się dla mnie czymś zupełnie nowym – nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w takim doświadczeniu. Występ ten stanowił część trasy koncertowej „Bal u Rafała”, a jak zapowiada tytuł, koncert łączy muzykę z tańcem. Seans stał się ucztą zaspakajającą wszystkie artystyczne zmysły i potrzeby – oryginalna, spokojna muzyka w romansie z niecodzienną choreografią. Można było na chwilę odnieść wrażenie, że nie stoi się pod ogromną sceną, a jest się widzem teatralnego spektaklu.
Kolejnym artystą na dużej scenie był raper Pezet. Nastąpiło przetasowanie pokoleniowe i tym razem to młodzież rządziła, szalejąc pod sceną. W międzyczasie na małej scenie wystąpił Igo, którego koncert podobał mi się najbardziej, całkowicie uwodząc mnie swoim rockowym sznytem i energicznym, nowoczesnym brzmieniem. Występy na dużej scenie w piątek zakończył angielski zespół Morcheeba grający połączenie muzyki transowej z rockiem i trip-hopem. Wprowadzili oni niezwykle klimatyczny nastrój na resztę wieczoru… Bez wątpienia piątkowy wieczór zapewnił wszystkim ogrom wrażeń, a noc zapowiadała się równie energicznie! Spędzić ją można było na koncercie duetu Rysy lub na Club Stage, gdzie można było spędzić czas w towarzystwie muzyki techno.
Sobotni dzień ponownie tętnił dobrą energią. W świat muzyki porwali zgromadzonych na małej scenie – Natalia Przybysz, Fisz Emade Tworzywo i Skalpel. Na dużej scenie zaś odbyły się koncerty – rockowego, mocno gitarowego Organka, rapowego trio – OIO i islandzkiego zespołu GusGus, grającego muzykę typu trip-hop i house.
Weekend spędzony w Browarze bez wątpienia był wyjątkowy. Pozwolił zarówno wyszaleć się jak i na chwilę uciec od codzienności i zaznać relaksu. Jestem bardzo dumny, że nasze miasto stało się domem tak wspaniałego festiwalu. Głęboko wierzę, że te niezapomniane, koncertowe dni będziemy mogli przeżywać co roku, a Yass! będzie cieszyńską wrześniową tradycją. Równocześnie chciałbym bardzo pogratulować organizatorom doskonałego pomysłu i bezbłędnej realizacji całego wydarzenia.