Głębia pozostaje ukryta. Gdzie? Na powierzchni rzeczy.
Hugo von Hofmannsthal
Powyższe motto kojarzy się z powieścią Itala Calvina Jeśli zimową nocą podróżny, której głównymi bohaterami są Czytelnik i Czytelniczka. Tak – są jeszcze wśród nas takie byty, choć ostatni raport Biblioteki Narodowej Stan czytelnictwa w Polsce nie napawa optymizmem. Nie wiadomo też, jak będzie w przyszłości, bo dziś częściej tworzymy fejsbukowe posty, piszemy wspomnienia z egzotycznych wakacji, autobiografie czy poradniki w nurcie taniego psychologizmu niż czytamy innych – szczególnie bezinteresownie, dla własnej przyjemności.
O zaletach czytania książek zapewne wszyscy słyszeli nie raz. Wspomnę o świetnym opanowaniu języka – głównego narzędzia myślenia, zdobywania wiedzy i komunikacji z innymi, doskonałej rozrywce, odporności na uzależnienia od kultury masowej i elektroniki, rozwoju wyobraźni, inteligencji emocjonalnej i zdolności do niezależnego osądu. A co wspólnego ma czytanie książek z wolnością, tolerancją, prawami człowieka? Intuicyjnie czujemy, że jakiś związek jest, ale by odpowiedzieć na to pytanie, warto sięgnąć do słownika języka łacińskiego. Okazuje się, że łacińskie słowo liber oznaczało zarówno rzeczownik książka, jak i przymiotnik wolny, niezależny. Do dziś w językach romańskich słowo książka brzmi podobnie do przymiotnika liberalny (fr. livre, wł., hiszp. libro, port. livro) Sztuki wyzwolone (łac. artes liberales) był to system podstawowej, ogólnej i uniwersalnej edukacji ukształtowany w IV wieku p.n.e., powszechnie stosowany w starożytnych Grecji i Rzymie, obejmujący nauczanie literatury i matematyki. W średniowieczu siedem sztuk wyzwolonych (łac. septem artes liberales) podzielono na poziom niższy (trivium) – przedmioty literackie (gramatyka, retoryka, dialektyka) – i poziom wyższy (quadrivium) – przedmioty matematyczne (arytmetyka, geometria, astronomia oraz muzyka). Była to podstawa kształcenia w średniowiecznej Europie. Fundamentalne założenie, że wykształcenie jest nieodłącznie powiązane z wiedzą na temat literatury i matematyki, pozostaje aktualne do dziś. W traktacie O mówcy Cyceron wywiódł etymologię terminu artes liberales z łacińskiego przymiotnika liber (wolny). Seneka w jednym ze swych listów objaśniał, że studia liberalia są to takie studia, które ludzie uprawiają dla innych celów niż zdobycie pieniędzy. Nazywane są one wolnymi, bo są godne człowieka wolnego. Dlatego – twierdził Seneka – do sztuk wyzwolonych nie należą malarstwo, architektura i inne sztuki manualne (artes mechanicae), podczas gdy należy do nich muzyka, jako związana z matematyką. Sztuki są nazywane wolnymi także dlatego, że prowadzą człowieka do mądrości, która jako jedyna zapewnia prawdziwą wolność. Zresztą – podsumował Seneka – jedna jest tylko sztuka naprawdę wyzwolona, która czyni człowieka wolnym. To nauka mądrości, wzniosła, nieustraszona, wielkoduszna. Pisarze rzymscy artes liberales przeciwstawiali niekiedy artes serviles (sztukom niewolniczym) lub artes vulgares (sztukom pospolitym). Miało to źródło w kulturze greckiej, gdzie za sztuki wyzwolone uważano niewymagające użycia mięśni. Z kolei zdaniem Kasjodora przymiotnik liberales wywodził się od książki, z której odczytuje się wiedzę. Łacińskie artes liberales zostały przetłumaczone na język polski jako sztuki wyzwolone już w średniowieczu. Sztuki książkowe byłoby tłumaczeniem równie dobrym, gdyż, jak wiemy, w starożytności dostęp do książek i umiejętność czytania ich były przywilejem obywateli – ludzi wolnych, z wyższych warstw społecznych. Oba znaczenia liberales przenikały się wzajemnie.
Tak się składa, że w kwietniu Czytelnicy i Czytelniczki mają aż dwie okazje do świętowania. 23 kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Data jest symboliczna dla literatury światowej, bo tego dnia zmarli William Szekspir i Miguel de Cervantes. Święto zostało ustanowione przez UNESCO w 1995 roku. Wcześniej, bo 2 kwietnia, w dniu urodzin Andersena, obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. A skoro wywołałam samego Andersena…
Wbrew starożytnemu mitowi mądrość nie pojawia się na pstryknięcie palców, do tego ukształtowana w pełni, jak Atena z głowy Zeusa. Przeciwnie – dochodzi się do niej powoli i nierzadko pokrętnymi ścieżkami. Mądrość to przede wszystkim nadanie wartościowego sensu własnej egzystencji. Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze zadanie w wychowaniu dzieci to właśnie pomaganie im w odnajdywaniu sensu własnego życia. Aby go odszukać, dzieci muszą po drodze przejść przez wiele, czasem trudnych doświadczeń. Dzięki temu zyskują lepsze poznanie siebie, co ma prowadzić finalnie do rozwoju empatii: współ-odczuwania, czyli współ-czucia z innymi, w przeciwieństwie do postawy niedojrzałej, tj. egocentrycznej czy w skrajnym przypadku socjopatycznej – celowym krzywdzeniu innych i radości z tego. Banalne będzie stwierdzenie, że istotną rolę w kształtowaniu naszego człowieczeństwa pełnią utwory literackie. Znaczna część literatury dziecięcej, aby przyciągnąć uwagę dziecka, stara się albo bawić, albo pouczać, albo łączyć jedno z drugim. Tymczasem, według Bettelheima, jeśli literatura ma trwale wzbogacić życie dziecka, winna poruszyć je emocjonalnie, mieć związek z przeżywanymi rozterkami, pragnieniami i lękami, także nieuświadomionymi, a zarazem proponować sposoby rozwiązania problemów. Co więcej, winna być drogowskazem, który – nie za pośrednictwem abstrakcyjnych pojęć etycznych, ale przez ukazywanie następstw – wskazywałyby dziecku wartość zachowań zgodnych z moralnością. To właśnie dlatego szczególne miejsce wśród literatury dla dzieci zajmują baśnie. Schiller pisał: W baśniach opowiadanych mi w dzieciństwie kryje się głębsze znaczenie niż w prawdach, o których poucza życie (Dwaj Piccolomini, akt III, scena 4). Według Tolkiena prawdziwa baśń ma charakter fantastyczny, a jej bohater musi znaleźć wyjście z rozpaczliwego położenia i pokonać niebezpieczeństwa. Nieodzowne jest, aby baśń podsuwała dziecku gotowe obrazy, z których może czerpać, nadając pożądany kierunek własnemu życiu. Tematem baśni zwykle jest przemiana wewnętrzna, jakiej doświadcza główny bohater zmierzający do celu. Tradycyjne baśnie nie uciekają od tematu przemocy, co należy traktować w kategoriach skutecznej szczepionki na przyszłość. Nie pokazują wyidealizowanego, polukrowanego świata, a przygotowując dzieci na istnienie cierpienia, niesprawiedliwości i krzywdy obok dobra, prawdy i piękna, mówią im o świecie, jaki jest. Zło, przeciwko któremu walczy protagonista, niepozbawione jest atrakcyjności
– jak bywa często w prawdziwym życiu – symbolizowane jest przez siłę olbrzyma czy smoka, moc czarownika, przebiegłość nieprzyjaciela – i często zyskuje chwilową przewagę. Kształcące doświadczenie moralne baśni nie wynika jednak wyłącznie z tego, że postać niegodziwa zostaje na końcu ukarana, choć to także ma znaczenie dla dziecka. Kara lub obawa przed nią jedynie w ograniczonym stopniu powstrzymuje przed czynieniem zła. Istotniejsze jest zaszczepienie przekonania, że to w ostatecznym rachunku nie popłaca, bo dowodzi przegranego życia, a nie siły.
Jednak oczarowanie, jakiemu ulegamy w kontakcie z baśnią, wynika przede wszystkim z jej wartości literackiej. Baśń nie miałaby aż takiego wpływu psychologicznego i moralnego, gdyby przede wszystkim nie była dziełem sztuki. I podobnie jak w przypadku każdego dzieła sztuki, jej odbiór na najgłębszym poziomie będzie dla każdego inny – inny nawet dla tej samej osoby w różnych momentach jej życia. To dlatego zamiast tropienia intencji autorskiej i gdybania, co poeta miał na myśli, lepiej zapytać, co ty jako odbiorca masz na myśli i co czujesz, doświadczając konkretnego dzieła twórcy. Bo być może autor przewrotnie miał na myśli zupełnie coś innego niż napisał. Odtwarzane przez stulecia, wciąż na nowo, motywy baśniowe przesycone są znaczeniami zarówno jawnymi, jak i ukrytymi. Baśnie wykazują pewne podobieństwa do mitu – oba rodzaje opowieści przemawiają do nas językiem symboli i oba mogą obrazować jakiś konflikt oraz proponować sposób jego rozwiązania. Jednak mit ma charakter doniosły, mamy tutaj nadludzkiego bohatera, któremu my – zwykli śmiertelnicy – nigdy nie zdołamy dorównać. W baśniach natomiast, mimo że wydarzenia mają charakter nieprawdopodobny, przedstawiane są jako coś, co może przydarzyć się każdemu. Łatwo nam się utożsamić z kimś, kto też ma wady, słabości, czasem ogarnia go zwątpienie, staje w obliczu trudnych wyborów. Dziecko pojmuje intuicyjnie, że chociaż historie są nierealne – nie są one nieprawdziwe, bo przedstawiają to, co dzieje się w świecie doświadczenia wewnętrznego. Baśniowa opowieść jest prosta, zwyczajna – mimo że cudowna zarazem – i nie stawia odbiorcy żadnych specjalnych wymagań, w zamian dając pociechę, nadzieję na odwrócenie złego losu i wiarę w szczęśliwe zakończenie. Właśnie dlatego Lewis Carroll nazwał baśń „darem miłości”. Ten najpiękniejszy z możliwych darów porusza nas w stopniu nieosiągalnym dla jakiejkolwiek innej opowieści i zapada w pamięć na zawsze. Trudno o lepszą rekomendację dla baśni.
Inspiracją do napisania powyższego tekstu była książka:
Bettelheim B., Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, przekł. Danek D., T. 1, PIW, Warszawa 1985.