Powodzie i wszechobecna betonoza

0
742
fot. pexels-ryutaro-tsukata
- reklama -
Australia
Na początku ubiegłego roku mieszkańcy Australii zmagali się z suszą i gigantycznymi pożarami. W tym roku sytuacja uległa zupełnej zmianie. Zamiast suszy, Australijczycy zmagają się ze skutkami nawalnych opadów deszczu i powodzi. We wschodniej części kraju zanotowano największą powódź od 50 lat. Nadmiar wody zniszczył setki domów i zmusił do ewakuacji tysiące osób.
Nowa Zelandia
Ulewne deszcze, a w konsekwencji powodzie, nawiedziły Nową Zelandię. Setki osób zostało ewakuowanych w ciągu jednej nocy. Powodem była ogromna powódź – konsekwencja intensywnego deszczu, który nawiedził region Canterbury. W niektórych miejscach spadło nawet 400 litrów wody na metr kwadratowy.
Arabia Saudyjska
Władze Arabii Saudyjskiej, ostrzegały ludzi przed ulewnymi deszczami i burzami w Mekce i Medynie, Al-Baha, Dżazanie i Najranie. Brano również pod uwagę możliwą powódź w prowincji Rijadzie i Kasimie. Nikt nie spodziewał się jednak, że żywioł utopi słynne arabskie miasto. Filmy z tego wydarzenia, krążące w mediach społecznościowych, ukazują ludzi porywanych przez powódź wraz ze swoimi samochodami.

 

Pośród nękających ludzkość żywiołów pozycję szczególną zajmuje niosąca zagładę i zniszczenie „wielka woda”. 

To tylko urywki z doniesień prasowych. Oprócz powodzi wciąż docierają informacje o silnych wiatrach czy tornadach, które sieją podobne spustoszenie. Połamane drzewa, pozrywane dachy czy uszkodzona sieć energetyczna bądź transportowa. Giną ludzie, inni tracą dorobek życia. Patrzymy na to wszyscy przez ekrany monitorów szukając sensacyjnych zdjęć czy filmów. Czasem traktujemy żywioł, jak dobry film lub zwykłą prasówkę. Szybko przeskakujemy na inne informacje czy ostatnie plotki o celebrytach. Robimy sobie kanapkę, idziemy do pracy lub z psem na spacer. W sumie traktujemy to jako kolejne wydarzenie. Czy myślimy o przyczynach tych sytuacji? Czy w ogóle potrafimy dostrzec w tym skutek działań człowieka? Zrzucamy wszystko na matkę naturę, ale wina leży zupełnie po innej stronie.

Nawałnice będą coraz częstsze, a miasta są wobec nich niemal bezradne. Przynajmniej teraz, gdy ich powierzchnia jest pokrywana coraz większą ilością betonu. Między innymi przez to w mediach widzimy coraz więcej obrazków z zalanych miast. Nie brakuje opracowań, które pokazują, że liczba dni bez opadów ma się zwiększać. Jednocześnie więcej będzie dni z nawalnymi opadami. Skrajności są coraz częstsze, rzadziej mamy do czynienia z mżawkami, kapuśniaczkami, lżejszym deszczem przez kilka dni pochmurnej pogody. Stan pośredni niknie. Prawdopodobieństwo wystąpienia optymalnych warunków opadowych maleje wraz ze wzrostem globalnych temperatur. Rzeki na ulicach, jeziora na miejskich placach, zalane piwnice, garaże, szyby wind. Wystarczy jedna burza, aby miasta tonęły. Wszystko przez powszechną „betonozę”.

- reklama -

Niestety sami pogarszamy sytuację. Przez lata nie robiono za wiele, aby poprawić sytuację. Wciąż brakuje nowoczesnej infrastruktury hydrologicznej, pozwalającej odebrać wodę i ją zagospodarować. Można powiedzieć, że woda przecieka przez palce i jak na ironię, po intensywnych opadach i błyskawicznej powodzi, borykamy się z suszą i niedoborem wody. Każda powódź generuje potężne koszty. Jak oszacowali eksperci z Instytutu Ochrony Środowiska, na przestrzeni zaledwie 5 lat (badano okres 2001-2016) Polska straciła 78 mld zł. To m.in. suma zniszczeń w infrastrukturze i uszkodzeń mienia, wywołanych przez powodzie, nawałnice i susze. Raz na 5 lat pojawiają się ponadprzeciętne skutki finansowe szacowane na ponad 1 proc. PKB. Jeśli nic się nie zmieni, sytuacja będzie się tylko pogarszać. Widać to od paru lat, kiedy sezonowo w jedną noc podtapiane są całe miasta w różnych częściach kraju.

Indie
Podniesiony stan wód niesie ze sobą wiele spustoszeń, a woda niejednokrotnie odkrywa przerażające tajemnice. Ostatnio powódź monsunowa, która przeszła przez Indie, wypłukała pochowane na tamtejszych plażach zwłoki. Makabryczne widok to skutek siły żywiołu-woda wypłukała groby z plaży, na której pochowano ciała osób zmarłych w wyniku powikłań po COVID-19 w szczytowym momencie pandemii w Indiach.
Belgia
Powodzie w Belgii uznano za jedne z największych w historii tego kraju. Zginęły co najmniej 24 osoby, według najnowszego oficjalnego raportu opublikowanego w sobotę 17 lipca przez władze krajowe. W całym kraju ucierpiało około 120 gmin. W Belgii ogłoszono dzień żałoby narodowej, który będzie obchodzony 20 lipca, w przeddzień święta narodowego.
Niemcy
Od 13 lipca br., z wyjątkowo intensywnymi opadami, które doprowadziły do wylania rzek, zmagają się Nadrenia-Północna Westfalia i Nadrenia Palatynat. Na liście zaginionych, tylko z okręgu Ahrweiler, jest ponad 1300 osób. W związku z gwałtownym załamaniem pogody niemieckie ministerstwo obrony ogłosiło wojskowy alarm kryzysowy.

 

Wycinanie drzew i betonowe inwestycje

„Gdyby wycinka nie była konieczna, to nikt by tego nie robił” – tłumaczą nam bezustannie urzędnicy miejscy. Wycina się więc drzewa na potęgę na rzecz inwestycji. Dlaczego wciąż w naszym kraju zalewanie wszystkiego betonem nazywa się rewitalizacją?
A przecież z łaciny „re-” połączone z „vita” to dosłownie „przywrócenie do życia”. W polskich miastach przynosi odwrotny efekt: zamarcia. Nikt bowiem nie chce spędzać czasu na rozgrzanym bruku, choćby był najpiękniejszy i kosztował miliony z unijnej dotacji.

Włodarze i konserwatorzy często sięgają po argument przywracania historycznego wyglądu miasta.

Tylko czy współcześnie nie powinniśmy dostosowywać publicznych przestrzeni do wyzwań XXI wieku? Można jedno z drugim pogodzić. Nie chodzi o to, że musimy od razu zaorać cały rynek i posadzić wszędzie drzewa, zasiać trawę. Wystarczy, że przestaniemy zieleń wypierać z miast. Ona może przecież współistnieć z innymi przestrzeniami. Ta zieleń jest nam potrzebna. Jest dobra dla biznesu. Jeśli zależy nam, żeby na rynku czy dużej ulicy były atrakcyjne warunki do prowadzenia sklepów, restauracji, to powinniśmy stawiać na zieleń. Są badania pokazujące, że ludzie chętniej robią zakupy w przestrzeniach, gdzie są drzewa
i ich cień. Każdy burmistrz planujący rewitalizację powie, że przecież zaplanowane są nasadzenia.

Drzewka w donicach nie zastąpią drzew? Nie, bo jedno dorosłe drzewo jest warte tyle, co setki, a w niektórych przypadkach – tysiące młodych sadzonek. Nie wspominając już o drzewach w donicach, które nigdy nie urosną do większych rozmiarów. Drzew nie zastąpią również wszechobecne kwiaty w betonowych donicach. Sami mieszkańcy już coraz częściej widzą, że to jest zwykła ściema. Albo wprowadzimy zmiany, albo będziemy żyć w miastach co roku zalewanych nawałnicami, gdzie latem nie da się wytrzymać z gorąca i trudno wyjść z domu. Co ważne, to nie jest katastroficzna wizja, która wydarzy się za jakieś 50 lat. To wszystko zaczyna dziać się teraz. Obecna sytuacja już powinna być impulsem do bardzo głębokich zmian. Nikogo nie będzie już dziwiło, że zrezygnujemy z budowy kolejnego pasa ruchu czy estakady i te pieniądze wydamy na zazielenianie miasta.

Będziemy jak mieszkańcy Rotterdamu zrywać asfalt i beton, aby sadzić drzewa

W Warszawie grupa mieszkańców zerwała 5 metrów betonu z chodnika, aby posadzić zieleń. Od rzeczniczki Ratusza usłyszeli, że dokonali dewastacji. Być może postawione zostaną zarzuty. W Rotterdamie zaś każdy mieszkaniec miasta może rozbetonować swoją ulicę. To nie jest żadna ideologia, tylko działanie, które popierają mieszkańcy, więc władze dają im do tego narzędzia. Być może włodarze polskich miast też do tego kiedyś dojrzeją. Może Polacy zdobędą się również na większą odwagę – bo przecież miasto jest tym, na co pozwolą jego mieszkańcy.

Czechy
Ulewny deszcz nawiedził też Czechy. W kraju ołomunieckim straż pożarna pomagała wydostać się ludziom uwięzionym w samochodach. Ulewne deszcze zalały nie tylko dziesiątki domów jednorodzinnych i inne budynki, ale także uszkodziły lokalne sieci energetyczne i infrastrukturę transportową. W tym roku Czechy nawiedziły również tornada.
Polska
Z powodziami mierzą się również Polacy. Od wiosny media donoszą o coraz to nowych podtopieniach na Śląsku. W ostatnich dniach z żywiołem mierzył się również Poznań, Wrocław i Kraków. Obecnie mieszkańcy Małopolski walczą ze skutkami burz i nawałnic, które przeszły przez region.