„Jeśli pies spojrzy na ciebie i nie chce podejść, powinieneś dokładnie przyjrzeć się swojemu sumieniu”
Woodrow Wilson
W ostatnich dniach wielu osobom obiło się o uszy słówko RADYSY. To nazwa miejscowości w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie znajduje się owiane złą sławą schronisko dla zwierząt prowadzone przez ojca i syna, panów D.
Schronisko znane zwierzolubnym od lat jako miejsce kaźni i cierpienia tysięcy psów. Prowadzone przez wiele lat próby postawienia panom D. zarzutów o znęcanie się nad zwierzętami spełzały na niczym, bo lokalne prokuratury umarzały każde doniesienie
o możliwości popełnienia przestępstwa. Dramat trwał nadal bez szans na jego zakończenie. W lipcu tego roku zmasowana akcja organizacji prozwierzęcych i prokuratury Olsztyn-Północ, przygotowana w tajemnicy przed lokalnymi urzędnikami zaowocowała postawieniem zarzutów o znęcanie się nad zwierzętami, sprzeniewierzeniem funduszy i niewłaściwych ich wykorzystaniem, niezgodnym z przeznaczeniem. Prokuratura wydała zgodę na wejście na teren schroniska i zajęcie się dobrostanem zwierząt. Policjanci, weterynarze i ponad setka wolontariuszy zastała wiele psów w stanie agonalnym, pogryzionych, z ranami, z udarami, bez wody. W boksach leżały też martwe psy. Właściciel
i kierownik, ojciec i syn zostali zatrzymani w areszcie po czym zwolnieni odpowiadać będą z wolnej stopy.
„Do schroniska wchodziliśmy z przekonaniem, że będzie tam ponad 1,9 tys. zwierząt, bo tak wynikało z oficjalnych papierów schroniska. Na miejscu okazało się, że jest ich ok. 1,3 tys. Nie wiadomo, gdzie jest pozostałych 600 – mówi OKO.press Katarzyna Śliwa-Łobacz, Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo CANE. Od początku roku do końca maja 2020 schronisko oddało do utylizacji 4 tony martwych zwierząt. To, licząc średnio 15 kg za psa, 266 zwierząt. Miesięcznie musiało umierać tam ponad 50 psów. {…} Zygmunt D., właściciel Radys, rocznie ma przychód wysokości kilku milionów złotych. Ale są w Polsce prywatne schroniska, które mają jeszcze większe przychody, nawet rzędu 12 milionów.”
Jak do tego doszło?
Zgodnie z ustawą o ochronie praw zwierząt z dnia 21 sierpnia 1997 r. rozdz. 1 art. 1.1”Zwierzę jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”. Rzeczywistość ma się nijak do ustawy.
Ten patologiczny biznes narodził się na początku lat dwutysięcznych, gdy znowelizowana w 1997 roku ustawa o ochronie zwierząt wymusiła na gminach zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom. Gminy chciały pozbyć się problemu, więc zaczęły chętnie płacić prywatnym schroniskom za wyłapanie i zamknięcie psów. Przepisy zobowiązują gminy do ogłaszania przetargów i powszechnie wybierane są najtańsze oferty. Początkowo dominująca praktyka była taka, że gminy płaciły za każdego psa w schronisku, póki nie umarł. Ale Radysy wymyśliły inną opcję – jednorazową opłatę. Gmina płaciła więc za psa tylko raz – obecna stawka to 1 tys. zł – i miała go z głowy.- mówi OKO.press Katarzyna Śliwa-Łobacz.
Złapany pies trafiał do boksu z psem agresywnym, kończył żywot szybko i zwalniał miejsce dla następnego. Tak bogacili się panowie D.
W roku 2006 do 135 schronisk trafiło 69 tys. psów bezdomnych, co kosztowało gminy 45 ml zł. 10 lat później liczba psów wzrosła do 72 tys., a obsługa to koszt ok. 182 ml zł. W ostatnich latach powstało wiele prywatnych schronisk jak niesławne w Radysach które oferowało gminom najniższa cenę za wyłapanie i „opiekę” nad zwierzęciem. Radysy miały podpisana umowę z wieloma gminami z całej Polski.
Do takiej sytuacji doszło i dochodzić będzie ponieważ zadania gmin w zakresie opieki nad zwierzętami bezdomnymi niejasno i nie do końca określone są w trzech różnych ustawach: „o ochronie zwierząt”, „o utrzymaniu czystości i porządku w gminach” oraz w prawie weterynaryjnym (ustawa o ochronie zdrowia zwierząt oraz o zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt).
Najsmutniejsze jest, że w „momencie wyłapania i umieszczenia w schronisku zwierzę przestaje być przedmiotem egzekwowalnym od jakichkolwiek zobowiązań, jako identyfikowanego osobnika” (cyt. z uzasadnienia). Gmina zawiera umowę zakupu usług od przedsiębiorcy, w tym przypadku właściciela prywatnego schroniska na usunięcie psa
z terenu gminy. Nigdy zaś przedmiotem płatności nie jest fakt iż zwierzę przestało być bezdomne czyli np. oddane do adopcji. Trzy wcześniej wspomniane ustawy powodują, że gmina jest zwolniona z obowiązku nadzoru nad dalszymi losami zwierzęcia. Interpretacja art. 11 ust. 1 mówiącego o „wyłapaniu” i „opiece” w praktyce owocuje takimi schroniskami jak Radysy. Gmina „opiekę” rozumie poprzez wyłapanie i umieszczenie w schronisku.
„Realny zakres zadania publicznego większości gmin kończy się na „wyłapaniu” bezdomnego zwierzęcia (w tym dostarczeniu go do schroniska” gminy ponoszą koszty rzędu 2 tys. zł na jednego bezdomnego psa (średnio w kraju w 2017 roku) co stanowi wielokrotność realnej ceny usługi złapania psa i transportu (około 200 zł). Większa część tych 2 tys. złotych przypada schronisku za domniemaną opiekę Nd. zwierzęciem, czyli za działania, które nie są uregulowane prawem, nie są egzekwowalne, ani nie poddają sie kontroli. To właśnie takie finansowanie zadania publicznego powoduje że pojawiają sie i utrzymują powszechnie znane patologie schronisk, jak nieznany los zwierząt, skandaliczne warunki utrzymania, zaniechanie leczenia, dopuszczanie do zagryzania się i zarażania chorobami, nieuzasadnione uśmiercanie itd”. (uzasadnienie do ustawy o ochronie praw zwierząt). Na tym polega wyjątkowość polskiej praktyki.
W krajach, gdzie są one konsekwentnie traktowane jako niepożądany żywioł i są doraźnie likwidowane — nie daje to nikomu szczególnych zysków. Tam, gdzie zwierzęta te podlegają faktycznie opiece, też nie ma miejsca na komercję. Natomiast schizofrenia polskich regulacji powoduje coraz większy wyciek publicznych pieniędzy dla branży, która pozoruje zarówno opiekę jak i rozwiązywanie problemu. Dlatego problem narasta zarówno w wymiarze ilościowym, finansowym jak i humanitarnym. (raport z 2016 roku www.boz.org.pl)
Temat jest szeroki i smutny. Urzędnicy wydający decyzje w wielu małych gminach myślą prosto i brutalnie. Dla ludzi wsi zwierzę ma wartość kiedy pracuje, zarabia, pomaga człowiekowi. Stary ślepy pies zostaje wywieziony do lasu lub wiele kilometrów dalej i porzucony w polu. Pojawia się problem dla urzędnika, usuwany poprzez odłowienie psa
i wywiezienie do schroniska z którym gmina ma umowę. Jest nadzieja, że coś się zmieni w społeczeństwie, wzrasta świadomość i poczucie odpowiedzialności. Młodzi ludzie pełni entuzjazmu, wiary w swoje siły i dobro wytrwale walczą o wyznawane ideały. Życzę im wytrwałości, cierpliwości i żelaznej woli by starczyło sił na porozumienie, które jest często drogą przez mękę ponieważ Bóg skuteczniej niż języki, pomieszał ludziom umysły.
Przede wszystkim jednak zmiany staną się możliwe, gdy gminy zaczną interesować się losem psów, które wysyłają do prywatnych schronisk i zaczną nad nimi prowadzić realny nadzór. Ale do tego trzeba już zmiany prawa.
A Radysy? Wydano zakaz prowadzenia schroniska panom D., niestety współwłaścicielem jest żona pana D., a jej nie postawiono żadnych zarzutów, więc oficjalnie schronisko działa nadal.
p.s. Według ostatnich doniesień nowym właścicielem Radys została córka państwa D.