Styczeń. Jego końcówka. Wciąż jednak styczeń. Nadal początek 2024 roku. Nowe otwarcie trwa. Część z nas jest jeszcze w kontakcie z postanowieniami noworocznymi, część w energii planowania i wyznaczania sobie celów. Zachęcani jesteśmy do aktywności, do wzięcia życia w swoje ręce, do kreowania.
Kiedy myślę o początku roku, o planach bardziej i mniej konkretnych, o kulcie bycia w działaniu, o zaproszeniu do aktywności, to mam opór. Bardzo wyraźnie czuję go w ciele, które się napina, gardło ściska, serce zaczyna bić mocniej. Umysł podpowiada sprzeczne myśli. Taki zlepek złotych myśli, którymi jesteśmy karmieni. Z jednej strony planowanie jest ważne, z drugiej dźwięczą mi w głowie słowa: jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach na przyszłość. Czyli co?
Nie będę odkrywcza. Bycie pośrodku ma sens. Żadna skrajność w dłuższej perspektywie nie wychodzi nam na dobre. Sprowadzając to do styczniowych energii, warto mieć plany, konkretne, nazwane, ale warto też mieć zgodę na ich modyfikację, czasem odłożenie w czasie. Warto być elastycznym, spontanicznie reagować na to, co przynosi dzień. A mogą to być niezwykłe zwroty akcji i sytuacje, których sami byśmy nie wymyślili. Przenosząc to do bliskiej mi metafory rzeki, warto zadbać o życiowy przepływ. Być jak woda, znać kierunek, ale mieć zgodę na różne meandry, rozlewiska i rozgałęzienia. Nie zatrzymywać się na przeszkodzie, tylko znajdować drogi jej ominięcia. Nawet dochodząc do ściany mamy możliwość skręcenia. Dla mnie przepływ w codzienności to przeżywanie różnych stanów. Czas dużej aktywności, mobilizacji, ale także chwile odpuszczenia i odpoczynku. Wielu z nas trudno sobie na to pozwolić. Przepływ pozwala na przeżywanie wszystkich emocji. Nie na wszystkie wciąż jest społeczne przyzwolenie. Za to wszystkie są ważne i tłumione sieją spustoszenie w naszym ciele. Często dosłownie, prowadząc do chorób. Przepływ to bycie obecnym, zarówno gdy jest dobrze (cokolwiek to dla nas znaczy) jak i, gdy jest trudno. To zgoda, taka sama, na radość, szczęście jak i smutek i złość. To czas, kiedy wiem, jestem pewna, a także chwile, kiedy nie wiem i to też jest w porządku. Tego też nas nie nauczono. Przecież zawsze musisz znać odpowiedź, wykazać się kompetencjami, cały czas uczyć się i rozwijać.
Postanowienia noworoczne są fajne, mogą być inspirujące zmiany, pod warunkiem, że za nimi pójdzie działanie. Realne działanie. Metoda małych kroków. Zgoda na potknięcia i powrót do pracy nad nowymi nawykami. To wymaga czasu i obecności. Bo tylko wtedy będziemy wiedzieć, co nam przychodzi łatwo, a co jest trudne i dlaczego. Co przeszkadza w byciu konsekwentnym, kiedy potrzebujemy inaczej, a kiedy zwyczajnie odpuszczamy.
Postanowienia mogą być różne, dotyczyć każdego aspektu życia. Zawsze związane są z potrzebą zmiany. Mnie poruszyło ostatnio postanowienie kobiety, która chodzi do mnie na jogę. Wyszło przy okazji rozmowy o jej chwilowej nieobecności na zajęciach. Dopadła ją choroba. Jak zwykle w tej sytuacji, odpowiedziałam: dbaj o siebie. I dowiedziałam się, że takie ma postanowienie na ten rok. I że to jest trudne. Że najtrudniej zadbać o siebie i o swoje ciało. I to jest prawda. Bo bardzo często nie sprawdzamy, jak się mamy, nie nazywamy emocji, nie przyglądamy się myślom. Nie pytamy siebie, czego potrzebujemy. A ciało tresujemy. Ma nam służyć. Zapominamy, że nie tylko mamy ciało, ale także jesteśmy ciałem.
I choć nie robię postanowień noworocznych, to postanowienia dbania o siebie przytulam i Państwu też polecam. Można zacząć od nazwania, co to dla mnie znaczy. Wspomóc się dodatkowo listą – długą na minimum 50 pozycji, rzeczy które lubię. By wiedzieć, co wymaga organizacji, planowania, budżetu, a co mam dostępne od ręki. To czasem wymaga uwzględnienia w grafiku czasu dla siebie, zaplanowania spaceru, czasu z bliską osobą. To jest ok. Uwzględnić w grafiku, uznać za ważne, stworzyć na to przestrzeń. Małe kroki, to czasem kilka minut zatrzymania, pogłaskanie kota, zaśpiewanie na głos ulubionej piosenki, zatańczenie w kuchni, przeczytany rozdział książki albo wiersz.
Dbajmy o siebie. Najpierw o siebie, później o innych.
Kasia Koczwara – trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, wykorzystuje narzędzia Laban/Bartenieff, psychodietetyk pomagający zbudować prawidłową relacją z jedzeniem, piszący socjolog, obserwatorka codzienności, interesuje się człowiekiem, pracą z emocjami. Miłośniczka biodanzy. Prowadzi profil na FB Ciałoczułość – Kasia Koczwara. Fot. Hanna Sokólska