Pojedynek pancernych kolosów

0
6503
Grupa oficerów przed wagonem artyleryjskim (źródło „Dziennik pociągu pancernego Hallerczyk”)
- reklama -

100 lat temu pociągi pancerne, były najcięższą zmechanizowaną bronią lądową jakiej użyto w wojnach. Te największe, które miały składy złożone z wielu wagonów, uzbrojone w kilka dział i dużo broni maszynowej były jak „lądowe krążowniki”, które zatrzymać było bardzo trudno.

W czasie ośmiodniowej (23-30 styczeń) czechosłowacko-polskiej wojny o Śląsk Cieszyński w 1919 r. najgorszym dla nas dniem była niedziela 26 stycznia. Czesi rano rozbili całkowicie prawe skrzydło polskiej obrony w Zebrzydowicach i Kończycach Małych, a w wyniku błędów płk Franciszka Latinika nie obsadzono linii kolejowej do Dziedzic. Groziło to przerzuceniem oddziałów czeskich na wschodnią stronę rzeki Wisły i otoczeniem sił polskich. Głównodowodzący musiał więc porzucić Cieszyn i jak najszybciej wycofać wszystkie siły do Skoczowa i na linię rzeki Wisły. Nieprzygotowany i chaotycznie przeprowadzony nocny odwrót podwoił polskie straty bojowe. Na szczęście Czesi w dniu 27 stycznia, zajęli się reorganizacją wojska i celebrowaniem zajęcia stolicy regionu.

Całodniowa przerwa w walkach pozwoliła także na uporządkowanie wojsk polskich, wzmocnionych posiłkami nadchodzącymi z głębi kraju. Utworzono front, który biegł od Strumienia do Ustronia, a w okolicy Skoczowa wykorzystano pasma wzgórz otaczające to miasto od zachodu i północy. Wykorzystanie największej przeszkody naturalnej – rzeki Wisły i wzgórz otaczających Skoczów, dawało szansę na choć częściowe zniwelowanie czeskiej przewagi liczebnej.

Wśród napływających do ostatniego dnia wojny posiłków, już 28 stycznia o 4 rano na stacje w Dziedzicach przybył z pod Lwowa także pociąg pancerny nr 4 „Hallerczyk”, dowodzony przez kpt. Władysława Kozaka. Oprócz opancerzonej płytami o grubości 10-15 mm lokomotywy, w jego skład wchodziło 8 opancerzonych wagonów, w tym 4 artyleryjskie i 3 szturmowe. Uzbrojony był w 4 armaty kalibru 8 cm (M.94) i 16 karabinów maszynowych. Jako pierwszy, przed opancerzoną lokomotywą i na końcu składu był wagon uzbrojony w armatę i karabiny maszynowe. Pozostałe dwie armaty umieszczone w innych wagonach były skierowane do ostrzału celów po lewej i prawej stronie pociągu. Załoga liczyła 12 oficerów i 92 podoficerów i żołnierzy oraz 2 maszynistów i 2 ich pomocników. Z załogi wydzielony mógł być pluton szturmowy (30-40 ludzi) uzbrojony w granaty i wyposażony w hełmy. Ten pancerny kolos był olbrzymim wzmocnieniem dla polskich obrońców, których cała artyleria w ostatnim dniu bitwy składała się tylko z 18 dział, a karabinów maszynowych posiadali tylko ok. 33. Pociąg pancerny jako najcięższa broń na ówczesnym polu walki, miał deprymujący wpływ na żołnierzy wroga, którzy nawet posiadając przewagę liczebną i w broni maszynowej, bez wsparcia artylerii byli praktycznie bezsilni w walce z nim.

- reklama -

Bitwa pod Skoczowem

Największe starcie wojny czechosłowacko-polskiej trwało 3 dni i było właściwie serią większych i mniejszych starć na całej linii frontu od Strumienia po Ustroń. Pierwszego dnia – 28 stycznia, wojska czeskie siłami plutonów i kompanii przeprowadziły kilka rozpoznawczych uderzeń w różnych miejscach polskich pozycji, sondując, gdzie są najsłabiej obsadzone. Najsilniejsze ataki poprowadzono po osi drogi Cieszyn–Skoczów wypierając polskie ubezpieczenia z Ogrodzonej i Łączki. Pod silnym ostrzałem artyleryjskim znalazły się także wsie Międzyświeć i Kisielów, gdzie zginął ppor. Ferdynand Kotas z cieszyńskiego pułku. Między Pruchną, a Drogomyślem, nastąpił atak dwóch czeskich kompanii z II batalionu 8 pp. z Brna. Jedna posuwając się wzdłuż torów atakowała mosty kolejowe na Wiśle, a druga uderzyła na drewniany most drogowy pod Drogomyślem. Oba mosty były bronione przez 8 kompanię z 4 pp. Legionów kpt. Kazimierza Kosiby. Polscy obrońcy odparli czeski atak, a za cofającym się nieprzyjacielem dowódca odcinka ppłk Stanisław Springwald wysłał ok. 11:30 na rozpoznanie „Hallerczyka”. Pociąg dojechał do dworca w Pruchnej, gdzie kilkudziesięciu czeskich żołnierzy na jego widok wycofało się w panice do pobliskiego lasu, porzucając broń, amunicję i plecaki. Po stwierdzeniu obecności innych oddziałów czeskich w okolicy, nasz pancerniak wrócił z powrotem do Chybia.
W dniu 29 stycznia trwały mniejsze starcia na całej linii frontu, przede wszystkim wokół Kisielowa, ale na linii kolejowej Pruchna–Drogomyśl panował względny spokój. Czesi przed planowanym na 30 stycznia uderzeniem ściągali na ten odcinek siły i uzbrojenie, które pozwoliłyby im przeciwstawić się „Hallerczykowi”. Niestety na południowym krańcu frontu, udało im się w tym dniu zająć Ustroń z niezniszczonymi mostami przez rzekę Wisłę.

Szarża „Hallerczyka”

Główne czeskie uderzenie nastąpiło 30 stycznia na całej linii frontu. Rano po godzinie 7:00 rozpoczął się atak na most kolejowy w Drogomyślu (z dwóch istniejących jeden zdemontowano całkowicie, a drugi częściowo, tak aby w każdej chwili można było go rozebrać). Czeski batalion z 8 pp. z Brna, wsparty artylerią i bronią maszynową zaatakował tak mocno, że odrzucił broniących przedmościa żołnierzy z 4 pp. Legionów. Na pomoc rzucono „Hallerczyka”, który około 10:30 ruszył z Chybia do kontrataku. Czeskie czołowe patrole już praktycznie wchodziły na most, którego cofający się polscy żołnierze nie zdążyli zerwać. „Hallerczyk” ostrzałem z dział i karabinów maszynowych odrzucił atakujących
i przejechał na zachodni brzeg Wisły. Tam spotkano się z dużymi siłami czeskiej piechoty, która wzdłuż torów kolejowych atakowała na most. Odparto je i zmuszono do szybkiego wycofania. „Hallerczyk” ruszył za cofającymi się i wydawało się, że dojdzie do masakry tych czeskich piechurów dobrze widocznych na ośnieżonych polach.

Jednak na tym odcinku, dowodził jeden z najlepszych czeskich oficerów tej wojny – mjr Silvester Bláha, który wcześniej zdobył Bogumin, Zebrzydowice i Kończyce Małe. Poinformowany 28 stycznia o obecności polskiego pociągu pancernego, przygotował się dobrze na jego odparcie. Do Pruchnej przerzucono czeski pociąg pancerny o nazwie „Brno II”. Oprócz opancerzonej lokomotywy, miał w swoim składzie tylko 3 wagony (opancerzony artyleryjski, opancerzony szturmowy i otwartą platformę), a załoga składała się z 21 ludzi. Jego dowódcą był por. František Berger, który wcześniej w warsztatach kolejowych w Brnie był konstruktorem pociągu. Na uzbrojenie czeskiego pancerniaka składała się tylko jedna armata górska kalibru 7,5 cm w obrotowej pancernej wieży oraz 6 karabinów maszynowych. Mimo tego, że był dużo słabszy, mógł podjąć pojedynek z „Hallerczykiem”, ponieważ oba pociągi jechał wprost na siebie i mogły prowadzić wzajemny ostrzał tylko
z części broni; „Brno II” z działa w obrotowej wieży, a nasz pancerniak z armaty ustawionej w pierwszym wagonie (w składzie przed lokomotywą).

„Hallerczyk” musiał się zatrzymać i podjąć pojedynek artyleryjski z czeskim przeciwnikiem. Po oddaniu około 20 strzałów, co najmniej dwukrotnie trafiono bezpośrednio „Brno II” i czeski pociąg w szybkim tempie zaczął się cofać. Według czeskich relacji pojedynek został przegrany ponieważ ok. godz. 14:00, nastąpiło uszkodzenie pancernej wieży lub lufy działa. Jednak bardzo prawdopodobne, że było to wynikiem trafienia jeśli nie bezpośredniego, to odłamkami lub nawet grudami zmarzniętej ziemi wyrzucanej w powietrze w wyniku eksplozji polskich pocisków artyleryjskich. Śmiała akcja czeskiego pancerniaka częściowo spełniła jednak swoją rolę, ponieważ osłoniła czeską piechotę, która w czasie tego pojedynku zdążyła wycofać się do Knajskiego Lasu. „Hallerczyk” ruszył za cofającym się „Brnem II”, ale przeciwnik szybko zniknął za zakrętem toru i odjechał na stację do Zebrzydowic. Nasz pancerniak prowadząc ogień z broni maszynowej do grupek czeskich żołnierzy, dojechał do stacji w Pruchnej. Kpt. Kozak przewidując zagrożenie zerwania torów na tyłach, już wcześniej w Dziedzicach wydzielił jeden z wagonów szturmowych, z karabinami maszynowymi, który z cywilną (nieopancerzoną) lokomotywą, cały czas poruszał się wahadłowo między mostami w Drogomyślu, a głównym składem pociągu w Pruchnej.

Tymczasem na stacji w Pruchnej ogniem dział i karabinów maszynowych rozproszono kolejne oddziały czeskie z I batalionu 28 pp. (tzw. „Praskie dzieci”), które tu zapewne czekały w odwodzie. Wysłano także patrole szturmowe, które rozbiły grupki czeskich żołnierzy biorąc do niewoli 9 jeńców, w tym dwóch rannych. Jednak cofający się z Pruchnej żołnierze powiadomili swoje dowództwo i artylerię rozlokowaną w okolicy o pozycji „Hallerczyka”. Kilka czeskich dział zaczęło ostrzeliwać naszego pancerniaka, który „odgryzał się” ogniem swoich. Kiedy jednak czescy artylerzyści wstrzelali się i pociski zaczęły padać o kilka metrów od składu pociągu, a wokół Pruchnej zaczęły się zbierać duże siły czeskiej piechoty, około godziny 16:00 „Hallerczyk” wrócił do Chybia. W czasie tego odwrotu zmarł jeden z czeskich rannych jeńców (sierżant Jan Gregor), który później został pochowany
w Chybiu.

Rozstrzygniecie na drugim krańcu frontu

Szarża „Hallerczyka” nie tylko wyeliminowała z walki czeski pociąg pancerny, który na dworcu w Zebrzydowicach musiał zostać do naprawy, ale także odrzuciła
i częściowo rozproszyła co najmniej jeden czeski batalion. Na tym odcinku, do końca bitwy Czesi już nie podejmowali kolejnych ataków. Późnym wieczorem posuwając się tuż przy granicy z pruskim (jeszcze) Górnym Śląskiem, Czesi zaatakowali Strumień. Po krótkim oporze, obsadzająca miasteczko kompania szturmowa 12 pp. ppor. Stanisława Łobodzińskiego, zgodnie z planem wycofała się na wschodni brzeg Wisły i wzmocniona posiłkami nie pozwoliła przeciwnikowi przejść przez rzekę. W tym czasie „Hallerczyk” powrócił na linię frontu, ale nie miał już żadnej okazji do walki, ewidentnie studząc czeski zapał do dalszych ataków.

Na całej linii frontu, aż po Kisielów mimo ciężkich walk udało się zatrzymać czeskie ataki. Nawet groźne wyłamanie w obronie na wschód od Kisielowa, aż po most w Lipowcu, udało się „załatać”, również dzięki kontratakowi żołnierzy z cieszyńskiego pułku na Nierodzim. Niestety utrata Ustronia i jego mostów przez Wisłę stworzyła zagrożenie okrążenia Skoczowa od wschodu. 30 stycznia czeskie patrole doszły aż pod folwark Woleństwo (ok 1 km od ujścia Brynicy do Wisły) i tylko opóźnienie w marszu do Ustronia dodatkowego czeskiego batalionu, uniemożliwiło silniejsze uderzenie po wschodnim brzegu Wisły jeszcze tego samego dnia.

Późnym wieczorem zapadający zmrok przerwał całodzienne walki, ale płk Latinik zdawał sobie sprawę, że następnego dnia przy podobnym natężeniu walk na całej linii frontu, uderzenie na Skoczów od południa, po obu brzegach Wisły groziło okrążeniem Skoczowa od wschodu. Patrole i milicjanci informowali o dotarciu spóźnionego batalionu do Ustronia, a jednocześnie o dwóch świeżych batalionach skoncentrowanych już w Gumnach. Na granicy Cieszyna, i Krasnej pozycje zajęła czeska 6-działowa bateria haubic kal. 15 cm, która 31 stycznia miała otrzymać brakującą amunicję i rozbić polską obronę w Kisielowie. W takiej sytuacji polski głównodowodzący uznał bitwę pod Skoczowem, bitwę o linię Wisły za przegraną i o godz. 18 wydał rozkaz o przygotowaniu odwrotu na zapasową linię obrony (Bielowicko- Grodziec – wzgórza na wschód od Górek Wielkich). Choć część żołnierzy protestowało, rozkaz został zatwierdzony przez Dowództwo Okręgu Generalnego w Krakowie i rozpoczęcie odwrotu wyznaczono na godz. 24:00. Na szczęście około godziny 20:00, do polskiego sztabu przybyli czescy parlamentariusze z propozycją zawarcia rozejmu. Polskie protesty na Konferencji Pokojowej w Paryżu wreszcie odniosły skutek i Ententa kategorycznie nakazała Czechom przerwanie działań militarnych. Minister Obrony Narodowej Václav Klofáč przetrzymał rozkaz przez cały dzień 29 stycznia i wysłała go oficjalnie do głównodowodzącego ppłk Josefa Šnejdárka dopiero 30 stycznia rano zwykłą pocztą, żeby dotarł do adresata jak najpóźniej.

Po przedłużeniu rozejmu, 7 lutego 1919 r. „Hallerczyk” powrócił na front ukraiński.

Pozor polský pancéřák!

Jak już wspomnieliśmy 28 stycznia „Hallerczyk” przeprowadził rekonesans, aż do dworca kolejowego w Pruchnej. Wieść o tym, że Polacy mają duży, dobrze uzbrojony
w broń maszynową i działa pociąg pancerny, błyskawicznie rozeszła się wśród czeskich żołnierzy. I wzbudziła wśród nich uzasadnione obawy i to nawet na drugim krańcu frontu. Wiemy o tym z relacji por. Jeronýma Holečka, oficera I batalionu 35 Pułku Strzelców Czechosłowackiej Legii Włoskiej. Dokładnie tego dodatkowego batalionu, którego opóźnienie w przybyciu do Ustronia 30 stycznia uniemożliwiło okrążenie Skoczowa po wschodnim brzegu Wisły jeszcze tego dnia.
Tak por. Holeček wspomina podróż batalionu pociągiem z Cieszyna do Goleszowa:
„…Jechaliśmy pomału i ostrożnie. Nagle rozległ się krzyk, że przeciwko nam jedzie polski pociąg pancerny. Wrota wagonów (towarowych) otwierały się na południe. Na łeb na szyje zaczęliśmy wyskakiwać z wagonów i na łące z rowu otworzyliśmy ogień. Oba pociągi zaczęły się cofać. Dawano różne znaki, machano rękoma i krzyczano, ale długo trwało nim się okazało, że niepotrzebnie strzelano…

Z przeciwka jechał czeski pociąg, który na linię frontu zawiózł zaopatrzenie i wracał do Cieszyna.

To zamieszanie spowodowane strachem przed „Hallerczykiem”, było jednym z powodów dla których 30 stycznia czeski batalion nie zdążył przed zapadnięciem zmroku w pełnym składzie skoncentrować się w Ustroniu.