Śląskość po pandemii i spisie powszechnym

0
879
fot. arch. autora
- reklama -

Druga epidemiczna wiosna jest jeszcze mniej radosna niż ta poprzednia. W pogodzie pewnie nic nadzwyczajnego się nie dzieje, bo zimno zwykle powraca aż do sławetnych „zimnych ogrodników” i „zimnej Zośki” w połowie maja, ale nie pamiętam, aby kiedyś za mojego życia kwiecień był taki śnieżny, pochmurny, ponury i depresyjny jak w tym roku. Słońca tyle, co kot napłakał. Wiosna grubo się spóźniła, śnieg sypał na skulone pąki magnolii, zieleni ani na lekarstwo, tylko czosnek niedźwiedzi rósł zdrowo i energicznie, ale widać taka już jego niedźwiedzia natura. W tych niewesołych okolicznościach pogodowych człowiek wolał nie wychodzić z domu, co sprzyjało dobrowolnej kwarantannie, kiedy się przewalała trzecia fala epidemii. Nie dość, że co dwa tygodnie przedłużano lockdown, to poczucie zagrożenia potęgowała jeszcze ptasia grypa, która rozszalała się na pobliskich fermach drobiowych. Marne widoki na capstrzyki, pochody, pierwsze majówki, matury, komunie i inne imprezy gromadne i masowe. Tradycje muszą ustąpić pod naporem plag. Albowiem tradycje, zarówno religijne jak i świeckie, nie powinny być kultywowane za cenę strat w ludziach. Po epidemii zmiany w tradycji, stylu życia, kulturze i tożsamości są nieuchronne.

W kwietniu Polska przodowała w statystykach ilości covidowych zgonów w Europie, a w Polsce województwo śląskie dzień w dzień przodowało w ilości zakażeń koronawirusem. Szczepienia szły nadal ślamazarnie, do przychodni nie można się było dodzwonić, karetki jeździły ciągle na sygnale, klepsydry nie mieściły się w gablotach, zakłady pogrzebowe pracowały na pełnych obrotach, kolejki do psychiatrów się wydłużały. Ekipa rządząca krajem nadal bezwstydnie i bezkarnie wychodziła na swoje, odkrawając prawa i swobody obywateli plasterek po plasterku jak salami, przerabiając społeczeństwo na swoją obskurancką modłę w cyniczny, hybrydowy sposób, a państwowa telewizja nadal uprawiała bezczelną propagandę i otumaniała widzów koktajlem z polityki, bigoterii i taniej rozrywki. Jesienny impet Strajku Kobiet zimą znacznie osłabł. Choć opady były obfitsze, niż się spodziewano, czarne parasolki już w takiej ilości jak pół roku wcześniej nie wychodziły na ulice. Zimą ludzie, chcąc nie chcąc, zgnuśnieli, zobojętnieli, może w końcu epidemia jakoś ich dopadła w trzeciej fali, w każdym razie zmęczyli się, także z powodu tęsknoty za niedawno zwykłymi i powszednimi formami społecznego życia. Nie trzeba im tego mieć za złe. W dodatku na ich skołowane, znużone i otępiałe głowy nałożony został obowiązek Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań. Spis jak spis, też niby rutynowa akcja w normalnym państwie. Ale akurat pod tą władzą, w tym reżimie, kwestionariusze sporządzone zostały zgodnie z obskurancką i arogancką polityką klerykalnego państwa narodowego. Jednak, mimo wszystko, jest to jakaś okazja, by wrócić do tematu śląskiego, by – zanim się coś wpisze do spisowej rubryki – odpowiedzieć sobie na parę podstawowych pytań, na przykład: kim właściwie jestem, a kim chcę być? Gdzie jestem, jeśli mieszkam tu – na Śląsku – i czy chcę tu nadal pozostać? Do jakiej wspólnoty przynależę? Czy jakaś wspólnota jest mi w ogóle potrzebna do życia? Czy jeśli mieszkam na Śląsku, to mam tożsamość śląską? A może, gdy stąd wyjadę, porzucę też swoją tożsamość, ponieważ będę chciał się przystosować do nowego otoczenia i innych warunków? A przez to przyjmę też coś z innej tożsamości?

Obecnej władzy państwowej w Polsce nie zależy na silnej, wyrazistej tożsamości Śląska. Po 1989 roku odżyły marzenia Ślązaków do autonomii, niezależności, uznania ich odrębności językowej i narodowej. Odpowiedzią na to były oskarżenia o zdradę, wypominanie dziadków w Wehrmachcie, przypisywanie do ukrytej opcji niemieckiej. W II Rzeczypospolitej województwo śląskie stanowiło zaledwie jeden procent obszaru całego państwa polskiego i przyznanie mu autonomii miało właśnie przyciągnąć tych, co się wahali, czy wolą być obywatelami państwa, które ma stolicę w Warszawie, czy państwa, którego stolicą jest Berlin. O wartości Śląska decydowało nie tyle narodowe poczucie jego mieszkańców, ponieważ plebiscyty i powstania śląskie tylko skomplikowały i zaciemniły sytuację, lecz gospodarka. Nie odmienność kulturowa, wielonarodowość, lecz twarde racje ekonomiczne. Śląsk był uprzemysłowiony, miał kopalnie, huty i przemysłową infrastrukturę
i dlatego był potrzebny Polsce, bo w 1920 roku Polska takiego przemysłu nie miała. Ustanowiona 15 lipca 1920 roku Autonomia Śląska miała osobne władze: ustawodawczą – Sejm Śląski – i wykonawczą – Śląską Radę Wojewódzką, a jej uprawnienia były bardzo szerokie. Nie obejmowały tylko polityki zagranicznej i wojskowości. Województwo śląskie, choć najmniejsze, było w przedwojennej Polsce najlepiej rozwinięte i najbogatsze. Przemysł należał głównie do kapitalistów niemieckich, także belgijskich i francuskich. Proporcja polskich i niemieckich posłów w Sejmie Śląskim zmieniała się, ale często większą rolę odgrywała przynależność partyjna. Najważniejszym organem władzy był wojewoda.
W urzędach mówiło się po polsku i po niemiecku. Administracja i sektor publiczny były
z biegiem czasu coraz bardziej polonizowane, lecz właściciele wielkich zakładów przemysłowych, a także wielcy właściciele ziemscy nie byli Polakami.
II Rzeczpospolita prowadziła wobec Śląska politykę kolonialistyczną – eksploatowała śląskie zasoby naturalne, przemysłowe i ludzkie ile wlazło. Po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę w 1939 roku Śląsk stał się obszarem rabunkowej gospodarki Trzeciej Rzeszy. Po wyzwoleniu, pod polskimi rządami komunistycznymi, Górny Śląsk był znowu obszarem poniemieckim, do tego stopnia wrogim i obcym, że aż trzeba było Katowice, jego stolicę, ideologicznie przemianować, zbolszewizować i napiętnować nazwą Stalinogród. Ślązacy mieli zbyt pogmatwany rodowód, niejednoznaczne koneksje, znacznie różnili się od innych obywateli PRL, nie pasowali do reszty, mieli swój charakter. A w dodatku Ślązacy są jeszcze zróżnicowani wewnętrznie. Kim innym jest Ślązak z Zabrza, kim innym z Mikołowa, a kim innym z Cieszyna. A Śląsk Cieszyński to już w ogóle jest coś innego, inne, bo habsburskie, austriackie, są tu podstawy cywilizacyjne z bliskimi, wielowiekowymi związkami z Wiedniem i Pragą. Od zarania dziejów był to obszar pograniczny i tranzytowy, wielokulturowy i transkulturowy. Dzieje Księstwa Cieszyńskiego są fascynujące przede wszystkim dlatego, że od XVI wieku są tu silini protestanci. Komuniści starali się tą śląską inność i śląskie zróżnicowanie zacierać i niwelować. Wypędzono Niemców, napłynęła fala repatriantów z dawnych kresów wschodnich, a tożsamość i mit śląskości wiązano przede wszystkim klasowo – z górnictwem i hutnictwem. W XX wieku, po Wielkiej Wojnie, historyczny Górny Śląsk przestał się liczyć jako całość przy podziałach administracyjnych, bez względu na to, kto przy nich majstrował – Niemcy czy Polacy, hitlerowcy czy komuniści. Powstawały administracyjne hybrydy, kiedy do Śląska przyśrubowywano Częstochowę czy Żywiecczyznę, a znaczna część Górnego Śląska została doszlusowana do województwa opolskiego. Śląska przestrzeń rozmywała się, stawała się coraz bardziej abstrakcyjna, traciła swoje dotychczasowe, historyczne znaczenie i tożsamość. Tylko w dekadzie gierkowskiej Górny Śląsk zaczął się modernizować jakby po swojemu. Jednak przez cały okres PRL przedwojenna Autonomia Śląska stanowiła tabu. Skazano ją na zapomnienie. Było, minęło, wydawało się, że już nie może powrócić.

Idea śląskiej autonomii jednak powróciła po 1989 roku. Powstał Ruch Autonomii Śląska, który z czasem zaczął odnosić nawet spore sukcesy. Nastąpił renesans śląskiej tożsamości, który po 2004 roku, po akcesji Polski do Unii Europejskiej, narastał na wznoszącej się fali euroentuzjazmu Polaków. Nowe procesy śląskotwórcze wymagały jednak czasu i sprzyjającej, otwartej na regionalizację, polityki państwa. Dzięki świadomej aktywności Ślązaków na rzecz własnej domowiny, języka i kultury udało się skodyfikować śląszczyznę, przełożyć do języka śląskiego niektóre arcydzieła światowej literatury, powstała nawet wikipedia w języku śląskim.

- reklama -

W podobny sposób w poprzednich wiekach tworzyły się narody. Pojawili się też wybitni, aktywni twórcy i rzecznicy śląskości, jak autonomistyczny działacz Jerzy Gorzelik czy świetny pisarz Szczepan Twardoch. W wyborach do sejmiku wojewódzkiego w 2010 roku RAŚ uzyskał 8,5 % głosów i wprowadził tam trójkę radnych. Cztery lata później uzyskał jeszcze lepszy rezultat. W 2011 roku w narodowym spisie powszechnym 847 tysięcy mieszkańców zdeklarowało narodowość śląską, choć przedtem nie udało się zarejestrować Związku Ludności Narodowości Śląskiej. W Warszawie oczekiwania świadomych Ślązaków wydawały się zbyt radykalne. Władze, zaskoczone popularnością śląskiego trendu, postanowiły dać mu odpór. Nie udało się przez Sejm przeprowadzić ustawy o nadaniu językowi śląskiemu statusu języka regionalnego. Władze szły na przeczekanie, liczyły na wewnętrzny rozłam RAŚ i podlizywały się górnikom, którym – jak się okazało – śląskość nie była tak potrzebna, jak kopalnia. Za władzy PiSu, kiedy rozjątrzyła się wojna polsko-polska, w wyborach samorządowych 2018 roku, śląskie ugrupowania przegrały z kretesem. Czy poczucie śląskiej odrębności i entuzjazm Ślązaków do autonomii w ciągu kilku lat wyparowały? PiSowskie władze centralne wzmogły też jakby nie dokończoną polonizację Górnego Śląska, kokietowały defiladami, wsparciem dla lokalnych narodowców i obietnicami dla górnictwa.

W międzyczasie likwidowane były ważne śląskie instytucje, które w otwarty, nieszablonowy sposób kultywowały śląską tożsamość, na przykład miesięcznik „Fabryka Silesia”. Po 2015 roku nacjonalistyczne partyjniactwo starało się zepchnąć w niebyt wartości ponadnarodowe, europejskie, a przy tym regionalne – śląskie. Narzucało swoje wartości, oferowało jakieś swoje mity, wspólnoty i kulty, jakieś nowe organizacje, obchody i instytucje.
Problem polega właśnie na tym, że przynależymy jednocześnie do wielu różnych wspólnot, o których istnieniu nawet sobie nie zdajemy sprawy. W tych wspólnotach mamy jakieś swoje udziały. Jak mocne? Trudno powiedzieć. W dużym stopniu zależy to od nas samych, od naszej świadomości, naszego wyboru, od wartości, na których nam zależy, od naszych upodobań. Ale sporo w miejscowej specyfice kulturowej się zatarło, przemieszało z jakimiś domieszkami, elementami nowymi i innymi, których tu przedtem nie było. Ale to jest naturalne, bowiem świat ciągle się zmienia, a życie to nieustanny proces. Wielokulturowy tygiel na tym właśnie polega, że muszą się ze sobą spotykać i docierać różne wartości, stela i nie stela, dawne i nowe. Sytuacja jest dynamiczna, koronawirus trochę przyhamował impet różnych zmian, przymknięto granice, zmniejszył się ruch osób, niektóre branże popadły w wielkie tarapaty, ludzie, którzy stracili pracę, szukali nowych możliwości zarobkowania, zamarły szkoły i instytucje kultury, aktywność przeniosła się do sieci. Zamiast Ślązakami, ludzie są teraz bardziej fejsbukowcami i tłiterowcami. Są fanami, klubowiczami i kibicami, oglądaczami seriali i kanałów sportowych. To są nowe wspólnoty, nowe masowe kulty. Ludzie są też bardziej konsumentami produktów i klientami sklepów niż wyznawcami religii. Ich bogiem jest przede wszystkim pieniądz, który im daje nie tyle wolność, ile możliwość przyjemnego spędzania wolnego czasu. Na tym polega obecnie zbawienie. Czarnym watahom motocyklistów, którzy przyjeżdżają podczas epidemii na Jasną Górę nie zależy na Bogu Abrahama i Jakuba czy Ewangelii Chrystusa. Im zależy na tym, żeby swobodnie jeździć na motocyklu, bo motocykl im daje namiastkę wolności, a także frajdę motocyklowej wspólnoty. Zbawienie polega na frajdzie w wolnym czasie już teraz. A wolnego czasu będzie coraz więcej, bo będzie coraz mniej pracy, tej poczciwej, tradycyjnej pracy, do której trzeba było wcześnie wstać, by zdążyć na pierwszą zmianę. Wolnego czasu będzie tyle, że nie będzie wiadomo, co z nim zrobić, zwłaszcza, że stale będą grozić epidemie i ptasie grypy, a takie czy inne władze będą coraz częściej naszą wolność ograniczać i kontrolować.

Koronawirus ponownie pokazał wyjątkowość obecnego województwa śląskiego, które oczywiście, z dawnym Śląskiem już niewiele ma wspólnego. Jedno z istotnych teraz śląskich pytań brzmi: do jakiej dawności, do jakiej śląskiej tradycji można się tu jeszcze dziś odwoływać? Bo dawny Śląsk już niemal nie istnieje. Śląskość trzeba zdefiniować na nowo, sformułować dla niej odnowioną, zmodyfikowaną identyfikację, zwłaszcza identyfikację duchową, która może nawiązywać do tej dawnej, lecz niekoniecznie kurczowo, dogmatycznie i we wszystkim. Co z tej dawnej tradycji wybrać? Na czym można budować? Europa po koronawirusie musi stać się bardziej zjednocznona, ponadnarodowa, odporna na wirusy, także na wirusy postprawdy, obłędnych teorii spiskowych i agresywnych populizmów. W dużym stopniu pozostaje aktualne i dotyczy także Śląska Cieszyńskiego to, co w 2005 roku napisał Kazimierz Kutz: Chodzi o to, że mamy tu do czynienia z wyjątkową sytuacją, inną niż w pozostałych regionach Polski ze względu na uwarunkowania historyczne czy gospodarcze. Tutaj problemy są nieporównywalne z żadnymi innymi
w Polsce. W związku z tą sytuacją trzeba budzić ducha obywatelskiego. Ślązacy powinni zrozumieć, że jeżeli nie będą organizować się sami, w ramach organizacji pozarządowych, polskiego prawa i konstytucji, to polskie państwo po prostu im nie pomoże. Śląsk znalazł się w dziurze poprzemysłowej, w dziedzicznej nędzy klasowej, w związku z czym powinien w sposób przemyślany i całościowy czerpać z możliwości, które daje Unia Europejska. Bez skamlania należy wykorzystywać wspólną energię i działać w oparciu o mądrą elitę, która już na Śląsku istnieje. Śląsk w gruncie rzeczy może być samowystarczalny nie tylko
w oparciu o bazę materialną, ale przede wszystkim o sferę duchową, która jest podstawą prawidłowego pojmowania postaw obywatelskich we współczesnym państwie. Przyszła Europa będzie Europą regionów, a Śląsk jest regionem w każdym sensie: ma swoją własną kulturę, swoją straszną przeszłość i los zdziczałego pejzażu postkapitalistycznego. Ta własna duchowość powinna wspierać znój współczesnych Ślązaków.

Wybierzmy zatem odnowioną śląskość – opcję otwartą, ponadnarodową, różnorodną, tolerancyjną, europejską, ekumeniczną, ale świecką, wrażliwą wobec ludzi i natury, sprawiedliwą klimatycznie. Dobrosąsiedzką, partnerską, zrównoważoną, bez czarnych dymów i dzikich wyspisk w lasach. Odnowiona śląskość niech nam będzie lokalnym spoiwem najważniejszych wartości odnowionej po pandemii Europy.