Historia Cieszyna jest niezwykła i z pewnością godna poznania. Miasto zachwyca pięknymi kamienicami, uliczkami i zabytkowymi miejscami, które przetrwały najtrudniejsze. Przepełnione pamiątkowymi tablicami, pomnikami i znakami drogowymi. Nadolziański gród pełen jest paradoksów, pomyłek i wielkich stereotypów, ale to również miejsce wspaniałych ludzi, różnych wyznań i miejmy nadzieję lepszej przyszłości.
Cieszyn słynie z tego, że jest miastem, w którym mieszkańcy zaczarowani jego urokiem wciąż postrzegają rzeczywistość, przeszłość i przyszłość zupełnie inaczej. Jakby ludzie zastygli i bali się zrobić krok w którąkolwiek stronę. Kiedy parę lat temu przyjechałam do Cieszyna, oczarowało mnie, podobnie jak wszystkich. Gdy co jakiś czas dawałam upust swoim zachwytom moi rozmówcy patrzyli zdumieni, jakbym mówiła o zupełnie innym mieście. Dzisiaj ich zdumienie rozumiem bardziej i choć nadal mnie to miasto zachwyca, to uczę się je bardziej czuć niż tylko obserwować.
Znam już prawdziwą historię powstania Studni Trzech Braci, zalety i wady posiadania Browaru.
Przyjrzałam się cieszyńskim Żydom, z których na siłę chce się teraz zrobić ortodoksów, choć nigdy nimi nie byli. Oni sami ortodoksyjnych Żydów widzieli podczas wypraw do Krakowa. Na starych fotografiach nie odróżnimy ich od innej części mieszkańców, ale wciskamy ich w ramy stereotypów, które są nam wygodne, które są bardziej atrakcyjne do pokazania światu.
Wiem też, że już nigdy nie pojedzie tutaj tramwaj, choć na wyrost przypisujemy mu symbol świetności minionych lat. Nie potrafimy się pogodzić, że tamte czasy minęły bezpowrotnie.
Oswoiłam się z myślą, że piękny teatr będzie, jak był, tylko sceną do wynajęcia i, że Święto Trzech braci jest tu najważniejszą imprezą w roku. Pogodziłam się również z tym, że Kino na Granicy lata świetności ma już za sobą, a Festiwal Teatralny wciąż jest przez mieszkańców niedoceniony. Poznałam wielu wybitnych cieszyniaków, którzy podnoszą prestiż tego miasta, choć wciąż niewidzialni snują się samotnie uliczkami, ciągnąc za sobą nadzieję, że może kiedyś… Zobaczyłam też Cieszyn walczący, aktywny ze znaną każdemu społecznicą Joanną, która krzyczy przez megafon stając w obronie każdego, kto tej obrony potrzebuje. Zwiedziłam Uniwersytet, który kształci młodych ludzi, a później puszcza wolno w świat nie starając się ich zatrzymać.
Polityka miasta no cóż… może wystarczy powiedzieć, że jest. Tu chęć zmian zapala się przed wyborami, a gasi jednym zdmuchnięciem tuż po. Wszystko, co było wcześniej błędne, brudne i do zmian przeistacza się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w cud nad Olzą. Jakby ktoś wyrzeźbił formę w którą wchodzi każdy kolejny włodarz, która pasuje na wszystkich, ale odbiera swobodę ruchu i możliwość działania.
Pomimo tych wszystkich wad, które można wyliczyć również w każdym innym mieście, patrzę na Cieszyn jak na zaczęty obraz, który może kiedyś uda się dokończyć tak, że będzie mógł zachwycić na nowo.
Ale na razie nawet Bóg w Cieszynie ma inaczej na imię.
By dostrzec inne imię Boga trzeba znać dobrze język hebrajski, a przede wszystkim odwiedzić cieszyński kościół pw. świętej Marii Magdaleny. Nad ołtarzem widnieje piękny rzeźbiony trójkąt, symbol, który można spotkać w wielu kościołach katolickich na całym świecie. Często znajduje się on w centralnym miejscu dekoracji, a więc musi przedstawiać coś albo kogoś bardzo ważnego. Wygląda jak słowo złożone z czterech liter, które jednak dla większości ludzi są zupełnie nieznane. Cztery owe litery, namalowane lub wyryte, są przeważnie umieszczone w trójkącie okolonym promieniami.
Słownik określa go specjalnym słowem pochodzenia greckiego, oznaczającym właśnie „cztery litery”. Słowo to brzmi „tetragrammaton”. Definicja jego wyjaśnia, że chodzi tu o „cztery hebrajskie litery (הוהי), zazwyczaj transliterowane JHWH albo JHVH, które się składają na biblijne imię Boga”.
Dla Hebrajczyków Imię JHWH, jak i Jego słowo, było rzeczywistością, której nie można było oddzielić od osoby Bożej, rzeczywistością samą w sobie, istniejącą obok samej osoby. Tradycja rabinacka rozwija jeszcze bardziej kult imienia Bożego. Jak wiadomo przez szacunek imię Jahwe, tetragrammaton, nie było nigdy wymawiane poza jednym razem, gdy arcykapłan w Dniu Pojednania wymawiał je w świątyni Jerozolimskiej.
W Cieszynie występują dokładnie takie same litery, jak we wspomnianym tetragramie JHWH, jednak nie są ustawione w odpowiednim porządku. Obecnie słowo, które widnieje w zwieńczeniu ołtarza to HJHW (והיה) i nie znaczy „JHWH = Jestem, który jestem” tylko: „HJHW = Niech tak będzie”.
Albo więc ktoś zrobił błąd w układzie liter (Andrzej Kasper Schweigl z Brna w 1794 roku lub renowatorzy w latach 1962 – 1967) albo jest to celowe. Kto wie? Osobiście bardziej podoba mi się cieszyńskie imię Boga.
Być może jest to wyraz boskiej akceptacji naszej rzeczywistości. Skoro tak ją sobie urządziliśmy, to „Niech tak będzie”. Z drugiej strony można odczytać, że nie tylko ten Bóg jest, ale jako obietnicę, że będzie. Pozostaje mieć nadzieję, że skoro ów napis przetrwał tak długo, to nikt nie będzie go teraz zmieniał.
(Artykuł, a przede wszystkim naukowa jego część powstała dzięki uprzejmości i wiedzy dra Jacka Proszyka)