W tramwaju z tatą – dbaj o swoją DRUGĄ POŁOWĘ

0
1168
fot. arch. SPOT
- reklama -

Dni stają się coraz krótsze, a oczekiwanie na kolejny tramwaj jakoś dłuższe. W każdym składzie jest coraz ciaśniej. Każdy gna przed siebie i dla wielu z tych osób, przystanek tramwajowy jest jedną z niewielu okazji do odpoczynku. Jak to się ma do kolejnego felietonu?

Masz dzieci? Dbaj o tą osobę, które pomogła Ci je mieć – o swoją Drugą Połowę.

Jakoś tak się układa w moim życiu zawodowym, że z nadejściem jesieni i pierwszych odczuwalnych dla mnie chłodnych powiewów – staję się bardziej nerwowy.
W mojej branży okres jesienno-zimowy to rozpoczęcie sezonu na produkt i usługę, z których żyję na co dzień.

Tak czy owak przez resztę roku nie mogę narzekać na nudę, bo moja familia nie pozwala mi się nudzić, a moja dwójka pociech chyba codziennie odbywa swego rodzaju naradę. Myślę, że dzieci potrafią się jakoś komunikować i ustalać nowe metody działania, które wywrą oczekiwany wpływ na rodzica. Nowe słowa, nowo zdobyte szczyty fotela, rajd przez salon itd. Zaskakują nas i co oczywiste skupiają naszą – rodziców, uwagę.
Więc moja uwaga jest ciągle gdzieś skupiona – dzieci, praca, projekty, rata za ekspres, jakiś stukot w samochodzie, czytana właśnie książka itd. Ciągle gdzieś krążę.
W całym tym natłoku zapominam o jednym punkcie, na który powinienem zwrócić szczególną uwagę. Mowa o mojej żonie, a w Waszym przypadku o swoim partnerze życiowym.

- reklama -

Obejrzałem kiedyś jeden z tych motywujących filmików na popularnym portalu społecznościowym. Slajdy ukazujące młodych, zakochanych ludzi, spoglądających na siebie z pasją i oddaniem, były uzupełnione poruszającymi słowami. Kolejne obrazy budowały klimat i stopniowo uwalniały pokłady serotoniny w moim mózgu. Wzruszałem się coraz bardziej.

Na kolejnych obrazkach ukazywała się już rodzina z małymi dziećmi, które dorastały, aż opuściły rodzinne gniazdo. Ślad upływającego czasu był widoczny na twarzach rodziców ale ciągle mogli patrzeć na siebie z pasją. Dla mnie piękna wizja.
Pamiętam również jak podczas nauk przedmałżeńskich, prowadząca zajęcia wspomniała o ciekawej rzeczy. Mianowicie podkreślała wielokrotnie razem ze swoim mężem, iż dzieci nie są najważniejsze w związku, rodzinie. Dla niektórych może to być swego rodzaju szokująca opinia. Skąd się wzięła?

Każdy etap związku jest inny i każdy związek inaczej się rozwija, ewoluuje. Jednak jakby nie było, pasja i ten błysk w oku, gdy patrzymy czy mówimy o naszej drugiej połówce są tożsame dla każdej relacji. Wraz z pojawieniem się dzieci, ten blask może zanikać i jest przenoszony na nie. Nasze dzieci są naszym skarbem, czymś co jest unikatowe i niepowtarzalne. Nikt i nic na świecie nie może się z nim równać. Są częścią nas ale nie są nami. Z wiekiem stają się coraz bardziej niezależne i uświadamiają nam, że stworzyliśmy coś wspaniałego i niezależnego od nas. W tym galopie i zachwycie może się zdarzyć coś dziwnego. Nagle nasza uwaga zostaje skupiona na dzieciach i ich potrzebach niemal w całości. Nie ma nic złego w tym, że o nie dbamy i poświęcamy się dla nich. Należy to robić. Weźmy jednak pod uwagę fakt, że zanim pojawiły się dzieci – byłeś Ty i Ona – Twoja Druga Połowa. Może byliście młodzi i głupi, zakochani. Może spędzaliście beztrosko czas nad stawem, ciesząc się ciepłem sierpniowego słońca. Może jedyne Wasze zmartwienia dotyczyły tego czy na kolacje mama zrobi budyń czy skończy się na kanapkach. Czas płynął, jakby zawsze miało tak być – jakby to letnie słońce miało zawsze tak samo świecić – dla Was. Rozmawialiście o wszystkim, lub prawie o wszystkim. Walczyliście o każdą wolną chwilę, by spędzić ją razem. By trzymać się za ręce, całować i słuchać muzyki. Tylko to się liczyło.

Pojawiły się wyzwania. Szkoła, matura, pierwsza praca, egzaminy, rozłąka. Jakiś kryzys, na szczęście przezwyciężony. Nadal byliście Wy i świat. Potem pojawił się mały cud, a z czasem może kolejne. Nie mogliście już pojechać na wymarzone wakacje. Możliwe, że ktoś musiał zrezygnować z pracy a druga osoba zwiększyła wysiłki by utrzymać rodzinę. Niemal każdą wolną chwilę poświęcaliście dzieciom. Wasze rozmowy stały się płytsze i w ogóle rzadziej miały miejsce. Nadal kochaliście siebie i swoje dzieci, mimo nowych wyzwań. Wiecie jak to jest. Coś się wyprostuje, załatwi a tu nagle pojawia się nowa kłoda pod nogami od losu. Razem dajecie radę i się nie poddajecie. Mimo tego, że dzień kończy się ok. 20 i oboje zasypiacie z maluchami. Czasem uda się Wam coś obejrzeć na smartfonie bez dźwięku, tylko z napisami – by nie obudzić śpiących dzieci:).
Gdzieś w oddali świadomości pojawia się refleksja i pytanie jakie zadałem mojej żonie podczas ubierania dzieci po wieczornej kąpieli – kochanie, co będziemy robić o tej porze jak dzieci dorosną?

No właśnie. Jeśli za bardzo oddajemy siebie dzieciom, może się okazać, że po latach dawny blask zgasł i trzeba wiele pracy by go na nowo odnaleźć. MY byliśmy zanim pojawiły się dzieci, byliśmy, gdy one był z nami od momentu, gdy ktoś oznajmił – kochanie, będziemy mieli dzidziusia. MY będziemy również, gdy ONE wyruszą w świat i ze swoimi Drugimi Połówkami będą tworzyć swoje MY. Dlatego pamiętajmy o naszych Partnerach i Partnerkach życiowych. Oni są naszym fundamentem i bez nich nie byłoby NAS i naszych dzieci.

Rozpocząłem pisanie tego felietonu 15 września, w dniu gdy poznałem moją żonę, 15 lat temu. Dowiedziałem się też, że dzień 15 września jest dniem doceniania żony. Fajna sprawa. Nie zachowałem się tak jakbym tego chciał w tym dniu ale mam nadzieję, że moje słowa pomogą mnie i Wam dostrzec piękno i znaczenie Waszych Drugich Połówek Pomarańczy. Oby były słodkie:).

O czym za miesiąc? Mam już tytuł – Tata sam na polu walki. Rzecz o radzeniu sobie z dziećmi, gdy mamy nie ma w pobliżu.