Miłość w korporacji – część 14

0
1406
fot.arch. Spot
- reklama -

suche kłącze
gnuśna istota
pech jałowych opowieści
tym byłem
gdy śniłem
o Tobie
teraz
zasilany czułością
płynę do Ciebie
słowami

Róża i drużyna pierścienia

Korporacja zafundowała wyjazd integracyjno – edukacyjny dla wszystkich pracowników Ołpenspejsu. Na tak zwany docel wybrano jeden z prestiżowych hoteli na dalekiej północy. Miało być kolorowo, sycie, obficie, hulaszczo, frywolnie, akuratnie, nachalnie, oczojebnie. Miał być opór. Hotel wybudowany w stylu polskiego eklektyzmu był swobodną mieszanką akcentów barokowych, późnoegipskich, z elementami indyjskiego Tadź Mahal. Wszystko tu się błyszczało i mieniło. Ciężkie od kryształów żyrandole, gęste tralki, masywne kolumnady, gorliwe złocenia, szczodre marmury, strzeliste lichenie, służalcze wrota i niekończące się korytarze ze zminiaturyzowaną obsługą. Wnętrza emanowały paletą gryzących się kolorów w najjaskrawszych barwach. Współczesne sanktuarium transformujące świętość w zmysłowe uciechy.

Janusz przesiedział w luksusowym jacuzzi całe popołudnie w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Nie rozmyślał. Pozwalał ciepłym falom bulgoczącej cieczy ogrzewać zamęczone przez psychikę ciało. Pustka jego duszy stawała się mniej dotkliwa; miał wrażenie, że woda przenika cielesną barierę, przedostając się do wnętrza i kojąc rozliczne niepokoje.
Gdy delikatna fala borowiny dotarła do niego, spojrzał w stronę tworzącego ją źródła. Obok – w bezpiecznej odległości wykluczającej intymność – zanurzyła się kobieta. Na jej ramieniu, tuż ponad bulgoczącą taflą uzdrawiającej wody, wyrastała wytatuowana róża. Przez chwilę przyglądał się jej zaciekawiony i niewykluczone, że ta chwila była nieco zbyt długa i natarczywa.
– Nie wyobrażaj sobie nic Janusz – warknęła nosicielka tatuażu.

- reklama -

Grażyna…

Pozbawiona biurowego uniformu wyglądała odmiennie. To dlatego jej nie poznał przy pierwszym spojrzeniu. Tak zapatrzył się w czerwoną różę, która wyłaniała się z pieniących się bałwanków, że nie zauważył towarzyszki korporacyjnej niedoli.
Odwrócił wzrok. Popatrzył na stojącą nieopodal sztuczną palmę i otaczający ją hotelowy anturaż.
– Zryta osobowość – pomyślał o Grażynie w zaciszu swego wnętrza, udając, że jej obcesowość nie sprawiła mu żadnej przykrości.
– Niezły styl – powiedział gdzieś przed siebie uciekając z tematem do przodu.
– No co Ty?! – mruknęła Grażyna znad bulgoczącego jacuzzi – to wizja luksusu według kiepskich.
– Mi się podoba – powiedział przekornie.
– Eh, to eklektyzm mejd in poland –
– Dla mnie raj – powiedział zaczepnie
– Raj ??? – zawyła boleśnie – to raczej architektoniczny Mordor nie mający nic wspólnego z dobrym stylem –
– Kolorowo, ciepło, przytulnie, zamknięta przestrzeń, jak w łonie matki – nie poddawał się Janusz.
Zapadła krępująca cisza zdominowana przez wymowne, pełne litości spojrzenie, na które zasługują tylko gatunki niższe.

Θ

Kiedy Janusz zapatrzył się w tatuaż Grażyny, obraz wieńczącej go Róży zapisał się w jego pamięci. Ponieważ była to pamięć krótkotrwała, po chwili musiała ustąpić miejsca kolejnym doznaniom. Została wiec zepchnięta na jej brzeg, z którego wkrótce spadła. Niechybnie skonałaby gdzieś zapomniana w odmętach Januszowej psychiki, gdyby nie jej kolor. Intensywna czerwień zakotwiczyła ją na granicy świadomości; pozwoliło jej to umocnić się, nabrać wigoru i w takim stanie przebić się w dół. Zaczęła powolne opadanie w odmęty Januszowego wnętrza. Gdy ten wciąż rozmawiał z Grażyną, Róża – nabrawszy świadomości – rozpoczęła swój autonomiczny żywot, realizując zadane jej przeznaczenie.

Θ

Grażyna nie dawała za wygraną.
Łaskawie wyjaśniła Januszowi, że takie hotele buduje się dla przedstawicieli tak zwanej „klasy aspirującej”, czyli takich jak on i ona trybików w korporacyjnej maszynie, takich jak oni niewolników systemu. Ma to zaspokoić potrzebę uczestnictwa w luksusie i stać się namiastką konsumpcji charakterystycznej dla klas wyższych. Ergo, wybierając taki hotel korporacja traktuje pracowników jak idiotów.
– Popatrz na program wyjazdu – mówiąc to ukazała mu lekko zamoczoną ulotkę a tam przewidziane na wieczór wykłady motywacyjne z cyklu „Bądź dyrektorem swojego życia, bądź pozytywnym wojownikiem”. Masakra !!! Dla zainteresowanych dalszym osobistym rozwojem przewidziano spotkanie z nauczycielem i przewodnikiem duchowym, który przeprowadzi warsztat uzdrawiania z archaniołami z pomocą licheńskich kryształów oraz umożliwi wybranym inicjację poprzez uaktywnienie tzw. „trzeciego oka”.
– Trzeciego? – zapytał Janusz.
– A nie wiedziałeś, że masz? – zapytała ironicznie Grażyna
– A mam? –
– Pewnie, że masz – odparła poirytowana – o tu !!
Mówiąc to zakreśliła kółeczko na czole i znacząco spojrzała na Janusza.
– Ty jędzo – już prawie powiedział do niej Janusz, ale udało mu się w ostatniej chwili zatrzymać słowa.
– Ten program to totalne bzdety – nie przestawała perorować zdenerwowana Grażyna – ich celem jest odwrócenie naszej uwagi od panującego w korpo wyzysku –
Miała wyraziste poglądy.
– Jedyne co jest w tym wszystkim prawdziwe – kontynuowała łajanie korporacyjnej rzeczywistości – to czekająca nas najebka i wyżerka, czyli mówiąc bardziej kulturalnie, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. –

Θ

Róża powoli opadała w dół. Trwało to tak długo, że zasnęła. Na samym dnie odbiła się jak na trampolinie od Januszowej duszy i ocknęła. Rozejrzała się dookoła.
– Jak tu smutno – pomyślała.
U większości ludzi na pograniczu duszy i psychiki trwa nieustanna wymiana. Psychika atakuje duszę myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Ta odpowiada zwykle wiarą, nadzieją i miłością. Lecz Januszowa dusza cierpiała. Przestała przyjmować Boskie sygnały i stała się samotną wyspą.
Róża wykorzystała komin bezgranicznego spleenu, który wywiewał melancholię z najgłębszych zakamarków Januszowej duszy, na powierzchnie – do Januszowego Ego. Zabrała się z nim – jak windą – do sekcji popędów. W odpowiednim momencie wyskoczyła i prawie zginęła nadziewając się na łańcuchy i zasieki, które krępowały świat pragnień i fantazji.
– O mamo – pomyślała i przyczepiła się do jednej z wystających fantazji, rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że ściany sekcji popędów usłane były kobiecymi piersiami.
– Nie jest tak źle jak mi się wydawało, damy radę – pomyślała i poluzowała jeden z łańcuchów.
To wystarczyło, żeby wyciągnąć kilka stłumionych pragnień, posadzić w kręgu i uczynić z nich grupę inicjatywną. Róża przedstawiła się.
– Jestem Róża, ślad pamięciowy po tatuażu na ramieniu Grażyny. Janusz mnie zobaczył, zauważył, spodobałam mu się, lecz chwilowo o mnie zapomniał. Ale ja nie zapomniałam o nim. Zostałam tu przysłana przez siły wyższe mi nieznane, aby uwolnić astenicznego Janusza od rozterek związanych z Leną. Naszym celem jest zbliżyć go do Grażyny.
Wypowiadając imię Grażyny zatrzepotała czerwonymi płatkami.
– Trzeba Janusza wyrwać z wielkiej smuty i niekończącej się żałoby po Lenie. Trzeba zainteresować go inną kobietą. Ociekająca borowiną, półnaga Grażyna stanowi doskonałą partię dla naszych działań.
Januszowe pragnienia i fantazje słuchały zaciekawione.
– Będziemy jak drużyna pierścienia!!! – zakrzyknęła motywacyjnie, co wzbudziło entuzjazm słuchaczy, u niektórych tak duży, że omsknęły się i wpadły do

rozlanego nieopodal rozległego bagna pesymizmu i niewiary. Tamże utonęły.
– Nie będzie łatwo – powiedziała do siebie i nie poddając się, uzupełniła brak o kolejne – coraz odważniej spoglądające na zewnątrz – pragnienia –
– Dobra, pierwszy krok uczynion – pomyślała i podążyła dalej.

Θ

Grażyna czytała dalej ulotkę z programem wyjazdu.
– Po warsztatach, dla chętnych noc z Terminatorem, czyli wszystkie cztery odcinki serii. –
Zapadła cisza.
– Noc z Terminatorem? – w głosie Grażyny wyczuwalne było delikatne drżenie niepewności.
Pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Teraz już nie mogli uciec przed tym, przed czym uciekali od ponad roku. Temat tabu ich wzajemnej relacji, słynna scena z kanciapy, wróciła niespodziewanie i stanęła im przed oczami ponad bulgoczącą cieczą. Każdemu z innej perspektywy.
Przez chwilę milczeli o tym samym.
Wiesz… – Janusz pierwszy zebrał się za mówienie
– Proszę… daj spokój – przerwała mu Grażyna – byłam wtedy bardzo zdesperowana i zachowałam się jak skończona kretynka. –
– Ze mną też nie było lepiej – powiedział Janusz – tekst z Terminatora kompletnie mi nie wyszedł.
– No nie sprawdził się – przyznała mu rację Grażyna – a jak to brzmiało?
– I’ll be BACK –
– YOU WILL BE BACK? Hehe 🙂 – zaśmiała się i dodała z przedziwną nutą w głosie – ale nie wróciłeś kolego?
– No nie, nie wróciłem. Ale robienie przekładki ala Sharon Stone z bielizną też bezcenne. –
– No java – powiedziała rozbawiona Grażyna – mega sytuacja.

cdn…