Gdy miałem kilka lat wymyślałem z kolegami rozmaite zabawy. W każdej z nich udawaliśmy postaci, którymi chcielibyśmy być, np. rycerzy, policjantów czy żołnierzy. Tworzenie baz i walka z „wrogiem” za pomocą sztucznych karabinów zajmowała nam całe popołudnia. Ponadto rozwijał się przemysł gamingowy, proponujący coraz lepiej opracowane graficznie gry o tematyce wojennej. Wojna w filmach i serialach wydawała się wspaniałą przygodą. Jednak z czasem, czytając o ofiarach tych konfliktów, zaczynałem rozumieć, jak wiele zła może zdziałać karabin. Dzisiaj, kiedy temat wojny stał się codziennością, już niemal każde dziecko zna słowa Bayraktar czy HIMARS. Czy zatem tematyka militarna jest odpowiednim zainteresowaniem dla najmłodszych i dobrze na nich wpływa?
Ciężko znaleźć festyn, podczas którego nie spotkalibyśmy chłopca niosącego plastikowy pistolet. Zakup takiej zabawki niejednokrotnie jest ogromnym wyzwaniem, szczególnie w kwestii wyboru jednego, spośród mnogiego asortymentu. Dla większości rodziców karabin na kulki to zabawka jak każda inna. Ewentualnie rozróżniają wielkość oraz oczywiście cenę, która często zwala z nóg. Czy dzieci również nie znają się na broni, zarówno tej imitowanej, jak i autentycznej? Nic bardziej mylnego – tylko jak się tego dowiedzieli?
PRAWO CZY RODZICE – KTO STAWIA GRANICE?
W epoce gier komputerowych, szczególnie tzw. strzelanek, takich jak „Battlefield”, „Counter-Strike” czy „Call of Duty”, wiele dzieci – szczególnie chłopców – już w szkole podstawowej zna wiele odmian broni palnej, włącznie z kalibrami i pojemnościami magazynków. Nazwy Famas, AK-47, Desert Eagle czy Glock są przez nich używane na bieżąco, podczas rozmów na szkolnym korytarzu. Poznali je w grach, ale są to także rzeczywiste narzędzia bojowe. Czy to nie paradoks, że pokolenia, które odbyły zasadniczą służbę wojskową, mogłyby usłyszeć wiele nowinek o ekwipunku militarnym z ust uczniów szkoły podstawowej?
Kluczowym zagadnieniem, w przypadku gier komputerowych, jest brak kontroli wieku użytkowników. Podczas zakupu gry na terenie Unii Europejskiej, na opakowaniu można dostrzec napis PEGI, który jest skrótem od angielskich słów Pan European Game Information (ogólnoeuropejski system klasyfikacji gier) oraz cyfrę oznaczającą sugerowany minimalny wiek osoby, dla której jest ona przeznaczona. Dodatkowo umieszczane są również piktogramy, wskazujące jakie treści mogą pojawić się w czasie rozgrywki, np. przemoc, wulgaryzmy czy narkotyki. Większość „strzelanek” jest adresowana do osób w wieku powyżej 16. i 18. roku życia, ale w istocie oznaczenia mają wyłącznie charakter informacyjny, a kasjerzy nie mogą odmówić sprzedaży gry. Nawet jeżeli pojawiłyby się prawne ograniczenia, to zakupu można dokonać również na platformach cyfrowych, na których ograniczenia wiekowe są ignorowane i łatwo omijane. W efekcie już najmłodsze dzieci oglądają sceny przemocy, tryskającą zewsząd krew i śmierć na ekranie komputera. Można by powiedzieć, że przecież to samo mogą zobaczyć w telewizji. Różnica pomiędzy filmami akcji a grami jest taka, że w tych drugich bierze się czynny udział, a zabicie człowieka jest ukazane jako jedna z misji do wykonania.
Anna Wąsik, psycholog i psychoterapeutka, na co dzień spotyka się z problemami dzieci i młodzieży i zwraca uwagę na wiodącą rolę dorosłych i ich więzi z dziećmi, jako kluczową w ochronie najmłodszych przed nieodpowiednimi przekazami. – Zadaniem dorosłych jest chronić dzieci przed wszelkiego rodzaju nadużyciami. Także w kwestii ekspozycji na treści brutalne i agresywne. Żadne prawo nie wyręczy w tym rodziców. Nie uważam, że trzeba zmieniać prawo. Trzeba edukować rodziców. Nie tylko w zakresie higieny technologicznej, ale także w zakresie budowania bezpiecznej więzi z dzieckiem. Uważam, że edukacja ta powinna się już odbywać na etapie szkoły rodzenia, czyli zanim dziecko pojawi się na świecie. Jeśli rodzic ma dobrą więź ze swoim dzieckiem, jest zainteresowany tym, co w wolnym czasie robi dziecko, jakie ma zainteresowania, co przeżywa, to zauważy, jeśli będzie się działo coś niepokojącego. Co więcej, dziecko samo mu o tym powie. W bezpiecznej więzi możliwe jest także adekwatne, bezprzemocowe stawianie granic. Dziecko ma wtedy szansę zrozumieć, a przynajmniej przyjąć, że pewnych rzeczy mu robić nie wolno – wyjaśnia.
Rzeczywiście, przyglądając się funkcjonowaniu wielu rodzin, trzeba zauważyć brak zainteresowania ze strony dorosłych – co tak naprawdę robią ich dzieci. Żyjemy dzisiaj w świecie, którym zawładnął nadmierny konsumpcjonizm, a tempo działania zaczyna wypaczać życie rodzinne. Taki stan rzeczy doskonale obrazuje wspólny obiad w wielu domach – jeśli domownicy siadają już razem do stołu, to zazwyczaj pada podczas niego zaledwie kilka zdań, a każdy spożywa posiłek ze wzrokiem skierowanym w ekran telefonu i żyje we własnej rzeczywistości. Bez rozmowy nie ma żadnej relacji, co uniemożliwia poznanie drugiego człowieka, a w szczególności dziecka i nastolatka. Najczęściej problem jest bagatelizowany i „zwalany” na trudny czas dojrzewania, który zapewne wkrótce minie. Często okazuje się, że taki stan rzeczy pozostaje na lata. Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy rodzice naprawdę walczą o relację z dziećmi, przez rozmowę, lecz może okazać się na to już znacznie za późno. Praca, kariera, obowiązki, znajomi czy partnerzy, czyli to wszystko, co próbuje się nam ukazać, jako tzw. samorealizację, tworzy coraz częściej całą codzienność dorosłych. Nasuwa się jednak pytanie, gdzie w tym szeregu priorytetów znajduje się dziecko, które powinno być na pierwszym miejscu. Zaniedbania w początkowych latach rozwoju sprawiają, że więź dziecko-rodzic jest nietrwała, a w tym przypadku tzw. okres buntu często w jednej chwili ją zrywa. Trzeba z całą pewnością zaznaczyć, że nie zawsze wina stoi po stronie rodziców, ponieważ każdy przypadek jest inny. Jednak brak odpowiedniego kontaktu wewnątrz rodziny powoduje, iż rodzic nie ma pojęcia, co robi jego dziecko, a jego głównymi wychowawcami są technologie – Internet, telewizja i właśnie wspomniane gry komputerowe, o których wielokrotnie dorośli nawet nie wiedzą. Nadszedł chyba ten moment, kiedy po raz pierwszy pojawia się okazja, by wykorzystać znaną sentencję „kiedyś to było, nie to, co teraz”, bo być może problem z grami i zabawami w wojnę ma swoje podłoże w postępie i nowoczesności, która nie zawsze prowadzi w dobrą stronę.
MŁODZI „WOJOWNICY” KIEDYŚ I DZIŚ
Średniowiecze i starożytność były epokami wielu wojen i właśnie w tamtych czasach utarł się znany nam do dzisiaj archetyp wojownika, jako człowieka odznaczającego się siłą, odwagą, asertywnością, ale przede wszystkim umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Szczególnie ta ostatnia zdolność jest mocno pożądana przez współczesne społeczeństwa, żyjące w ciągłym pędzie i stresie, kreujące toksyczny „kult sukcesu”, który ukazuje wysoką pozycję społeczną, jako cel sam w sobie. W konsekwencji życie wielu z nas opisuje znana piosenka: „Galop. Biegnę, padam, wstaję. Bez końca galop. Biegnę, padam, wstaję […] Bez końca gnam.”
Ludzi dawnych epok przygotowywano do służby wojskowej już od wczesnych lat – ze wskazaniem przede wszystkim na mężczyzn. Stąd nie jest przypadkiem, że to głównie ich dzieciństwu towarzyszy często zabawa w wojnę. Gry akcji pojawiły się stosunkowo niedawno, dlatego przeważająca część populacji to osoby pamiętające tego typu aktywności. Rzeczywiście okazuje się, że udawanie wojowników podczas zabawy jest znacznie korzystniejsze dla dzieci, niż wcielanie się w nich w świecie wirtualnym, także w radzeniu sobie z trudnościami. W kontekście powszechnego „zabiegania” i tzw. wyścigu szczurów może to być kluczowe w przygotowaniu do dorosłego życia. – Zabawa jest formą oswajania się z trudnymi tematami. Daje możliwość eksperymentowania z różnymi rolami, stawania po różnych stronach i doświadczania siebie: tego, jaki jestem, na co mnie stać, gdzie są moje granice i ograniczenia. Zabawa jest zatem ważnym źródłem wiedzy o świecie i wiedzy o sobie. Dziecko bawiąc się wojnę doświadcza zarówno swojej słabości, jak i omnipotencji, własnego lęku i agresji. Dzieje się przy tym w świecie „na niby”, zawsze można ją przerwać, zmienić jej bieg, nie przynosi żadnych realnych konsekwencji. Zabawa w swojej funkcji rozwojowej nie może być zatem zjawiskiem negatywnym – mówi Anna Wąsik. Podkreśla również, że ważnym aspektem w zabawie jest pozostawienie jej na poziomie jak najbardziej symbolicznym. – Dzieciom do zabawy w wojnę wystarczy patyk, albo własne palce. Nie muszą mieć realistycznej broni, wydającej realistyczne dźwięki. Sprowadzenie zabawy w wojnę do realiów jest głęboko szkodliwe i, w mojej opinii, stanowi nadużycie dla rozwijającej się osobowości i tożsamości dziecka. Wpisują się w to także gry komputerowe – zauważa. Niestety większość dzieci ma dostęp do zabawek, które – można powiedzieć – są idealnie odwzorowanymi atrapami prawdziwych broni. Jaki procent najmłodszych, przy dzisiejszych możliwościach, bawi się patykami?
DZIECI WOJNY
Problematyka wojenna powróciła głównie w związku z trwającą obecnie pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę, która diametralnie zmieniła życie jej mieszkańców, w tym tysięcy dzieci. Znaczna ich część musiała opuścić swoje domy, uciekając przed piekłem wojny na Zachód, nie mówiąc już o dramacie wywiezionych do kraju agresora. Ci, którzy pozostali, nie widzą wojny w grach, lecz wokół siebie. Chociaż w tym momencie najcięższe walki toczą się na południu i wschodzie Ukrainy, życie dzieci z dala od frontu wywróciło się do góry nogami. Ich rodzice bronią ojczyzny z karabinem w ręku, ale najmłodsi również nie próżnują. W mediach mogliśmy wielokrotnie zobaczyć nagrania dzieci przygotowujących siatki maskujące czy nawet „koktajle Mołotowa”, by pomóc tak bardzo, jak tylko potrafią. – Chłopaki coraz bardziej naśladują żołnierzy. U mnie w miejscowości nawet zrobili takie przejście, gdzie sprawdzają dokumenty, żeby nie było rosyjskich dokumentów, a czasami sprawdzają samochody, czy nikt nie ma w nich broni – mówi Lina z Ukrainy. Na jednym z nagrań można dostrzec właśnie tego typu „kontrolę” przy zbudowanym prowizorycznie „posterunku”, podczas której grupa dzieci prosi o pokazanie dokumentu i powiedzenie szyboletu, czyli słowa trudnego do wypowiedzenia dla cudzoziemców, dzięki któremu mogą oni rozpoznać wrogów. W tym wypadku jest to słowo palanyca (ukr. паляниця), czyli tradycyjny, ukraiński chleb pszenny. Z kolei w innym filmiku, w ręku dzieci, zatrzymujących pojazdy można dostrzec atrapy karabinów. Ciśnie sie na usta pytanie, czy to jeszcze zabawa, czy realne zaangażowanie dzieci w działania wywiadowcze. Być może to rzeczywiste wsparcie dla formacji wojskowych, ale również zaspokojenie potrzeby działania, gdyż nic tak nie boli, jak bezradność w obliczu nieszczęścia. – Zabawa w wojnę, jak każda inna zabawa, ma także funkcję autoterapeutyczną. I myślę, że w obecnych czasach ta rola ma duże znaczenie. Dotyczy to oczywiście przede wszystkim dzieci, które tej wojny bezpośrednio doświadczyły, czyli dzieci ukraińskich – zwraca uwagę Anna Wąsik.
WSZYSTKO W NASZYCH RĘKACH
Inna sytuacja ma miejsce w naszym kraju, gdzie dzieci czerpią informacje o wojnie głównie z mediów i rozmów dorosłych, wymieniających się opiniami na temat sytuacji na ukraińskim froncie. W wyniku tej „wojennej otoczki”, dziecko może zacząć odczuwać lęk o własne bezpieczeństwo, pomimo braku zasadnych przyczyn. Troska o najmłodszych jest szczególnie ważna w realiach społeczeństwa medialnego, które pokonuje bariery czasowe i przestrzenne, pozwalając odczuwać te same emocje, co ludzie będący nawet w innym kraju. Wśród docierających do nas „newsów” są informacje o konfliktach zbrojnych, morderstwach, kataklizmach czy zamachach terrorystycznych. Nie zapominajmy również o pandemii, która bardzo negatywnie wpłynęła na kondycje psychiczną, zwłaszcza dzieci i młodzieży. To wszystko może powodować lub uzewnętrzniać problemy, których wielu ludzi się wstydzi i nie chce poruszać. Należy więc ostatecznie obalić stereotypy, które powstrzymują potrzebujących przed udaniem się do specjalisty – psychoterapeuty lub psychiatry, gdyż pewnego dnia może być dla wielu z nich za późno. Najważniejsza jest jednak postawa rodziców i opiekunów, którzy mogą zauważyć wszelkie problemy we właściwym momencie i wskazać odpowiedni kierunek, w trosce o prawidłowy rozwój dziecka – również w zakresie stosunku do wojskowości.