W Tramwaju z tatą

0
1110
- reklama -

Parę miesięcy temu obiecałem popełnić artykuł o tym jak to wesoło jest podróżować z dziećmi. Po drodze jednak pojawiły się inne, ciekawe pomysły i wspomniany temat przesuwał się od wydania do wydania. Mimo to, mając na uwadze nadchodzącą wiosnę, zdecydowałem się podzielić moimi przemyśleniami w tym numerze Tramwaju. Ruszamy

Rodzinka w drodze

Dobry pomysł ale rodzice czytający moje słowa na pewno uśmiechają się w duchu nad naiwnością tego pomysłu. Oczywiście znam osoby, które z małymi dziećmi podróżują do Indii, Arabii Saudyjskiej czy do pobliskiej Chorwacji. Ta ostatnia jest niedaleko ale Indie… no cóż. Kawał drogi.

- reklama -

Na koniec świata i jeszcze dalej

Moje wyobrażenie o dalekiej podróży z rodziną zostało poddane próbie jesienią ubiegłego roku. Wybraliśmy się do Wrocławia. W planach główną atrakcją miało być zwiedzanie zoo ze szczególnym uwzględnieniem Afrykanarium. Polecam, masa kolorowych rybek, ptaków i nieco większych zwierzątek – hipopotamów, robi wrażenie. Dzieci po zdjęciu kurtek od razu pomknęły do akwariów wielkości mieszkania i przylgnęły do grubych szyb. Oczywiście moje dzieci nie były jedyne i po chwili na całej długości zbiorników z rybkami i płaszczkami, ustawił się szpaler małych buziek i dziesiątek małych rączek machających do barwnych stworzeń morskich.

Zanim jednak dotarliśmy do Wrocławia, musiałem przebić się przez niekończące się roboty drogowe na autostradzie, co mocno wpłynęło na mój układ słuchowy. Wojtek przebudził się w samym środku kilometrowego korka samochodów, a Amelka zaczęła kopać w siedzenie nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Wtedy Wrocław wydał mi się miastem z końca świata, oddalony o tysiące krzykliwych kilometrów, przeplatanych łzami i nerwowymi spojrzeniami na moją żonę.

Dobrze mieć plan

Plan jest zawsze dobry, ale przy dzieciakach z góry należy zrezygnować z atrakcji, które oferuje większość miast do których się udajemy. W moim przypadku – restauracja, centrum miasta, barwny targ – odpadają. Dlatego na Wrocław mieliśmy prosty plan. Przyjechać, zakwaterować się, zjeść coś, przejechać się do centrum tramwajem – polecam i…. tyle. Pierwszy dzień wydawał się pozornie spokojny. Przygody czekały na każdym kroku. Nasz podwójny wózek wzbudzał zainteresowanie i mimo kompaktowych, jak na taki wehikuł rozmiarów, wymagał ode mnie iście jubilerskiej precyzji w kierowaniu poprzez zatłoczone chodniki i przystanki. Parkowanie w tramwaju również było ciekawym doświadczeniem. Niestety czasem po fakcie okazywało się, że miałem dokładnie pół metra luzu z każdej strony. Na szczęście mieszkańcy byli bardzo wyrozumiali, gdyż nie spotkały nas żadne nieprzyjemności, mimo zajmowania duuuużej przestrzeni.

Prosty plan to dobry plan. Nie oczekujcie wiele, bo dzieci, jak to dzieci szybko się nudzą i to co interesuje nas, dorosłych, je interesuje przynajmniej połowicznie.

„[…] i dlatego nie chcę mieć dzieci[…]”

Zdecydowaliśmy się poruszać po mieście komunikacją miejską, a konkretnie tramwajami. Niskie podłogi, szerokie wejścia, niskie koszty. Przekonały mnie dobre połączenia z całymi miastem. Jedna nitka prowadziła z okolic naszej bazy noclegowej prosto pod Zoo. 28 minut w tramwaju i szczęśliwie wysiedliśmy pod bramą ogrodu zoologicznego. Po zakupie obwarzanków z solą i serem, ruszyliśmy zobaczyć zwierzątka.

Zaletą pory roku, jesieni, jest to, że większość miejsc usytuowanych na zewnątrz z oczywistych powodów, nie jest szczególnie uczęszczana. Pogoda zatem może być sprzymierzeńcem lub wrogiem. Cała wyprawa może skończyć się koniecznością spędzenia czasu w hotelowym pokoju lub w lokalnym centrum zabaw. Na szczęście jesienny weekend sprzyjał spacerowi i nasz główny cel został osiągnięty.

Jako że dzieci lubią spać w ciągu dnia i szybko się męczą – przynajmniej niektóre:), po przejściu przez zoo udaliśmy się na przystanek, by wrócić do naszego mieszkania. Wojtek w tramwaju zaczął głośno płakać, gdyż był głodny i zmęczony. Mimo prób uspokojenia młodego Jonkowskiego, cały tramwaj wiedział, że jedzie z nami mały człowiek. Mnie osobiście takie sytuacje nie przeszkadzają, ale niektórym osobom tak. Po kilkunastu minutach wszystkie siedzenia dookoła nas opustoszały. Wiele oczu wyrażało skrywaną z trudem frustrację. Osobiście lawirowałem od rozbawienia do zdenerwowania. Po pewnym czasie jedna z młodych dziewczyn zwróciła się do swojej koleżanki, nawet nie próbując ściszyć głosu, tymi oto słowami – „i dlatego nie chcę mieć dzieci.”

Znajcie swoje granice

Panujemy pierwsze rodzinne wakacje na maj tego roku. Razem z przyjaciółmi jedziemy do Toskanii. Wynajęliśmy mini busa, robimy listę zakupów i zabieramy się za planowanie wyprawy. Wiem już, że nie pojedziemy do Rzymu, Wenecji, gdyż małe dzieci bardziej zmęczą /zamęczą siebie i nas niż jest to warte. Skupiamy się na relaksie, spacerach, wyprawie nad morze. Plaża, lody, wino, słońce i uśmiech na twarzy dzieci – co jest mój plan. Jeśli uda się do tego dołożyć chwilę wytchnienia dla mojej żony, to będę w niebo wzięty. A ja? No cóż. Myślę, że razem z drugim tatą na wyprawie – moim dobrym przyjacielem wyskoczę na chwilę do sklepu po… makaron i butelkę… soku:).