Kryzys psychiczny dzieci i młodzieży jest od dłuższego czasu zjawiskiem odmienianym przez wszystkie przypadki przez wielu specjalistów z zakresu zdrowia psychicznego.
Co chwilę pojawiają się kolejne raporty (najnowszy opublikowany 19.01.2022 r. przez Fundację Szkoła z Klasą: “Młodzi są zajechani – co z tym zrobimy?”) oraz badania, które tylko utwierdzają w przekonaniu, że dobrostan młodych ludzi – uczniów i uczennic, w dużej mierze legł w gruzach. Policyjne dane alarmują o kolejnych próbach samobójczych podejmowanych przez coraz to młodsze osoby (najmłodsze dziecko, które skutecznie odebrało sobie życie w Polsce miało 8 lat…).
Do rozmowy o tym, dlaczego nasze dzieci nie wytrzymują tempa życia, które im narzucamy i jak wspierać młode osoby i mądrze im towarzyszyć na co dzień, zaprosiłam wybitną psycholożkę Jolantę Dróżdż-Stoszek, która prowadzi w Cieszynie prywatną praktykę psychologiczną “U-ważna. Pracownia Wspierania Dziecka”.
Karolina Ciengiel: Jak długo pracujesz w zawodzie psychologa dziecięcego, jaka była Twoja droga zawodowa?
Jolanta Dróżdż-Stoszek: Pracuję w zawodzie od ponad 20 lat. Zbierałam doświadczenia w placówkach publicznych, edukacyjnych, jak i niepublicznych. Pracowałam z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. W szkole diagnozuję, prowadzę wsparcie psychologiczne – od 3 lat na własnych zasadach, we własnej firmie. Spotkałam na swojej drodze tylu wspaniałych ludzi, rodziców i dzieciaków. Uważam to za swój wielki zasób i szczęście, że dane jest mi pracować z dobrymi ludźmi. Czuję wielką wdzięczność za nich.
Widzisz, postrzeganie wpływa na nas i zmienia nas i świat. Jeśli patrzę na moich klientów z perspektywy ich rozwoju, drogi, którą podążają, bez oceniania, szufladkowania, to widzę więcej i szerzej. Dla mnie moi klienci to eksperci od swojego życia, ja im tylko pomagam odkryć i wzmocnić swoje zasoby.
K.C.: Jakie zmiany w funkcjonowaniu dzieci i młodzieży zauważasz obecnie (życie rodzinne, relacje rówieśnicze, życie szkolne) biorąc pod uwagę także trwającą już prawie 2 lata pandemię? Jak wpływają na Twoją pracę z młodymi ludźmi?
J.D-S.: Zawodowo obserwuję teraz bardzo szczególny czas. Kryzys w edukacji, rodzinie, pandemia ze zdalnym nauczaniem – to wszystko bezpośrednio przełożyło się na kondycję psychiczną dzieci. Mogę stanowczo potwierdzić, że tak źle jeszcze nigdy nie było.
Pytasz, jak wygląda teraz moja praca? Moja rzeczywistość? Ja i moje koleżanki/koledzy pracujemy jak na pierwszej linii frontu. Naprawdę. Kolejny telefon. Nie wiem już który w tym tygodniu. Kolejna historia. Prawie taka sama.
Pilnie mojej pomocy potrzebuje młody człowiek. Ma 13-14 lat, chodzi do szkoły (7-8 klasa), spędza w niej większość swojego dnia. System zafundował mu wiele zajęć dodatkowych (przecież trzeba wyrównać braki po pandemii i przygotować do egzaminów!!!). Gdy z niej wraca próbuje ogarnąć prace domowe. No i są jeszcze korki (bo przecież leży z matmy) i obowiązkowo angielski (wiadomo, że potrzebny a w szkole cię tego nie nauczą). Zostaje mało czasu albo wcale. Na życie. Na pasje. Na siebie.
KC: Co dzieje się z młodym człowiekiem wrzuconym w tryby maszyny pośpiechu i presji?
J.D-S.: Zgłoszenie rodzica obejmuje zawsze podobne sygnały (objawy): „Nie koncentruje się/nie zapamiętuje/nie ma motywacji/ucieka w świat fikcji/mediów. Nie chce się uczyć/nic go nie interesuje. Nie zależy mu. Odmawia chodzenia do szkoły/ucieka ze szkoły.” Pojawiają się problemy w relacjach rówieśniczych. Wycofywanie się, konflikty. Ciągle boli go głowa, brzuch, ma biegunki, wymioty. Ma duże problemy ze snem. Poprawa jest tylko w weekendy. Często płacze, zamyka się w sobie. Wycofuje się z kontaktu (“On prawie z nami nie rozmawia, rzadko schodzi do salonu, ciągle siedzi w telefonie.”) lub jest pobudzony, sfrustrowany, wiecznie obrażony. Dostaje informacje ze szkoły, że pyskuje, błaznuje na lekcjach.
Boi się. Czasem są to konkretne rzeczy, czasem lęk uogólniony. Tnie się, upił się, podejmuje różne zachowania ryzykowne. Występuje też autoagresja w różnych postaciach.
K.C.: I co dzieje się dalej?
J.D-S.: Zaczyna się chodzenie po specjalistach (a jest ich coraz mniej dostępnych). Badania i diagnozy. Szukanie przyczyn. Najczęściej w dziecku. Dociskamy, ile wlezie. Spieszymy się (bo nas zamkną), kolejny sprawdzian, kolejna kartkówka. Trudno uczyć się na bieżąco. Straszymy na każdym kroku: “Nie zdasz! Nic z ciebie nie będzie! Wyłożysz się na egzaminie!” Nie mamy dla niego/niej czasu. Bo praca, bo obowiązki, bo budowa. “Bo my to dla nich tak pracujemy ponad siły a oni nie doceniają. Tylko są roszczeniowi. A przecież ja w jego wieku miałam gorzej… to wszystko przez te komórki”.
Tak wygląda moja rzeczywistość. A ja nie umiem, nie mogę pomóc (doba ma swoje ograniczenia). Zwyczajnie też nie chcę pokazywać młodym, że to oni są problemem. Bo nie są.
K.C.: Z tego co mówisz, dorosłym trudno często zauważyć i pochylić się nad tym, że to, co być może uważamy za normę: wypalający pruski system w szkole, kult wyników i osiągnięć edukacyjnych, często także realizowanie ambicji rodziców, niekoniecznie własnych, jest tak bardzo destruktywne dla dzieci.
Wiesz co mi mówią młodzi ludzie? Są zmęczeni. Okropnie zmęczeni. Uciekają w co mogą. Mają zwyczajnie dość. Potrzebują właśnie naszego zauważenia. Zrozumienia. A dostają w zamian większe oczekiwania, presję i psychologa w pakiecie (jak dobrze pójdzie). Odpoczynek jest potrzebą, a nie nagrodą. Zabawa, pasje, relacje są równie ważne w rozwoju nastolatka co zdobywanie wiedzy. Pokuszę się o stwierdzenie, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Nie można bezkarnie spychać, odraczać realizacji podstawowych potrzeb. Sygnały, które wysyłają nasze dzieci wyraźnie pokazują, jak bardzo zaburzony jest ich dobrostan.
K.C.: Oprócz terapii, jaką prowadzisz dla młodych osób, wspierasz również rodziców – poprzez warsztaty, doradztwo rodzicielskie. Twój ostatni warsztat był poświęcony temu, co niesie w swoim plecaku uczeń …
J.D-S.: Cieszę się, że jest tylu świadomych rodziców, którzy chcą walczyć z presją i podwyższaniem poprzeczki. Chcą usłyszeć i zobaczyć swoje dzieci. Michael Schulte-Markwort, niemiecki psychiatra, autor książki „Wypalone dzieci. O presji osiągnięć i pogoni za sukcesem” pisze o zjawisku, które obserwuje w swojej pracy z dziećmi, a które kojarzy się raczej ze światem osób dorosłych – o wypaleniu. Okazuje się, że dzieci – podobnie jak dorośli – mogą doświadczać bardzo dotkliwego w skutkach wypalenia, które jest konsekwencją życia pod ciągłą presją osiągnięć.
Bo dzieci bardzo chcą uszczęśliwiać swoich rodziców. Chcą, by byli oni z nich dumni. Żeby to osiągnąć, będą się bardzo starać, czasami ponad siły. Jednak codzienne funkcjonowanie w takim tempie i pod dużą presją oczekiwań ma swoją cenę. Często jest nią depresja. Niestety coraz częściej zdarza się, że młodzi ludzie nie otrzymując odpowiedniej pomocy, sięgają po rozwiązanie ostateczne – samobójstwo.
K.C.: A gdzie w tym wszystkim jest system, rozwiązania pomocowe w sytuacji kryzysu psychicznego młodych osób? Gdzie można szukać pomocy, kiedy czujemy, że otaczająca rzeczywistość przerasta nasze dzieci?
J.D-S.: Pytasz o rozwiązania systemowe? O możliwości wsparcia? Zapytaj jakiegokolwiek rodzica, który przez ostatnie dwa lata próbował znaleźć wsparcie dla swojej rodziny, dziecka, nastolatka. Zapytaj, na kiedy są terminy do lekarzy specjalistów? Ile się czeka na psychologa/psychoterapeutę. Nie chcę dyskutować z liczbami na papierze. Z tym jak jest pięknie wg urzędników. Rzeczywistość jest inna. Mniej kolorowa.
Dodatkowym utrudnieniem dla wielu są koszty. To wszystko przekłada się na wielką samotność dzieci. A naszą specjalistów bezsilność. Ja zwyczajnie nie mam gdzie odsyłać.
Kolejna rzecz, która mi przychodzi do głowy to postawa nas dorosłych względem dzieci. Mam na myśli cały system edukacji. Tak zdruzgotany przez ostatnie lata. Wspaniali nauczyciele odchodzą z zawodu. Obserwuję ich wypalenie i frustrację. Nam są potrzebni empatyczni, mądrzy nauczyciele. Tylko oni będą wsparciem dla dzieciaków w tym „systemie”. Wspieram takich dorosłych całym sercem. Oni przychodzą na moje warsztaty, opowiadają o tym, że ważniejsze od sprawdzianu jest dla nich zobaczenie swojego ucznia z całym bagażem trosk i zmartwień.
K.C.: Czyli jest nadzieja? Zmiana na lepsze w edukacji jest możliwa? Jak zrobić szkołę, która wspiera i dba o dobrostan swoich uczniów i uczennic, a nie jest powodem ich wypalenia?
J.D-S.: Nam jest potrzebna taka relacja: nauczyciele + uczniowie + rodzice. Razem, nie przeciw sobie. Stara szkoła nie ma już racji bytu. Pierwszy raz nasze dzieci doświadczyły, że można bez niej żyć. To co było, już nie wróci. Musimy przygotować się na zmiany. I zacząć je od siebie. Nie narzekać na system – tylko być zmianą. System to przecież ludzie. Marzena Żylińska (założycielka ruchu Budząca się Szkoła – przyp. red.) powiedziała: „Powinniśmy przestać oszukiwać dzieci. To nie te odniosą sukces, które w szkole nastawionej na odtwarzanie podanej wiedzy, dostają piątki i szóstki. Sukces w życiu mogą odnieść ludzie, którzy w szkole rozwiną własne pasje, którzy wierzą w siebie i którzy lubią się uczyć. Jeśli mury szkół opuszczać będą dzieci wierzące we własne siły, znające swoje talenty, mające poczucie sprawstwa, umiejące współpracować, wyznaczać sobie własne cele i konsekwentnie dążyć do ich realizacji, to szansa na sukces jest ogromna. I jeszcze coś, co być może jest czynnikiem najważniejszym! Musimy nauczyć dzieci, że mogą w życiu realizować własne marzenia, w przeciwnym razie ktoś w przyszłości zatrudni je do realizacji swoich”.
Ja się pod tym podpisuję. Takiej szkoły pragnę. Szkoły opartej na kompetencjach i relacjach.
K.C.: Tak, jak mówisz – szkoła to też rodzice, którzy mają realny wpływ na postawy i przekonania swoich dzieci. A często w polskiej szkole obserwujemy sytuację, w której te dwie grupy: nauczyciele i rodzice, stoją do siebie w kontrze…
J.D-S.: Stąd mój apel do rodziców: Kochani – budujmy szkołę razem z nauczycielami, dla naszych dzieci. Zmieniajmy edukację. Jesper Juul czyni mottem swojej książki wezwanie: “Nauczyciele, uczniowie i rodzice powinni razem wyjść na ulicę i zaprotestować przeciwko obecnemu systemowi szkolnemu”. Czy ja się kiedyś doczekam takiej wspólnoty?
K.C.: Zostając jeszcze przy rodzicach – bo to oni/my jesteśmy, a przynajmniej powinniśmy być, najbliżej naszych dzieci. Jak wspierać dziecko i pomagać mu? Jak być z młodą osobą na co dzień, żeby czegoś nie przeoczyć? Czegoś niepokojącego …
Jest coś co chciałabym, żeby wybrzmiało.
Często słyszę: “Niech Pani coś z nim/z nią zrobi ….”
…żeby nie czuł/czuła tak, jak czuje…
…żeby zachowywał/zachowywała się inaczej …
…żeby nie był/była kłopotem …
…żeby nie robił/robiła nam wstydu …
…żeby był spokój …
…żeby był/była jak inne dzieci …
“Bo ja już nie wytrzymam! Ja już dłużej nie mogę! To się musi skończyć! On/ona musi się zmienić/zrozumieć!”
Trudno zobaczyć własne dziecko i jego potrzeby, jeśli samemu jest się w kryzysie. Wtedy pojawia się myśl: “Niech wreszcie zrozumie, powinna/powinien to widzieć, wiedzieć. Czemu jest tak trudno? Inne dzieci są łatwiejsze, w innych rodzinach jest lepiej, lżej.”
To bardzo utrudnia dostrzeżenie, co się dzieje z naszym dzieckiem. Sygnały, jakie wysyła interpretujemy jako skierowane przeciw nam. (Manipuluje/wymusza/ robi mi na złość/wszystko specjalnie).
Chciałabym móc powiedzieć, że wystarczy praca dziecka (z dzieckiem) i sytuacja się zmieni, ulegnie poprawie. To jednak tak nie działa.
Wsparcie psychologa to wsparcie systemu, którego dziecko jest częścią. Często najbardziej wrażliwą. A na pewno najbardziej zależną od dorosłych i najbardziej potrzebującą wsparcia.
Oczekiwanie, że zmiana dokona się w dziecku, a system pozostanie nienaruszony są nierealne. Praca z dzieckiem to praca nad zmianą w rodzinie.
„Mój tata musi dużo pracować, nie ma dla nas czasu, ja się czuje odpowiedzialna/y, bo on tak haruje dla nas, ciągle o tym przypomina.”
„ Oni ciągle krzyczą.”
„ Weekendy są najgorsze – wtedy trzeba cały czas udawać.”
„ Muszę się uśmiechać, nawet jak mam gorszy czas, bo psuję atmosferę w domu i wszyscy są na mnie źli.”
„ Oni myślą i mówią, że jestem nieudacznikiem i skończę źle.”
„ Mówią, że mam wszystko i powinnam być wdzięczna i szczęśliwa, a ja ciągle smutna/smutny i zdołowany.”
„Tata mówi, że jak bym się postarała i wzięła za siebie, to by mi te myśli wyleciały z głowy. Każe mi biegać, a ja nie mam siły.”
„Nienawidzę imprez rodzinnych, wtedy wychodzi jak bardzo się za mnie wstydzą.”
„Nie lubię wieczorów, weekendów i dni wolnych – bo wtedy jest tata w domu, a w zależności od jego humoru jest albo zły i lepiej nawet nie oddychać albo dziubie do wszystkich i dogaduje.”
Naprawdę wierzycie, że to dziecko w gabinecie ma dokonać takiej rewolucji w swoim życiu, że poradzi sobie w wyżej wymienionych sytuacjach? Bez Was nic się nie podzieje dobrego. To WY rodzice macie klucz do waszego dziecka. Ten klucz to więź. Więź i obecność. Taka więź, która daje wsparcie i zrozumienie, ciągle wybacza, daje kolejne szanse, nie oczekuje, nie stawia wymagań, nie wywiera presji.
Cieszy się, że Jesteś. Taki jaki jesteś. To musi pójść od nas, dorosłych. Pewnie, że łatwiej by mi się to wszystko mówiło, gdybym sama nie popełniała błędów. Wiesz, z takiej pozycji: „wiem, że mam rację, a wy nie.” Niestety w bycie rodzicem wpisane jest popełnianie błędów, poczucie winy, wyrzuty sumienia. Wpisane jest też to, że ciągle próbujemy od nowa. Bo mamy dla kogo.
Kochani zacznijmy od nowa. Od teraz. Trzymam kciuki. Za Was. Za siebie.
Wszystko co napisałam oparte jest o moje doświadczenia i moich młodych klientów. Nie jest krytyką nauczycieli ani rodziców. Dostrzegam ich frustracje i wypalenie. Towarzysze, im często i wiem z czym się zmagają. Jednak jest we mnie potrzeba mówienia głośno o tym, co przeżywają dzieci. Jest we mnie niezgoda na to, co im fundujemy – presję. Nie uwzględniamy ich potrzeb rozwojowych. Nie zauważamy, że już więcej „nie uciągną”. Nie bierzemy ich pod uwagę. My dorośli.
Rozmawiała: Karolina Ciengiel, Szkoła cieszy-n.