Jak dobrze mieć sąsiada

0
518
- reklama -

W sobotę w Błogocicach trudno się wyspać. Nie dlatego, że głodne kury drą dzioby przed gankiem, bo tak robią codziennie. W sobotę przyjeżdża z mlekiem rolnik z sąsiedniego Puńcowa. Po ósmej rano trzeba wziąć zieloną blaszaną bańkę i iść na skrzyżowanie przed przystankiem. Tak było przez całe lata aż do tej zimy, kiedy nie przyjechał w środę, potem w sobotę i w kolejną środę… Może przestało mu się chcieć albo opłacać tak jeździć cały rok – dyskutujemy z sąsiadami patrząc na odjeżdżający do miasta autobus. Choć powinno się opłacać, gdy cena benzyny stanęła, a cena mleka i masła poszła w górę jak piłka kiepskiego tenisisty. Trzeba było wybrać się na rekonesans, stanąć miejskim butem w grząskim gruncie, wystawić miejski nos na szczere doświadczenie wiejskiego gospodarstwa, by się dowiedzieć, że to nie drożyzna, tylko choroba. I że na mleko „prosto od krowy” trzeba poczekać aż do wiosny lub przyjeżdżać samemu.
Jeszcze sto lat temu też byliśmy wioską, bo Błogocice do Cieszyna przyłączono w 1923 roku. Teraz jesteśmy miejskim, a nawet willowym osiedlem i dojeżdża tu nie zdezelowany busik, tylko prawdziwy autobus z numerem. Pomiędzy dawnym zakładem LAS, ukrytą za drzewami Olzą a meandrującą Puńcówką, na pięciu raptem ulicach może mieszkać nawet z pięciuset mieszkańców. Liczę w uproszczeniu, według ilości skrzynek pocztowych (132). Do sąsiadów spokojnie można dodać kilkanaście osób z Ukrainy, których głosy rzadko słyszymy – jedynie dzieci odzywają się nieproszone, ich matki na przystanku zwykle milczą. Gdy zabrakło mleczarza, przestało istnieć jedno z trzech miejsc sąsiedzkich spotkań. Sklepy, a nawet garażowe kioski, dawno pozamykano. Dojeżdżający do miasta samochodami nie powiedzą sąsiadowi nawet „dzień dobry”. Do wymiany uprzejmości i wiadomości pozostał jedynie przystanek, jednoczący seniorów, mieszkańców czy działkowiczów z uczniami dojeżdżającymi do szkół. Siłownia przy lesie mniej zachęca do rozmowy, tam jesteśmy osobno, skupieni na własnym oddechu i ruchu. Trochę słabo, myślę, czytając w „Tygodniku Powszechnym” o sąsiedztwie jako wspólnym zamieszkiwaniu. Nadal silniejszym, serdeczniejszym wśród mieszkańców wsi, niż miast. Tym wystarczać ma życzliwy chłodek. *
Susan Pinker w książce „Efekt wioski” opisuje wyniki badań, które dowiodły, że osoby utrzymujące bliskie relacje żyją przeciętnie o 15 lat dłużej niż samotnicy. Demencja rzadziej dotyka tych, którzy mają rozbudowane sieci kontaktów. Korzyści z utrzymywania bliskich więzi mają swoje fizjologiczne uzasadnienie. Oksytocyna i wazopresyna – dwa neuropeptydy wydzielane do krwiobiegu, gdy nawiązujemy i utrzymujemy wartościowe relacje z ludźmi – przyczyniają się do obniżania poziomu stresu, zwiększenia odporności a nawet szybszego gojenia ran. Razem z dopaminą, serotoniną i endorfinami stworzyć możemy prawdziwy koktajl młodości. Dobre sąsiedztwo ma więc konkretną wartość, może być skuteczniejsze niż sport, dieta i wszystkie wyrzeczenia, którym się poddajemy, by zachować dobrą formę. Są badacze, którzy oddziaływanie diety śródziemnomorskiej widzą nie tyle w oliwie i warzywach, ale we wspólnocie i wspólnym jedzeniu!
„Sąsiad” brzmi swojsko, a czeski „soused”, ukraiński „susid”, chorwacki „susjed”czy nawet węgierski „szomszéd” wyglądają bardzo podobnie. To uruchamia mój polonistyczny mózg, ręce nieuchronnie prowadzą do klawiatury, a ona do Wikipedii. Okazuje się, że SĄSIEDZI to prasłowo, obecne we wszystkich językach słowiańskich, oznaczające dosłownie „współsiedzący”. 
Na dachu gospodarczego domku siedzi kaczka Agata, najbliższa koleżanka dwóch pozostałych z większego stada kur: Zuzanki i Rudej. Niewątpliwie, też sąsiadki, zwłaszcza gdy razem wysiadują… Zwierzęta w naszej najbliższej okolicy pod lasem to nie tylko psy i koty, gołębie, dzięcioły, kosy, sikory i wróble. Także wiewiórki, zające, sarny, bobry, a nawet borsuki oraz drapieżniki: lisy, kuny czy pustułki. Dla mnie bardziej charakterystyczna jest błogocicka leśna flora, zwłaszcza wczesną wiosną, gdy dominuje czosnek niedźwiedzi, wymieszany wdzięcznie z cieszynianką. O tym czasie w lesie pojawia się znacznie więcej osób z dyskretnie pochowanymi siatkami, które po charakterystycznym spacerze z przykucami pęcznieją zieloną zawartością tej super food. Skromna i rosnąca całymi łanami roślina cebulowa zwiększy odporność, obniży ciśnienie, poprawi krążenie a nawet pomoże rzucić palenie. Szczęśliwie, w naszym województwie czosnek niedźwiedzi nie jest pod ochroną, ale jak w życiu, trzeba zachować umiar i raczej skubać pojedyncze listki, broń Boże wyrywać całych roślin, bo się wyprowadzą.
Las to grzyby, ale „naszego” lasu to nie dotyczy, tu nie rosną nawet psiaki – trujaki. Przez lata cierpliwie wysypywałam pod modrzewie, sosny, świerki i brzozy resztki grzybów – i doczekałam nowych sąsiadów. W ogrodzie całymi rodzinami rosną żółte i białe maślaki, polne pieczarki, w zeszłym roku pojawiły się borowiki ceglastopore, a nawet rydze. Cicho i poza naszym wzrokiem rozwija się tajemnicza sieć – grzybnia. Z czasem przekroczy płoty, wróci do lasu, bo połączona jest z drzewami wzajemnym odwiecznym przyciąganiem. Trudno uwierzyć, że dopiero w ostatnich latach naukowcy zaczęli się przyglądać podziemnemu ekosystemowi, odkrywając jego znaczenie dla ochrony klimatu. Grzybnia, nazywana często „układem krążenia” całej planety, pochłania gigantyczne ilości dwutlenku węgla, a zarazem dostarcza roślinom trudno dostępne minerały i wodę. Międzynarodowy zespół ma zmapować globalną podziemną sieć grzybową, zbadać mechanizmy mikoryzy i wskazać najbardziej zagrożone, wymagające ochronnych korytarzy miejsca.**
W oczekiwaniu na wyniki pionierskich badań, które w pierwszym etapie i tak ominą Europę, a co dopiero Polskę i Cieszyn, możemy na własną rękę, intuicyjnie i serdecznie, rozwijać nasze sąsiedztwa. Wtedy przetrwa i las, i my.

• Olga Drenda „Ludzie najbliżsi”, prof. Roch Sulima „Tak sobie mieszkamy”, Tygodnik Powszechny, 4/2023
** https://smoglab.pl/grzyby-podziemne-siec-mapa/

- reklama -