Jak mówi Regina Brett: „Szczęście to sztuka wyboru”. I jest to prawda, jeśli „tylko” zejdziemy głębiej, pod wdrukowane nam przekonania, narzucone wzorce, wmówione prawdy.
Jak część z Państwa wie, miesiąc temu byłam w Indiach. Podróż z kategorii wypraw życia. Od początku wiedziałam, że jadę tam być. Zatrzymać się. Być blisko źródeł jogi, która stanowi ważną część mojej, nie tylko zawodowej, codzienności. Kiedy o Indiach zaczęłam myśleć, nie wiem. Ale bardzo świadomie marzenie to zakiełkowało w 2023 r. Tylko tak się złożyło, że był to rok totalnej zmiany w moim życiu. Opuściłam ciepłą acz destrukcyjną etatową posadę, zmieniłam branżę, nastawienie, ludzi wokół siebie, zaczęłam szkołę. Znaczy się było intensywnie i finansowo niepewnie. Indie jawiły się jako marzenie dość absurdalne. Ale potrzeba wyjechania tam rosła. Okoliczności także się otworzyły. Tylko trzeba było podjąć decyzję, zaryzykować, naruszyć gromadzone oszczędności. Im bliżej końca roku, tym zmienne warunkujące wyjazd zaczęły się zawężać. Czekałam już tylko na harmonogram zjazdów w szkole. A ze mną czekali przyjaciele i rodzina, którzy wyjazd postanowili współfinansować w ramach prezentu urodzinowego. W grudniu, pomiędzy urodzinami a świętami, kupiłam bilety lotnicze. Marzenia się same nie spełnią. Musimy im dać naszą energię. Pozwolić rosnąć. Podejmować kroki. I wziąć odpowiedzialność, za ich realizację. Kiedy 29 lutego wylądowałam w Trivandrum, już po wszystkich formalnościach, a jeszcze przed spotkaniem z czekającym na mnie kolegą, popłakałam się. Zalała mnie fala wzruszenia i wdzięczności, że jestem i swoje marzenie wprowadzam w życie, że sobie na to pozwoliłam.
Choć sama nie nadmuchiwałam balonu oczekiwań, jaki ten kraj jest, co tam przeżyję, to z różnych stron dochodziły do mnie skrajne informacje, o biedzie, niebezpieczeństwie, chorobach, ale także o intensywności kolorów, smaków, różnorodności. I nigdzie wcześniej tak namacalnie nie doświadczyłam w praktyce, że to my decydujemy, jak coś odbieramy. Mamy wybór, czemu, w jakim stopniu damy, uwagę. Miałam kilkanaście sekund na podjęcie decyzji, czy przyjmuję Indie takimi, jakimi są, czy nakładam na nie filtry „mojego” świata i mnie wywala z systemu. Poszłam za swoją ciekawością i zgodą na przyjęcie tego, co widzę, słyszę, czuję, że takie to jest. Po prostu. To nie znaczy, że nie widziałam trudniejszych kawałków, nie poruszały mnie bezdomne zwierzęta czy historia 34-latki prowadzącej sklep od 7 roku życia, nie umiejącej pisać i czytać. Ale uwolniłam się od oceny.
I zawracając do tytułu tego felietonu, sztuka wyboru wynika z wolności. Dopiero widząc różne perspektywy, strony danej sytuacji, możemy wybrać, do czego nam bliżej, co nas zaciekawia na tyle, by przejść do działania.
W podróży ważne jest także doświadczenie powrotu. Wracałam powoli. Pozwalając sobie na miękki powrót do obowiązków, uważniej zapełniając grafik. To dało mi przestrzeń na nowo układać z miejscem, gdzie żyję. Upewniając się, że Śląsk Cieszyński to moje miejsce na świecie. Smakując powrót do siebie. Także w tym wymiarze.
P.S. Nie trzeba wyjeżdżać daleko. Zresztą każdy ma swoje Indie. Każda podróż zaczyna się od decyzji. Pięknych podróży tych dalekich, ale i równie smakowitych bliskich, Państwu i sobie życzę.