Dawno, dawno temu, gdy byłam małą dziewczynką i świat wydawał mi się wielki, marzyłam o tym, by zostać weterynarzem. Wszystkie pluszaki dostawały zastrzyki i miały obandażowane kończyny lub głowy. Te wypchane trocinami z czasem pleśniały, nie służył im bowiem nadmiar wody ze strzykawek. Reakcja rodziców też była daleka od entuzjazmu. „Nie chcemy, byś pracowała w oborze” – mówili do mnie wtedy, a ja ich słowa zrozumiałam po latach i im wybaczyłam. Nie spoglądali już tak daleko w przyszłość jak kilkuletnia dziewczynka z bujną wyobraźnią. Mieli swoje codzienne zmartwienia i chcieli ich oszczędzić dzieciom. Warto jednak zawsze pamiętać, że marzenia rodzą się bardzo wcześnie.
Namiastką spełnienia tych marzeń stały się psy towarzyszące mnie i mojej rodzinie przez całe życie. By ta symbioza trwała bezproblemowo, zawsze obie strony wkładały nieco wysiłku we wzajemne zrozumienie. Prawda jest taka, że psy, w przeciwieństwie do wielu opiekunów, są świetnymi obserwatorami i potrafią wyciągać trafne wnioski. Doskonale wiedzą, kiedy cierpimy, czy coś nas gnębi lub martwi. Potrafią nie tylko dostosować się do sytuacji, ale też w chwili, gdy płaczemy, starają się nas pocieszyć, wciskając głowę pod nasze ramię czy przytulając się do nas całym ciałem. Dają nam wsparcie. W komunikacji z człowiekiem wykorzystują wszelkie dostępne im metody, jak ruchy ciałem, w tym znane chyba wszystkim merdanie ogonem oraz środki wokalne czyli np. szczekanie. To, że ruszać można się na różne sposoby i przybierać dowolne pozy, komunikując to i owo, łatwo nam sobie wyobrazić, gdyż spotykamy się z tym na co dzień u własnych lub zaprzyjaźnionych psów. Podobnie zresztą czynią ludzie. A jak wygląda sytuacja ze szczekaniem? Nie wszystkie psy są gadatliwe, wiele używa głosu wyłącznie w ekstremalnych okolicznościach, w chwilach zagrożenia lub strachu, szczególnie te domowe, mieszkające w blokach czy kamienicach.
Sami żyliśmy przez lat kilkanaście tworząc szczęśliwą rodzinkę z grupką cichych, mruczących czasami jak koty, buldożków. Komunikacja była wyłącznie „cielesna”. Teraz bach… od roku mamy psiego gawędziarza. Tolek, gdyby był człowiekiem, z pewnością zostałby youtuberem, influencerem lub celebrytą. Po pierwsze – pozuje do zdjęć absolutnie profesjonalnie, w zasadzie brakuje mu tylko laseczki i melonika. Po drugie – ma dużo do powiedzenia i zdecydowanie nie jest monotonny. Wspaniale moduluje głos w zależności od sytuacji, posługując się dużą skalą intonacji, głośności i barwą dźwięków. Popisy wokalne wspiera pełnymi gracji ruchami ciałem oraz uszami, które załamane jak u charta z reguły zwisają. Te uszy to dla nas zagadka, bo w zależności od sytuacji lewe lub prawe ustawia idealnie poziomo. Do dziś nie wiem, dlaczego zawsze tylko jedno i dlaczego raz jedno a raz drugie. Może z czasem odszyfrujemy ten poziom komunikacji. W tej chwili ćwiczymy porozumienie głosowe. Tolek szczeka na różne sposoby, m.in. jak większość psów, stosuje histeryczne szczekanie pod ogrodzeniem na widok przechodnia, którego tak nie lubimy (szczekania, nie przechodnia), a które uprawia sporo przydomowych pupili. Zupełnie inaczej szczeka, gdy nieznana osoba wchodzi na posesję, słychać w jego głosie wibracje, jak przy warczeniu, a głos ma głęboki niczym wielki silny pies, choć mieści się w wadze średniej, bo waży 15 kg. Wyraźnie mówi „A Ty tu do kogo? To moje miejsce na ziemi, nie Twoje”. Kiedy pod zamkniętą furtką staje ulubiony Tata, szczekanie jest „roześmiane” i brzmi szczególnie, Tolek woła „Hej, szybko, Tato przyszedł, Tato przyszedł… otwierajcie tę furtkę”.
Poszczekiwanie wykorzystuje też w domu – krótkie i radosne (za chwilę wychodzimy na spacer), ponaglające z nutką warczenia (przy szykowaniu miski z jedzeniem), zniecierpliwione, bez nutki warczenia, ale na wyższych tonach (gdy zbyt długo szykujemy miskę z jedzeniem). Ma też zestaw pytający w słowniku, brzmi mniej więcej „Hau, hauuu?” – dwa szczeknięcia z wyraźnym pytajnikiem na końcu, jakby mówił „Idziecie beze mnie? Naprawdę?” Kiedy powarkiwaniu i poszczekiwaniu towarzyszą wędrówki do kuchni oznacza to brak wody w misce.
Warczenie, które tak nas płoszyło na początku wspólnego życia, teraz odbieramy jak należy. Tolek powarkuje zachęcając nas do zabawy, gdy dziękuje za pieszczoty i domaga się ich więcej. Fajnie, nisko, gardłowo i bardzo ciepło.
W jego słowniku jest też wycie i skowyt. Rozpaczliwe wycie trwa chwilę, gdy zamykam drzwi i idę do pracy, a Tolek zostaje sam -Jak mooogliścieee zostaaawić mnie sameeegooo. – dobiega zza drzwi. Gdy wracam, słyszę skowyt w najwyższej z możliwych tonacji, który przewierca mózg na wylot– Wróciłaaaa…, wróciłaaaa… – i Tolek skacze wokół mnie.
Na koniec perełka – by wyprosić ciasteczko, cukierek bądź cokolwiek innego „słodkiego”, Tolek kręci się wokół przedmiotu pożądania, podnosi wargi i szczerzy swoje stare, pożółkłe zęby. Uśmiecha się. Wygląda przekomicznie.
Najważniejsze, że tak bardzo stara się przekazać nam tak wiele. Doceniamy jego wysiłki i cały czas się uczymy Tolkowego słownika. A to, że on widzi nas na wylot i rozumie wszystko, to pewne.
Schronisko dla psów AZYL
Cieszyn, ul. Cicha 10
tel. 33 851 55 11
psy@schronisko-cieszyn.pl