DEMOKRACJA to przede wszystkim niezależne media

0
1170
- reklama -

Jakiś czas temu zaproszono mnie do udziału w ogólnopolskiej debacie na temat mediów lokalnych. Po ostatnich wydarzeniach w Polsce i akcji „wolne media” niezależność dziennikarska stała się na chwilę najważniejszym tematem publicznym. Niestety na chwilę…

Debata zorganizowana przez „Fundację Batorego” była szansą, by bliżej przyjrzeć się, czy w Polsce w ogóle wolne i niezależne media istnieją. To również dobry moment by odpowiedzieć sobie, co oznacza owa niezależność.

Czym się różnią media niezależne od innych mediów – reżimowych, partyjnych, oligarchicznych?

Otóż media sterowane przez władze, partie polityczne, oligarchów itp. chcą, byś myślał tak jak oni. Media niezależne chcą, byś po prostu myślał.

- reklama -

Czy więc w ogóle niezależne media istnieją?

Według wielu media niezależne nie istnieją. Zawsze bowiem są w jakimś stopniu uzależnione: od biznesu, władzy lokalnej, polityków. Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze jest jednak znalezienie właściwej granicy i złotego środka. To zadanie należy do redaktora naczelnego, aby w odpowiednim momencie powiedział stop.

Niezależność mediów jest w dzisiejszych czasach jedną z najistotniejszych cech charakteryzujących demokratyczne państwo. Nie bez powodu media są określane jako czwarta władza, której wpływ na współczesne społeczeństwo jest znaczący i wszystko wskazuje na to, że raczej się to nie zmieni. Media publiczne mogą stanowić uzupełnienie mediów prywatnych i funkcjonować w sposób obiektywny, jednak tylko wtedy, gdy wpływ władzy wykonawczej będzie wobec nich ograniczony do minimum. Zadanie to jest bardzo trudne, jednak praktyka pokazuje, że istnieją społeczeństwa na tyle odpowiedzialne, by wykształcić system, w którym będzie to możliwe.

Należy jednak zadać sobie pytanie z polskiej perspektywy: czy jesteśmy w stanie stwierdzić, że nasze społeczeństwo spełnia to kryterium? Czy rządzący naszym krajem podołają w przyszłości zadaniu budowy niezależnych mediów publicznych, i nie ulegną chęci ich wykorzystania dla swoich partykularnych interesów? Pamiętajmy, że wolność mediów oznacza również prawo do mówienia ludziom (szczególnie rządzącym), tego czego nie chcą usłyszeć.

Definicja to jedno, ale rzeczywistość już wiele razy zweryfikowała nasze oczekiwania, jak również zdmuchnęła z nas naiwny brokat złudzeń.

Faktyczny szef polskiego rządu Jarosław Kaczyński od lat realizuje swój cel, jakim jest eliminacja niezależnych mediów” i już w 2015 i 2016 roku oddał telewizję państwową TVP partyjnemu dziennikarzowi. Wielkim zaniedbaniem Polaków było przyzwolenie na taki stan rzeczy i brak reakcji w porę. Planowany specjalny podatek jest częścią bardzo efektywnej taktyki. Na skuteczny opór się nie zanosi. Niezależne polskie media, tak jak wcześniej na Węgrzech, umierają cichą śmiercią.

Pamiętam jeszcze taki moment w Polsce, gdy dziennikarze cieszyli się szacunkiem rodaków. Podziwiano w nich odwagę, uczciwość i wiedzę. Teraz dziennikarzem może być każdy. Internet dał możliwość zwykłemu Kowalskiemu tworzyć portale informacyjne, pisać artykuły. Powstają więc niewiarygodne informacje i tzw. fake news. Niestety brak wiedzy o prawie prasowym i często kiepski kompas etyczny powoli, lecz z uporem niszczy znaczenie dziennikarstwa w naszym kraju. Już nikt nie wie, co jest prawdą, a co wyssaną
z palca historią.

Podobnie, pomimo szlachetnego brzmienia, media obywatelskie powstające jak grzyby po deszczu mocno szkodzą mediom, szczególnie tym lokalnym. Są prowokacyjne, a co za tym idzie przekazują dość mocno wykrzywiony obraz rzeczywistości i często nieprawdziwy. Jednak każdy uposażony w telefon i kamerę może ogłosić się dziennikarzem.

Ale wróćmy do mediów lokalnych i zatrzymajmy się na chwilę przy dziennikarzach, którzy zatrudnieni w redakcjach zdobywają swoje zawodowe doświadczenie.

W środowisku lokalnym dość często można obserwować zależność od władz samorządowych, układy czy tzw. kolesiostwo. Na niekorzyść działa to, że w tak małych społecznościach po prostu się znamy, często mieszkając po sąsiedzku. Uznajemy również problemy lokalne za zbyt błahe, by narażać się na konflikty patrząc włodarzom na ręce. Jednak najbardziej niebezpieczne są układy finansowe. Umowy podpisywane z UM na promocję działań są dobrym zastrzykiem finansowym dla kiepsko zarabiających redakcji. Czy więc powinniśmy się dziwić, że korzystają z tej opcji dbając o miejsca pracy?

Niestety powinniśmy. Dożyliśmy czasów, gdy dziennikarz powinien jak lekarz składać przysięgę i zawsze kierować się etyką i obiektywizmem. Każdy z nas powinien mieć jasno wytyczone granice, których nie wolno mu przekroczyć. I w ten sposób doszliśmy do sedna problemu. Granice!

Obecna sytuacja to niewątpliwie wina wciąż przesuwanych granic. Każdego dnia gumujemy margines i rysujemy go o kawałek dalej. Tylko co się wydarzy, gdy już nie będzie gdzie tego marginesu narysować? Dlatego z całą odpowiedzialnością za sytuację winię również samych redaktorów naczelnych i dziennikarzy. To właśnie przesuwane wciąż granice i umowy z samorządami sprawiają, że pomijana jest prawda albo wywracana zupełnie podszewką do góry. Czy mam prawo o tym mówić i wytykać błędy innym? Nie wiem, ale jestem przekonana o tym, że media potrzebują zmian. Potrzebują ich nie dla siebie, ale dla mieszkańców. Chcemy zmieniać dużą politykę, ale tych zmian powinniśmy najpierw szukać w lokalnych społecznościach. Polityka zaczyna się w małych miasteczkach i wsiach. To w takich miejscach zaczynała się kariera Beaty Szydło, Daniela Obajtka, wielu posłów, senatorów i Europosłów. Jeśli więc od samego początku pozwolimy na układy
i milczenie, to w dalszym etapie będzie już tylko gorzej. Przyzwolenie na złą politykę zaczyna się na najniższym szczeblu, a za to odpowiedzialni jesteśmy również my, dziennikarze lokalni.

Być może za ten tekst mocno oberwie mi się od kolegów z lokalnych redakcji, jednak jeszcze gorsze jest przemilczanie problemu. Do akcji „wolne media” przyłączyła się część cieszyńskich gazet i portali informacyjnych, a to sprowokowało mnie, by poruszyć temat niezależnych mediów.

Na ile jednak sami jesteśmy niezależni? Na to pytanie już każdy redaktor naczelny i dziennikarz musi odpowiedzieć sobie sam.